Grafik hotelowy wygląda jak w letnim sezonie. Wszystkie
pokoje zajęte, szpilki nie wciśniesz.
Podpisałam listę i wyjechałam na swoje piętro. Tuż przy windzie, tam, gdzie zazwyczaj stał stolik z płynem do dezynfekcji rąk, sterta odzieży. To dary. Niedawno prosiłam, żeby się wstrzymać z pokusą czyszczenia szaf! A tu proszę – wśród ładnych i nowych rzeczy walały się też letnie spodenki, koszulki na ramiączkach, sandałki, powykrzywiane tenisówki! Tymczasem bardzo brakuje naszym uchodźcom klapek i pantofli, dzieciarnia biega po korytarzach na bosaka.
Szybko wyszykowałam swój wózek i ruszyłam do windy. Goście zaczęli się budzić. Ej,
nie dlatego, że mój wózek się tłukł! Zza
zamkniętych drzwi słyszałam płacz dzieci.
To jest dla mnie najtrudniejsze i nie umiem sobie z tym
poradzić bo rozum mówi – dzieci płaczą bo – chcą jeść, nie chcą jeść, nudzą
się, mają mokro, coś się im nie podoba, coś się im podoba i nie potrafią
powiedzieć co to jest, są złe na życie,
są złe na siebie, chcą szybkę z okna i gwiazdkę z nieba i jeszcze mogłabym tak sobie tłumaczyć tydzień
ale co z tego! Kiedy słyszę płacz dziecka, natychmiast skacze mi ciśnienie,
serce bije jak wściekłe i chcę łapać za siekierę i rąbać drzwi z krzykiem - co
robicie temu dziecku!
Przy windzie sterty butów i odzieży, na stoliku drożdżówki,
bagietki, paczki. Pewnie od wczoraj, goście nie wszystko zjedli wieczorem.
Pomysł dobry bo kolację mają dość wcześnie a do śniadania daleko. Otwarły się
drzwi pokoju, wyszła z niego młoda, ładna dziewczyna, uśmiechnęła się do mnie i
powiedziała – dziękuję wam, że tak dbacie żebyśmy mieli czysto. Mniej więcej
tyle zrozumiałam ale tymi słowami zrobiła mi dzień, a łatwo nie było. Ale wiecie,
z uśmiechem w sercu lepiej się pracuje choć przyznaję - praca katorżnicza.
Trzeba bardzo uważać bo dzieciaki biegają, bawią się,
rozrabiają. Mamy chcą pomagać ale z tego tylko robi się jeszcze większe
zamieszanie. Nasze cudowne studentki prowadzą w salce zajęcia, segregują dary,
tłumaczą, mam nadzieję, że będą miały za to jakieś punkty na uczelni.
Jest ogromna rotacja, hotel jest tylko przystankiem przed
dalszą wędrówką. Każdy opuszczony pokój natychmiast sprzątamy bo zaraz
wprowadzi się do niego kolejna rodzina. W całym obiekcie widziałam dziś dwóch mężczyzn – nasz portier
to jeden a drugi taki starszy pan, uciekinier.
Pokój po pokoju, ręce mdlały ale starałam się bardziej niż
zwykle, a tymczasem koło windy uwijały się trzy czy cztery panie i w ciągu
kilku godzin posegregowały i pięknie poukładały odzież. Może ktoś coś sobie zabierze,
nie wiem. Już to pisałam ale napiszę raz
jeszcze. Ludzie, nie mylcie uciekinierów wojennych z emigrantami ekonomicznymi. Mam nadzieję, że wiecie na czym polega
różnica.
Rozmawiałam dziś z mamą ślicznej czterolatki. One uciekły przed wojną ale chcą wrócić do domu, mają tam rodzinę,
pracę, przedszkole, koleżanki, znajomych. Ta pani uciekła ale jej siostra
została bo opiekuje się starszymi rodzicami i nie chciała ich samych zostawić,
bo jak.
To dziewczyny takie same jak my. Tylko na ich dom spadają
bomby, dlatego są u nas. U sąsiadów, bo gdzie.
Pięknie to opisujesz tak bardzo z sercem. Miłego dnia i oby to wszystko jak najszybciej się skończyło.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Andrzej G.
Klarko, znam tylko dwie osoby, które piszą nie słowami, a sercem. Ty i Monika O. z Tym, ze ona pisze powieści, a Ty opisujesz ŻYCIE. Podziwiam Ciebie- jesteś najbardziej empatyczną osobą, jaką znam, nie ważne, że tylko wirtualnie. Gdyby było więcej takich Klarek, świat byłby lepszy. DTCK, tak prawdziwie.
OdpowiedzUsuńWitam,dziewczyno pisz pięknie to robisz Zosia.
OdpowiedzUsuńA ja, naiwniaczka kompletna myślałam, że moje pokolenie(ci urodzeni prawie pod koniec wojny) nie będą już nigdy w Europie oglądać działań wojennych, nie będą potrzebowali schronów, ich domów nikt nie będzie obracał w ruinę. partery budynków nadawały się do użytku. Teraz nie wiem czemu miałam nadzieję, że takiego widoku już nigdy nie zobaczę. Dziś już nie mam pewności, że to się nie powtórzy. O siebie się nie boję, już dostatecznie długo żyję ale boję się o pokolenie mojej córki, o jej dzieci.
OdpowiedzUsuńI przykro mi, że znów się okazało, że najokrutniejszym i najbezmyślniejszym stworzeniem na tej planecie okazał się człowiek.
To juz kolejne dzialania wojenne w Europie wczesniej byla Jugoslawia.
UsuńJesteś uważna i bardzo wrażliwą obserwatorką, i pięknie to opisujesz. Dziękuję Ci bardzo.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Małgosia
Do sąsiadów, bo gdzie ?
OdpowiedzUsuń:-)
OdpowiedzUsuńZCK Klarko!!
OdpowiedzUsuńŻal, że to nie powieść...
OdpowiedzUsuńDziękuję za to co robisz i tam w hotelu i tu w blogoswiecie.
OdpowiedzUsuńBardzo cenię Twoją wrażliwość. Mieszkam w Warszawie. Na ulicach widać ludzi z walizkami i słychać rozmowy w ukraińskim języku. Z dnia na dzień jest ich coraz więcej. I coraz więcej ukraińskich dzieci w szkole, w której pracuję.
OdpowiedzUsuńCudownie opisałaś swoją reakcję na płacz dziecka i pociecha to dla mnie, bo też tak mam i myślałam, że jestem jakaś nienormalna, tymczasem tak ma być!
OdpowiedzUsuńDTCK !
Chyle czolo:)
OdpowiedzUsuńZerkinij prosze do maila ( tego z facebooka).
trudne to wszystko, cięzko się z tym pogodzić. Pozdrawiam Ala
OdpowiedzUsuńSłowa uznania mają wielką moc. A taki hotelowy pokój na pewno jest dla Ukraińców czymś ważnym. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń