W tym domku nikt już nie mieszka. Spędzałam tam najszczęśliwsze chwile dzieciństwa. Mieszkali tam Stryk, Stryjanka i trójka ich dzieci, a najstarsze z nich to mój rówieśnik.
Stryjanka mnie traktowała jak swoje dziecko. Zawsze miała dla mnie coś dobrego i nigdy nie wychodziłam stamtąd głodna. Ale nie o jedzenie chodziło tylko o troskę i akceptację, teraz to wiem. Stryk mnie chwalił, z każdym szkolnym sukcesem leciałam do stryka.
Mieli dom przedzielony na pół sienią i po jednej stronie mieszkali a po drugiej były pomieszczenia gospodarcze, w tym komora, w której spędzałam wiele godzin.
W komorze na drewnianych półkach piętrzyły się stosy gazet i książek a po drugiej stronie weki - słoiki z przetworami - kompoty, ogórki, powidła, dżemy, gruszki w zalewie i sałatki.
Siadałam na deskach i przeglądałam stare czasopisma. Czasem zastał mnie tam wieczór, czasem stryjanka wołała - dziecko, weź sobie te gazety i chodź do domu czytać, nie siedź tu sama.
Często przychodził kuzyn i wyciągał mnie stamtąd a wtedy graliśmy w państwa miasta albo w okręty.
Tam się bawiłam tak jak się bawią dzieci, wesoło, kreatywnie, tam można było głośno się śmiać, biegać, skakać, włazić na drzewa i grać w piłkę i nikt nie krzyczał na mnie, że ciągle czytam.
Piękny obraz wspomnieniowy!
OdpowiedzUsuńStryk, stryjanka - w moich stronach w ogóle nieznane!
jotka
a jeśli nie było pokrewieństwa to do starszych kobiet można się było zwracać "chrzesnomatka"
UsuńSentymentalne miejsca dziecinstwa. Eh! No to wiadomo na czyich tekstach ksztalcil sie Twoj jezyk gietki. Na tekstach stryjowstwa :).
UsuńW moim dziecinstwie troszke starsza (po 50) kobieta byla juz babcia lub babunka. Chrzestna byla tylko jedna. Ta wlasciwa. Strykow czy stryjenek nie bylo. Wszyscy byli dobrymi wujkami i dobrymi ciociami albo zwariowanymi ciotkami (zony wujkow), niektore byly ciotkami klotkami (te z miasta duzego, ktore wiedzialy najlepiej wszystko ) :). Byly tez babsztyle, ale one musialy sie mocno narazic. Sasiednie kobiety bez pokrewienstwa byly paniami. Mezczyzni panami.
Ładnie, Klarko 😍
OdpowiedzUsuńCudne Klareczko opowieści, ja dziecko blokowe nie znam takich domów... Ale mojego dziadka kochałam najbardziej na świecie,zawsze miał dla mnie czas i opowiadał o swoim dzieciństwie,o psach prababci ,o życiu w zupełnie innym czasie i miejscu,o styczności z innymi kulturami i wierzeniami , bardzo go kocham i jestem wdzięczna,za te wszystkie rozmowy..
OdpowiedzUsuńU mnie był stryj i stryjenka i ona to wszystkich by skłóciła i często jej się udawało.
OdpowiedzUsuńPodtrzymujeny tradycję, moje dzieci mają stryjka a najmłodszy dam jest stryjkiem i to jest urocze
Obudziłaś wspomnienia, Klarko. W takiej chatce wychował się mój tata, w centralnej Polsce, zanim uciekł "na zachód ", czyli do Szczecina. Tam mieszkała babcia , ciocia i wujek i tam zjeżdżaliśmy na wakacje. Cudne wspomnienia, cudne dzieciństwo.
OdpowiedzUsuńMoje wspomnienia całkiem inne... Mieszkanie na Śląsku zobowiązywało do „łażenia po hołdach". Wszędzie syf i pył... A rodzina? Cóż , nie pamiętam, żeby babcia, czy dziadek szczególnie nas lubili😞 Z listopadowymi pozdrowieniami Gabrysia Wysocka.
OdpowiedzUsuńPiękne wspomnienia.
OdpowiedzUsuńJedną z moich pierwszych lektur był kalendarz w formie książki. Czytałam wielokrotnie porady ogrodnicze, o chorobach dziecięcych (najbardziej pamiętam), o ziołach. Kulinarne porady też były, ale te mnie nie zbyt interesowały.
OdpowiedzUsuńNie było za wiele książek, ani czasopism. Dopiero, gdy zaczęłam chodzić do szkoły miałam większy dostęp do książek.
A u nas w komorze było zboże w sąsiekach. Ten zapach...
Ella-5
Podobne domy były za czasów mojego dzieciństwa u dziadków i ciotki, życie toczyło się w kuchni, pokój był tylko do spania i my dzieci nie mieliśmy tam wstępu (żeby nie bałaganić). Czytanie zaś było jedną z przyjemności, a na nową książkę czekało się z utęsknieniem, w moim rodzinnym domu książek było sporo i rodzice zachęcali nas do czytania, odkąd tylko nauczyliśmy się tej sztuki, a wcześniej czytali nam sami.
OdpowiedzUsuńEch te wspomnienia, zwłaszcza teraz i mnie wzruszają kochana:)
OdpowiedzUsuńWiesz, co mnie uderzyło, że w tej jednej komorze Twoi krewni przechowywali jedzenie dla ciała i dla ducha. Bardzo logiczne.
OdpowiedzUsuńPiękne wspomnienia, fajnie, że miałaś jako dziecko kogoś, kto Cię chwalił i dowartościowywał.
Szkoda, że domek stoi pusty...
Jak jeździłem do rodziny ojca na wieś to te pasjami czytałem stare gazety Gromadę Rolnik polski i Gospodyni.
OdpowiedzUsuńMogłem je znaleźć na strychu, albo na gwoździu w sławojce. Stąd moje dłuższe tam pobyty.
Proszę bardzo, z czasem zaczynamy z rozrzewnieniem wspominać nawet pobyty w sławojce, ale za to jaki był stamtąd widok!. Na cały Lubogoszcz.
O! Lubogoszcz to piękna góra :) A ja co dzień, jako dziecko, przez okno w kuchni podziwiałam zachód słońca nad Lubogoszczą :)
UsuńElla-5
Piękne wspomnienie, grzejące serce. Ty miałaś komorę u stryjostwa, a ja strych rodzinnego domu, gdzie leżały ułożone rocznikami gazety i magazyny, które zbierał tata. Siedziałam tam godzinami i nigdy mi się nie nudziło. Na dole zawsze było dużo ludzi, bo mama prowadziła dom otwarty, ale strych był tylko mój. Klarko, wychodzi na to, że obie umiałyśmy sobie zorganizować zaspokojenie naszych dziecięcych potrzeb. Wspominaj kochana dzieciństwo i pisz jak najczęściej, bo to dodaje sił. Skoro radziłaś sobie jako dziecko, to tym bardziej poradzisz sobie teraz. Miłej niedzieli. 🙂
OdpowiedzUsuńMiałem podobnie w domu Dziadków. Tam na strychu stał regał ze starymi książkami i cała półka zawalona "Młodym Technikiem". Siadałem sobie na skrzyni z kukurydzą, akurat pod świetlikiem i godzinami mogłem zaczytywać się w tych starociach.
OdpowiedzUsuńMłody technik... Mój brat czytywał "Kalejdoskop techniki", dla mnie raczej było "ABC Techniki", ale jego gazetki też podczytywałam. Na prawdę były dobre :)
UsuńElla-5
Czytanie to najpiękniejsze wspomnienie mojego dzieciństwa. Czytać nauczyłam się na długo przed tym, jak poszłam do szkoły. Ulubione lektury to "Swierszczyk" i "Gromada Rolnik Polski", ale najbardziej mnie cieszyły książki, które wujek przynosił mi z biblioteki.
OdpowiedzUsuńDom, w którym się wychowałam trzy lata temu namalowala mi znajoma malarka. Widzę go, kiedy kładę się spać i kiedy się budzę.
Serdeczności, Klarko!🥰🥰🥰
Ja miałam dwóch stryjków . Do dziś tylko na moją mamę mówi się jeszcze stryjenka. Tak mówią moi bracia stryjeczni i siostra stryjeczna. Ich dzieci niestety już tak nie mówią na brata swojego ojca. Dla nich to już wujek. Ale jak ktoś z rodziny taty dzwoni do mojej mamy to robi mi się bardzo miło , że jeszcze słyszę to słowo. Mama jako jedyna żyje. Bracia taty i ich żony niestety nie.
OdpowiedzUsuńBeata.