wtorek, 31 października 2017

wtorek


Trochę się uzbierało. Niby nic się nie dzieje a kiedy się dzieje to nie piszę bo mi jakoś tak i trudno i  niezręcznie.

 Byłam na rozmowie o pracę. Bardzo sympatycznej, ale i tak nic z tego. Opowiadałam pewnej pani dyrektor o poprzedniej pracy bo mnie o to poprosiła a wyszło chyba tak, jakbym się chwaliła.
 O nowoczesnym ksero na każdym piętrze, o suchościeralnych tablicach, o teatralnej klasie,  o  magazynkach pełnych różnych pomocy i komputerze dla nauczyciela w każdej klasie, o dystrybutorze z wodą do picia  i wielu udogodnieniach, które czynią pracę nauczyciela łatwiejszą.
No ale tak było to co miałam mówić. Ja tam tylko sprzątałam i wzdychałam z zazdrością bo chciałabym aby menowskie szkoły też takie były.

Pisałam  #Metoo ale to się jeszcze długo nie będzie nadawało do publikacji. Długo albo wcale.
Zamiast tego rozmawiałam. Wcale nie na smutno. Bo jak mi jest smutno to mam takie siostry z którymi zawsze rozmowa kończy się śmiechem. Czasem gadamy o wszystkim na bieżąco a czasem wspominamy. Albo się kłócimy i straszymy. Dziś można straszyć bezkarnie, na przykład przejść się po wsi z siekierą. Ale nie poszłam bo jeszcze by mi kazali drewno rąbać, tu się Halloweenu nie świętuje.

Nie wybieram się na cmentarz.  Ale to zabrzmiało, haha, jakbym miała za chwilę umierać. Nie wybieram się na cmentarz bo tutaj nie mam nikogo bliskiego a do babci i dziadka jeżdżę latem.

Ciepła w sercu, dobrych wspomnień, spokojnej i bezpiecznej drogi, miłych spotkań. Dziś też Cię kocham.


piątek, 27 października 2017

piątek

Dawniej byłam strasznie zasadnicza i jeśli coś postanowiłam to tak musiało być. Najgorzej było z obietnicami bo to zobowiązuje i kilka razy niepotrzebnie dałam się wkręcić w coś, co mi nie do końca pasowało.
Teraz zdarza mi się zmienić zdanie i na przykład dziś zamierzałam jechać na Targi Książki ale tam są kotłujące się tłumy czego bardzo nie lubię. Jest też zimno i deszczowo i nie chce mi się ruszać z domu. Znalazłam rano na stole poradnik dla pań 50 +. Pisałam na fp co to za niespodzianka. I tak przerzuciłam strony i jestem zszokowana. Ludzie takie rzeczy kupują i czytają? Ludzie przejmują się takimi rzeczami?
Taki przykład
miesięcznik dla kobiet 50+
Trochę jestem zasmucona bo ok, jestem w tym przedziale wiekowym ale kurcze no nie czuję się tak staro, pięćdziesiąt parę to nie koniec życia!  Bardziej co zrobić ze śliwowicą od Sebastiana ;).

wtorek, 24 października 2017

Hodowca świń


Uważaj, by nie zadławić się władzą – takie ostrzeżenie widnieje na okładce. Czyżby autorka nawiązywała do powieści Orwella? – pomyślałam, zanim zaczęłam czytać.

Mam ochotę natychmiast opowiedzieć komukolwiek, o czym jest ta książka. Czuję potrzebę dyskusji zaczynającą się od a u nas w pracy…

 Prezes firmy  (tu możesz sobie wstawić dowolną nazwę) jest zakompleksionym prostakiem i chamem. Czyta poradniki o metodach manipulacji i wykorzystuje je w pracy. Podwładnych traktuje jak bezwzględny prymitywny rolnik zwierzęta hodowlane – daje im jeść ale rozdziela również baty i kopniaki.  Bydło idzie na rzeź, tak samo pracownik może zostać w każdej chwili zwolniony.

Od samego początku wiedziałam, dlaczego tak bardzo trzymają się tej pracy. Prawie wszyscy to czujemy. Komfort. Nawet jeśli jest źle to jest w miarę przewidywalnie. Stabilna praca zapewnia bezpieczeństwo finansowe. Nawet kosztem zdrowia, rodziny, wolnego czasu. Szukanie nowej pracy to piekło i jeszcze większy koszmar – rekrutacja, okres próbny, poznawanie nowego miejsca, wykazywanie się.

Rafał jest takim właśnie piekielnym prezesem. Poniża swoich podwładnych a oni godzą się na wszystko, nie mając odwagi sprzeciwić się. Pewnego dnia informuje ich o wyjeździe integracyjnym. Wywozi ich w odludne, nieznane nikomu miejsce, zabiera im telefony i osobiste rzeczy. Opis tego wyjazdu od samego początku jest uderzająco podobny do wielu znanych wstrząsających relacji – jadą pełni nadziei a potem jest coraz gorzej.

Nie mają żywności. Źle. Mają jedzenie, ale niezwykle trudne do zdobycia. Są to żywe świnie. Każde z nich może sobie taką świnię zabić, oprawić i zjeść. Nie może się podzielić mięsem z innymi. Zwierzęta zamknięte są w  położonej obok ich miejsca zakwaterowania zagrodzie. Ani ludzie, ani zwierzęta nie mają nic do jedzenia.

Świnie zrobią się agresywne. Będą hałaśliwe, niebezpieczne, w końcu zaczną się kąsać nawzajem. Jeśli nie stoją w osobnych boksach, to zaczną sobie odgryzać ogony a potem uszy. – mówi jeden z uczestników.

Czytałam i bezustannie zadawałam sobie kolejne pytania. Dlaczego oni się na to godzą, dlaczego nie opuszczą tego miejsca.

Żadnemu z bohaterów nawet nie przyszło do głowy, aby otworzyć zagrodę i wypuścić te tuczniki na wolność, gdzie mogłyby same poszukać sobie pożywienia. Nie byłyby to  komfortowe mieszanki pasz, ale świnie podobnie jak ludzie są wszystkożerne i na zewnątrz mogłyby zaspokoić głód czymkolwiek. 
 Zasłaniali uszy nie chcąc słyszeć przerażającego kwiku, omijali zagrodę nie chcąc widzieć poranionych zwierząt.

Władza, kariera, sukces. Im wyżej, tym większy strach o utratę wizerunku i pozycji. Tym mniej ludzkich odruchów.

Wstrząsająca powieść o współczesnej rzeczywistości. Rozczarowało mnie zakończenie tej książki, ale pewnie tak miało być. A może nie. Muszę wrócić do trzech ostatnich rozdziałów. I to jest dobra wiadomość dla autorki, wszak czytelnicy nie zawsze wracają, aby zrozumieć.

Anna Zacharzewska. Hodowca świń. Książka przekazana mi przez PRart Media.





piątek, 20 października 2017

Dobrego weekendu!

Z radością widzę wśród czytelników bloga osoby sobie bliskie – matkę i córkę, małżeństwa czy rodzeństwo. To dla mnie nagroda – udaje mi się pisać tak, że ludzie polecają mój blog komuś z rodziny. To nie jest byle co. Bo w rodzinie nie zawsze jest słodko i miło. Nieraz warknęłam do Krzyśka widząc na jego stoliku szmatławce  – co ty za głupoty czytasz, jak ci czasu nie szkoda! 

Zazdroszczę zwłaszcza paniom, między którymi istnieje więź wyjątkowa – matkom i córkom, które są zaprzyjaźnione. Bo miłość to więzy krwi i jest jakby z obowiązku, a zaprzyjaźnić się z własną matką jest trudno. Mnie się nie udało bo wyjechałam z domu rodzinnego zbyt wcześnie, miałam zaledwie 17 lat i od tamtej pory radzę sobie sama a mama jest u mnie gościem i ja jestem gościem u mamy. Kochamy się ale nie znamy się za bardzo. Tak się niestety dzieje, rzadkie spotkania to staranność i uważność, a na starość  to śmiech przez łzy i na pożegnanie zawsze łzy.

Dlatego zazdroszczę paniom, które wymieniają się lakierami do paznokci, szukają w sklepach butów i torebek, piją kawę z ogromną ilością dodatków i robią sobie przy tym zdjęcie, wyjeżdżają na parę dni do Łeby albo do Wisły, wygłupiają się jak wariatki ale nigdy nie przestają być matką i córką, choć od czasu do czasu te role się odwracają bo to są dorosłe kobiety. I czytają te same blogi, z czego jestem szalenie dumna.


Przesyłam serdeczności – Klarka Mrozek

wtorek, 17 października 2017

Ojciec -opowiadania



Jest dla dziecka najważniejszy na świecie. Jest bohaterem, królem, panem i władcą. Może wszystko.  Dziecko patrzy, podziwia, naśladuje, spełnia oczekiwania. 
Aż przychodzi czas zwątpienia. Heros staje się człowiekiem. Popełnia błędy, jest słaby, ma swoje tajemnice które jednak łatwo odkryć. Czas buntu nie musi być czasem nienawiści choć i to się zdarza. Ucieczka na zawsze lub na krótko. Wyciągnięcie ręki, zrozumienie lub odrzucenie. Wstyd i przebaczenie. 
Z upływem czasu role się odwracają. To starszy potrzebuje opieki i pomocy, to starszy jest bezradny i kruchy.    

Te relacje opisują w swoich opowiadaniach współcześni polscy autorzy. „Ojciec” to pełne emocji historie opowiedziane przez ojców i synów. Jest w nich cała gama uczuć – od miłości do nienawiści. Piszą o błędach, o winie, o przebaczeniu i braku przebaczenia.

Opowiadania napisane są znakomicie – czyta się z łatwością choć treść jest niełatwa. Czytelnik musi sam odpowiedzieć sobie na kilka ważnych pytań zadanych przez bohaterów.  Czy kocham swego ojca. Czy on mnie kocha. Czy widzę w nim człowieka.


Książka przekazana mi przez PRart Media. 

sobota, 14 października 2017

znów o tym kocie


Niestety ale znów o tym kocie.
Koci personel zrozumie moje okrutne postępowanie a inni czytelnicy to nie wiem. Możecie się śmiać bo to jest jak z nałogiem - jak patrzysz z boku to nie możesz pojąć jak tak można.

Z powodu zamiany pokoju zaszczyt wpuszczania kota nocą przypadł mnie. Do tej pory należało wypuszczanie. Zabawa w "wpuść kotka wypuść kotka" zaczyna się tuż po północy drapaniem w łóżko. Kotek wychodzi. Za pół godziny zaczyna się walenie w okno, drapanie dźwięk pazurów o szkło budzi nawet umrzyków na cmentarzu oddalonym od nas o 2 km  i wreszcie wrzask, najpierw błagalny a potem przechodzący w zawodzenie.


Kiedy mieliśmy w piwnicy jeże, kotek całe noce i dnie spędzał na regale, dałam mu tam nawet legowisko mając nadzieję, że polubi to miejsce. Nie musi przecież zawsze spać na mnie. Czasem mi się śni  że mnie przywaliła lawina owiec które liczyłam usiłując zasnąć.
Teraz jeże przychodzą nocą na stołówkę pod szopę a gdzie śpią to nie mam pojęcia a kot rządzi w domu. Boże, jutro przyjedzie Hania, nie wiem czy mówić jej rodzicom że niektórzy kociarze podają dzieciom pastę odkłaczającą, nie bez powodu. 
A, bo miało być o mym okrucieństwie. Tak. Ludzie mają siatki w oknach aby biedne kiciulki nie wypadły albo nie uciekły w świat daleki. A ja zabezpieczyłam okno tak, aby kiciulek nie tłukł mi się w nocy. I nie tłukł się. Ale jak się darł!

piątek, 13 października 2017

Ach śpij kochanie



Lata pięćdziesiąte dwudziestego wieku. Ludzie zwracają się do siebie w liczbie mnogiej -  „wy, towarzyszu”.  Jest  towarzysz prokurator i towarzysze milicjanci.
W Krakowie i okolicy giną ludzie. Seryjny morderca bez skrupułów pozbywa się znajomych, z którymi łączyły go interesy.
Młody aspirant milicji usiłuje znaleźć sprawcę ale kiedy mu się  to udaje, nie ma dostatecznych dowodów, w końcu sam trafia do aresztu.

Kryminał inny niż wszystkie. Jest w tym filmie echo niedawnej wojny, jest skorumpowana milicja stosująca gestapowskie metody przesłuchań, żyjąca na wyższym poziomie niż reszta społeczeństwa, zaopatrująca  się w sobie tylko dostępnych sklepach.  Wszędzie czai się zło. Niewinność nie jest niewinnością, zamiast miłości  jest cynizm i wyrachowanie. Niedobry czas, niedobrzy ludzie.

Jest w tym filmie Kraków – wąskie brukowane ulice, pełne tajemnic kamienice z grubymi murami i przybudówkami od podwórka, wreszcie wszechobecne gołębie, których krakowianie nie lubią.

W rolach głównych -  Andrzej Chyra, Bogusław Linda, Andrzej Grabowski, Katarzyna Warnke, Karolina Gruszka, Arkadiusz Jakubik, Izabela Kuna oraz Tomasz Schuchardt

 Reżyserem obrazu jest Krzysztof Lang.
Premiera - 20 października 2017

środa, 11 października 2017

ach śpij kochanie

takie zaproszenie

wejście trochę krępujące



Konkurs wygrałam i nie mam pojęcia czy to zasługa mojego zgrabnego tekstu który się spodobał czy może to, że jestem blogerką. 
Nie wiedziałam, że to będzie premierowy pokaz. Czasem chodzimy do kina na premierę mówiąc tak o nowości i dlatego byłam zaskoczona widząc czerwony dywan i tłum reporterów już przed budynkiem.  Myślałam, że może mają jakąś imprezę równoległą czy coś. Dopiero gdy zobaczyłam ściankę to dotarło do mnie. 
Kurde, dobrze że byliśmy ubrani niecodziennie  a niewiele brakowało bo Krzysiek chciał jechać w tych samych dżinsach co był na placu. 
Jeszcze raz kurde! Nie wiedziałam, że tak będzie! Hostessy, imienne zaproszenia, przemówienia przed seansem zamiast reklam, eleganccy ludzie, brawa, brawa, brawa. A na końcu filmu oklaski. 

poniedziałek, 9 października 2017

w jesieni życia

Opieka nad niedołężnymi rodzicami jest moralnym obowiązkiem dzieci. Do tej opieki nikogo nie można zmusić, można jedynie wyegzekwować od dzieci alimenty jeśli rodzice pozostają w niedostatku.

Starzy ludzie  nie zawsze są aniołami. Są wśród nich alkoholicy, są zgorzkniałe kłamliwe manipulantki, erotomani i złodzieje. Czasem na starość  opamiętują się w myśl zasady „jak śmierć koło dupy to czas do pokuty”.  Jeśli całe lata mścili się na swoim zdrowiu, to teraz to zdrowie mści się na nich.

Zazwyczaj mieszkają sami lub z jednym wybranym dzieckiem. Wybierają sobie jedno dziecko do kochania i jedno do opieki. Dziecko do kochania zazwyczaj z nimi nie mieszka, może to być czarna owca w rodzinie, może to być to sprawiające najwięcej kłopotów, ale nie musi.

Dziecko do opieki jest czasem tym, które najbardziej starało się o rodzicielską miłość. Zamiast „kocham cię” słyszało „nic nie potrafisz, do niczego się nie nadajesz”. Zamiast „jesteś najpiękniejsza” – nie żryj tyle, kto cię zechce z takim tłustym tyłkiem”. I jeszcze - aleś sobie zdzirę wybrał za żonę. 
To się nie zmienia przez całe życie. Dziecko do opieki nigdy nie jest wystarczająco dobre i nigdy nie zrobi wszystkiego dobrze. Zamiast „dziękuję” słyszy „wreszcie”.

Od swego rodzeństwa też nie słyszy niczego dobrego. Nawet jeśli rodzeństwo nie jest skłócone to i tak wisi wiele nierozwiązanych spraw.

Matka ci zapisała dom to się nią teraz zajmuj.
Zabierasz ojcu rentę więc rób mu takie zakupy jak sobie życzy.
Dlaczego mama nie ma codziennie świeżego obiadu, gotuj jej!
Jak śmiałeś wyjechać na trzy dni!
Rozważasz oddanie ojca do domu opieki? Jesteś wyrodna!
Te wszystkie wypowiedzi usłyszałam od moich koleżanek które dzień w dzień  rok po roku zajmują się starymi rodzicami. Nie zawsze, nie wszędzie, ale temu kto zostaje w domu patrzy się na ręce najwięcej.

Rodzeństwo – to nie są młodzi ludzie. Mają 50, 60 lat, całe dorosłe życie mieszkają w innych miastach, często za granicą.  Odwiedzając rodziców okazjonalnie tak naprawdę nie mają pojęcia jak to jest na co dzień. Nie znają się z rodzicami. Ojciec nie pozna syna, syn nie pozna matki.  Nie wiedzą, co z człowieka robi demencja. Co się dzieje w głowie chorego na Alzhaimera. Bo to nie robi się od razu.
Przyjeżdżają raz na pół roku  lub rzadziej. Przywożą zakazane przez lekarza słodycze i smakołyki.
Czy mają prawo do wtrącania się. Czy mogą mówić o swych oczekiwaniach. Bezinteresowny moralny obowiązek – często  to puste słowa. Majątek, emerytura, inne korzyści. Wszak niejedna babcia wychowała wnuki kiedy córka pracowała. Niejeden syn odziedziczył dom za opiekę gdy reszta rodzeństwa zrzekła się praw do majątku.
Ile ludzi tyle spraw.
Ja należę do tych, co się nie wtrącają.





czwartek, 5 października 2017

bądźmy ludźmi

Pewnego dnia stałam na przystanku czekając na autobus a wraz ze mną czekało dwoje ludzi w starszym wieku. Wyglądali na cudzoziemców, ubrani byli nieco dziwacznie ekscentrycznie i rozmawiali po angielsku. Z ich rozmowy wynikało, że są zadowoleni z zakwaterowania w naszym wiejskim dworku i zamierzają zwiedzać Kraków.
Wsiedli do autobusu, kupiłam bilet w automacie, skasowałam go i usiadłam a oni bezradnie patrzyli na panel biletomatu. Wreszcie poprosili mnie o pomoc.   Taak, bilet do starego miasta w Krakowie za cztery złote i pięćdziesiąt groszy,  bo tyle mieli drobnych. Wystarczy na jeden. Łan tiket for łan person - powiedziałam i na tym skończyła się moja znajomość angielskiego. Nie mam rozmienić stówy i kierowca też na pewno nie rozmieni.
No i zrobiło się niefajnie.   Przypomniało mi się jak za pradawnych komunistycznych czasów kiedy obowiązywały książeczki walutowe pojechałam do Pragi i o świcie usiłowałam kupić bilet do metra dając pani w okienku banknot o najwyższym nominale. Pani mi wtedy nie wzięła pieniędzy tylko dała bilet i już.
I teraz zrobiłam tak samo, wyjęłam dwie dwójki z kieszeni, kupiłam bilet i dałam tej starszej pani. Boże, jacy oni byli zdziwieni! Ha ha warto było.
Ale to nie koniec tej historii bo dziś to ja byłam ofiarą komunikacji podmiejskiej. Rozkład jazdy mam na lodówce, w telefonie i w głowie ale podstępny przewoźnik zmienił godzinę odjazdu o parę minut i tak oto stałam na pustym przystanku jak nieszczęście bo nie cierpię się spóźniać, miałam termin do lekarki i dosyć że się świecę na czerwono w ewusiu i za każdym razem muszę się tłumaczyć że to wina zusu bo ja wszystko załatwiłam ale oni coś pokręcili to jeszcze się spóźnię!
Lubię tak motać jak opowiadam.
Usiłowałam więc zatrzymać jakiś samochód, tak jak dawniej bywało - macha się ręką, samochód się zatrzymuje, mówisz że jedziesz do Modlnicy albo do Krakowa albo w Bieszczady wsiadasz kierowca zamyka samochód, jedzie do lasu, zabiera ci portfel i zostawia cię pod grzybkiem czerwonym pod krzaczkiem poziomek.
I zatrzymał się samochód, bardzo mili państwo nawet nadłożyli drogi i podwieźli mnie aż pod cmentarz skąd mam tylko niecałe dwa kilometry do ośrodka. Nie wiem kim byli ale bardzo serdecznie dziękuję, to było dla mnie bardzo ważne i na pewno bym się spóźniła gdyby nie ich życzliwość.
I jeszcze coś - lubię moją lekarkę rodzinną i mam do niej zaufanie,  lubię pielęgniarki w tej  przychodni i dlatego nie przepisuję się do innej, gdzie miałabym lepszy dojazd.

niedziela, 1 października 2017

krypta na Wawelu


Jestem fatalnym przewodnikiem i bronię się przed oprowadzaniem po mieście z całych sił mówiąc że o wiele więcej i ciekawiej opowie o Krakowie profesjonalista. Zwiedzanie ze mną to bezsensowne łażenie tam i z powrotem kończące się siedzeniem w kawiarni dla emerytek albo w lochu. Jest taki loch o którym piszę bardzo rzadko bo tam to już naprawdę trafiają szczególni goście. Schodzi się aż dwa piętra w głąb i natychmiast traci się poczucie rzeczywistości. Gorzej niż w tej piosence "Kawiarenki". klik, Bardzo stara nastrojowa piosenka. Ale nie o kawiarniach pubach knajpach i randkach ma być tylko o tej słynnej krypcie.

Dziś uświadomiłam sobie, że ja tam nigdy nie byłam. Podprowadzam gości i czekam na nich a na dół nie schodzę. Trochę to dziwne bo do Katedry na Wawelu wchodzę a nawet lubię bo przepych lubię. Choć przy okazji zawsze nachodzi mnie refleksja - i tak do doła i tak do doła, a jakie to ma znaczenie czy na Wawel czy w urnie na lokalnym cmentarzyku.
W Łagiewnikach też nie byłam. Krzysiek był bo goście z Podlasia mieli ten punkt odhaczyć w ramach wycieczki.
I tak sobie rozmawiamy wczoraj o tym oprowadzaniu gości i wyszło na to, że Krzysiek bardziej gości oprowadza po kościołach a ja po knajpach.

A Tobie co się najbardziej podoba w Krakowie?