Patrzę na nich.
Przychodzą pod drzwi lekarza parami – sprawny i niesprawny,
chory i opiekun, chory i osoba towarzysząca. Zawsze jednak ten związek dzieli
między sobą emocje – strach, niepewność, cierpienie, nadzieję, niecierpliwość,
wstyd.
Wcale niemłode kobiety opiekujące się rodzicami. Często są rozdarte między obowiązkami – dzieci, wnuki,
praca, dom. Dla nich samych czasu już nie starcza. W poczekalniach załatwiają
przez telefon najpilniejsze sprawy jednocześnie bacznie obserwując poczekalniany
rytm. Może mamusi zimno. Może mamusia chce do toalety. Czy tatuś napije się herbaty
to przyniosę. Teraz my. Nie, jednak nie. To nie zdążymy. Trzeba czekać. Ja
pójdę z papierami, niech tatuś tu na mnie czeka. Zaraz wrócę.
Prawie nikt nie wlepia oczu w telefon, prawie nikt nie czyta. Jak to możliwe? Przecież zazwyczaj telefony mamy prawie przylepione do dłoni! No tak. Chyba identyfikuję się nie z tym pokoleniem do którego należę. A może jesteśmy w środku niespokojni aż tak bardzo, że nie potrafimy się skupić na strzelaniu do kulek. Może tak być.
Siedzimy obok siebie, nie śpieszę się bo mam zwolnienie z
pracy ale Krzysiek musi iść na noc, zamienił się z kolegą. Martwię się czy
zdoła się przed nocą zdrzemnąć i czy w pracy nie będą na niego źli za te ciągłe
zamiany. Do tej pory zawsze radziłam sobie sama nie chcąc nikogo angażować. Mąż i
syn zawsze deklarują podwózkę i towarzystwo i wiem, że mogę na nich liczyć ale
oni przecież mają tyle obowiązków, nie chcę im zabierać czasu, nie chcę też aby
siedzieli ze mną w przychodniach pełnych zarazków.
Teraz też chciałam jeździć sama ale mąż stanowczo oznajmił,
że się nie zgadza. Może już czas najwyższy pozwolić sobie pomóc. I to prawda. Tak
jest łatwiej choć jeszcze nie wchodzimy jak
inni razem do gabinetu, to jest jeszcze jedna bariera.
Dziś też Cię kocham.
Jesteś wyjątkowa. Cierpisz, ale potrafisz dostrzec cierpienie innych ludzi. Dziękuję Ci za ten tekst. DTCK
OdpowiedzUsuńDziś też Cię kocham Klarko! Przepięknie napisane, jak zawsze. Wzruszyłam się bardzo ❤️
OdpowiedzUsuńDobrych Świąt Klarko, pełnych miłości i dobrej nadziei.
Klarko! To jest zawsze taki sprawdzian naszych wzajemnych relacji, mamy/macie siebie nadobrei na złe♥️Niech dobrego bedzie więcej!Tulam🥰Basia
OdpowiedzUsuńTak właśnie przez kilka lat jeździłam z mężem do Centrum Onkologii, doskonale znam to co opisujesz. Klarko życzę Ci zdrowia a także dobrych, rodzinnych Świąt.
OdpowiedzUsuńKrystynkaR
Klarko, jesteś najfajniejszą osobą poznaną na blogu. Takich ludzi już prawie nie ma. Przytulam w ten trudniejszy czas.
OdpowiedzUsuńDYCK Klarko
OdpowiedzUsuńTy to potrafisz wycisnac lzy czy to ze smiechu, czy to z normalnego ludzkiego odruchu w stosunku do innych. Dobrze, ze Ty tez nie jestes z tym "klopotem" sama. Spokojnych (na ile sie da) Swiat!
OdpowiedzUsuńBardzo mądrze napisane. Jestem, byłam i pewnie będę występować w obu rolach. Żadna nie jest łatwa, ale pojedynczo na pewno jeszcze trudniej. Pozdrawiam ciepło! ❤️
OdpowiedzUsuńKocham twoje pisanie, twoje łapanie i ujęcie chwil, emocji. BH
OdpowiedzUsuńKlarko. Jak zwykle - w punkt. Wszyscy to widzą, ale niewielu potrafi tak przetworzyć to na słowa. DTCK Gośka
OdpowiedzUsuńKlareczko Kochana! Masz rację żadna z obu ról i chorego i wspierającego nie jest łatwa .Obie osoby się denerwują ,bo gorąco ,długo ,jeść ,pić ,siusiu,a co w domu ,a czy zdążą ,znam to z obu stron ,bardzo trudne a im jesteśmy starsi trudniejsze i bardziej dobijające ,bo zamiast szybko i bez zbędnych papierów ,znowu długo ,rozwlekle ,czegoś się nie dostało ,coś gdzieś zginęło.........Ale ,Ty już jesteś prawie na prostej i tak,daj sobie towarzyszyć ,to chłopakom też jest potrzebne,że mogą się Tobą opiekować ,a nie odwrotnie.Ściskam Kochana i całuję,spokojnych Świąt !
OdpowiedzUsuńA ja często jeździłam sama na onkologię. Nigdy nie chciałam towarzystwa np. w trakcie chemioterapii. Wolałam sobie gadać przez internet z kimś albo czytać albo się integrować.
OdpowiedzUsuńPierwsze wizyty to tak, zawsze ktoś był obok.
Mąż musiał w tym czasie ogarniać dzieci, najmłodszy miał 7 lat. I myślałam wtedy patrząc na starszych ludzi, że lepiej chorować jak już się jest na emeryturze;)
Miałam podobnie i mam( ale nie podczas dożylnej chemii, zbyt kiepsko ją przechodziłam). Towarzyszą mi jak nie mogę sama prowadzić, czyli …Ale na radioterapię jeździła ze mną przyjaciółka, woziła mnie i czekała. I kiedyś powiedziałam takie słowa, które ona zapamiętała do końca życia, a mianowicie, że mam szczęście, że to cycek nikomu niepotrzebny, ucięli, wyleczą i nie widać po człowieku choroby, a na tej radioterapii siedzieli różni pacjenci mocno napiętnowani swoją onkologiczną chorobą…
UsuńA co do osób towarzyszących, mam swoje przemyślenia z 25-letniego doświadczenia, ale napisze że to całe spektrum zachowań i relacji. Przeszłam wszystkie etapy chorowania- małych dzieci 6 -10lat potem nastoletnich i teraz dorosłych. I pomijam, że moje doktory i leczenie to dojazdy 120km od domu. Pomoc przyjmuję, jak naprawdę muszę, bo mobilność ma dla mnie duże znaczenie, ona daje poczucie, że nie jest jeszcze tak źle 😉
Klarko - to normalne, że mąż nie chce byś jeździła sama- On po prostu doskonale zdaje sobie sprawę, że Twoje schorzenie to nie jest złamany paznokieć u małego palca lewej ręki. Od kilku lat jestem skazana na prowadzanie mnie do lekarza i asystę córki w czasie każdej wizyty, bo po prostu nadal niemiecki to dla mnie "chińszczyzna". I to córka ustala termin wizyty, oczywiście w takim czasie gdy może "poprzekładać" swoje obowiązki służbowe. I tak naprawdę nie mam wyrzutów sumienia z tego powodu - to po prostu zmiana pokoleń i w pewnym sensie podziękowanie za to, że przez dwadzieścia kilka lat Ona była u mnie na pierwszym miejscu i wszystko się wokół niej kręciło. A co do wspólnej z mężem wizyty w gabinecie- nauczyłam się tego jeszcze w Polsce, gdy mąż przez długi czas wymagał stałych wizyt lekarskich a nie był w stanie sam się dowieźć - woziłam, wchodziłam razem z nim do gabinetu, pomagałam się rozbierać, ubierać i zawsze rozmawiałam z każdym lekarzem- po to by wiedzieć dokładnie co i jak jest z nim. Zresztą tak naprawdę córka ściągnęła nas tutaj właśnie dlatego, że nie mogła się nami opiekować z odległości ponad 600km. Przyjmuj bez wyrzutów sumienia pomoc męża i syna i wchodźcie razem do gabinetu - to też wyraz zaufania i miłości do partnera. Przytulam i trzymam kciuki za radioterapię!!!!
OdpowiedzUsuńanabell
Klarko czytam Twój blog od lat między innymi za takie mądre i życiowe wpisy. Za to, że jesteś miła i sympatyczna dla innych, uczciwa i wyrozumiała, szanujesz każdego bez względu na to kim jest a nie jest to powszechne. I jak wiesz trzymam kciuki. Pozdrawiam serdecznie Andrzej G. ❤️
OdpowiedzUsuńTwojej Rodzinie można tylko pozazdrościć,że Ciebie ma,jesteś wyjątkowa.Ewa.
OdpowiedzUsuńOj, bardzo życiowy wpis... Inaczej się patrzy, kiedy do lekarza idzie rodzic z dzieckiem, inaczej, kiedy ciężarna kobieta z mężem, a inaczej, kiedy dziecko z rodzicem. Albo z obojgiem rodziców.
OdpowiedzUsuńKlarko, trzeba umieć dać sobie pomóc. Kiedy można być samodzielną, to można, ale pomyśl, że gdybyś pojechała sama, Mąż bardzo by się martwił o Ciebie.
Zawsze wchodzę z mężem do gabinetu, bo on... nie rozumie, co do niego mówią.🙈 Medycyna to dla niego "chińszczyzna". Na dodatek starożytna. Mąż zwykł mnie przedstawiać jako swój "dysk zewnętrzny " i nigdy nie wzbudziło to wątpliwości ze strony lekarza. Czasem dochodzi do zabawnyvh sytuacji, kiedy lekarz, po zbadaniu męza, rozmawia ze mną. A mojemu w to graj, bo wie, że ja o wszystko dopytam, zapamiętam. Po prostu ten typ tak ma.🙂
Ech, aż mi prawie łzy poszły. Prawda, sama prawda i tylko prawda.
OdpowiedzUsuńMoja mamę zawoził tato do Bydgoszczy na onkologię.
OdpowiedzUsuńGdy byliśmy tam razem spotkałam panią, która dojeżdżała autobusem z innej miejscowości, po chemii wracała sama, nie wiem, jak dawała radę...
jotka
Klarko kochana, nie miej oporu i rozterek z powodu pomocy i troski Syna czy Męża. Wiesz dobrze, co to lęk i to wspaniałe, że w tych trudnych chwilach obecność Bliskich choć na chwilę ten lęk czyni mniejszym. Znam to z doświadczenia. Czasem wystarczy, że ktoś potrzyma za rękę... Twoje obydwa blogi czytam od lat i od lat podziwiam Cię jako Kobietę, Żonę, Matkę i po prostu Dobrego Człowieka. I mam niezachwiana wiarę, że podziwiać i czytać twoje mądre słowa będę do końca moich dni. A uwierz mi, postanowiłam doprowadzić ZUS do upadku, odebrać, co mi ukradł. Z moich obliczeń wynika, że stanie się to około roku 2085. DTCK
OdpowiedzUsuńRazem zawsze łatwiej, przytulam Klarko❤️
OdpowiedzUsuńTo piękny empatyczny wpis. Dziękuję.
OdpowiedzUsuńNo i powiedzcie mi ---jak tu nie kochac Klarki? ZCK , Klarko zawsze i wszedzie pomimo 16000 km, ktore nas dziela.ZCK !! Przytulam mocno .
OdpowiedzUsuńDTCK- wzruszający prawdziwy wpis
OdpowiedzUsuńTeż należę do pokolenia, które teraz właśnie opiekuje się starszymi rodzicami. Prawie wszystkie moje koleżanki też mają problem z rozdarciem życiowym pomiędzy domem, pracą i opieką nad rodzicem. W pracy nie ma zrozumienia w tej kwestii, a opieka w naszym kraju jest bardzo droga i " kuleje", bo praktycznie jej nie ma. Pozdrawiam ! Ula H.
OdpowiedzUsuń