Z boku na blasze często
stała patelnia z resztkami obiadu i
garnek z zupą. Wszystko to przykryte, bo
przecież na chłopku nad piecem spały koty i zdarzało się, że kot skacząc
strącał wprost na blachę różne przedmioty, suszące się na murku.
Przy okazji przypomnę
budowę kuchennego trzonu – główna część paleniska przykryta była blachą, na
której gotowały się potrawy. Obok była nalepa – kamienny blat, pod którym
znajdował się piec chlebowy. Nad nim był murek a nad murkiem chłopek - część komina, i tam sypiały koty.
Jedzenie było proste i
bardzo smaczne. Do dziś najbardziej lubię jarskie potrawy z ziemniaków i gęste,
pełne warzyw zupy. Najlepsze jednak były ziemniaki. Porządnie omaszczone. Jałowe
jadło się wyłącznie w poście, te
codzienne musiały być solidnie polane usmażoną, pokrojoną w drobną kostkę
słoniną, czasem również z cebulką. Zostawione na patelni na ciepłej blasze
nabierały specyficznego smaku, tworząc od spodu grubą, chrupiącą warstwę. Między
obiadem a kolacją te ziemniaki znikały. Obracało się je na drugą stronę,
zjadało skórkę, zostawiając resztę, popijając zimnym mlekiem i dalej na pole,
na sanki!
Wieczorem piekłyśmy
sobie na blasze grube plastry ziemniaków, posypane solą były pyszne. Tak samo
jak chleb, nie wiedziałam tylko, że kromki opieczone z dwóch stron nazywają się
grzankami, miałyśmy je prawie codziennie. Czasem mama dawała nam cieniutkie resztki
pierogowego ciasta, rzucone na blachę pęczniały pod wpływem gorąca tworząc
poduszkę, po minucie należało przewrócić je na drugą stronę i po chwili już były
gotowe. Widziałam podobne wyroby na blogach kulinarnych, mają jakąś
obcojęzyczną nazwę.
Pyszne są też pieczone
na blasze karpiele (brukiew). Warzywo biedoty, jeśli ktoś je jadł, budził
współczucie. Ja jadłabym i dziś, mają delikatny, słodki smak. Po prostu warzywa
z grilla.
Nie lubiłam za to
pieczonych ziemniaków z ogniska. Takie brzydkie i czarne, wolałam sobie upiec
jabłko na patyku.
Na koniec – siostra mi
obiecała, że jak przyjadę do niej to rozpali pod blachą i upieczemy prołzoki i
talorki.
To pojadę.
bo pieczenie na blasze to było to. Dawniej jadało się zdrowiej...
OdpowiedzUsuńskąd wiesz, mieszczuchu?
UsuńPrzybij piątkę Klarko! Właśnie dla tych pysznych wspaniałości mam taki piec u siebie (i żadnego innego). Uwielbiam takie jedzenie.
OdpowiedzUsuńzazdroszczę tego pieca!
UsuńTo ciasto pieczone na blasze to podpłomyki, a może u was jakoś inaczej się nazywały?Tez je pamietam z dzieciństwa,z ciasta, z którego robiło się makaron.
OdpowiedzUsuńu nas podpłomyki piekło się z resztek ciasta chlebowego przy okazji pieczenia chleba, były to płaskie, cienkie placki posypane grubym cukrem, piekły się bardzo szybko przy samych drzwiczkach
Usuńrany,ja też pamiętam ziemniaki pieczone na piecu.Babcia codziennie czekała na nas aż przyjdziemy ze szkoły z takimi ziemniakami.Pamiętam,że im czarniejszy tym był dla mnie lepszy taki ziemniak:)
OdpowiedzUsuńTalorki to znam, ale te prozłoki?! co to? :)
OdpowiedzUsuńplacki z mąki, kwaśnego mleka i sody oczyszczonej zwanej w tamtych stronach prołzą
UsuńU mnie te placki to proziaki. Soda=proza.
UsuńPyszne jeszcze ciepłe, posmarowane masłem...:)
Moje dzieciństwo obfitowało w proziaki i inne specjały tamtych czasów.:))
A u nas--paszporty
UsuńI w dodatku źle napisałam :) prołzoki!
OdpowiedzUsuńNie mieliśmy takiego pieca, tylko zwykłą "angielkę". Miała kafle po bogach i o nie grzało się zmarznięte stopy po sankach. Miała też piekarnik, gdzie piekło się zimą jabłka i oczywiście wszelkiego rodzaju ciasta, zwane u nas plackami. Na boku płyty tak, jak Ty piekłam kawałki ciasta makaronowego, ale już ziemniaczanych talarków nie, nie przyszło mi to do głowy. Za to uwielbiałam wyjadać ziemniaki, które mama "parowała" żywinie, jadło się je z solą i skórką, takie ziemniaczki w mundurkach, choć przeznaczone dla świń i kur. Uwielbiałam zupę śledziową na zimno, a w niej gorące ziemniaki. Nie rozumiałam dlaczego mój ówczesny narzeczony robi jakiś dziwne miny nad postawionym mu z tym specjałem talerzem. A on bidak, miastowy, powstrzymywał odruch wymiotny,bo w życiu czegoś tak wstrętnego nie jadł. Do dziś mi to wypomina:))
OdpowiedzUsuńZapomniałam o kotach. Spały pod piecem w kartonie, razem z psami ( małe były) a jak piec wystygał koty właziły do piekarnika, albo popielnika. W piekarniku mogły spać, ale z popielnika matka gnała ścierą bo wywalały popiół na podłogę a potem całe były utytłane w tym popiele.
Usuńmieliśmy w kuchni ( a mama ma jeszcze teraz !!!) piec podobny do opisywanego przez Mnemozyne.
OdpowiedzUsuńI to samo robiliśmy co ty :)))
jejejej jak pachniały jabłka podsuszane w piekarniku!
a na blasze też grzała się esencja.;jaka pyszna była z nią herbata!!!
z tym że ja akurat lubiłam ziemniaki z ogniska;)
Za to my w dzieciństwie uwielbiałyśmy pieczone w popielniku ziemniaki. Dzięki za to przypomnienie:-). Znów oczami wyobraźni widzę Tatę, jak serwuje nam te nieziemskie wprost rarytasy. A że skórka była czarna? Nic to, wyjadało się tylko to, co w środku.
OdpowiedzUsuńI Ty mi Klarko coś o eksperymentach? Toż to same ekstrawagancje! :D
OdpowiedzUsuńo jajach moczonych w herbacie nie ma słowa!
UsuńNo dobrze, ale mówiłaś o "samych eksperymentach", a poza tymi jajami nic nie widziałem podejrzanego. :D
Usuńco z ta brukwią??, bo ja widzę na targu i nie wiem jak ją przyrządzić
OdpowiedzUsuńa wiem, że zdrowa, kiedyś jadłam na surowo i była za słodka.
upieczona jest pyszna
UsuńBrykiew (lokalnie zwany karpiel) To doskonały składnik zupy jarzynowej, ma ładny żółty kolor i jest taki pikantniejszy niż kalarepa... Pure z brukwi jest też dobre. Również w zestawie jarzyn jest dekoracyjny wręcz. Ja przyrządza w rękawie foliowym w towarzystwie ziemniaka, pasternaku, seleru, marchewki, brukselki, batati. Wszystko posolone, popieprzone, zbazylikowane i oreganowane z rybą lub mięsem.
UsuńZupa z brukwi jest pyszna, ja dodaję do niej oprócz włoszczyzny przysmażony boczek i obowiązkowo majeranek.
UsuńBędąc na wakacjach chodziłam z dzieciakami "na dzierżawę, na karpiele", ale my zjadaliśmy je na surowo.Dziś zamiast karpieli chrupię kalarepkę. Ciasto makaronowe pieczone na blasze i pieczony na blasze bób to też wakacyjne przysmaki. Do dziś uwielbiam domowe frytki, ale w kształcie talarków, kartofle pieczone w piecyku i kartofle gotowane, ostudzone a potem odsmażone- koniecznie na boczku wędzonym. A potem jęczę,że jestem gruba:))))
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
na boczku, koniecznie :D mmmm
UsuńPiec chlebowy babcia ma w innym budynku, ale w domu za to ma kuchnię z fajerkami i z dochówką, w której piecze się wiejskie jabłuszka. To dopiero smak!
OdpowiedzUsuńTakie przysmażane ziemniaki to przysmak mojego brata, ja nie przepadam :)
a co to som te prołzoki i talorki. ?
OdpowiedzUsuńu nas jak się makaron jeszcze ręcznie gniotło to brało się przygotowany już placek i rzucało na blat kaflowej kuchni to się trochę tam podpiekła i było rewelacyjne,teraz się już tak nie robi :( ale makaron swojski mamy po każdym weselu w rodzinie, a ten jest zasługą babci
Rafał
albo tak zupa coś a'la rosół tylko, że zamiast makaronu są rwane kluski wraz z ziemniakami pokrojonymi w kosteczkę okraszone skwarką ze słonej słoniny :) ah...
Usuńjw
Oj przypomniała mi ta zupa z dzieciństwo:-)
Usuńu nas się ta zupa nazywała kartoflanka:)
UsuńA ciekawa jestem czy znacie papinek?
OdpowiedzUsuńja nie znam, co to?
Usuńcoś jak gęsty budyń, kaszka
Usuńa robi się podobnie jak sos beszamelowy, tylko do zasmażki na papinek dodaje się cukier i rozprowadza się mlekiem do konsystencji gęstego budyniu
Ar La
Pewnie nawet nie wiedziałaś ,że tak zagranicznie jecie :-)))
OdpowiedzUsuńEch te smaki dzieciństwa...
Teraz z przyjemnością przypominam te smaki,
ale zrobić tak jak kiedyś trudno..
To już nie te warunki i na gazie nie to...
A kto zna zalewajkę? Zupa z ziemniaków ,wody,żurku,czasem z dodatkiem śmietany lub mleka.Okraszona skwarkami.Przepyszna,mogła stać 2 lub 3 dni i była coraz lepsza:))
OdpowiedzUsuńJadło się ją z chlebem, na obiad ,ale równie dobrze na śniadanie czy kolację.
Ola
Oczywiście, że znam! Ale u mnie do zalewajki dodawało się jeszcze suszone grzyby.
UsuńGrzyby tak - suszone lub świeże :)
Usuńa ja pamiętam mortadelę i zupę ogonową z torebki jaką serwował nam Tata kiedy mam szła do szpitala. I są to naprawdę miłe wspomnienia aczkolwiek wracać ani do jednego ani do drugiego nie zamierzam :) :***
OdpowiedzUsuńMartadela mmmrrrr... to najlepsze kotleciki. Moje dziecię (stary koń 20 lat) uwielbia je od zawsze. Jolancik
UsuńNas, kiedy babci ani mamy nie było w domu, dziadek raczył kromkami chleba zmoczonego trochę wodą i posypywanego cukrem :) Zawsze wtedy dodawał jakieś historie o tym, co jedli, kiedy jedzenia prawie nie było... Jego najbardziej traumatycznym przeżyciem był kisiel owsiany ;)
UsuńPozdrawiam,
Ewa
"piekłyśmy sobie na blasze grube plastry ziemniaków, posypane solą były pyszne" moja Babcia nazywała je talarkami,to było coś czego nie zapomnę do końca życia :)
OdpowiedzUsuńSame pyszności,dodam jeszcze polewkę z kwaśnego mleka z kawałkami białego sera,placek drożdżowy ,gruby z kruszonką,młodą kapustę na śmietanie lub zasmażaną a przede wszystkim młode ziemniaki/miały całkiem inny smak niż terazniejsze/ okraszone,posypane koperkiem i do tego kwaśne mleko nabierane łyżką,takie twarde.Wszystkie te pyszności dzięki zwykłej kuchni,z blatami,popielnikiem,kubrykiem na ciepłą wodę,duchówką.
OdpowiedzUsuńba,zalewajkę do tej pory jemy u nas:)))
OdpowiedzUsuńweselnapiekarka - to też u nas się jadało:)))
OdpowiedzUsuńi wspomnianą wcześniej kartoflankę!
Mój dziadek na taką kartoflankę z zacierkami (kręcone ręcznie) mówił dziadówa
UsuńAj... i jeszcze ugotowane kartofle w kawałku pieczone na takiej piecowej blasze.... :) Szkoda ze już tego nie mam ...
OdpowiedzUsuńZiemniak "górą"?
OdpowiedzUsuńIza R
Placki z ciasta makaronowego i śliwki suszone w piekarniku.Chleb z pieca chlebowego.Masło prosto z mleczarni,przywożone w kanach po mleku,pachniało masłem a nie niczym.Zupy inny smak miały,mięso inaczej smakowało.Ech....
OdpowiedzUsuńOj, jak zgłodniałam na coś zapiekanego!
OdpowiedzUsuńMój synuś uwielbia zacierkową. Zacierki robię "na zapas" i mrożę. Najlepsze robione ręcznie. A dzisiaj robię sos pomidorowo-paprykowy do kaszy gryczanej białej. Palonej nie lubię.
OdpowiedzUsuńKlarko, przeczytałam obydwa Twoje blogi od deski do deski. Już wiem, że będę Cie czytać ZAWSZE. Bardzo bliski jest mi Twoje postrzeganie świata. Wydaje mi się, że znam Cię już od wielu lat, ale nie tylko Ciebie. Komentujących na Twoich blogach również. W trakcie czytania czasem chciałam zadzwonić do Ciebie, ale zaraz przypominałam sobie, że nie znamy się osobiście. Może kiedyś... Pozdrawiam serdecznie. Jolancik.
OdpowiedzUsuńzawsze, gdy widzę, ze ktoś jest w archiwum, czuję niepokój a jednocześnie jestem z siebie dumna zdając sobie sprawę, że nikt nie zmuszałby się do czytania takiej ilości tekstu.
UsuńBardzo, bardzo mi miło, że nie uznałaś tego czasu za zmarnowany.
Ziemniaki z ogniska, placki z ciasta makaronowego...
OdpowiedzUsuńDo tych smaków dzieciństwa dołożyłabym jeszcze śniadaniową "polewkę z sera": pokruszony twaróg, kawałki porwanej /ew. pokrojonej w kostkę/ kromki chleba, zalane słodkim mlekiem, zimnym albo letnim, ale nie przegotowanym, po wierzchu posłodzone cukrem, najlepiej grubym "kryształem". Mniam.
Pozdrawiam, M.
W piwnicy stoi piecyk(koziołek) w nim spalam stare dokumenty i wszystkie przychodzące papiery z naszymi "danymi"łączę pożyteczne z przyjemnym.......palę papiery i piekę sobie talarki:)) Pozdrowionka.
OdpowiedzUsuńChleb z cukrem, kalarepa obierana zębami, jabłka albo ziemniaki z ogniska, ulęgałki z siana, woda ze studni... aż się łezka w oku kręci.
OdpowiedzUsuńA moskole? będziecie też piec na blasze moskole?
OdpowiedzUsuńPrzypiekałam na blasze ugotowane już ziemniaki, przekrojone na pół, do tego przyrumieniona cebulka i kubek mleka; nie było lepszego specjału; pozdrawiam.
Placek ziemniaczany w brytfannie,pieczony w piecu chlebowym.
OdpowiedzUsuńKiedys próbowałam upiec podobny w piecyku elektrycznym - dobry,ale już nie taki,ktory pamiętam z dzieciństwa.Bo i teraz produkty nie takie:)
ola
Babka ziemniaczana! Pyyycha :))
UsuńTylko z wakacji spedzanych u babci na wsi znam smak swojskich potraw z pieca. Kiedys snul mi sie po glowie maly domek z prawdziwym piecem na pizze. Dzis juz malo prawdopodobne sny bo fizycznie, psychicznie i materialnie jestem na nie. Wracajac do lat mojego dziecinstwa usmiecham sie, bo 30 lat temu nikt nie krzyczal, ze ziemniaki ze skwarkami, zalewajka, kluchy, pierogi, ciasto makaronowe pieczone na blasze, czy chleb z maslem albo z cukrem tucza. Cale blachy swojskiego ciasta znikaly przez weekend. Szynka pachniala apetycznie i nigdy z niej nic dziwnego nie cieklo. Dzieci jadly w biegu, popijaly landrynkowe wody gazowane i byly szczuple i zdrowe. Dorosli nie chorowali na depresje. Wizja raka nie wisiala nad tyloma rodzinami co dzis. Coz, postep kosztuje. Pewnie jeszcze z dwa, trzy pokolenia i albo sie zakonserwujemy albo nieborak nas wszystkich zje. Dzis juz wiem i tego sie trzymam, ze potrawy musza byc przyrzadzane ze swierzych i dobrych gatunkowo produktow. Nie zachwycam sie fast foodami. Liczy sie jakosc, nie ilosc. A tak nawiasem mowiac, z przyjemnoscia zjadlabym zalewajke. Tylko nie ma komu i z czego ugotowac. Wybacz Klarko, rozpisalam sie jak na wlasnym blogu. Dobranoc. Pozdrawiam. Joanna- Jo
OdpowiedzUsuńNa rozgrzanej blasze pieczone były także rydze (to był rarytas!) i pamiętam też, że jadłam w ten sposób pieczone jakieś trochę dziwne placki, zrobione chyba tylko z mąki i wody;)
OdpowiedzUsuńPlacki z ciasta makaronowego u babci na blasze nazywały się pagaje i były rarytasem :-) Chleb posypany cukrem i polany wodą. Chleb, który babcia suszyła i potem dawała kurom rozmoczony, ja podbierałam, ten suchy znaczy się :-) To był mój przysmak. U drugiej babci, na wsi, mleko zsiadłe jedzone łyżką, każdy miał swoje, ziemniaki były z wielkimi skwarkami i w jednej dużej misie. Ulęgałki spod drzewa, jabłka kosztele niedojrzałe i zrywane prosto z gałęzi. Barszcz - wiśnianka, z wiśni, gruszczanka, z gruszek, nie tylko z buraków, pycha mówię wam. I oczywiście nieśmiertelne okraszone ziemniaczki do tego. Całe wakacje tak jadłam. I pieczony w piecu chleb. Sam w sobie był pyszny, ale wojny toczono o chleb specjalny. Otóż babci zawsze zostawało trochę ciasta chlebowego, które się już nie mieściło w formach. I to ciasto wkładała do "patelki" czyli małej patelenki i w tym piekła. Jego zawsze było trochę więcej i w trakcie pieczenia wychodziło z patelki i te upieczone zwisające skórki to było po prostu jedzenie godne bogów, małmazja :-) O tę patelkę walczyły potem moje dzieci, kiedy prababcia wyjmowała chleb z pieca. Fajnie, że mogły jeszcze takie rzeczy przeżyć.
OdpowiedzUsuńByła jeszcze cebula, pokrojona w talarki, ale nie do końca, tak żeby się trzymała w całości, pomiędzy talarki sypało się sól i ugniatało cebulę, najlepiej zawiniętą w papier. Jak papier zaczynał się robić mokry, cebula była dobra do jedzenia. Pyszna, mówię wam.
I znowu dzięki Klarce przypomniałam sobie najcenniejsze dla mnie chwile.
Dziękuję :-D
Czad z tą cebulą... ja dokładnie taką wcinałem zawsze do czerwonego barszczu... pycha...
UsuńCzytam i czytam komentarze i myślę sobie,czy widzisz Klarko,jaką jesteś czarodziejką:)
OdpowiedzUsuńziemniaki jedzą prawie wszyscy to nas temat połączył;))
Usuńi dziękuję za komplement!
Jeśli chodzi o ziemniaki, z moim dzieciństwem najbardziej kojarzy się babka ziemniaczana, u nas nazywana "kartoflanik", cienka, mocno przypieczona, chrupiąca, często ze skwarkami w środku... W swoim domu też piekłam ją od czasu do czasu, ale to już nie było to samo. W rodzinie mojego męża natomiast ulubionym daniem były "talarki", plasterki ziemniaków smażone na tłuszczu, mocno przyrumienione.
OdpowiedzUsuńWszystko przeminęło. Tamto jedzenie już jest za ciężkie, za bardzo kaloryczne, za mało wykwintne, szuka się różnych wymyślnych diet, śródziemnomorskich, orientalnych, takich, owakich i co z tego wynika? Otyłość, choroby cywilizacyjne, itp. Pozdrawiam Cię, Klarko, bardzo mi się podobają Twoje wpisy:)
M-ka
OdpowiedzUsuńpopłakałam sie, chlałabym mięć takie wspomnienia, chciałabym żeby moje dzieci miały..
P.S
ale ziemniaki z ogniska jemy bardzo często ;) uwielbiamy! I te mordki i łapki całe czarne :D to nic nie szkodzi..
Prozioki z 2 x w roku (wspomnienie męża z dzieciństwa)
Zupa z owoców nazywana garusem :)
OdpowiedzUsuńBrukiew z blaszki... tak, to smak dzieciństwa... A chleb z blachy robimy nadal, gdy tylko jesteśmy w Domku pod Orzechem i podpłomyki, czyli ciasto z mąki i wody:)
OdpowiedzUsuńKorzystałem z pobytu na wsi by czynić zadość wspomnieniom z dzieciństwa.Teraz nic z tego przez nowoczesność.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Oj, znam i mniam: ciasto makaronowe z babelkami pieczone na blasze, ziemniaki z pola, ugotowane, okraszone w jednej misce dla wszystkich, w drugiej zsiadle mleko do "krojenia" lyzka (tylko nie lubilam tej zoltawej smietany na wierzchu), co niedziela domowy rosol i rownie domowy makaron (ktorejs niedzieli wyjelam babci z ust serduszko i zoladek kurzeci i od tej pory zawsze byly juz dla mnie).
OdpowiedzUsuńa myslalam, ze jestem taka mloda...
tez Monika
a ja za pieczone w ognisku ziemniaki dam się pokroić, ot co :). Są to jedyne ziemniaki jakie mi naprawdę smakują.
OdpowiedzUsuńja chcialam tylko rzec że ... skoro te smaki dzieciństwa takie boskie były to czemu wiele osób już tego nei robi?
OdpowiedzUsuńja tam kultywuję tradycję i lubiane przeze mnei potrawy trwajau nas :
zalewaja a jakże,kartoflaneczka - choćto w sumei jarzynówka;), ogórkowa mlask:) i te ziemniaczki z cebulką na patelni oooo,i talarki, i .... i jeszcze ciut :)
Bo jak ktoś serio się przyłoży to wychodzi takie samo dobre.No prawie .
Wiem,że wspomnienia smakująjakby lepiej ale ?
Mi z dziecinstwem juz do konca zycia beda sie kojarzyc najzwyklejsze mlode ziemniaczki z koperkiem. Nigdzie tak nie smakowaly jak u mojej babci - swiezutkie, prosto z ogrodka!
OdpowiedzUsuńeeeeeeeeeeeeeeee tam - wielkie mecyje. Wiecie co to znaczyło dostać duży gar po gulaszu do wytarcia go chlebem. Babcia zawsze cos tam oszukała że na dnie jeszcze troche zołzy zostało !!!. To była fucha i wspomnienie z dzieciństwa.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam wspominaczy
Odsmażane ziemniaki z jajkiem, często robię je do dzisiaj. Na każde imieniny była robiona sałatka ziemniaczana, bigos i galat ze stópek oraz sernik i jabłecznik. Do dziś pamiętam te zapachy:)))
OdpowiedzUsuń