czwartek, 19 lipca 2018

znów o tej pracy




Sprzątanie pracowni komputerowej odkładałam na koniec. Wchodziłam tam tylko podlewać kwiatki i za każdym razem robiło mi się słabo na myśl, że muszę się w końcu za to zabrać. Najbrudniejsza klasa. Nie wiadomo dlaczego monitory i klawiatury są w miarę czyste ale chyba dla równowagi wszystko inne w stanie strasznym albo okropnym. Z taką klasą spotkałam się pierwszy raz.

Brałam udział w wielu kursach które mi nic nie dały bo i tak jestem sprzątaczką  i w każdej pracowni obowiązywał zakaz wnoszenia jedzenia i picia. A tu hulaj dusza piekła nie ma są sprzątaczki.

Gumy do żucia poprzyklejane pod blatami i do kabli, foliowe woreczki wepchnięte pod listwy stolików, zapchane śmieciami kaloryfery, opakowania po batonach pod komputerami, stoliki i ściany ozdobione rysunkami, wreszcie fotele - zlane nie wiadomo czym, poplamione, poklejone, wstrętne!
To nie jest tak, że całe półrocze tam się nie sprząta. Sprząta się na bieżąco, czyli to co najważniejsze i biegnę do następnej klasy. Gruntowne sprzątanie odbywa się w dni wolne od zajęć - ferie , wakacje itd.
Dwa dni - tyle zabrało mi doprowadzenie tej klasy do porządku. Wszystkie fotele należało wyprowadzić na korytarz, umyć je z kurzu i z napisów.  Plam nie mam czym wyczyścić więc wyglądają jak zerzygane i zlane okropnie. Przydałby się piorący odkurzacz ale o czym ja mówię, skoro zwykły pożyczam z innego budynku.

Monitory i klawiatury godzinka i już gotowe. Te straszne zakurzone  kable i komputery to już poważniejszy problem. Blaty w porządku. Nogi od stołów to koszmar mycie każdej nogi osobno a jest las, trzeba to robić na kolanach i uważać na głowę.

Tablice to rozrywka, nie wiadomo dlaczego mam obsesję tablicową i muszę mieć idealnie wyczyszczone tablice, zwłaszcza kredowe.  Nawet jak nie miałam czasu to i tak chodziłam po klasach z wiaderkiem z wodą i myłam je aby lśniły jak nowe. Na początku dzieci były zdziwione a potem same ścierały je staranniej niż zawsze.

Podłoga. Boże, co oni robią na tej podłodze. Zawsze, zawsze była najbrudniejsza choć przecież pracownia u samej góry, gdzie już nie nosi się niczego na butach.

Okna zabezpieczone przed samobójcami. Jeszcze nie myłam. Za wcześnie.

Kiedy kończę sprzątać, zanim zamknę drzwi na klucz, staję w drzwiach i patrzę. Mówię - ładnie mają. Jestem zadowolona bo zrobiłam wszystko co się dało. Czuję oprócz bólu pleców, rąk i nóg satysfakcję z dobrze wykonanej roboty.
Tym razem nawet nie zadam pytania - dlaczego dzieci tak brudzą, dlaczego nie szanują tych pięknych mebli, nie doceniają tego co mają, tak strasznie wszystko niszczą? Nie zapytam bo wiem.
Bo mogą.

Tatulu, dzięki :)

35 komentarzy:

  1. Ale przecież istnieje "coś takiego" jak dyrekcja owej szkoły i ciało pedagogiczne. To ich zadaniem jest uczulic i prsypilnowac bachory by nie brudziły. To ich zadaniem jest nauczenie bachorów poszanowania wspólnej własności i pracy innych ludzi.Wiem, jestem stara i gdy ja chodziłam do szkoły to szkoła nie była wzorem muzyki rozrywkowej "lekka, łatwa i przyjemna", ale miała wobec swych uczniów całą gamę wymagań i musieliśmy je spełniać.A gdy dana klasa zapaskudziła jakieś pomieszczenie to musiały dzieciaki po sobie sprzątać.A teraz wszystko na głowie stoi i to wcale a wcale nie jest dobrze.Wychowanie bezstresowe wcale nie polega na tym, by na wszystko pozwalać.A może nauczycielom przydałoby się jakieś szkolenie w tym temacie???

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jeśli zabrudziło się np. ścianę to trzeba było odmalować samemu. Nauczyciele teraz albo nic nie mogą (bo zaraz zjawi się mamusia z pretensjami), albo ignorują (co też jest poniekąd spowodowane interwencjami rodziców). Cały ten syf (przepraszam za kolokwializm) to głównie wina rodziców i braków elementarnego wychowania. Niestety.

      Usuń
    2. Większość nawyków bierze się z domu. Szkoła jest niestety często jedynym miejscem gdzie obowiązują jakieś zasady. W domu dzieci nie sprzątają nawet swoich pokoi , nie mówiąc o pomocy rodzicom. My nauczyciele, oprócz nauczania mamy wspomóc! wychowanie, a nie robić to za rodziców. Juz słyszałam słowa oburzenia na prośbę nauczyciela , żeby uczniowie pozbierali śmieci. Takie mamy głupie czasy!

      Usuń
    3. Też twierdzę,ze od wychowywania są przede wszystkim rodzice.Ale dziś świat stoi na głowie,rodzice przede wszystkim gonią za kasą,oczekując,że dzieci im wychowają tzw.instytucje:) Niektóre dzieci zaczynają "edukację" już od żłobka.Nota bene bardzo mi żal takich maluchów,tak samo jak pierwszoklasistów z tornistrem ważącym więcej niż one same.
      Mimo wszystko,polska szkoła jako całość wciąż dobrze się kojarzy.:)
      pozdrawiam,Ulka

      Usuń
  2. Czytając Twoje posty zastanawiam się, kim są uczniowie tej szkoły i kto ich uczy, kto i jak wychowuje.
    Dlaczego nauczyciel nie widzi, że dzieci na lekcji urządzają sobie piknik? Dlaczego nie reaguje, kiedy widzi zniszczoną napisami ławkę czy krzesło? Czy oni uczą ich już tylko historii, matematyki, biologii, zapominając zupełnie o tym, że szkoła jest doskonałym miejscem do tego, aby nauczyć szacunku do człowieka i jego pracy?
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jak według was to wychowanie przez nauczyciela powinno wyglądać?
      Pracowałam w szkole i starałam się dawać dobry przykład, tłumaczyć co trzeba. Z wyciąganiem konsekwencji już jest trudniej, bo po pierwsze trzeba komuś udowodnić winę, a po drugie, w statutach szkół jak i w kodeksie karnym naszego państwa pewne występki traktowane są jedynie jako wykroczenia i karą ma być zwrócenie uwagi. Wezwanie rodziców potęguje konflikty, bo w dzisiejszych czasach niektórzy rodzice są gorsi od dzieci. Jeśli nauczyciel jest zaangażowany w nauczanie ( a w tym celu czasem musi być zwrócony twarzą w inną stronę, niż uczeń - na przykład wyciąga z szafki przybory do plastyki lub rozdaje zeszyty, albo pisze coś na tablicy) to trudno od niego wymagać, żeby pilnował jednocześnie, czy ktoś nie rysuje po ścianie. Nawet jak po lekcji zauważy wyrządzona szkodę, to odpowiedzialności zbiorowej nie wolno mu stosować, jest dzwonek, dzieci nie wolno przetrzymywać. Każdy mówi "To nie ja." Nie ma winnych, bowiem jest solidarność zbiorowa uczniów. Nawet nie można ukarać jak kiedyś brakiem wycieczki czy dyskoteki, bo te są OBOWIĄZKOWE i nauczyciel rozlicza się z ich przeprowadzenia w sprawozdaniach do dyrekcji. Tak się porobiło po reformie na początku trzeciego tysiąclecia.
      M.

      Usuń
    2. maskakropka2 w19 lipca 2018 21:25

      Przepracowałam jako nauczycielka 30 lat i wiem, że bywa różnie,ale nauczyciel, który traci panowanie nad dziećmi, kiedy odwróci się do nich tyłem,powi powinien zastanowić się nad zmianą zawodu.
      I z dziećmi, i z rodzicami można się dogadać, a czasami nawet zaprzyjaźnić i wtedy wszystko jest prostsze. Jeśli jednak nauczyciel występuje ex cathedra, to z góry jest skazany na porażkę.
      Żadna reforma nie zwalnia nauczyciela z obowiązku wychowania dzieci w szacunku do innych ludzi i do pracy. Jeśli ktoś tego nie potrafi albo nie chce robić, nie powinien być nauczycielem.

      Usuń
    3. Od wychowywania dzieci są rodzice. Nie zrzucajmy wszystkiego na szkołę, przedszkole, kolegów, koleżanki itp.

      Usuń
    4. Anonimowa72, z grubsza się z Tobą zgadzam. Ale tylko z grubsza. Szkoła jednak musi również wychowywać i wymagać, czasem nawet zastępując rodziców. Tak przynajmniej było za moich szkolnych czasów - bywały dzieci zaniedbane wychowawczo przez rodziców, ale ich zachowanie temperowała szkoła. Aż do interwencji milicji (wówczas) albo policji (gdy sama przez krótki czas pracowałam w szkole). Skoro wówczas się dało, to teraz też pewnie się da, ale nikomu się nie chce angażować...

      Usuń
  3. Jeszcze nie tak dawno, bo kilka lat temu, gdy chodziłam do szkoły, mieliśmy co jakiś czas dyrektorski przykaz, aby posprzątać na godzinie wychowawczej całą klasę z tego, co świadomie nabrudziliśmy. A więc nie myliśmy podłóg, ale obracaliśmy krzesełka do góry i za pomocą linijek zeskrobywaliśmy zaschnięte gumy do żucia, biegliśmy do pań sprzątaczek po kilka niezbędnych akcesoriów i szorowaliśmy blaty z rysunków, wyciągaliśmy poupychane w żeberkach kaloryfera śmieci. Było nas trzydzieścioro, więc sprzątanie nie zajmowało nam nawet całej godziny wychowawczej. Dość często chodziliśmy też pielić kwietniki przed szkołą czy grabić liście i nie było to dla nas żadną karą, raczej miłym przerywnikiem w nudnej nauce. Ale to w ogóle była raczej porządna szkoła :)

    OdpowiedzUsuń
  4. W podstawowce mielismy dyzury i klasa musiala byc czysta, w liceum tez nie zostawialismy po sobie odpadkow, w klasie sie nie jadlo i nie pilo, a nauczyciel mial wladze.
    Ale to byly czasy dinozaurow…

    Kiedys nam wmawiali, ze trzeba sie uczyc, bo jak nie, to kamienie na drodze tluc. Ale to byly tez inne czasy (podobno slusznie minione).

    Nie mam tu w Niemczech kontaktu z ludzmi dzieciatymi, wiec nie wiem, czy szkola wychowuje, ale… jezdze po ulicach i widze niezasmiecone przystanki, jezdze kolo podstawowki i widze podworze szkolne i boisko bez smieci dookola, jezdze czasem autobusem razem z dziecmi jadacymi (lub wracajacymi) do/ze szkoly - siedzenia sa czyste, podlogi sa czyste, smieci nie leza.

    I jak ide ulica, to mlodziez z usmiechem mowi dzien dobry.
    Inna kultura? Nie! Inne wychowanie? Tak! Przyklad idzie z gory!!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie jest łatwo w dzisiejszych czasach uczyć dzieci.Są rodzice, którzy uważają, że krzywdzimy dzieci stawiając im wymagania. Żeby osiągnąć sukces pedagogiczny, rodzic powinien współpracować z nauczycielem. Nie zawsze to się udaje.Gdy proszę ucznia, żeby podniósł z podłogi papierek, najczęściej słyszę, że to nie jego.
    I nie zgadzam się z Anabell, że to jest "moje zadanie", bo są zasady,które wpojone powinny być w domu rodzinnym.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ulach, ciekawi mnie, jak reagujesz, gdy usłyszysz, że papierek nie jego. Czy udaje Ci się wyegzekwować wykonanie polecenia?

      Usuń
    2. kiedyś (szósta klasa więc nie maluchy) jedli obiad i rzucali do siebie ziemniakami, tuż przed dzwonkiem dziewczynka przyszła do mnie do kuchenki - proszę pani, ja mam ziemniaki na stoliku. Dałam jej papierowe ręczniki mówiąc - to sobie posprzątaj. Nie złośliwie, spokojnie to powiedziałam, jak do normalnego człowieka. A ona na mnie z piskiem (krzykiem) ja mam sprzątać?

      Usuń
    3. Hajduczku, na szczęście uczę dzieci 6-10 letnie, więc z nimi jest łatwiej. Ale już ze starszymi na korytarzu duuuużo trudniej.

      Usuń
    4. hajduczku, wprawdzie nie do mnie było pytanie, ale podzielę się swoim doświadczeniem.
      Rzecz się działa na przerwie w gimnazjum. Przy oknie stali młodzieńcy, obok leżała jakaś zmięta w kulę kartka. Podchodząc poprosilam tego, który był najbliżej śmiecia:
      - Bądź tak dobry i podnieś ten papier.
      - Ale to nie mój.
      - Mój też nie, ale jeśli ty, młody mężczyzna, go nie podniesie, to ja to zrobię.
      I dalej dwa scenariusze: 1.Uczeń podnosił papier, ja mu grzecznie dziękowałam.
      2. Nie podnosił i ja to robiłam. A po wrzuceniu papierka do kosza zwykle zwracałam się do delikwenta w te słowa:- Kiedy dziś wrócisz do domu, nie zapomnij pogratulować rodzicom syna- dżentelmena.
      Zwykle po tych słowach pojawiało się wymruczane pod nosem "Przepraszam". Czasem oczywiście cyniczne "Ok", ale myślę że sytuacja zapadała młodemu człowiekowi w pamięć.

      Usuń
  6. Osobiście bardzo lubię i dzieci i młodzież, ale mam wrażenie, że dom rodzinny często "psuje" własną progeniturę.
    To jakby podcinać gałąź, na której się siedzi, no ale cóż.. wszyscy wszystko wiedzą, a jest jak jest.

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetny sąg... :-)
    Tu przypomniał mi się krótki czas, (dwa lata), gdy pracowałam w szkole. Byłam tylko "panią od plastyki", która od samego początku podpadła Pani Sprzątaczce, (sorry...). Raz na dwa tygodnie bywałam na dywaniku u samej dyrekcji. Konflikt eskalował, gdy pomalowałam wraz z ochotnikami, po lekcjach, brzydkie, obskurne, metalowe szafy w pracowni t.z.w. zajęć plastyczno/praktycznych. Olejnymi farbami szybkoschnącymi. W okienka z kwiatkami i płotkiem pod nimi, na którym siedział kot... Takie tam.. Postaraliśmy się wszystko ładnie posprzątać i domyć, ale Pani Sprzątaczka weszła za wcześnie by wymyć podłogi i pobrudziła sobie fartuszek... A już "gwożdziem do mojej trumny" ;-) było wywrócenie się wiaderka z moimi kwiatami (Dzień Nauczyciela), na wykładzinę w pokoju nauczycielskim.
    Zawsze sprzątałam z dziećmi po naszych zajęciach. 10 min. przed dzwonkiem wystarczyło (moim zdaniem). No ale trudno było czasem 30-to osobową klasę "dokontrolować"... W każdym razie Pani Sprzątaczka przeżyła panią plastyczkę i żyła (sprzątała) w tej szkole długo i szczęśliwie po moim odejściu ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pomalu (5 lat) dojrzewam do zmiany czegos w kuchni-na przyklad pomalowanie szafek w kwiatki :)
      Moze ci zdjecie wysle, to cos doradzisz :)) wlasnie te okienka mi siedza w wyobrazni :)))

      Usuń
  8. Jesus, i pomyśleć że za moich czasów pracownie komputerowe były najczystszymi klasami w szkole...

    OdpowiedzUsuń
  9. Taka Rzeczpospolita, jak jej młodzieży chowanie...Ktoś mądry powiedział , ktoś też pewnie nie mniej mądry, że...młodość wyszumieć się musi...niech szumi, ale sprzątać po sobie by mogła! Powodzenia Klarko...dasz radę! Kto jak nie Ty! Wydaje mi się, że Ty mega dzielna kobieta jesteś!!!

    OdpowiedzUsuń
  10. Niedawno dowiedziałam dsi że w Japonii ucxniowie sami sprzątają szkołę. Nie ma sprzątaczek. Uczę w szkole i zazdroszczę im TAKICH uczniów. Zazdroszczę. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Japonii trzeba raczej zazdrościć systemu, zdrowego systemu, a nie uczniów. Nasi też by posprzątali, gdyby się tego od nich wymagało.

      Usuń
  11. Niszczą, bo ojcowskiego pasa zabrakło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szwejku, chyba nie sugerujesz bicia dzieci pasem (lub czymkolwiek)?

      Usuń
  12. Moja przyjaciółka zajmuje się od czasu do czasu nauczaniem młodzieży w swoim domu. Czyli daje im lekcje języka. To, co mi opowiada o zachowaniach dzieci, przekracza moje możliwości rozumienia.
    Bo na przykład po co bachor (bo nie nazwę tego dzieckiem) "musi" przyjeżdżać na lekcje 300 metrów na hulajnodze. I jeszcze potem tę hulajnogę rzucać byle gdzie u niej w przedpokoju. O zdejmowaniu butów w przedpokoju prawie żadne nie wiedziało.
    Myślę, że dzieci, głównie chłopcy, mają teraz za dużo swobody. Niestety ten typ wychowania nie gwarantuje szczęścia i powodzenia w dorosłym życiu. Ale to się okaże dopiero jak dorosną i będą tego oczekiwać od partnerki. I ludzie się będą znów pytać, skąd tyle rozwodów!

    OdpowiedzUsuń
  13. Wiesz też zawsze lubiłam czyste tablice. Nie rozumiałam takich brudów w szkole, porysowanych biurek i krzeseł. I wszystkiego. Jakby mogli, to by roznieśli to wszystko. Nie zdają sobie sprawy z dobrodziejstwa nauki, bo nigdy nie zaznali niczego innego.

    OdpowiedzUsuń
  14. Współczuję Twoim kolanom...

    OdpowiedzUsuń
  15. Klarko, gdybym miała taką woźną w szkole (u nas dyrektor zwraca uwagę, żeby mówić "pracownik obsługi"), to bym Ci kawę robiła, kanapki przynosiła, robiła masaż pleców i odwoziła do domu, żebyś się nie musiała tłuc komunikacją miejską... Pomarzyć można...

    OdpowiedzUsuń
  16. Podoba mi się japoński model - dzieci same sprzątają szkołę, są uczone od wczesnego dzieciństwa utrzymywania porządku wokół siebie. Niewiele, ale jakie daje efekty, można się przekonać oglądając japońskie ulice. A u nas jest model komunistyczny - nie moje, to jest mi obojętne, po mnie choćby potop!

    OdpowiedzUsuń
  17. A klawiatury??? Podobno ich biologiczna czystość jest na ogół gorsza od desek klozetowych...
    Jeśli te dzieciaki" jedzom i pijom "w klasie, to część tego wpada w klawiatury

    OdpowiedzUsuń
  18. W tym roku szkolnym "coś nam zdechło" za kaloryferem w mojej historycznej pracowni. Cudowna pani sprzayaczka nas uturatowa, było mi -15 na dworze, ja w pierwszych miesiącach ciąży a smrod masakra. Zapowiedziałam, że jeszcze jeden taki numer, a wszyscy uczniowie z każdej klasy która tam bywa z rzędu przy oknie będą po lekcjach wspierać panią wozna przy wyciąganiu pakunku. Problem nie powtórzyl już w żadnej sali.
    Byl to woreczek po cebularzu z sosem - sos postanowił zacząć żyć własnym życiem ;)

    OdpowiedzUsuń
  19. Najtrudniejsze do pojęcia są najprostsze odpowiedzi :/

    Bozicku, dziękuję sile wyższej za oświecenie mnie (szkoda, że tak późno - praktycznie na mecie kursu pedagogicznego), że jednak wcale nie chcę być nauczycielką!

    OdpowiedzUsuń

Twój komentarz