Od czasu do czasu udaje mi się wygrywać nagrody w różnych
konkursach. Są to przeważnie książki albo zaproszenia do kina czy tak jak tym
razem do filharmonii. Tym razem na hasło „Klarka Mrozek” czekało na mnie
zaproszenie na koncert. Radość wielka, zaproszenie podwójne. Kogo z sobą
zabrać? W pracy nikt się nie odważył. Nawet jedna z koleżanek rzuciła –
Zygmunta bierz! Zygmunt jest jednym z hotelowych portierów, niezwykle uczynnym
i pomocnym, żadnej z nas niczego nie odmówi więc może i na koncert by pojechał,
ale nie chciałam bo tam muzyka
ogłuszająca, śpiewy doniosłe i do tego po niemiecku, nie wiadomo czy by
wytrzymał.
Wreszcie szantażem i innymi formami przemocy udało mi się przekonać
Krzyśka.
Znów przeobraziłam się (na ten jeden wieczór) ze sprzątaczki
w blogerkę. Wolę, zdecydowanie wolę być blogerką. Ludzie pięknie ubrani,
uśmiechnięci, pachnący. Ja też. Radość i
lekkość od razu po przestąpieniu wejścia. Bo uśmiechnięta jestem przeważnie zawsze ale
co innego uśmiech na twarzy będący uprzejmością zawodową a co innego blask w oczach i radość w sercu.
Do brzegu daleko.
W holu hostessy wręczające specjalnym gościom (w tym mnie!)
pięknie wydaną książkę „75 lat Filharmonii im. Karola Szymanowskiego w Krakowie”.
Grubą książkę, do wizytowej torebki nie wejdzie, więc wiadomo, kto z książką
ten gościem szczególnym. Trochę mnie to
krępowało.
Walkiria. Wagner. Widownia pełna. Uwielbiam moment gdy
orkiestra wchodzi na scenę. Muzycy wyglądają na ludzi z innego świata, są piękni,
uśmiechnięci i zawsze myślę sobie – muszą być szczęśliwi mając taką pracę.
Nie będę tu szczegółowo opisywać o czym grali i śpiewali,
głównie chodziło o bandycką napaść, porwanie, motyw miecza (tym razem wbity w
jesion) dla wybrańca, no i miłość, wiadomo. Ale kiedy śpiewaczka zapytała
bohatera – jak masz naprawdę imię a on
odparł – Zygmunt – to o mało nie parsknęłam śmiechem bo co by to było gdybym
jednak zabrała na ten koncert Zygmunta, no?
Z jakiegoś powodu robiłam się coraz bardziej radosna, jak po
winie, i na finał, kiedy orkiestra grzmiała z całych sił a śpiewacy byli
czerwoni od wysiłku ja była zachwycona! Nie do wiary – nie tylko ja (wiadomo,
blogerka to stan umysłu i nie ma się co dziwić). Widownia biła brawa na
stojąco, było podniośle i patetycznie.
Warto było – bo przecież nie tylko ja byłam po całym
tygodniu pracy, to jednak wymaga mobilizacji – żeby się wyszykować, żeby jechać
mimo zmęczenia. Nie zrozumcie mnie źle, nie narzekam, po prostu poczułam lekkie rozczarowanie kiedy kolejnym osobom proponowałam - jedź ze mną, a te odmawiały z różnych powodów. Nie to nie!
Postanowiłam sobie, że wykorzystam każdą okazję i nie
zmarnuję już żadnego zaproszenia, żadnego biletu, bo kiedy jeśli nie teraz? Nie
będę żyć 140 lat!
Żadnego zaproszenia nie zmarnujesz? To do mnie też przyjedziesz?
OdpowiedzUsuń:)
czemu nie:)
UsuńI tak trzymaj ,Klarko.Tego, co przezyjemy nikt nam nie odbierze.Ja tez jezdze ,gdzie moge, ogladam piekno swiata, kino, teatr, koncerty,wszystko.I wszystkim sie ciesze.
OdpowiedzUsuńKocham muzykę ale nie jestem pewna czy lubię Wagnera 🙈
OdpowiedzUsuńAle bardzo lubię pójść na kulturę
i słusznie Klarko .... kultura to jest to, choć ja osobiście nie lubie Wagnera :( ale co tam , :)
OdpowiedzUsuńMuzyka należałoby zapytać czy jest szczęśliwy, jak będzie wypłatę odbierać. W mojej pracy jeden z panów dozorców jest muzykiem, gra na trąbce w pewnej bardzo znanej orkiestrze. A możesz zdradzić szczegóły tego konkursu? Będziemy wiedziały czego Ci gratulować. :-)
OdpowiedzUsuńoj, nic szczególnego, takie tam kilka zdań
UsuńKiedyś, podczas krótkiego pobytu w Krakowie, byłam w Teatrze Stu na przedstawieniu "Rozmowy z diabłem". Wspaniałe, jedno z najlepszych, jakie w życiu widziałam. Gra aktorska pana Treli-mistrzostwo świata.
UsuńWiele razy przekonałam się, ze gdy nie mam ochoty lub szukam wymówki, to później wracam zachwycona!
OdpowiedzUsuńMiewam podobnie, ale trzeba sie z domu wykopac, co bywa trudne:)
UsuńAż ci zazdroszczę:),a poza wszystkim świetnie piszesz.
OdpowiedzUsuńja też uwielbiam "bywanie", wyjście z domu ..kino,koncert,spotkanie z ciekawym człowiekiem - w empiku chyba co tydzień bywaja pisarze,rezyserzy,muzycy,częstą spotkania są bardzo ciekawe.Lubię:)
Ludziom się po prostu nie chce. Bo mąż, bo dzieci, bo praca. Za późno, za wcześnie, za zimno, za ciepło. Wiecznie źle i niedobrze. Nie zazdroszczę, bo tylko ode mnie zależy, czy kolejną sobotę spędzę na kanapie, czy gdzieś wyjdę. Ale cieszę się, że Tobie się chciało. I pamiętaj - lotnisko blisko, a zaproszenie wciąż aktualne :)
OdpowiedzUsuńlubię takie wyjścia!
OdpowiedzUsuńI przypomniałam sobie, jak ktoś obdarował mnie biletem na koncert Michałą Bajora!
I ja do dziś nie wiem, jak ten Anioł się zwie, a w sercu mi ciągle gra!
I prawidlowo. Okazja moze sie juz nigdy nie powtorzyc :-)
OdpowiedzUsuńA wiesz, że to jest bardzo dobre rozwiązanie. Ja też wprowadziłam jakiś czas temu w życie podobną zasadę i hmmm dużo lepiej się z tym czuję: Z zaproszeń wszelkich korzystam, swoich nie ponawiam bez sensu, bo raz dane uważam za ważne, a o ile łatwiej się cieszyć z wszystkiego niż wszystkim przejmować! Walkirii zazdroszczę, Asterixa chyba nawet szantażem i innymi formami przemocy bym nie przekonała;-)
OdpowiedzUsuńMyślę, że nawet warto jechać samemu. W takich miejscach zmęczenie odchodzi, przynajmniej to psychiczne, a to takie ważne
OdpowiedzUsuńMasz rację trzeba chwytać okazje. Nie zniechęcać się zimnem albo zmęczeniem.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.