Mąż nie cierpi wszelkiej maści nierobów i naciągaczy, mam na myśli tych wiecznie podchmielonych cwaniaczków, którym brakuje złotówki do szczęścia, tych sępów czyhających na resztę i tych majowych robotników czekających pod murkiem na pracodawcę. Majowych dlatego, że gdzieś zimują a przychodzą szukać pracy dopiero w maju, jak się robi ciepło. Rezydują tam od wielu lat i taki mają sposób na życie.
Nie myślcie sobie jednak, że na Kleparzu kupcy są bezwzględni i bez serca. W sobotę na przykład przyszła rano staruszeczka, drobna, biedna, nieśmiała. Rozstawiła na stole kilka używanych garnków, może już przestała gotować bo nie ma sił, a może tylko tyle jej zostało do sprzedania. Kto w tych czasach kupi używane, emaliowane garnki? Stała dwie godziny, zabrała je i poszła mówiąc, ze jeszcze wróci. Rzeczywiście wróciła i znów stała, trzymając się drobnymi dłońmi tego stołu tak, jakby się miała za chwilę przewrócić. Nawiasem mówiąc, już niejedną staruszkę zabrała z placu karetka - siedzi albo stoi kilka godzin bez picia i bez jedzenia w duchocie i po staruszce.
Ta z garnkami też nie wyglądała dobrze, w końcu Renia nie wytrzymała. Podeszła, poszeptała coś, wręczyła banknot i zebrała garnki. Staruszka podreptała w swoją stronę a wtedy Renia odniosła garnki do kontenera.
Ale zaczęłam o mężu. Bo on zwrócił uwagę na to, co się dzieje na placu gdy przyjdzie na zakupy jakakolwiek zakonnica. Od razu ma „ogon”. Czyli sępa, który usiłuje wymusić kupienie czegoś albo wprost domaga się pieniędzy w niewybredny sposób, często agresywnie i chamsko. Ja mogę takiemu powiedzieć w delikatny sposób - odpiermandol się bo zawołam straż! A co może zakonnica? Najszybciej jak to możliwe robi zakupy i ucieka. A szkoda, bo to są dobre klientki, nie wybrzydzają, przychodzą systematycznie, niedaleko jest dom starców (tak, nie nazywam tego miejsca domem pogodnej jesieni) i robią zakupy dla swoich podopiecznych, czasem na rachunek. Dlatego mój mąż, człowiek niezwykle grzeczny i dobry, nie wytrzymał i obiecał takiemu jednemu coś dać, jeśli się jeszcze raz pokaże. Solidnego kopa w dupę.
a ode mnie niech mu da drugiego!... (ja mam za daleko...) pozdrawiam...
OdpowiedzUsuńNo właśnie!
UsuńLitość litością, ale jak się widzi wciąż te same twarze, którym brakuje do biletu albo na jedzenie, ale bułki nie chcą, a za odmowę potrafią w głos zwyzywać, to się człowiekowi wszystko skręca...
Szkoda mi takich staruszek. Jakoś tak chwytają za serce. A jeszcze bardziej wzrusza bezinteresowna pomoc - taka jak Reni. Ale parę lat temu w mojej okolicy (śródmieście średniej wielkości miasta) grasowała babcia naciągaczka. Starsza pani, nieco zaniedbana kosmetycznie, włosy na brodzie itp. "Proszę pani, proszę pani!" - wołała, stojąc tuż obok wejścia do sklepu spożywczego - "Miałam tu złotóweczkę, gdzieś mi spadła, a pół chlebka chciałam sobie kupić..." - lamentowała, wskazując na chodnik. Zrobiło mi się babci szkoda, złotóweczki nigdzie nie było, to dałam jej na ten chleb 2 złote i poszłam. I pewnie bym o niej zapomniała, gdyby nie to, że kilka dni później znowu ją spotkałam jak żaliła się, że zgubiła złotówkę do nastolatków, dziewczyny i chłopca, w pobliżu przystanku autobusowego. Bardzo grzeczne dzieci tłumaczyły babce, że nie mają kasy, co nie zniechęciło jej do ciągnięcia tego przedstawienia. A następnym razem w analogicznej sytuacji spotkał ją mój mąż... Tak wiem, nie wszystkie staruszki proszące o wsparcie są takie... ale takie też są.
OdpowiedzUsuńJedna staruszka, niezaradna, probuje sprzedac stare garnki, druga, chytrzejsza, wyludza zlotoweczki. Ale to nie znaczy, ze ta druga nie potrzebuje tych zlotowek rownie rozpaczliwie jak pierwsza.:(
Usuńna pewno potrzebuje i to jest smutne, ale nagabywać dzieci?
Usuń@Szwejk - ale na co ta sprytniejsza potrzebuje tej złotóweczki? Bo jeśli na chleb faktycznie, to nie ma sprawy, mogę rozmienić dychę na drobne i wspomagać ją od poniedziałku do piątku, albo zrobić smaczne kanapki i herbaty do termosu... Ale jeśli na wódę i papierochy, to sorry, ale zjeżdżaj babciu - wiem, że brzmi chamsko, ale nie mam litości dla takich...
UsuńTo nie staruszka proszaca o zlotowke na chleb powinna sie wstydzic, ale nasze panstwo kochane ktore zmusza starych ludzi do tak extremalnych poczynan. Szkoda gadac...
UsuńOj znam tych sepów...
OdpowiedzUsuńKoło marketów u nas się kręcili,
ale poszły skargi od klientów do ochrony
i przestali się kręcić.
Czyli polski kupiec musi jeszcze wspierać staruszki...
robić za ochroniarza...
Smutne to wszystko...
Kleparz w Krakowie - znam to miejsce, byłam tam kiedyś! (O ile to to samo miejsce, obok którego jest przystanek Kleparz/Stary Kleparz/Nowy Kleparz - jakoś tak)
OdpowiedzUsuńByłam z koleżanką w pizzerii, wszedł bezdomny - brudny, śmierdzący, w jednym bucie - strasznie potargany. Kucharz go wyrzucił, bo podchodził do stolików i kradł jedzenie - ludzie siedzą i jedzą a taki im zabiera sprzed nosa. Był pijany, widać na wino miał.
W wiejskich sklepach to jest nagminne, że stoi taki jeden z drugim i czeka by wysępić jakieś piwo czy fajki. Stoją przed, czasem przed ladą i odstraszają porządnych klientów.Nikt nie lubi być nagabywany i na dodatek jeszcze nieświeżym oddechem.
OdpowiedzUsuńFajny ten Twój mąż;)
OdpowiedzUsuńa bo ja też fajna;) i skromna!
UsuńTa skromność od początku mnie powaliła;)
Usuń...i dlatego zostałam...
Bo wiesz -swój do swego ciągnie;)!
Bardzo brak mi tu na oczyznie naszych targowisk i bazarów. Kupic nie kupic, pogapic sie chociaz bardzo lubie!
OdpowiedzUsuńJa mam jedną odpowiedź dla takich osób jak mówi daj to, daj tamto to go pytam ,a kto mi da?
OdpowiedzUsuńsylwana
Jak się mieszka w dużym mieście to się opędzić nie można od tych naciągaczy, przed marketem odprowadzą wózek, na parkingu (płatnym) popilnują samochodu, w tramwaju grają, albo padają przed Tobą kolana i recytują modlitwę wyciągając w Twoją stronę święty obrazek. Nie lubię być nagabywana, większość z nich ma taki sposób na życie i praca ich nie interesuje.Żadna, kiedyś powiedziałam , dobra dam zarobić, mam do skopania ogródek (wcale nie mam)to delikwent się ulotnił.Czasem jednak mimo wszystko daję....ostatnio bezdomnemu pod marketem, bo żalił się, że nie ma na środki czystości, kupiłam płyn do zmywania.....
OdpowiedzUsuńA mnie rozczuliła ta staruszka wyprzedająca swój dobytek, choć smutne to. Tym bardziej cieszy, że są tacy ludzie jak opisana Renia, co w potrzebie pomogą.
OdpowiedzUsuńTez zal mi zawsze takich staruszek. Pewnie, ze znajda sie i sprytne naciagaczki, ale mimo wszystko chwytaja za serce, a wiadomo jak w Polsce czesto starosc wyglada... :(
OdpowiedzUsuńA naciagaczy proszacych o grosiki i drobne mialam zawsze po dziurki w nosie! Szczegolnie w wiejskim sklepiku niedaleko dzialki letniskowej rodzicow. Tam odejsc od kasy spokojnie nie mozna bylo! I jeszcze wkurzali mnie cyganie wsiadajacy do trolejbusa i grajacy na harmonii przez 3 przystanki, a potem wyciagajacy czapki i dalej zbierac grosze od pasazerow! A po chusteczke mi ich rzepolenie?! Wolalam posluchac radia od kierowcy! Nigdy nic im nie dalam, a tacy potrafili sie jeszcze upomniec, "no jak to nie masz?". :(
Agata
Ja też mam alergię na takie sępy, więc w pełni popieram akcję Twojego męża Klarko!!!
OdpowiedzUsuńA niechby się jeden z drugim do roboty wziął, zamiast sępić i się narzucać! Mnie nikt za darmo nie daje, to dlaczego ja mam dawać nierobom. Oburza mnie to do głębi.
A staruszek rzeczywiście szkoda, jak widać czasem się ktoś zlituje...
OdpowiedzUsuńja choruję teraz długo na grzybicę jamy ustnej pozdrawiam
OdpowiedzUsuńkiedys podeszla do mnie pani i powiedziala, ze mam jej dac pieniadze bo dzieci glodne. powiedzialam, ze i owszem bulki jej kupie i maslo. na to ona , ze bulki i maslo to ona juz kupila, czy mialam zaproponowac stol do sniadania .-) potem idac cos zalatwic widzialam ja na kawie w kawiarni i tu sie naprawde zdenerwowalam. bo szkodzi ludziom , ktorzy naprawde sa w potrzebie i burzy zaufanie . wielu potem nie pomaga, bo nie wie czy prawdziwa bieda, czy wymyslona. no wlasnie, o zaufaniu juz mialysmy :-)
OdpowiedzUsuńU mnie takie staruszki handlują pod sklepem warzywami, lub kwiatami z działki. To zawsze bardzo mnie wzrusza i zawsze coś kupuję, a takim naciągaczom nie daję. I koniec.
OdpowiedzUsuńWczoraj na parkingu pod supermarketem podszedł do mnie pan wyglądający na mocno przepite 50+ i zagaił w te słowa."Mogłaby mnie pani poratować? jestem bezdomny i bez grosza,a nie umiem kraść."Odpowiedziałam grzecznie, że niestety nie. Ale na usta cisnęło mi się " Kraść pan nie umie, ale pracować też".No rany julek gdzie tacy naciągacze podziali godność?Najbardziej w temacie żebractwa smuci to, że Ci biedni co na poratowanie zasługują wstydzą się swojej biedy i na ulicę nie pójdą. Tylko ci bezczelni i nachalni.:(
OdpowiedzUsuńmnie też mierzi jak widzi się takiego niby silnego, zdrowego, a jedno co go gubi to to że za co napić się nie ma ... człowiek się stara jak może, a taki ma wszystko gdzieś ... na szczęście do mnie rzadko tacy podchodzą, bo labo myślą, ze ja biedna jak mysz kościelna, albo nie mają odwagi ...
OdpowiedzUsuńW naszej okolicy ostatnio na szczęście nieco przycichło z babami, dziadami i dziećmi "proszalskimi".
OdpowiedzUsuńNiestety sama doświadczyła,jak raz coś dasz,to potem trudno się odpędzić. Myślą, że trafili na jakąś naiwną i litościwą, jak te wspomniane wcześniej siostrzyczki zakonne.Jeden kiedyś mi na całe osiedle pod oknem wykrzykiwał, gdy udawałam, że nie ma mnie w domu. Sił mi już brakowało odmawiać. Niby biedny, niezdatny do roboty, chorowity, ale dlaczego mam mu coś dać za darmo. Ja na wszystko co mam ciężko zapracowałam. A do roboty to się niestety nie nadają, tylko narzędzia poniszczą, sprawdziłam. I jak tu takim pomóc?
Popieram męża w 100%. Też nie cierpię takowych osobników!
OdpowiedzUsuńPracuję w galerii handlowej - niewielkiej, ale tłumnie odwiedzanej. Mamy TESCO, mamy butiki, parę znanych firm obuwniczo-ciuchowych, trochę gastronomii. Często widuję i zakonnice, i księży na zakupach i muszę przyznać, że to chyba najlepsza klientela, na jaką można trafić.
OdpowiedzUsuńOjcowie z pobliskiej parafii Franciszkanów są zawsze uśmiechnięci i mają dla mnie dobre słowo, siostry zakonne przystaną, zagadają, no cud miód i orzeszki! A zwykli człowieczkowie zazwyczaj burczą coś po chamsku na widok mojej wyciągniętej ręki z gazetką reklamową. Cóż.
Przychodzi też wielu pijaczków, bezdomnych i 'ciemnych typków', ale to jest materiał na osobną, długą notkę u mnie, tylko że na razie wena odpłynęła w siną dal! :(
Pozdrowienia! :)
Klarko, a wiesz że ja bym te garnki kupiła? Kurczę... czasem brak mi słów. A jeszcze muszę wspomnieć, że mój mąż ma takiego pecha, zawsze ktoś się do niego przyczepi i prosi o 50 groszy. Najlepszy był taki jeden pan który mówi do Kocura: ty ziomek wyglądasz na takiego co zrozumie, brakuje mi 50 gr do piwa:D Kocur nie rozumiał, ale dał, bo wygląd zobowiązuje:))))
OdpowiedzUsuńHahaha! :D
UsuńNie no, ja chyba nie wyglądam na taką, co rozumiem, ale jak mi kto uczciwie mówi, że brakuje kilku groszy do browara, to nie odmówię. Wolę postawić browara sympatycznemu 'Panu Heniowi', niż być okłamaną, że to na jedzenie, na leki, na cokolwiek innego...
Szczerość cenię.
Serce mi plakalo jak widywalam takie starowinki sprzedajace nikomu nie potrzebne starocie w Srodmiesciu badz co badz europejskiej stolicy.
OdpowiedzUsuńZ kraju wyjechalam i juz nie musze czuc skrepowania mijajac zebraka /bo owszem dawalam ale wybiorczo/. Tu jest takie zabezpieczenie socjalne na wszelkie wypadki zyciowe ze jak widze osobe zebrzaca to WIEM ze to sciema. Nie musze zgadywac, domyslac sie.
Inna strona medalu jest to ze opieka Krolowej jest tu podejrzewam mocno wykorzystywana. No ale fakt ze staruszki nie musza sprzedawac garnkow na bazarku rekompensuje moim zdaniem mankamenty systemu.
Wspomagam jedynie młodych swojskich muzyków na dworcu w Gdańsku.
OdpowiedzUsuńnaciagacza
OdpowiedzUsuńod potrzebujących można łatwo odróżnić. Gdy widzę młodego człowieka proszącego o 2 zł, to mówię, że dostanie nie 2 tylko 20 zł. Trzeba tylko skosić trawę w ogródku. Wtedy okazuje się bardzo szybko, że te 2 zł nie są mu aż tak niezbędne.
ALEF