Oto fragment wypowiedzi
jednej z Was.
Tata
jest w krytycznym stanie, ma 93 lata i bardzo chore serce. Powinnaś poruszyć
temat tych rurek co ich starsi ludzie nie chcą, a my nie mamy wyjścia bo bez
nich umrą. W skrócie, ale pewnie zrozumiesz. Tata nie chciał. A my nie mieliśmy
wyjścia?
Nie mam pojęcia, na jak
długo wystarczy tych rurek i jaka jest z nimi jakość życia. Moja siostra na
pewno wie i mam nadzieję, że mi o to uświadomi.
Opowiem Wam za to o wujku,
którego bardzo lubiłam. Był człowiekiem wesołym, inteligentnym, miłym i bardzo łagodnym,
a ja uwielbiam łagodnych, spokojnych ludzi. Wujek miał kochającą żonę, dzieci i
wnuki.
Obydwoje z żoną byli
emerytami, pomagali bardzo dużo niepełnosprawnemu dorosłemu synowi, choć zdając
sobie sprawę, że nie będą żyć wiecznie, wystarali się o mieszkanie dla niego i
pracę, która zmuszała go do wychodzenia z domu mimo kalectwa.
Wujek zachorował, mając
siedemdziesiąt siedem lat. Choć lekarze nie dawali wielkiej nadziei, dzieci
robiły wszystko, co możliwe, by nie pozwolić mu umrzeć. Przez pół roku człowiek
ten przeszedł przez piekło operacji, naświetleń, trucizn, bólu nie do
zniesienia, wreszcie nieprzytomności. Zmarł w ogromnych męczarniach, bo chciał
się pożegnać i prosił o chwilę świadomości, a kiedy to zrobił, odszedł.
Dzieci zrobiły naprawdę
wszystko, co mogły.
Najtrudniejszy temat, z
jakim przyjdzie się nam zmierzyć.
Mój tata na szczęście umarł szybko i bez większych cierpień, choć zdiagnozowana u niego choroba mogła go narazić na cierpienia wprost niewyobrażalne. Mama chciała go ratować za wszelką cenę, a ja nie bardzo wiedziałam, jak jej to powiedzieć, że ratunku i tak nie ma, a można jedynie przedłużać męczarnie. Najtrudniej jest dopuścić do siebie informację, kiedy warto walczyć za wszelką cenę, bo szanse są duże, a kiedy lepiej pozwolić człowiekowi godnie odejść.
OdpowiedzUsuńJa już się zmierzyłam. Tata przez dwa lata chorował i się nie dawał, ale nowotwór kości był silniejszy od leżącego człowieka z siłą woli do życia. Mama po upadku w wieku 87 lat i złamaniu biodra przeszła na tamtą stronę po trzech miesiącach, bez woli życia. I wrócę do taty - w pewnych momentach modliłam się o śmierć dla Niego...
OdpowiedzUsuń(po 50)
Moja mama opiekuje sie swoją mamą, moją babcią. Babcia już od kilku ładnych lat ma Alzheimera, teraz nie wie już nic, nie poznaje nikogo, a najgorsze to to że mama musi się nią opiekować. Robi wszystko co może aby poprawić babci jakość życia, swoi kosztem oczywiście bo babcia i tak niczego już nie rozumie, a zachowuje się jak kilkuletnie dziecko i tak jak z kilkuletnim dzieckiem trzeba się z nią obchodzić. To jest straszne, o wiele straszniejsze niż nagła choroba, takie życie w nieświadomości, na łasce innych. Wiem że to kontrowersyjne, ale razem w siostrami myślimy to samo - może byłoby lepiej dla wszystkich gdyby mama przestała przedłużać babci życie...
OdpowiedzUsuńTak jest.Tak było z moim Tatkiem. Podobna droga przez mękę i podobny ból i rozpacz,że już nie można nic zrobić. Tylko patrzeć jak ktoś najukochańszy na świecie umiera powoli i w cierpieniu.To jest najgorsze doświadczenie w życiu. Nic nie może się równać bezsilnej rozpaczy.
OdpowiedzUsuńŚmierć bliskich osób, to chyba najtrudniejsza część, życia z jaką musimy się zmierzyć, najgorsze jest to, że taka jest kolej rzeczy, i nie da się tego ominąć w żaden sposób...
OdpowiedzUsuńNie ma słów by pomóc. Przytulam.
OdpowiedzUsuńWy, jeśli jest możliwe porównanie, choć wątpię, by było, mieliście stokroć trudniej.
UsuńSerdeczności dla Ciebie i pozdrowienia dla Centa.
Tu zawsze jest dylemat, czy pozwolić odejść bliskiej osobie, czy też walczyć by dalej żyła, to nie tylko chyba jest tak, że dzieci rodziców, ale i bywa w drugą stronę.
OdpowiedzUsuńBardzo trudny temat...niestety i mi było już "dane" zetknąć się z taką sytuacją w życiu.
OdpowiedzUsuń"Dzieci zrobiły naprawdę wszystko, co mogły..." - to chyba NAJCIĘŻSZE zdanie-podsumowanie.
OdpowiedzUsuńCo robić? Czy naprawdę WSZYSTKO...?
(rodzice żyją, wiek pomiędzy 75-80)
wszystko przede mną...
Pozdrawiam serdecznie - eM.
Ten temat siedzi mi ostatnio w głowie za sprawą teściowej i perspektywy wspólnego z nią mieszkania - jestem przerażona!
OdpowiedzUsuńnie mam rodziców, nie mam teściów, nie mam (oprócz siebie) osób starszych w otoczeniu. nie musiałam też nigdy dokonywać takich wyborów. mam nadzieję, że moi synowie też nie będą musieli
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Nie ma recepty na dylemat takiego kalibru!!!!! życzę sobie nie mieć nigdy takiego problemu!! życzę...
OdpowiedzUsuńOsobiscie sie zastanawiam, czy owe rurki to nie eutanazja 21w...
OdpowiedzUsuńW tutejszych szpitalach, w krytycznych stanach lekarz ma obowiazek pokazac pacjentowi dwie drogi: walke i komfort.
Nigdy nie podejmie decyzji za pacjenta. I tez nie da gwarancji, ktora z drog jest lepsza.
Ostatnio bylam swiadkiem, kiedy 88letni pacjent z rozlegla sepsa,slabym sercem po prostu sie poddal. Odszedl po 21 dniach.
Zarowno rodzina jak i medycyna zrobili wszystko dla niego. Cokolwiek to znaczy. Jesli bowiem takie jest odczucie, ze zrobili wszystko co w ich mocy - tak wlasnie uczynili.
Nie mnie oceniac. Sama bede mowic o swoim "wszystko co moglam", kiedy sprawa bedzie dotyczyc mnie i moich bliskich.
Nigdy w przypadku kogos innego!
Rurki u staruszka... Niezbyt wiem o jakie chodzi, ale... W zeszłym roku w Hiszpanii widziałem jak staruszek, ciągnąc za sobą butlę z tlenem przyszedł do baru na kieliszek wina. Od butli do nosa ciągnęły się plastikowe rurki, butla była na kółeczkach łącznie z urządzeniem dozującym na konstrukcji przypominającej siatkę z kółkami na zakupy. Można?
OdpowiedzUsuńNie mogę zrozumieć jednej rzeczy. Nie ma potrzeby pozostawania przez kogokolwiek w bólu i męczarniach. Metody neutralizacji bólu są tak rozwinięte, że jedynie od środków finansowych i dobrej woli lekarza zależy, czy pacjent będzie cierpiał czy nie. U nas gdyby mogli, to i operacje robiliby bez znieczulenia, bo taniej...
Najtrudniejszy :( Cały czas mam w pamięci moich rodziców, którzy żegnali moich dziadków. Okropne przeżycie.
OdpowiedzUsuń
OdpowiedzUsuńNikt nie powinien cierpieć w męczarniach przy odchodzeniu...I trzeba zrobić wszystko by właśnie tak było...Każdy ból można znieść gdy idzie się ku zdrowotności, nie jak w innym kierunku...takie cierpienie nie ma sensu...
na siebie mam plan B, ale jeśli chodzi o rodziców, obym nigdy nie musiała...
Czasem chyba lepiej nie robić wszystkiego, by nie przysparzać cierpień i nie przedłużać agonii.
OdpowiedzUsuńNie wiadomo co robić.
OdpowiedzUsuńMojego Ojca też męczyliśmy, dobrze ,że krótko
i odszedł we śnie...
Cierpienie jest zapisane w nasze zycie...i cokolwiek powiemy, zrobimy po prostu boli.
OdpowiedzUsuńSerdecznosci
Judith
"Tata nie chciał. A my nie mieliśmy wyboru. "
OdpowiedzUsuńCóż za egoizm.Nikt nie ma prawa podejmować decyzji za drugiego człowieka,szczególnie takiej.
Uważam,że nie należy przedłużać życia za wszelką cenę- czy raczej przedłużać umierania w cierpieniu. To nie miłość ale okrucieństwo.
Kochać kogoś,to także pozwolić mu odejść godnie.
Inna kwestia, to brak wystarczającej ochrony lekowej przed bólem.
Na szczęście nie mieszkam w Polsce i mam prawo wyboru. O moim życiu decyduję ja i tylko ja.
Tak właśnie myślę - kochać, to pozwolić odejść godnie. Próby zatrzymania na siłę, za wszelką cenę, nie są dla tej drugiej osoby, a raczej dla siebie. To egoizm.
UsuńTam było - Tata nie chciał. A my nie mieliśmy wyjścia? Ważny był ten znak zapytania na końcu. I tata nie może teraz podjąć żadnej decyzji bo jest po wylewie i nie mówi. Ale wcześniej prosił, żeby go do szpitala nie oddawać. Co nie jest takie łatwe bo moja teściowa też żyje i zarzuciłaby nam że nie ratujemy taty, pozwalamy mu umrzeć. A ona wierzy, po prostu wie, że on jeszcze do domu wróci. Nie przyjmie naszych tłumaczeń. Ma 87 lat i mówi do męża na szpitalnym łóżku - Józik, ja cię tak kocham, ja trzymam twoje łożko nie ruszone, ty wracaj do domu. Co w takim wypadku zrobić?
UsuńEwa z Antygony
Mimo wszystko pozwolić odejść, jeśli wcześniej taka była wola Taty. Gdyby moja mama była chora i każdy dzień miałby być wypełniony koszmarnym bólem,zrobilabym wszystko aby nie cierpiała.Uszanowalabym jej życzenie,jakiekolwiek by nie było i moje uczucia ani reszty rodziny nie byłyby w tym momencie ważne.
UsuńTemat trudny, dzięki że "liznęłaś". Do wszystkich powyżej - ja w tym konkretnym przypadku nie decyduję, nie jestem dzieckiem tylko synową, przedstawiłam wczoraj opcje dzieciom, w tym mojemu mężowi, płakał jak dziecko ale orzekł, że jest za nieintubowaniem taty. Nieprzedłużaniem męczarni, która skończyć się może tylko w jeden sposób, bo ludzie nie żyją wiecznie. Ale tymczasem inne z dzieci taty poszło do lekarza i poprosiło o intubację "w razie czego", na moje zapytanie dlaczego odpowiedziało - a jeśli zdarzy się cud? Nie rozumiem takiego myślenia. Czy zareagowałabym inaczej, gdyby chodziło o mojego rodzonego tatę? Chyba nie, ten jest cudownym, pogodnym i kochanym człowiekiem, z którym mieszkałam 27 lat. Skazujemy go na oddychanie aparaturą i życie z odleżynami dopóki serce wytrzyma.
OdpowiedzUsuńPrzepraszam was wszystkich, piszę nieskoordynowanie, może miejscami niezrozumiale ale mnie też temat przerasta, chociaż to mnie w tym momencie bezpośrednio dotyczy.
Dzięki Klarko i WAM, czytacze.
Ewa z Antygony
Zapytaj te dzieci czy chciałaby tak żyć, mieć świadomość całej sytuacji i nie móc zrobić nic.
UsuńDobrze jest móc przedłużać życie, nie agonię. Przerabiam temat od 14.miesięcy i obserwuję moją mamę, która bardzo stara się być samodzielna, choć wiek(92 lata)i stan po udarze odbiera jej siły i możliwości motoryczne. Umysł, jeszcze całkiem sprawny, choć miażdżyca czyni swą krecią robotę. Mama zastrzegła sobie ( i nadal to podtrzymuje), że nie chce być wożona do żadnego szpitala, nawet gdyby było bardzo źle. Nie wiem, co zrobię, kiedy przyjdzie taka sytuacja. Przecież nie będę czekać bezczynnie! Boję się jedynie bezsilnej bezradności... (jojak)
OdpowiedzUsuńW przypadku moich rodziców robiłam wszystko aby przedłużyć, w moim pojęciu ich życie, nie potrafiłam pogodzić się z tym, że powoli odchodzą. Patrząc z boku nie powinnam tego robić, powinnam pozwolić im odejść. Pytanie czy robiłam to dla nich, czy z egoizmu dla siebie? Proszę mi wierzyć, że nie było momentu abym myślała o sobie,nie mogłam czekać bezczynnie, aż do bólu pragnęłam aby oni byli. Teraz kiedy ich juz nie ma sama nie wiem czy ta walka była dla nich czy dla mnie. To jest bardzo trudne.
OdpowiedzUsuń