środa, 3 lipca 2019

Frania (będzie o szmatach)

W szkolnej piwnicy stoją  dwie pralki - jedna służy do prania firanek, obrusów i serwetek i zarządza nią niepodzielnie `najstarsza sprzątaczka. Ośmieliłam się kilka razy wyprać w niej ścierki a nawet o zgrozo dorzuciłam do ścierek własne crocsy ale dowiedziałam się, że do prania takich rzeczy służy pralka wirnikowa.
Problem mam taki, że staram się pracować uczciwie i nie płuczę szmat w kiblu, używam innych ścierek do stołów a innych do łazienek i codziennie porządnie je piorę.
Nie dotarło do mnie jeszcze najważniejsze hasło sprzątaczek lepiej być opierdolonym niż orobionym,
nieustannie mam przed oczyma wizję koszmarnych epidemii wynikających z włóczenia po szkole szmatą i mopem wszy, świerzbu i jelitówki. Owsików i glist też.

Miało być o pralce. Taką zwykłą, automatyczną pralkę każdy obsłuży bez problemu. Pranie do bębna, proszek do szuflady, popatrzeć na panel, wybrać program i start.  Jeszcze trzeba odkręcić wodę i włączyć kabel do prądu. A potem odwrotnie, i już.
Ale czy osoba, która nigdy nie miała do czynienia z pralką wirnikową, da sobie z nią radę.
Przyznaję - zapomniałam jaki to kłopot i ile z tym roboty!

Taka pralka to rodzaj beczki z silnikiem i wirnikiem na dnie. Wlewa się wodę, wrzuca pranie, dosypuje proszek, włącza się urządzenie i tadam. Albo nie tadam
Woda powinna być ciepła i musi być jej dość dużo ale nie za dużo bo się wychlapie. Pranie polega na tym, że wirnik kręcąc się obraca szmatami w kółko, i nic więcej. Trzeba więc po jakimś czasie pralkę wyłączyć (Franie miały wyłącznik czasowy, ta nie ma). I co dalej?
Powyciągać szmaty do wiadra, wypłukać w zlewie, wykręcić. I już. Nie i już! Trzeba jeszcze wylać z pralki wodę. Z boku urządzenia jest gumowy wąż prowadzący do otworu w dnie i tamtędy właśnie spływa brudna woda. Trzeba ją spuszczać do miski, można też prosto na podłogę ale nie polecam. 

I do brzegu!
Tak sobie myślę. Ile czasu i wysiłku kosztowało mnie w młodości pranie. Gdzie ja to wszystko suszyłam. Pieluchy! Ze dwadzieścia pieluch codziennie. Wszystko to, co i dziś wymaga prania. Ile trzeba było mieć sił w rękach aby to wszystko wyżąć. W ramionach - aby nanosić wody. Potem tę wodę wynieść z domu.
Nie, nie i jeszcze raz nie - za nic w świecie nie chciałabym wrócić do czasów młodości.  Co z tego, że młody organizm szybciej się regeneruje. Że dałyśmy radę. Ale czasu i zdrowia nam nikt nie odda.

Myślę sobie, że to dlatego z takim entuzjazmem podchodzę do wszystkich urządzeń ułatwiających pracę. Po co męczyć człowieka, jak może to zrobić za niego maszyna. Wyprać, wyczyścić, zmyć, wyszorować, pozamiatać. Ale..

Człowiek kosztuje mniej. Straszne ale prawdziwe. Maszyna jest droga, pobiera prąd, potrzebuje preparatów (proszki, kapsułki, płyny, worki, filtry)  trzeba ją serwisować, jeśli jest przeciążona albo nieprawidłowo eksploatowana  to zepsuje się.   A przeciążony człowiek dalej będzie pracował, a jeśli  nie da rady to znajdzie się  następny.

15 komentarzy:

  1. Wirnikowa już dawno powinna być na emeryturze. Nie daj się wykorzystywać Klarko.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam taką samą pościel w różyczki 😁
    Dopiero dorastam do tego, że coś może zrobić za mnie maszyna, może kiedyś dorosnę całkiem

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja to nie mogę tego czytac

    Też pamiętam Franię, ale w bloku nie trzeba było dżwigać wody. Za to u babci owszem
    na wakacjach każdy dzień zaczynał się praniem, ręcznym oczywiscie

    OdpowiedzUsuń
  4. Dara/Starsza3 lipca 2019 09:50

    Przez pół roku praliśmy ręcznie przy 5 dzieci. Horror!!! Pralka wirnikowa taka zwykła stała się wtedy skarbem...

    OdpowiedzUsuń
  5. A jaką moc miała Frania! Nie było żadnego problemu, żeby wyprać duży, wełniany koc. Gorzej z wyżęciem i płukaniem takowego.
    Masz rację, że człowiek tańszy. I łatwo go zastąpić. Ja po 24 latach pracy dostałam wymówienie z 53 paragrafu KP. Na moje miejsce przyszła młodsza, jeszcze zdrowa ;-)). Szef wystraszył się, że rentę dostanę i trzeba będzie wypłacić odprawkę.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja mam jeszcze Franię.Bardzo dobrze się spisuje.W automacie piorę jak nie mam siły i nie chce mi się prać wogóle.Ale z działki te robocze i inne fatałaszki piorę we Frani.Jak mam ścierki i obrusy,prześcieradła i inne bawełniane,to jeszcze w kociołku gotuję (jak to dawniej bywało)bo nikt mi nie powie,że w automacie się ładnie dopierze.Trochę pracy jest,ale za to jaki efekt.

    OdpowiedzUsuń
  7. Frania doprala nawet biale skarpetki w ktorych sie po blocie chodzilo a nowoczesne pralki to sa maszyny do moczenia ciuchow a nie do prania.Kolezanka przeprosila Franie trzymana na strychu jak jej automat odmowil posluszenstwa -dopiero wtedy dowiedziala sie jak naprawde wyglada biala posciel .

    OdpowiedzUsuń
  8. A w sąsiadującym z nami miejscu pracy (jest to oddzial opieki zdrowotnej, niedziela, dyzur) sprzątaczka, na prosbe oddzialowej o przetarcie wlasnie zachlapanej czymś szyby odpowiada: w dzien swiety mi pani każe okna myć?! Kolezanka, ktora jest oddzialową bierze szmatkę, plyn i przeciera sama
    Ella-5

    OdpowiedzUsuń
  9. Oj, i ja pamiętam to pranie we "Frani". Nasza miała jeszcze taki wałek, przez który przepuszczało się pranie, by było wyciśnięte z wody. Gdy na świat przyszła nasza córka praliśmy codziennie pieluchy we "Frani". Niestety pralka ta już się zacinała i wirnik trzeba było popchnąć patykiem, by zaczął się obracać. Potem były już pralki automatyczne, ale chyba żadna nie prała tak dokładnie jak "Frania".

    OdpowiedzUsuń
  10. Moja Frania stała w łazience i prysznicem nalewałam do niej ciepłą wodę, a po praniu wąż odprowadzający brudną wodę wkładałam do kibelka i po sprawie. Pralka miała też wyżymaczkę. Wprawdzie trzeba się było nakręcić korbką, ale źle nie było. Problem zaczął się wtedy, gdy Frania padła. Nowej nie można było nigdzie dostać, a synek miał wtedy trzy miesiące. Osiem kolejnych WSZYSTKO prałam w rękach. Nową franię przyjęlam do domu ze łzami szczęścia w oczach.

    OdpowiedzUsuń
  11. Mam tego wyraźny dowód- choroba zwyrodnieniowa stawów, b. zaawansowana, niestety:(
    Praca fizyczna w dzieciństwie, na wsi nie było wymówek. Moczenie rąk w lodowatej wodzie ze studni.
    Wiem, na czym polega praca sprzątającej w pracy. Ciężko, zero docenienia!
    Buziaczki kochana:)

    OdpowiedzUsuń
  12. Ja to pamietam szczegolnie dw prania we Frani i franiopodobnej (juz tu w UK, z wyzymaczka na guzik nie na korbe!!). do frani wrzucilam szmaty czarne i ciemne, nie sprawdziwszy wczesniej kieszeni portek slubnego, ktory wczesniej gdzies byl (restauracja jakas czy cos, zawsze serwetek w takich miejscach uzywalismy jako chusteczek do nosa) i zostawil serwetke w kieszeni, a ja idiota jedna, nie sprawdzilam. serweetka byla ostro pomaranczowa i pranie wyszlo jakby pokryte mechem marchewkowych. niewiele dalo sie uratowac, slubny odmowil chodzenia w skarpetkach pokrytych marchwia tarta, a drugie pranie, we franiopodobnej, wiekszej machinie to WSZYSTKO sie zakrecilo wokol centralnego wirnika do tego stopnia, ze jak calosc zostala przemoca zdjeta z tego kolka po uprzednim ledwo ledwo rozluznieniu, to to byl taki jakby wielki turban z dyndajacymi zen w roznych punktach skarpetkami.... czy znalazlas jakies wyjscie z sytuacji, ze albo wszy i glisty albo nieuprane szmaty?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. haha kocham Cię, wróciłam z tyrki ledwie żywa, otwieram pocztę a tu taki komentarz, uwielbiam ludzi z dystansem do siebie
      wszy i glisty polewam domestosem, acha, odkryłam miejsce gdzie chowają przede mną proszek do prania, nie napiszę gdzie bo wszyscy czytają i ukradną

      Usuń
    2. Moj dystans do mnie nalezy do tych takich maratonowych, rhehrehrehr. Domestos - do wszystkiego? typu krawaty wiaze, usuwa ciaze, rhehrehreh.

      co do proszku, to bys mogla przyniesc puste pudelka, ustawic tam, gdzie teraz jest prawdziwy schowany i mozesz podejrzec czy kradliby ten falszywy (wypelniony na przyklad, dla draki, piaskiem......). Mam podstepny charakter...w weekend bylismy na zjezdzie rodzinnym, gdzie jeden kuzynowaty zrobil konkurs na zgadywanie wina. 3 druzyny, nasza prowadzi 8 do 6. Ostatnie pytanie (odp. mialy byc Prawda/Nieprawda) i ja, w momencie szaloego geniuszu, mowie do mojej druzyny - nie wypinac sie z odpowiedzia, czekamy az N podniesie kartke, a potem my podniesiemy TAKA sama odpowiedz i w ten sposob bedziemy na pewno wygrani. Co nam, oczywiscie, wygralo dobra butelke wina....mow mi Makjawelli!

      Usuń

Twój komentarz