wtorek, 31 lipca 2018

ostatni dzień wakacji

Jak to w wakacje - żar leje się z nieba a w szkołach remonty i generalne sprzątanie. W naszej szkole (o, jak ładnie się identyfikuję, heh) remontowano część budynku na zewnątrz i dla mnie było to kolejne trudne doświadczenie. Pracowałam na różnych poziomach wewnątrz szkoły i nie było mi lekko, ale to, na co narażeni byli budowlańcy, pozwoliło mi na wniosek - nie pozwolę Krzyśkowi iść do pracy na budowę! Jest na to za stary, za łagodny, za spokojny. Po jednym dniu dostałby zawału i umarł! Upał, praca na czas od rana do wieczora na zewnątrz, kilkanaście minut przerwy i już krzyk zapierdalać, kurwa co się tak opierdalacie ma to być odjebane na piątą. 

Jestem taka jak moja mama. Kiedy moja mama miała w domu jakiegoś robotnika, częstowała go kawą, ciastem albo nawet obiadem, i nawet kominiarza albo pana spisującego liczniki pytała, czy ten napije się kwaśnego mleka, wody, kawy czy herbaty. Bo na pewno już długo pracuje i jest zmęczony.

Kiedy o 11 przychodziłam do pracy, nastawiałam czajnik i robiłam panom budowlańcom kawę. Stawiałam ją na krzesełku na schodach i mówiłam - przerwa na kawę - po czym szłam do swoich zajęć. Nasz konserwator zapytał, dlaczego to robię. Bo mogę.  Bo byłam kilka razy w życiu głodna i spragniona nie mając możliwości zrobienia zakupów i ktoś zupełnie bezinteresownie poczęstował mnie piciem i kanapką. Jaką ja wtedy czułam wdzięczność! Dla mnie nasypanie kawy do kubka i zalanie jej wrzątkiem to jest nic.
Przy mnie nie kurwowali. Ale nie tym mi zaimponowali. Opalonymi torsami też nie. Nie kłam Klarka bo pójdziesz do piekła na samo dno. 
Kiedy panowie budowlańcy czegoś potrzebowali (zakręcić węża, włączyć przewód do prądu) ściągali buty i wchodzili do szkoły w skarpetkach. I pouczali się wzajemnie - ty, żebyś tam w butach nie wchodził, tam jest wymyte jak u matki na święta!

Jutro już dzieci przychodzą do szkoły, dlatego ten tytuł.






środa, 25 lipca 2018

ach te mamuśki




W Mordorze czyli najniżej położonej części szkoły mieszczą się szatnie. Jest tam również kilka innych pomieszczeń, na przykład klasa plastyczna i piwnica pod baranami czyli pokój nauczycielski.
Są to pomieszczenia ciemne, zimne, ponure i straszne jak na podziemia przystało. Czasem tam zaglądam, zamykam okna aby nie ulatniał się na zewnątrz smród trampek i aby nie było słychać wycia torturowanych uczniów. Słońce tam nie zagląda nigdy, szmata i miotła rzadko,  dlatego trolle mają się znakomicie. Zawsze idę uzbrojona w siekierę, to chyba zrozumiałe.

Pewnego dnia, a było to chyba w maju, zauważyłam na ławce szatniowej reklamówkę z której wystawały czerwone paczki. Pewnie ładunek wybuchowy - pomyślałam obojętnie bo pod koniec roku w każdej szanującej się szkole uczniowie a także pracownicy mają prawo do podkładania bomb i dolewania benzyny do ognia. Szturchnęłam to coś trzonkiem siekiery jednocześnie zasłaniając przedramieniem głowę na wszelki wypadek.
Nie wybuchło od razu więc poszłam sobie dalej bawić się w zabawę "jutro będzie tak samo".

Dzień po dniu płynął, dzieci dostały świadectwa, nauczyciele dostali kwiaty a ja dostałam batalion środków do sprzątania i zaczęły się wakacje.
Każda szanująca się sprzątaczka zaczyna robotę od góry i dlatego trwało to tak długo, aż wreszcie dobrnęłam do piwnic.
Ładunek dalej nie wybuchnął więc zajrzałam do środka a tam czekoladki z naklejonymi karteczkami z napisem "przyroda" itd.

Wypucowałam pokój nauczycielski tak pięknie, że aż stanęłam w drzwiach i podziwiałam swoją dobrze wykonaną robotę. Nie zrozumcie mnie źle, ale uważam, że skoro nauczyciel ma zaledwie 5 minut przerwy to sprzątaczki szlag nie trafi jeśli codziennie umyje kubki, zetrze stół, podłogę i poustawia wszystko na miejsce. W mojej poprzedniej pracy nauczyciele byli rozpieszczani, mieli porządne ekspresy do kawy, termosy na wrzątek, dystrybutor z wodą i czyściutko, a tu mają ten ciasny pokój w piwnicy, żenada.
Tak więc wypucowałam całe pomieszczenie a na stole umieściłam te łapówkowe czekoladki. Domyślam się bowiem, że jakaś  mamusia kazała aby synek wręczył  dowód wdzięczności a  uczeń się wstydził i porzucił.



poniedziałek, 23 lipca 2018

atak dzikich pomidorów



Kilka lat temu posadziliśmy kilka krzaczków koktajlowych pomidorków. Tak na próbę, z ciekawości czy coś z nich będzie. Przyjęły się i rozrosły a owocowały tak, że nie zdołaliśmy wszystkich zjeść. Część spadła na ziemię a reszta trafiła do kompostu.
Na drugi rok patrzę ja na grządki a tam między innymi warzywkami siewki pomidorów. Skąd, jak? Same urosły i to tak skutecznie, że trzeba było połowę wyrwać i wyrzucić.
A w tym roku to już po prostu klęska, rosną wszędzie, nawet pod Hanusiową huśtawką!
Acha, zapomniałam dodać. Są pyszne, słodkie, pachnące.

czwartek, 19 lipca 2018

znów o tej pracy




Sprzątanie pracowni komputerowej odkładałam na koniec. Wchodziłam tam tylko podlewać kwiatki i za każdym razem robiło mi się słabo na myśl, że muszę się w końcu za to zabrać. Najbrudniejsza klasa. Nie wiadomo dlaczego monitory i klawiatury są w miarę czyste ale chyba dla równowagi wszystko inne w stanie strasznym albo okropnym. Z taką klasą spotkałam się pierwszy raz.

Brałam udział w wielu kursach które mi nic nie dały bo i tak jestem sprzątaczką  i w każdej pracowni obowiązywał zakaz wnoszenia jedzenia i picia. A tu hulaj dusza piekła nie ma są sprzątaczki.

Gumy do żucia poprzyklejane pod blatami i do kabli, foliowe woreczki wepchnięte pod listwy stolików, zapchane śmieciami kaloryfery, opakowania po batonach pod komputerami, stoliki i ściany ozdobione rysunkami, wreszcie fotele - zlane nie wiadomo czym, poplamione, poklejone, wstrętne!
To nie jest tak, że całe półrocze tam się nie sprząta. Sprząta się na bieżąco, czyli to co najważniejsze i biegnę do następnej klasy. Gruntowne sprzątanie odbywa się w dni wolne od zajęć - ferie , wakacje itd.
Dwa dni - tyle zabrało mi doprowadzenie tej klasy do porządku. Wszystkie fotele należało wyprowadzić na korytarz, umyć je z kurzu i z napisów.  Plam nie mam czym wyczyścić więc wyglądają jak zerzygane i zlane okropnie. Przydałby się piorący odkurzacz ale o czym ja mówię, skoro zwykły pożyczam z innego budynku.

Monitory i klawiatury godzinka i już gotowe. Te straszne zakurzone  kable i komputery to już poważniejszy problem. Blaty w porządku. Nogi od stołów to koszmar mycie każdej nogi osobno a jest las, trzeba to robić na kolanach i uważać na głowę.

Tablice to rozrywka, nie wiadomo dlaczego mam obsesję tablicową i muszę mieć idealnie wyczyszczone tablice, zwłaszcza kredowe.  Nawet jak nie miałam czasu to i tak chodziłam po klasach z wiaderkiem z wodą i myłam je aby lśniły jak nowe. Na początku dzieci były zdziwione a potem same ścierały je staranniej niż zawsze.

Podłoga. Boże, co oni robią na tej podłodze. Zawsze, zawsze była najbrudniejsza choć przecież pracownia u samej góry, gdzie już nie nosi się niczego na butach.

Okna zabezpieczone przed samobójcami. Jeszcze nie myłam. Za wcześnie.

Kiedy kończę sprzątać, zanim zamknę drzwi na klucz, staję w drzwiach i patrzę. Mówię - ładnie mają. Jestem zadowolona bo zrobiłam wszystko co się dało. Czuję oprócz bólu pleców, rąk i nóg satysfakcję z dobrze wykonanej roboty.
Tym razem nawet nie zadam pytania - dlaczego dzieci tak brudzą, dlaczego nie szanują tych pięknych mebli, nie doceniają tego co mają, tak strasznie wszystko niszczą? Nie zapytam bo wiem.
Bo mogą.

Tatulu, dzięki :)

środa, 18 lipca 2018

podglądanie


To jest fragment mojej sypialni, na kominie wisi świecąca na niebiesko antena. 


W pracy są rozmieszczone w całym budynku i wokół niego kamery. Przeważnie o nich nie pamiętam bo i tak ciągle coś mruga, pyka i wyje więc zajęta swoją robotą nie zwracam uwagi czy coś robię pod kamerą czy nie. Wyjątkiem było mierzenie sukienki, odebrałam z poczty przesyłkę  i pobiegłam do pokoju, gdzie jest największe lustro, dopiero gdy już byłam rozebrana, ubrana i znów rozebrana przypomniałam sobie o nich.  Cóż, trudno.  Generalnie nie robię nic nielegalnego więc się nie przejmuję.
Czasem jednak gdy zajmuję się czymś dokładnie pod kamerą, na przykład czyszczę wycieraczkę przed wejściem, podnoszę się i macham mówiąc hallo. Ale pamiętacie - ja gadam również do pana z windy zapowiadającego piętra  i do pana zapowiadającego przystanki tramwajowe, więc nie ma się co dziwić że do kamer też gadam. A właśnie, pan z windy stracił głos, chrypiał chrypiał i już od jakiegoś czasu nie odzywa się wcale. Może nie żyje albo się obraził albo coś.

I do brzegu. Mam taką antenę i jeszcze się do niej nie przyzwyczaiłam, a rano mam taki rytuał - wstaję, robię kawę, siadam do laptopa i odpisuję na maile. Mój czas. Dziś  podnoszę wzrok bo śpiący na łóżku kot się ruszył, i jeszcze wyżej głowę na to niebieskie światełko, i pomachałam do anteny.
Ale może to nie jest takie głupie, od wielu lat mam zaklejone plastrem kamerki w laptopie i w tablecie i dopiero niedawno u kogoś przeczytałam, że to ma sens.

A niech sobie pada. Deszcz. Kto na wczasach kto w pracy?

wtorek, 17 lipca 2018

Co u mnie?



Miło, że pytasz.  W pierwszej chwili mam ochotę odpowiedzieć - a dziękuję, wszystko w porządku. Poczujesz się spławiona, a wiem dobrze, że nie pytasz grzecznościowo tylko naprawdę chcesz wiedzieć co się dzieje.

W pracy - sprzątam klasa po klasie, pokój po pokoju. Jest co robić. Należy wyczyścić wszystko - od kratek wentylacyjnych po rysy na podłodze. Mam czas, pracuję w swoim tempie. Przed zamknięciem pomieszczenia robię zdjęcie tak jak to robią pracownicy na zleceniach.
W poprzedniej pracy sprzątaczki rywalizowały ze sobą i każda, absolutnie każda utrzymywała na swoim piętrze idealny porządek. Tu jest inaczej - układy pozwalają na nierówny podział pracy i wzajemne deprecjonowanie.

W domu - wszystko się psuje i w sumie jest mi to już obojętne. Starzejemy się i wraz z nami starzeją się zwierzęta, meble, sprzęty i odzież. Teraz dopiero rozumiem starszych ludzi, którym już się nie chce remontować, malować, wymieniać. Mnie też się nie chce. Nie ma sensu inwestować w starą chałupę, to jest topienie pieniędzy. Na łeb się nie leje, dziur w podłodze nie ma. I wystarczy.

Ciało - obolałe. Balansuję na krzesłach, na stołach i wiem, że któregoś razu spadnę. To kwestia czasu. Dość to śmieszne - nie przejmuję się tym. Spadnę to spadnę.
Rozrywki - Krzysiek kupił nową antenę, oglądam więc w nocy telewizję. Dlatego w nocy, że budzę się koło pierwszej i nie mogę zasnąć, ustawiam więc automatyczne wyłączanie i telewizor mnie usypia. W pracy mam tablet (Aniu, Ty wiesz) i gram na przerwie w zumę. Po dwóch tygodniach przeszłam grę prawie do końca, miałam jeszcze jedno życie i już się cieszyłam wygraną gdy poczułam, że coś mi łazi po ramieniu. Obydwie straciłyśmy życie - i wielka mrówka i ja.



Dziś też Cię kocham.







wtorek, 10 lipca 2018

tablica manipulacyjna


Przychodzę ja dziś do domu głodna i zmęczona a tu nie ma kolacji, nie ma kąpieli a w stolarni młody tata ze swoim tatą montują zabawkę dla Hani, młodszy opanowany i spokojny a starszy czyli dziadek Hani zakręcony, biega między szopą a garażem, wynajduje różne przedmioty i znosi, bo może to a może tak..

W tej chwili jest już przymocowany telefon, myszka i pilot, zasuwka i dzwonek rowerowy oraz kółko od fotela i konstrukcja do wrzucania kulek, w pogotowiu jakieś wyłączniki, drewniane korale, guma i rzep. 
Czekam na wyrzutnię rakietową i bimbrownię.
 Ale coś Wam powiem - uwielbiam na nich patrzeć jak coś razem robią.
Ewa D. Dziękuję za inspirację!

niedziela, 8 lipca 2018

wyłączyć autopilota



Dni pracy przedzielone weekendem podobne do siebie tak bardzo, że stają się jednym. Czekanie na piątek. Sobota i niedziela jak mrugnięcie. I znów to samo. Rutyna. Te same twarze, te same miejsca. Powtarzalność. I kiedy przychodzi dłuższy weekend albo urlop,  zaczynam chorować. Mam objawy przeziębienia, leje mi się z nosa, kaszlę. Mam wrażenie, że każdy kawałek mojego ciała domaga się czegoś innego.
Nie jestem wyjątkiem, wiele osób ma dokładnie tak samo.
Nie tak dawno usłyszałam kontrowersyjną wypowiedź - rozumiem ludzi, którzy biorą kredyt, aby gdziekolwiek wyjechać choćby na tydzień. 
Zastanowiłam się nad tym.
Od razu przeanalizowałam najpilniejsze potrzeby. Niezwiązane z zakupami. Dla mnie najpilniejszą potrzebą jest minimalne zabezpieczenie finansowe - mieć jakieś zaplecze, oszczędności, które pozwalają przetrwać w wypadku niekorzystnej losowej sytuacji.

Ale przerzucić  pieniądze z "czarnej godziny" do "funduszu wczasowego"?

Och, zbyt trudna bariera do pokonania.

I wtedy padły pytania.
A skąd wiesz, jak długo pożyjesz. Umiesz  tak korzystać ze wszystkiego jak w młodości? Masz taką odwagę jak dawniej? Chce ci się? I najważniejsze - na ile pozwala ci organizm? Ha, no właśnie, i nie myśl sobie, że będzie lepiej. Młodsze już na pewno nie będziemy.
Więc kiedy jak nie teraz?

Urlop w domu, czyli dzień podobny do dnia. Zmarnowany czas między kuchnią, komputerem  a telewizorem. Jedźmy gdzieś.  Może jutro, ale po co i gdzie. 
I nic, absolutnie nic się nie zmienia. Te same zadania, te same czynności. Nawet pobudka o tej samej porze. Chleb z tej samej piekarni. Bułka "tygrysek" na śniadanie, kotlet z ziemniakami na obiad, czasem zapiekanka makaronowa, gulasz na kilka dni.

I coś, czego najbardziej nienawidzę - remonty! Każdego remontowca-dewastatora mogłabym zatłuc.

Jestem ciekawa Waszych opinii - jak spędzacie urlopy?












czwartek, 5 lipca 2018

perfekcyjna woźna sprząta jak szalona


Zmęczycie się od samego czytania! Piszę dla tych, którzy życząc mi spokojnych wakacji myślą, że w wakacje szkoła jest zamknięta, zakodowana, zalakowana i zapieczętowana i dopiero na tydzień przed rozpoczęciem roku szkolnego coś się tam zaczyna ruszać. 
Dziś cały dzień sprzątałam jedną klasę.
Od samej góry łącznie z czyszczeniem kratki wentylacyjnej.
To co na szafach i szafy. Tablice zwykłe i suchościeralne oraz pojemnik na kredę i gąbkę. Stoły i krzesła. Z wierzchu i od spodu. Przekleństwo sprzątaczek - wszystkie stoły i krzesła podklejone zaschniętymi gumami do żucia.
Nogi krzeseł i stołów też się myje. Od spodu też. Te wszystkie huje napisane i narysowane długopisem, markerem, pisakiem i kredką na meblach też trzeba umyć. Grzejniki z wierzchu i od środka, ha! Taki typ.
Ściany. Ze ścian zmywa się napisy i rysunki oraz plamy. Ściera się resztki kleju, taśmy dwustronnej, plastrów i nie wiem czego jeszcze ale czemu nie wbijecie gwoździa jak normalni ludzie tylko całe klasy obklejone, pytam się czym to skrobać?! Jak wyskrobię nożem z drzwi to zniszczę drzwi! Nie stać mnie na spirytus!
Myje się szafy z wierzchu i od góry. To, co stoi na regałach, ja dziś myłam globusy. Widać na zdjęciu.
 Podłogę. Najpierw plamy i ślady po gumie, kleju, pisakach, tuszu, i wszystkim to trzeba trzeć, skrobać, szorować bo normalnie nie da się umyć a potem to już luzik, zwykłe mycie  mopem. Na koniec drzwi i klamka.
Dopiero po 15 sierpnia myje się okna.
Oprócz klas w szkole jest wiele pomieszczeń które trzeba doczyścić, doszorować, odświeżyć. Jest co robić.


wtorek, 3 lipca 2018

życie to gra



Dość często robię zakupy w internetowych sklepach i prawie każdy z nich dla nowych klientów oferuje zachęcające rabaty na dobry początek. Jedne mają ściśle określony regulaminem program lojalnościowy polegający na zbieraniu punktów, w innych można trafić na naprawdę korzystne promocje. Dziś właśnie listonosz przyniósł mi dwa śliczne staniki w bardzo korzystnej cenie i miałam nawet zrobić sobie selfie aby się pochwalić bo rzadko udaje mi się tak dobrze dopasować biustonosz. Bo ja tak mam, że jak mi się coś podoba albo uda to natychmiast chcę o tym powiedzieć. Ale nie o tym dziś będę pisać, choć zdjęcie w biustonoszu z miseczką F byłoby zachęcające. Kupowałam tam pierwszy raz więc „sprzedałam” swoje dane, dostając za to kod rabatowy na następne nabytki.

Często bowiem dzieje się tak, że taki kod można wykorzystać dopiero w kolejnych zakupach i to pod warunkiem, że zamówi się towar na określoną sumę.
W sklepach zoologicznych spotykam się z podobnym sposobem na zatrzymanie klienta, choć oprócz kodów promocyjnych, punktów bonusowych, produktów objętych promocją, wyprzedażą i gratisową dostawą bardzo często stały klient dostaje tam gratisy – próbki karmy, żwirek, zabawki i drobne akcesoria.

Wybierając sklep kieruję się przede wszystkim jego wiarygodnością i  ceną towaru.  Niebagatelną rolę odgrywa też koszt dostawy i szybkość dostarczenia towaru, choć przyznaję – programy lojalnościowe polegające na gromadzeniu punktów i otrzymywaniu kodów rabatowych są dla mnie bardzo kuszące.

Przeglądając popularne miejsca w sieci  natrafiam, zwłaszcza teraz,  gdy trwa mundial, na mnóstwo reklam zachęcających do obstawiania meczy. Czym są zakłady sportowe? Nazywam rzecz po imieniu – to gry losowe ale także hazard. Ryzyko poniesienia straty może być wysokie, aczkolwiek za darmowe bonusy można postawić zakłady na koszt bukmachera (tzw freebet).
Zakłady bukmacherskie  to rodzaj  zakładów losowych, w których należy przewidzieć wynik spotkania sportowego. Zakłady bukmacherskie przyjmowane są przez osobę zwaną bukmacherem lub firmę bukmacherską. W zależności od rezultatu spotkania zakład może być wygrany, wygrany w połowie, przegrany, przegrany w połowie lub zwrócony. Wysokość ewentualnej wygranej zależy od ustalonego przez bukmachera kursu na dany wynik, obowiązującego w momencie zawarcia zakładu. (Wikipedia)
I jeszcze dalej za Wikipedią - Aby legalnie funkcjonować w kraju, firmy bukmacherskie muszą posiadać licencję wydaną przez Ministerstwo Finansów. Wiąże się to między innymi z obowiązkiem płacenia podatku od obrotu w wysokości 12%. Uzyskanie licencji kosztuje 480 000 złotych.

Sklepy dają na zachętę rabaty a zakłady sportowe dają pieniądze. Nie jest to wymysł czasów współczesnych – zakłady istniały od zawsze bo ich mechanizm jest niezwykle prosty i łatwy – kto nie zagrał choć raz w totka czy też nie kupił zdrapki? Ja to co prawda nazywam podatkiem od głupoty ale znam wiele grających osób, które w ten sposób choć na chwilę dają sobie nadzieję na poprawę losu. Ja nie gram, nie należę do ryzykantów. Ale chciałabym raz rzucić kostką i mieć dużo, bardzo dużo  pieniędzy. To jest z pewnością łatwiejsze niż praca. Ale ponieważ nie wierzę w szczęśliwy traf to nie gram tylko chodzę do pracy.

To się oczywiście nie wyklucza. Ludzie chodzą do pracy i grają. Obstawiają nie tylko zawody sportowe, choć te są najbardziej popularne.

Gracz, aby zawrzeć zakład, potrzebuje kapitału. Wielu bukmacherów oferuje kody rabatowe i bonusy oferujące pieniądze na pierwszy zakład za zarejestrowanie się, nazwany często zakładem bez ryzyka . Oprócz tego istnieją również   bukmacherskie bonusy bez depozytu (przykład legalsport.pl/bonusy-bukmacherskie/bonus-bez-depozytu ) – zwykle są to kwoty 10 zł, 15 zl lub 25 zł. Są one przeznaczone dla  wszystkich  użytkowników, nie tylko posiadaczy karnetów poszczególnych klubów sportowych lub też dla graczy korzystających z aplikacji bukmacherskich.

Poniżej przykładowa reklama bonusów jakby ktoś był zainteresowany:




(obrazek powiększa się po kliknięciu)

Zawsze trzeba pamiętać, że wszystkie promocje, rabaty, kody promocyjne i inne środki zachęcające do zawarcia transakcji obwarowane są różnego rodzaju regulaminami i warto się z nimi zapoznać zanim podejmie się decyzję – czytać z uwagą i uważać gdzie i komu powierzamy swoje pieniądze.



poniedziałek, 2 lipca 2018

znów baba chodzi po lekarzach

Rok temu dostałam skierowanie do neurologa ale kiedy zobaczyłam, jak odległe są terminy wizyt to nie poszłam wcale. Ale teraz zdarzyło się coś, co mnie mocno trochę przestraszyło i poszłam pokornie do pani doktor. Chyba już tu pisałam, że trafiłam na fajną babeczkę (nowa, młoda, empatyczna) której nie trzeba prosić o skierowania tylko sama zleca co trzeba.

Ze stosownym papierkiem usiadłam do kompa i zaczęłam wyszukiwać poradni z najkrótszym czasem oczekiwania. Napij się najpierw melisy Klarka. Znalazłam. 28 sierpień. Ok. rejestruję się. Można elektronicznie. Hipotetycznie. Zrobiłam wszystko co mogłam ale nie dostałam żadnego potwierdzenia, więc postanowiłam zadzwonić. Najpierw się napij melisy.
Gdzieś za dziesiątym razem po dwóch godzinach walki z komputerem i telefonem udało się, ach, jaka jestem dzielna i cierpliwa. I głupia. Bo prawie się udało ale się nie udało. Pani grzecznie poinformowała mnie, że i tak muszę przyjechać aby donieść  skierowanie, skan nie będzie, bo nie. Kurwa kurwa szatan.
Napij się Klarka melisy, masz na doręczenie skierowania dwa tygodnie ale po ciula wybrałaś szpital najbardziej odległy od swojego miejsca zamieszkania, równie dobrze mogłaś wybrać w Tarnowie albo w Katowicach, czas dojazdu taki sam. Albo krótszy.
Bo tam był najwcześniejszy termin, pisałam przecież!  Jeszcze do psychiatry się zapisz bo piszesz sama do siebie i sama odpowiadasz. 
Tydzień na zwolnieniu upłynął błyskawicznie, więcej spałam niż łaziłam a poza tym łazić nie było po co nawet po ogrodzie bo zrobił się z upalnego lata lipcopad. wolne mi się kończy to wracają upały. To nic, pewnego dnia, a było to dziś, obudziłam się szczęśliwa i zastanawiając się, co jest powodem tego szczęścia stwierdziłam, że nic mnie nie boli. Serio. Trochę ręce, ale poza tym nie jestem zesztywniała i nie potrzebuję czasu na rozruch, mogę od razu wleź do wanny, mogę się schylić i włożyć skarpetki. No, szczęście niepojęte, powrót do żywych. Kocham moje prochy.

Weź się nie chwal bo cię wezmą za lekomankę. Melisy się napij to ci ta radość przejdzie. (Nie lubię melisy).
Wobec tego postanowiłam z rana jechać z tym skierowaniem. Daleko. Ale ja mam wszędzie daleko a w to miejsce już kiedyś jeździłam na kurs więc znam je dość dobrze, tzn wiem czym tam najszybciej dojechać. Bilet 90 minutowy nie starczy! Acha, w wielu krakowskich autobusach płacić za bilety można tylko kartą! Chyba ich pojebało, jak nie mam karty to mam wysiadać?
Do brzegu albo raczej do szpitala daleko.
Jadę jadę autobusem jednym, drugim i trzecim i dojechałam.

Lubię jak Agata z Ameryki pisze tasiemce i ja też postanowiłam od czasu do czasu napisać tasiemiec. Nie obiecuję trzymać się tematu.

No to dojechałam i idę sobie do tej przychodni przyszpitalnej a teren rozległy i raczej bez samochodu to się nikomu tam nie radzę wybierać. Wreszcie znalazłam to miejsce. Charakteryzowało się tłumem ludzi ustawionych jeden za drugim, a była godzina jedenasta. Spokojnie, nie masz melisy ale masz dołączyć skierowanie, jesteś zarejestrowana więc nie musisz stać w tej kolejce.
Ale.
Milion pań i panów groźnie popatrzyło na mnie, a ja wyglądam na całkiem zdrową. No kurde, nawet się wymalowałam, i zmęczona nie jestem bo od tygodnia przeważnie śpię. I zaczęli mi wygrażać kulami ortopedycznymi i innymi groźnie wyglądającymi przedmiotami, a wiadomo to co kto ma w torebce? Tylko podeszłam do okienka i spytałam panią, czy mogę zostawić to skierowanie skoro już jestem zarejestrowana. NIE! DO KOLEJKI!
I tak stałam cierpliwie prawie godzinę i wysłuchiwałam złorzeczeń pacjentów.
Czy ich jest, komputery majom a i tak czeba tyle stać! Jak czeba to czeba, choć jest ich tam czy.

Dotarłam do okienka, pani przyjęła moje skierowanie i na tym się skończyło, bo termin i godzinę już przecież miałam wyznaczoną a wszelkie dane wklepałam tydzień temu z domu.
Kurwa kurwa szatan. 
Ej, czeba się było od razu do psychiatry zapisać!

Ps. Dziś było trochę po krakosku;)


niedziela, 1 lipca 2018

kiedy zostajesz babcią


Kochane babcie!
Wnuki to wielkie szczęście. To radość i duma, to miłość od pierwszego wejrzenia. Wychowałaś już swoje dziecko a teraz widzisz, jakim dobrym ojcem jest Twój syn, jak cudowną matką jest córka.
Przynoszą do Ciebie to małe dziecko i patrzysz, z jaką troską się nim opiekują. Oddychasz z ulgą – wszystko jest dobrze. Dziecko zdrowe, spokojne, uśmiechnięte, radosne. Rodzice kochający.

To czemu ich niepokoisz, po co się wtrącasz, dlaczego im nie ufasz?

Może mu zimno, może jest głodne, załóż mu czapeczkę, nie kładź go na tym boku, przykryj go. Dobre rady, które potrafią zachwiać wiarę w siebie młodej matki i ojca. Które sprawią, że sama nie będziesz spokojna. Bo skoro kwestionujesz postępowanie córki czy synowej w tak drobnych sprawach to znaczy, że jej nie ufasz. Serio? Uważasz, że robią krzywdę swojemu dziecku? Jest zdrowe, pogodne, wesołe i rzadko słyszysz jego płacz ale nadal uważasz, że lepiej byłoby gdyby robili tak jak Ty sugerujesz bo przecież masz doświadczenie?

Ubierz mu skarpetki, karm go łyżeczką bo co on tak rozrzuca to jedzenie rękami, czapeczka, gdzie czapeczka! Przykryj go w tym wózku bo marznie jak śpi.

Drobne uwagi jak igły. Rób tak a nie tak.
Zastanów się, czy chciałabyś, aby Ciebie ktoś tak pouczał. Pomyśl – przecież nie przebywasz ze swoim wnukiem dzień i noc i tak naprawdę nie znasz jego potrzeb i nawyków. Chcesz być potrzebna, chcesz się poczuć doceniana? Przecież oni Cię kochają bez tego, dzieci kochają swoich rodziców pomimo wszystko, zresztą w drugą stronę też działa to tak samo.

 Moja synowa usypia swoją córeczkę w łóżeczku, bez poduszki pod głową, bez bujania i śpiewania. Ale gdy zdarzyło mi się położyć zmęczoną Hanię, moją dziewięciomiesięczną wnuczkę,  na swoim wielkim i miękkim łóżku, gdy położyłam się obok niej i gadałyśmy sobie przed drzemką  to moja synowa doskonale rozumiała, że obydwie sobie odpoczywamy i te chwile są nam potrzebne, popatrzymy na siebie, pouśmiechamy się  i zaśniemy na godzinkę.

Tak samo jak ja doskonale rozumiem, że rodzice Hani są odpowiedzialnymi ludźmi i dzięki temu jestem spokojna i szczęśliwa. Wystarczy to sobie uświadomić i nic już nie zakłóci wzajemnych relacji, nie zaburzy spokoju, nie wprowadzi wątpliwości. Wierzcie w swoje dzieci.


Dziś też Cię kocham.