W sobotę pojechaliśmy na lokalny targ bo tam można kupić pyszne chrupiące warzywa, miód prosto z pasieki, wędliny i sery wytwarzane przez okolicznych mieszkańców a nawet rękodzieła. Przy okazji ktoś nam zapakował do bagażnika karton z różnymi kwiatkami do sadzenia, no skandal, uważajcie, zamiast ziemniaków i kapusty kwiatki.
Kupiłam również dorodny rabarbar. Święta były niedawno i na ciasto stanowczo za wcześnie ale mamy w domu wyjątkową okazję, choć nie wariujmy z tymi zakazami - osobiście uważam, że nie trzeba żadnej okazji aby upiec placek z rabarbarem. Taki zwyczajny - kruche ciasto, na to rabarbar, na to beza i to wszystko posypane kruszonką. To jest bardzo proste i to jest bardzo dobre - połączenie kwaśnego jak cholera rabarbaru ze słodką bezą i chrupka góra.
Zjedliśmy wczoraj po kawałku to wiem. Krzysiek wziął sobie kawałek do pracy na noc do kawy.
A ja cóż. Doznałam jakiejś pomroczności i zostawiłam ten placek na blacie. Kotów nie mamy, pies jest uosobieniem kultury i za nic w świecie nie ściągnie jedzenia z blatu. Byłam już w sypialni i przypomniałam sobie o tym cieście ale nie chciało mi się iść do kuchni bo już miałam ustawioną książkę (słucham przed snem) i tak sobie pomyślałam - nie ma co się zepsuć, niech stoi na wierzchu.
Wstałam rano Włączyłam czajnik i tak patrzę na blat i oczom nie wierzę. Placek się rusza! Cała deska, papier do pieczenia i ciasto oblepione mrówkami. Którędy? Ścieżka wiodła w dół szafki do ściany szczytowej.
Mamy dziurawą chałupę!
No popatrz, a u nas na targowisku wszystko z hurtowni, warzywa i owoce kupuję w marketach, bo mają lepsze przechowalnie. Ile razy na ryneczku zwiędłe warzywka i gnijące jabłka mi sprzedali.
OdpowiedzUsuńNajpierw narobiłaś mi apetytu, a potem to!
Zwykłe czy faraonki? Trzeba kupić pułapki, bo inaczej trudno się ich pozbyć. Szkoda ciasta!😪
OdpowiedzUsuńOjojojoj!!
OdpowiedzUsuńAle żal ciasta!
Klarko! Też tak miałam! Niemądrze, na stole do wielkanocnego żarełka, dostawilam pośród palemek, rzeżuch, jajeczek wszelakich- CUKROWEGO baranka🥲Rano było czarno od mrówek! Zdążyłam unicestwić zanim dojechały dzieci. A baranek pofrunął daleko:) na szczęście wyniosły się i nie wróciły.
OdpowiedzUsuńWitaj Klarko, nie pamiętam, czy tu pisałam komentarz. Mieszkam na Warmii. Bardzo lubię czytać Twoje wpisy nie tylko na blogu, ale i na Faceboku. Sposób na mrówki jest prosty i raczej tani. Boraks i cukier. Działa na mrówki "antykoncepcyjnie", nie są w stanie się rozmnażać. Mam na działce kostkę, która może się zapadać, gdyby mrówki się tam rozgościły. Dzieci miały w kuchni. Bierzemy łyżkę boraksu i łyżkę cukru. Mieszamy i sypiemy na kartkę papieru (łatwiej mrówki wchodzą) kartkę kładziemy, tam, gdzie mrówki chodzą. Żeby Mikulina nie lizała (nie sądzę) przykryć doniczką/miską. Jeśli rozkładamy na podwórku też przykrywamy żeby deszcz nie zmył. W miarę zużywania dosypujemy. Mrówek po jakimś czasie nie ma.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Ela
Podziwiam Cię ja słuchając książki przed snem nie przebrnę nawet przez 5 minut słuchania i śpię. A mrówki u nas też w ataku
OdpowiedzUsuńJa nie na temat- ostatnio dokonałam odkrycia dotyczącego przyczyny tego wrednego szumu w uszach, w głowie - to nie tylko kwestia niedosłuchu ale i......zwykłego "niedopicia". Jeżeli po 60-tym roku życia mamy takie dolegliwości to może również oznaczać, że nasz organizm domaga się.......płynu, bo jest odwodniony. I nie powinna to być zimna woda ale woda przynajmniej o temp. 37 stopni- wtedy organizm szybko się nawadnia nie tracąc czasu na przygotowanie płynu by osiągnął temp. 40 stopni, która panuje w naszym żołądku. Gdy pijemy chłodną wodę to ona tak długo nie jest rozprowadzana po organizmie dopóki nie wyrówna do otaczającej ją temperatury. I teraz nagle stało się dla mnie jasne, dlaczego znajomy pan doktor zawsze mi kazał nawet w upały pić ciepłą a nie zimną wodę. No a ten szum w głowie to protest organizmu przeciw odwodnieniu. Wciąż zapominam, że powinniśmy wypijać 2 do 2,5 litra wody na dobę - ja po prostu nie czuję takiej potrzeby, no ale wezmę się za siebie;) Serdeczności Klarko;)
OdpowiedzUsuńŁoj!!! Gdyby nie placek nie odkryłabyś usterki.
OdpowiedzUsuńNie macie dziurawej chalupy tylko te mrowki sa perfekcjonistkami w przeciskaniu sie przez minimalna szparke. Pamietam jak pewnego lata, pewnej nocy obudzilo nas cos. To cos to "stukot nog" maszerujacej armii mrowek wlasnie przez kuchnie mimo szczelnych okien, szczelnych drzwi tarasowych... a jedna bezczelna mrowka przyniesiona z galazka bzu do srodka, wezwala na pomoc pobratymcow, ktorzy to odkryli odpady po bananie w koszu kuchennym. Marsz trwal do rana, nie wiem w ktora strone, bo widac bylo tylko wstege szarobrazowa wijaca sie pod stolem. Rankiem wszystko zniknelo. Sen? Mara? Wymylam dokladnie podloge, wypucowalam do bialosci szafke gdzie stal kosz, przegladnelam szafki i wydlubalam kilku maruderow ze sciereczki na osuszaczu... nigdy wiecej nie wrocily. Nigdy wiecej nie zostawiam resztek banana na noc.
OdpowiedzUsuńWłaśnie odkryłam mrówki w ogródku! Dwa kopce w lawendzie! Kopczyska! Powyżej ktoś radzi boraks z cukrem, czy to nie szkodzi roślinom?
OdpowiedzUsuńCo roku: ślimaki, mrówki, mszyce i te czerwone paskudne na liliach!
Pozdrawiam serdecznie!
Dorota L.
Dawno dawno temu upiekłam tort makowy i zostawiłam na szawce by wystygł. Rano cały się ruszał!!! Czarne mrówki go zaatakowały....strasznie plakalam . Od tamtego razu nie zrobiłam tortu makowego.
OdpowiedzUsuńWniosek: co masz zjesc jutro - zjedz dzisiaj.
OdpowiedzUsuń