Z tyłu szkoły dobudowano salę gimnastyczną z zapleczem –
magazynkami dla wuefistów, szatniami i natryskami, które od dawna były nieczynne. Funkcjonowała tu
tylko jedna toaleta z której korzystali wszyscy – chłopcy, dziewczynki a także opiekunowie
odprowadzający ćwiczących na zajęcia.
Wzdłuż korytarza ustawiono niskie, drewniane ławeczki i na
nich przez całe popołudnie siedzieli rodzice. Zajęcia były różne – piłka nożna,
siatkowa, taniec, balet, dżudo a nawet szachy – dzieci wchodziły i wychodziły
aż do wieczora a opiekunowie czekający
na ławeczkach czytali, rozmawiali przez telefon albo robili coś na
laptopach.
Zajęcia wymagały specjalnych strojów – dziewczynki wkładały
białe rajstopki i różowe spódniczki, dżudocy ubierali się w kimona a gracze w
piłkę mieli zwykłe koszulki i szorty, jednak wszyscy musieli się przebierać.
Młodszym dzieciom często pomagali rodzice. Szatnia dla dziewczynek była na
samym końcu korytarza, dlatego małe baletnice często przebierały się tuż pod
drzwiami salki.
Połączeni czekaniem na dzieci siedzieli na ławeczkach lub
spacerowali korytarzem.
Młody, szczupły mężczyzna stał bokiem przy półce, na której
miał ustawiony laptop. Może czekając na dziecko grał a może pracował. Przychodził tu dwa razy w tygodniu, z nikim
nie rozmawiał, przychodził pierwszy i wychodził wraz ze wszystkimi.
Starsze małżeństwo – ona trochę histerycznie reagowała gdy pewnego
razu wnuczek płacząc ze zmęczenia odmówił udziału w zajęciach. Mama będzie zła, obiecaliśmy,
że ich dopilnujemy i co? – lamentowała. Dziadek, siwy mężczyzna w kraciastej,
flanelowej koszuli, z kilkudniowym zarostem na policzkach nie mówił nic, dał dziecku batonika i sok, po
chwili maluch wrócił do trenera.
Dwie dziewczyny z bardzo długimi paznokciami w butach na
bardzo wysokich obcasach, mężczyzna w kolorowym dresie, kobieta z niemowlęciem
w chuście. Niemowlę czasem płakało, wówczas kobieta uspokajała je piersią.
Tymczasem w drugiej części szkoły małe dzieci czekały w
świetlicach na rodziców, którzy odbierali je dopiero późnym popołudniem. Takie
czasy – choć lekcje kończą się o dwunastej to dziecko i tak zostaje w szkole aż
do piątej. Odrabiają lekcje, bawią się,
układają klocki, czasem się kłócą o byle co. Potrzebują ruchu, dlatego wybiegają
z klasy mówiąc, że chcą skorzystać z toalety. Niektórzy naprawdę korzystają,
ich toalety są podzielone na dziewczyńską i chłopięcą, mają nisko zawieszone
pisuary i niewielki muszle klozetowe w kabinach bez zamków.
Tego dnia jeden z chłopców czekając na matkę niecierpliwił
się bardziej niż zawsze. Zbroił coś i wiedział, że nauczycielka powie o tym
zdarzeniu kiedy tylko rodzic przyjdzie go odebrać. Zerkał niespokojnie na zegar wiszący nad
tablicą. Muszę wyjść do ubikacji – zgłosił nauczycielce. To idź – usłyszał.
Koło sali gimnastycznej zrobił się tłok. Jedne dzieci
wychodziły, inne wchodziły, toaleta była cały czas zajęta a starszy pan właśnie
poczuł, że koniecznie musi z niej skorzystać. Wiedział, że w innej części
szkoły są ubikacje dla dzieci, powiedział więc żonie że zaraz wraca i poszedł
przez hol szukając charakterystycznej tabliczki.
Chłopiec sikał do pisuaru, gdy mężczyzna wszedł i rozglądał się
po pomieszczeniu. Chłopiec skończył i wybiegając z łazienki dostrzegł w drzwiach świetlicy
matkę. Mamo, tam jest taki pan który patrzył jak siusiam! – krzyknął.
Jezus Maria co ty mówisz – przeraziła się matka. Starszy
mężczyzna w koszuli w kratkę wyszedł z toalety. Co pan tam robił , dzwonię po
policję – krzyknęła kobieta. Chłopiec rozpłakał się wiedząc, że o utopionym
telefonie Nelki w takiej chwili nikt nie
będzie mówił.
Straszy pan zdziwił się. Nic nie robiłem, chciałem tylko
skorzystać z toalety, o co pani chodzi? – Nie rozumiał. Na razie.
Ty pedofilu! – wrzasnęła matka chłopca. Nauczycielka ze
świetlicy krzyknęła, aby dzieci nie
wychodziły z klasy i pobiegła do sekretariatu.
Tymczasem pod salą gimnastyczną dziewczynki tańczące w
balecie przebrały się w zwykłe ubrania i chichocząc wychodziły ze szkoły. Młody
mężczyzna zamknął laptop i nie żegnając się z nikim wyszedł bocznym wyjściem.
Wieczorem zmontuje to, co nagrał, coś doda i filmik o kilkuletnich półnagich baletnicach
będzie gotowy.
Klarka! Tyle napięcia w niedzielny poranek! :)
OdpowiedzUsuńElla-5
Klarko, najciemniej jest zawsze pod latarnią.Ciebie, mnie i kilka innych osób zastanowiłoby co robi ten samotny młody facet i "do którego dziecka nalezy"..Druga sprawa- dziecko (każde) powinno być tak wychowywane by nie bało sie rodziców to raz, a po drugie by miało świadomość, że gdy coś nabroi i znajdzie się w trudnej sytuacji to rodzice zawsze pomogą a nie tylko nawrzeszczą lub sprawią lanie i dadzą "zok"(zakaz opuszczania koszar)
OdpowiedzUsuńOd kilkunastu lat wychowywanie dzieci sprowadza się głownie do piętrzenia zakazów i karania dzieci za byle co.
często na terenie szkół odbywają się zajęcia z zewnątrz i wówczas dzieci nie są uczniami placówki, ani administracja ani rodzice nie są w stanie znać wszystkich wchodzących, jedynym rozsądnym rozwiązaniem jest to z brytyjskiej szkoły - dziecko odprowadzane jest do nieprzekraczalnej strefy i żaden dorosły bez przepustki nie ma prawa przebywać na terenie obiektu, choć o ironio, w tej właśnie szkole doszło do kidnapingu
UsuńPrzypomniało mi się, że w mojej podstawówce, w moim gimnazjum, a potem w moim liceum też były toalety bez zamków, często w ogóle bez klamek. Makabra jakaś.
OdpowiedzUsuńMATHKO... O_O Jakie zakończenie...
Na zawody gimnastyczne małych dziewczynek też przychodzą różni panowe, dlatego organizatorzy często wprowadzają zakaz fotografowania.
OdpowiedzUsuńPowiem tylko, że największymi przeciwnikami zamykania szkoły i kontrolowania wchodzących są sami rodzice...
OdpowiedzUsuńto prawda, byłam świadkiem wielu awantur z tego powodu
Usuńzagrożenie największe tam, gdzie się nie spodziewasz, gdzie masz zaufanie!! zupełnie w punkt to opowiadanie Klarko akurat zobaczyłam dokument Sekielskich o kościelnych pedofilach i ich przełożonych i o (nie mam określenia)rodzicach ...rodzice wypychający dziecko na wakacje z księdzem, na weekendy ... samo !! z księdzem na wyspach kanaryjskich...bo okazja, bo kasa bo za darmo...
OdpowiedzUsuńTrzeba pamiętać, że są to historie sprzed co najmniej 30 lat, a w tradycji polskiej jest duże zaufanie do księży z samego faktu, że nimi są. Ksiądz =!autorytet. Dziś już to się zmienia, rodzice są bardziej świadomi, ostrożni, uczuleni na nieprawidłowe zachowania, choć zapewne wciąż nie wszyscy...
UsuńPodobny motyw był w filmie o Jacksonie, że rodzice się zgadzali na - patrząc z perspektywy - za wiele.
UsuńAno właśnie, niestety prawdziwe zagrożenie często nie jest tak oczywiste, chociaż jeśli się dobrze przyjrzeć, to jednak widać je bardzo dobrze. Zawsze mnie oburzało, kiedy dzieci nie miały się gdzie przebrać i kazano im zmieniać ubranie gdzieś na korytarzach!
OdpowiedzUsuńCzłowiek boi się wyjść z domu. Strach się do kogokolwiek odezwać, żeby nie nagrali, skompilowali i nie puścili w sieć. Co z tego, że sąd uzna: fotomontaż. Mleko się rozlało, łatka przypięta, "e tam, jakby on tak zupełnie niewinny było, to by się go nie czepiali!".
OdpowiedzUsuńByle do emerytury, a potem zamykam się w domu i wyrzucam klucz przez okno.
A myślałam, że tylko ja mam takie scenariusze w głowie... Myślę o tym, gdy moje dzieci na plaży, na placu zabaw, gdy mamo siku, gdy przedszkole od pól roku nie zamontowało domofonu...
OdpowiedzUsuń