niedziela, 21 lipca 2019

co mówią sąsiedzi



kliknięcie na zdjęcie powiększy je
Z kronikarskiego obowiązku - Trawnik kosimy tylko tam, gdzie koniecznie trzeba, reszta rośnie w łąkę. Hibiskus po trzech latach raczył zakwitnąć. Budleja Dawida śmignęła na kilka metrów w górę, mamy milion motyli. Przyznaję, posadziłam ją dwa lata temu z myślą o Hani. 


Zabudowa jest u nas bardzo gęsta a latem życie rodzinne przenosi się do ogrodów i czy chcemy czy nie, widzimy i słyszymy co się u kogo dzieje. Działa to w obydwie strony, z naszej posesji też słychać każde słowo.
W tygodniu sąsiedzi rozmawiają o codzienności. Zrób to, zrób tamto, trzeba posadzić albo wykopać, jest Józek w domu, Maryśka poszła do roboty, Grzesiu przysyła filmiki znad morza, ciepło mają, Reksiu do budy, Iwonka urwij kopru, gdzie jesteś, przynieś mi wiaderko z piwnicy.
Pięć domów, pięć rodzin, mamy wspólną przestrzeń przedzieloną symbolicznie siatką - tyle mojego, dalej nie sięgaj, tu są moje korzenie albo ich nie ma ale i tak jestem u siebie więc będę robił to, na co mam ochotę.
Kiedy zaczynaliśmy przygodę z tym miejscem, byliśmy przed trzydziestką i wokół też było wielu młodych ludzi. Jednak oni wszyscy mieszkali u rodziców, bywaliśmy na ich weselach,  wyprowadzili się na swoje i  dlatego nie znamy się tak, jak ze starszymi.
W weekendy odwiedzają rodzinne domy i  wszędzie tam,  gdzie są rodziny jest tak  samo - po ogrodzie biegają dzieci nawołując babcie i dziadków, wieczór pachnie jedzeniem pieczonym na ruszcie, słychać coraz głośniejsze rozmowy, muzykę, czasem śpiew.
O, biały kot, macie białego kota? To od Klarki przychodzi. A co tam u nich. 
Chcecie cukinię, podam przez płot. 
Przynieś jeszcze widelce.
Robiłaś te badania? Masz wyniki?

Rodzinne spotkania są u wszystkich podobne, od wczesnego popołudnia do wieczora, a i wieczorne pożegnanie trwa długo. Ciszej bo ludzie już śpią, weźcie jeszcze tego placka, jedź ostrożnie.

Gorzej z tymi koleżeńskimi. U samotnych kawalerów jest ważne jedno - czarodziejski napój zmieniający rzeczywistość. Spotkanie trwa krótko, do wyczerpania napoju.

 Po męczącym dniu (tak, byłam wczoraj w pracy i to aż 10 godzin) w końcu usiadłam na huśtawce z kieliszkiem różowego pavulonu półsłodkiego wina. Myślałam o tym, czy warto było, czy to był dobry wybór. Dom na wsi, ogród. A może lepiej byłoby mieszkać w mieście, mieć małe mieszkanie z sąsiadami nad głową i pod podłogą, do pracy mieć pięć minut tramwajem, nie gromadzić nachujów*  przydasi. Nie przejmować się, że trzeba wymienić piec albo okna i załatać dziurę w dachu. I skąd na to brać.
Nie wypuszczać kota do ogrodu. Och, stałby się teraz najnieszczęśliwszym kotem na świecie.
Przepadło, minęło trzydzieści lat, to była życiowa decyzja i nie wiadomo jak potoczyłoby się nasze życie w innym miejscu.

Zostać czy zamienić dom na malutkie mieszkanie w wielkim mieście.




24 komentarze:

  1. Ja zdecydowanie chcę zamienic mój wielki dom na mieszkanie w mieście, niedaleko córki, wnuczek. Na starość lepiej mieć blisko sklep, lekarza, aptekę, tramwaj czy autobus. I nie martwic się, czy wichura, czy burza...i chodzić sobie do kina na przedpołudniowe seanse dla emerytów:)...tak bym chciała ...może jeszcze zdążę? ( wyjechałam do pracy w szkole na wsi z założeniem, że na trzy lata-(tyle trzeba było, żeby odpracować studia), ale poznałam młodego weterynarza i zostałam do dziś...40 lat!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ależ u Cię ta zieleń soczysta, u nas życie z traw wypaliło słońce i wszystko takie wymęczone, wiele drzew (owocowych) wypadło w tym roku...
    U nas zabudowa luźniejsza (w tej części wsi), nasz dom stoi na 30 arach, ale głos potrafi się nieść, szczególnie ciszą nocną przy głośnej biesiadzie. I też 30 lat temu podjęłam taką decyzję, że z dużego miasta na wieś, dom wybudowaliśmy (rok u teściów i przeprowadzka), ale sercem i przynajmniej jedną nogą cały czas w moim rodzinnym mieście. Zawsze myślałam, że już jak będziemy na emeryturze, to wrócę. Mam gdzie, ale dziś wciąż nie jest to takie oczywiste. Szczególnie, że moje słoneczka- Pańcio i Zońcia- mieszkają 500m od nas. Z drugiej strony, mieliby dziadków w mieście, tak jak miała ich mama 😉
    To nie są łatwe decyzje.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma...
    My odwrotnie, chcielibyśmy zamienić mieszkanie na malutki dom na wsi, ale to chyba normalne, każdy chce spróbować czegoś innego, ale mieszkanie na wielkim osiedlu do miłych nie należy, chyba że masz nerwy ze stali i mocny sen.

    OdpowiedzUsuń
  4. Mieszkam w bloku i nigdy nie chcialam inaczej. Majac alergie, niekoniecznie marzylam o ogrodku. Typowy mieszczuch ze mnie. Lubie miec blisko wszedzie i nie martwic sie o trawnik, rynny czy dach. Serdecznosci!

    OdpowiedzUsuń
  5. A do tego zawsze coś obrodzi..Jak nie porzeczki to jakieś śliwki..I rób coś z tym człowieku,bo przecież się zmarnować nie może..:)

    OdpowiedzUsuń
  6. U mnie mamy ten komfort, że język daje nam prywatność
    A my też nie każdego sąsiada zrozumiemy ale tak z połowę trochę tak, więc mamy lekką przewagę;)

    Ja teraz jestem w mieszkaniu na wiele lat, ale duże jest i sąsiadów mało
    Pomieszkam to zabiorę zdania

    OdpowiedzUsuń
  7. Z takiego pięknego ogrodu byś chciała zrezygnować??
    Ale wiem jak to jest, każdy ma złudzenia i niepewność co do trafności życiowych wyborów, trochę na zasadzie : u sąsiada trawa zawsze bardziej zielona:))
    Pozdrawiam,Klarko

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja mieszkałam w 3 blokach, kamienicy i teraz w domu. I dla mnie nic, absolutnie nic nie może równać się z domem, ogródkiem, herbatką na tarasie.
    Dom mamy nowy, nieduży, parterowy więc nie biegamy po schodach i jest nam po prostu wygodnie. Ale znam wielu ludzi którzy jednak wolą mieszkanie w bloku, bo nie trzeba się zajmować niczym dodatkowo. Super byloby, gdyby każdy mógł mieszkać tam gdzie chce i sobie wymarzył .

    OdpowiedzUsuń
  9. Och moim marzeniem jest dom na wsi. A idealnie byłoby latem na wsi zima w mieście :) niestety mieszkając w Krakowie wiem jakie są ceny działek i domów na obrzeżach. My mając do wyboru wieś i miasto wybraliśmy to drugie. Mając 4 dzieci możemy im zapewnić ogrom zajec dodatkowych których na wsi nie ma - a najważniejsze ze najstarsze mogą już same chodzic na owe zajęcia. Na wsi to byłoby niemożliwe. Wiec póki co miasto( niestety)

    OdpowiedzUsuń
  10. mam dom w doskonałej lokalizacji.Wszędzie blisko.I do szkół ( dwie podstawówki dobre,licea bardzo dobre dwa,przychodnia największa w mieście rzut beretem,bank,sąd,kilkanaście dyskontów pod ręką,park ogromny za dwie przecznice stąd,knajpki,dworzec kolejowy i autobusowy za 17 minut.Przystanek autobusowy a nawet trzy ze 200 metrów od domu.)....Szpital blisko,poczta blisko.Hm....a i tak sobie myślę że bym wolała teraz akuracik mieszkanie,niewielkie,z garażem....

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie miałam nigdy takich dylematów- urodziłam się w mieście i nigdy nie marzyłam o mieszkaniu w mniej "cywilizowanych" warunkach. Ostatnie 44 lata mieszkałam nadal w mieście, w którym się urodziłam, na bardzo fajnym, pełnym zieleni osiedlu a w promieniu 800 metrów miałam wszystkie sklepy, większość lekarzy no i - wyniosło mnie pod hasłem "mamo musisz mi trochę pomóc" ale tak naprawdę pomagam rzadko, chodziło głównie o to,że jest zasadnicza różnica- rodzice w odległości ponad 600km a rodzice w odległość 450 metrów. No i mieszkam w większej niż dotąd stolicy, do parku mam teraz nie 100m ale ze 600 i wiesz - wcale za tym co zostało te kilka setek kilometrów- nie tęsknię. Piszę o tym, żebyś wiedziała,że przesadzanie starych drzew wcale im nie szkodzi.
    Miłego;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Chciałabym mieć swój domek;D
    Żeby było miejsce na własny kąt i dużo półek z książkami :D
    myślę, że najważniejsze, żeby człowiek czuł, że ma własne miejsce na ziemi:D

    OdpowiedzUsuń
  13. Urodziłam się w blokowisku i mieszkam w bloku a ponieważ nie mamy pieniędzy, więc tak to zostanie, ale marzę o tym, żeby mieć na tyle kasy, żeby mieć dom pod miastem do zamieszkania od marca do października -w zależności od pogody - a zimę przeżywać w bloku, bo bardzo bym chciała móc pochodzić po swojej trawie, jeść posiłki na powietrzu i współtworzyć swoją własną strefę zieleni oraz móc budzić się zasypiać bliżej zieleni - podziwiam Twoją działkę - zdaję sobie sprawę, że to wymaga dużego nakładu sił i środków, ale gdybym miała możliwość cofnąć się w czasie oraz mieć WIĘCEJ pieniędzy i wsparcie bliskich to te 30 lat temu kupilibyśmy nieduży dom na niedużym skrawku ziemi - gram w totka, bo tylko w ten sposób mogę liczyć na przypływ gotówki i jeśli wygram, to kupimy coś niedużego z własnym ogrodem. Każdy z nas ma inną historię i inne możliwości. Ale stworzyliście dla siebie i swojej rodziny piękne siedlisko - pozdrawiam serdecznie. Trzymaj się dzielnie i zdrowo. Beata

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Akurat nasza działka nie wymaga tego co piszesz - jak się odpowiednio dobierze rośliny to "samo rośnie" a jak nie chce to łaski nie robi :) myślę też, że ze zdjęciami jest podobnie jak na fejsie - nie wszystko wygląda tak pięknie jak jest w rzeczywistości ale zgadzam się, jest zielono, jest chwila relaksu, jest gdzie odpocząć i zaprosić gości na grilla czy choćby na leżak. A Hania uwielbia biegać na boska po trawie:).

      Usuń
  14. Zawsze mówię, że jestem "miastowa" do szpiku kości. Całe życie mieszkam w mieście, mam wygodne mieszkanie wszędzie blisko lub wygodny dojazd i nie pragnę niczego innego. Bardzo często chodzę do teatru, a niestety nie jeżdżę samochodem i nie wiem jak bym wieczorem wracala do domu poza miasto. Ale rozumiem osoby kochające domy z ogrodem, choc tej miłosci nie podzielam.

    OdpowiedzUsuń
  15. Wszystko ma swoje plusy i minusy, chodzi o to, żeby plusy nie przysłoniły minusów :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Zawsze mieszkałam w bloku. Nieoczekiwanie, tuż przed emeryturą, spotkałam dawną miłość i uległam pokusie dalszego życia we dwójkę. Oboje jesteśmy po rozwodach, ja po wielu latach samotności, którą zdążyłam polubić. Trzeci rok spędzam na wsi, w domu partnera, cztery miesiące, od maja do końca sierpnia. Doceniam, ale nie uwielbiam. Szczerze mówiąc męczę się i marudzę psując nastrój, który już i tak zdążył się nieco stracić blask. Komary mnie uwielbiają, osy towarzyszą przy posiłkach na zewnątrz domu, muchy wewnątrz. Robale czekają na mnie w umywalce, pająki pracowicie snują sieci. Pod moskitierą duchota, bez siatki bąble i histeryczne popiskiwania. Wiem, wiem, zasługuję na ochrzan, bo taki fart, taka cudowna odmiana, a ja narzekam. Są plusy ujemne, jak ten, że moja kotka - miastowa, domowa cykoria - pokochała wycieczki na łono natury. Na dokładkę nie znosi podróży, więc, skoro już tu przyjeżdżamy to trwamy - ona na luzie a ja w stresie i nieustającej trwodze, czy podołam?
    Klarko, podziwiam i zastanawiam się czy naprawdę nie da się znaleźć lżejszej roboty? Artysta nie powinien tak tyrać fizycznie, chyba że rzeźbiarz. Ukłony. A teraz zagadka: czy uda mi się zamieścić powyższe?

    OdpowiedzUsuń
  17. Udało się, nazywam się Grażyna Kaczyńska

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj, miło Cię widzieć. Na owady mam sposób - siatki w oknach i drzwiach wejściowych, dość kosztowne ale doskonale spełniają swoją rolę już trzeci rok te same.
      Pozdrawiam!

      Usuń
  18. Nigdy nie mieszkalam w bloku .I chyba nie chcialabym.Urodzilam sie w domu rodzicow w duzym miescie, potem mieszkalismy w kamienicy w malym miasteczku i znowu w domu jednorodzinnym .Kilka lat po slubie zamienilam jedno male miasteczko na drugie troszke wieksze i dom rodzicow na duze mieszkanie w kamienicy .A potem polecielismy za oceany i odtad juz tylko dom.Z poczatku wynajety a potem juz wlasny i kolejny wlasny.Z tego juz sie chyba nie rusze.Dobrze mi tu -w tym kraju, miescie , miejscu i domu.Pozdrawiam Klarko i podziwiam piekne kolory Twojego ogrodu.

    OdpowiedzUsuń
  19. Klarko droga
    Mieszkam w bloku już 30 lat i zauważyłam, co smutnym jest- ludzką sąsiedzką obojętność.
    Plotki- tak. Ale, żeby zapytać bezinteresownie zapukać, zapytać, co słychać, odwiedzić, porozmawiać, to już nie.
    Mam przykład 80- letniej mojej znajomej Pani Marii. Mieszka sama i nikt do niej nie zagląda, tylko ja.
    Kiedyś, gdy była potrzebna, pomocna- owszem, tłum ludzi po to, czy tamto.
    Rozumiem nachalność, zbyt częste wizyty sąsiadów o różnych porach dnia, ale zwykłe puk puk...
    Pozdrawiam najserdeczniej:)


    OdpowiedzUsuń
  20. Mieszkam w bloku, na doskonale zaprojektowanym pod względem architektonicznym i użytkowym, pełnym zieleni osiedlu. Wszędzie mam blisko. Kiedyś marzyłam o małym domku z ogrodem. Kiedyś.
    Przypmniała mi się historia znajomych. Postanowili na emeryturze zamieszkać w domu na wsi. Budowa tego domu i entuzjazm zwiazany z realizacją marzenia o zamieszkaniu w nim trwały kilka lat. Mieszkanie w tym domu nie trwało nawet roku. Najpierw dało im popalić lato, upały, burze, ulewy, wysuszenia, zalania, owady, problemy z szambem, z wyjącym po nocach psem sąsiadów itp. Potem dała im popalić zima, drogi zawiane sniegiem, nieprzejezdne -"I skąd tu kurna tyle śniegu!? W mieście go tyle nie było! Jak tu dojechać do lekarza, po zakupy itd.?!" Decyzję o powrocie przypieczętowało sypiące się zdrowie i problem z dotarciem do specjalistów. Na osiedlu mieli pięć minut drogi do przychodni, a tam pełen komplet specjalistów. Ostatecznie wrócili do miasta.
    Myślę, ze mieszkanie w domu, a jeszcze poza miestem dobre jest, kiedy jest się młodym, zdrowym, pełnym sił i nie mieszka się w pojedynkę.

    OdpowiedzUsuń
  21. Całe życie mieszkam w mieście, ale bardzo, bardzo chciałabym mały domek na przedmieściach lub na wsi. Pod jednym wszakże warunkiem - że mogłabym pracować z domu i nie musiałabym codziennie tracić czasu w korkach. Przed kilku laty rozważaliśmy z mężem zakup domku pod Krakowem, a teraz cieszymy się, że nic z tego nie wyszło, bo co nam z domku, w którym bylibyśmy tylko nocą. Kocham przyrodę, ciszę i spokój, nienawidzę betonowego świata. Na szczęście udało nam się znaleźć mieszkanie na obrzeżach miasta, na zielonym, doskonale skomunikowanym osiedlu. I gdyby jeszcze udało się nam kupić jakąś małą działeczkę pracowniczą, to byłby szczyt marzeń.

    OdpowiedzUsuń
  22. Ech mieszczuchy!Wychowałam się w mieście. 24 lata w blokowisku. Na wsi mieszkam 21 lat. Do przystanku mam 4km. Chodziłam pieszo nawet 8 km do pracy. Bo jak już się rozpedziłam... to 4 czy 8 to bez znaczenia . Wctym roku walczylam z rwacą rzeka ktora powstala zculewy i nic tylko do garażu chciala płynąć Wiatr lata temu zrywal nam dachówki przy byle wietrzyku i mąż z latarka po nocach latał dach . Pies upada co nic bo tak ma. Kochani,jedni lubia wygody inni żywioły. Najważniejsze zęby każdy mógł być tam gdzie lubi.

    OdpowiedzUsuń

Twój komentarz