wtorek, 9 kwietnia 2024

kronika zdrowienia (a raczej gorzkie żale)

 Do laryngologa poszłam prywatnie bo tak. 250 zł. Ok. I co. Miałam przy sobie dokumentację więc pani doktor przejrzała i zarządziła, żebym postarała się do czwartku o skierowanie w trybie pilnym to obejmie mnie opieką w szpitalu. Nie że pójdę do szpitala tylko że mnie będzie leczyć żeby mnie ten łeb tak nie bolał. I jeszcze inne dolegliwości też. 

Ok. 

Dziś rano pojechałam do przychodni. Nie ma mojej lekarki. Urlop ma. Inna mnie nie przyjmie. Na teleporadę też nie. I jutro też nie! No to może ja pójdę na wieczorną opiekę? Ale oni tam nie dadzą skierowania. No to co robić. Ja muszę mieć to skierowanie. 

W końcu pani w rejestracji widząc, że się nie ruszam z miejsca i zaraz będę bardzo płakać jednak wcisnęła mnie na teleporadę. Ale musiałam błagać na pół przychodni że mam guza mózgu i dostałam się cudem do specjalisty ale mi przepadnie bo nie mam skierowania! 

Udało się i wróciłam do domu. (Haha mało się nie porzygałam w autobusie przypomniały mi się czasy dzieciństwa jak jeździłam z mamą i rzygałam do torby!) 

I teraz pani doktor zadzwoniła i wystawiła mi skierowanie. Jeju, jakie to chorowanie jest trudne. 




poniedziałek, 8 kwietnia 2024

trochę żal

 Kiedyś na pewno wyzdrowieję ale obawiam się, że będę nadawać się na odwyk. Leki, leki, leki. 

Na sen, na płacz, na ból. 

Znów się pocę. Pamiętam jak to się zaczęło. Budziłam się jakbym chorowała na grypę, ciągle musiałam wymieniać pościel, rano przed pracą brałam długi prysznic żeby się odświeżyć. Mówiłam o tym lekarzowi ale nie zareagował.

Potem doszły zawroty głowy i zaburzenia równowagi ale lekarz to zlekceważył. 

Potem ogłuchłam na jedno ucho ale lekarz stwierdził że mam zapalenie zatok i dał mi sterydy do nosa. 

Potem od innego lekarza dostałam skierowanie na badanie słuchu i w końcu na rezonans. 

Upłynęło dwa lata. 

Nie wiem jak szybko rósł w mojej głowie guz ale z pewnością byłby mniejszy. 



 



środa, 3 kwietnia 2024

upływa szybko życie

 Od czasu do czasu widuję dyskusje na temat zwracania się do rodziców małżonka. Czy po imieniu, czy pani, pan,  czy mamo, tato. 

U nas nie ma z tym problemu i jest mi po prostu ciepło na sercu gdy słyszę jak synowa mówi do mnie mamo a do mojego męża tato. A Hanka do dziadka dziadeczku ukochany albo niszczycielu babcinych kwiatków.   

Czasem w rozmowie mówię  do synowej spontanicznie "dziecko kochane" i z roku na rok czuję tę więź mocniej. Choć bardzo się wszyscy kochamy to jednak żyjemy własnym życiem i to jest ważne. Pamiętać, że wszyscy dawno dorośli,  gotowi do pomocy bez narzucania,  ale też pozwalamy sobie na błędy, co nie jest łatwe bo trzeba ciągle pamiętać że nikt doskonały i idealny nie jest.

Niedawno zmarł tata męża i jeszcze jesteśmy na tym etapie, kiedy o zmarłym rozmawia się tak jakby żył i dopiero na koniec zdania pada, ech, przecież taty nie ma. 

Przy okazji przesadzania roślin powiedziałam właśnie - ojcu na balkonie byś posadził jeżynę do doniczki, ale by się cieszył z owoców! I zaraz. No tak. I westchnienie.  

 

 Upływa szybko życie..

Ha ha zanuciłaś! 


wtorek, 2 kwietnia 2024

zostało mi dużo ciasta i chyba zamrożę

 Przedświąteczne telefoniczne rozmowy uświadomiły mi, że rodzina i znajomi wiedzę o mnie czerpią stąd i z fb i chyba muszę jeszcze bardziej uważać, żeby nikogo nie martwić. 

Z drugiej strony chyba nikt nie oczekuje, że będę tu prowadzić kronikę i psychoanalizę oraz relację z rodzinnych kłótni z dyskusją pod postem kto ma rację. 

Albo dobra. Wczoraj się rozżaliłam nad sobą bo chłop szedł rano do roboty i kiedy wychodził wlazł mi do pokoju i polał mnie zimną wodą że niby taka tradycja. 

Taka tradycja polewać wodą o piątej rano kogoś kto bierze na noc garść leków żeby nie bolało i żeby się wyspać. Jakie te chłopy są głupie, no! 

Obmyślam zemstę.