Życie na emeryturze płynie leniwie i można sobie pozwolić na spanie kiedy się chce spać, dlatego zapomniałam już o zrywaniu się w środku nocy. Jeśli mam gdzieś jechać to umawiam się kiedy mi pasuje a nie jak dawniej po pracy lub w wolny dzień.
Byłam umówiona z kosmetyczką. Na popołudniową godzinę, co się będę zrywać. I tak sobie byle jaka łażę rano po domu aż tu dzwoni kosmetyczka że odwołuje mi wizytę bo koleżanka jest chora i nikt jej nie zastąpi. No, nie żartujmy sobie, ja mam za parę dni wesele i specjalnie hodowałam pazury jak jaszczomp żeby choć w taki sposób poprawić sobie pewność siebie. No i co teraz? Nie, nie płaczę w takich momentach tylko rzucam moim najstraszliwszym przekleństwem – kurwa kurwa szatan! Nie na głos.
Nie lubię takich
sytuacji. No bo co teraz? Trzeba będzie dzwonić wściekle po
okolicznych pazurowniach albo wziąć siekierę
pilnik i samej zrobić porządek. Jeszcze i to.
Ale
z drugiej strony zobaczcie – jak dzwoni pielęgniarka że lekarz
odwołuje wizytę to nie klnę tylko cierpliwie czekam na następny
termin, a przecież paznokcie to nie jest coś tak ważnego żeby
się wściekać. No, kurwa, jak to nie.
Rzuciłam więc krótkim – i co pani teraz proponuje? To chyba
zabrzmiało bardzo wymownie, bo dziewczyna zaproponowała szybciutko
– ale jeśli pani zdąży za 20 minut to możemy działać. Ha,
ciekawe kogo wyrzuciła z tego terminu.
To ja tak – skok pod prysznic, myłam jednocześnie włosy i zęby i wołałam na Krzyśka, że za 10 minut jedziemy.
A że fryzjer w tym samym budynku to chłop skorzystał. Potem zrobił zakupy i przed południem wszystko załatwione. Można zrywać maliny. Klęska urodzaju!