Na zielarstwie się nie znam choć trochę o ziołach się uczyłam w szkole a w dzieciństwie chodziłam z babcią na łąki i zbierałyśmy różne rośliny. Rumianek do płukania jasnych włosów, dzwonek (dziurawiec) na ból brzucha, szałwia do okadzania (okadzanie strasznie mnie fascynowało) mięta na herbatę i melisa na spokój. Szalej jadowity i konwalia na spokój wieczny. Pokrzywy dla prosiąt i wrotycz do siennika żeby nie było robaków.
I z tym wrotyczem zetknęłam się dużo później na zajęciach z ekologii. Trochę czarów też tam było bo kto wie o zakopywaniu w ziemi krowich rogów. Czary nie-czary, uwielbiałam te zajęcia.
Ale miało być o ziołach i dziko rosnących jadalnych roślinach. Nie piszę że to chwasty bo dla jednych chwast a dla innych kwiat najpiękniejszy w ogrodzie. Tak miałam z dziwaczkiem, raz mi ktoś wyrwał rośliny i wyrzucił na kompost bo „u nas to rośnie w rowie, myślałam że ci pomogę plewić”.
Wraz z wiosną zaczęły się w internecie dyskusje „z czym to się je” czyli kurdybanek, jasnota, czosnek niedźwiedzi i to co mi rośnie pod bzem, nie mogę tego wytępić i nie wiem czym się ludzie tak jarają.
Nie wiem czy to
moda, czy styl życia czy jeszcze coś innego. Jestem po drugiej
stronie, czyli nie jem żadnego zielska bo wiem, że to najłatwiejsza
droga do biegunki i innych nieprzyjemności. Teraz akurat
pewne zioło bardzo by mi się przydało na te bóle głowy z powodu
guza mózgu.
Tak samo z ziołowymi naparami z własnych zbiorów. Skąd ludzie wiedzą jakich użyć proporcji, ile tego można zaparzyć i wypić żeby nie zabić własnej albo cudzej wątroby. Zioła są tak samo niebezpieczne jak leki.
Albo przemywanie oczu rumiankiem a rumianek bardzo uczula.
Byłam dzieckiem mieszkającym wśród łąk i pól i wiem, która
roślina rosnąca nad strumykiem ma mięsistą, smaczną łodygę,
kiedy zbiera się sok z brzozy, na szczaw mówiliśmy kwaśnica i
nikt tego nie zbierał na zupę, zupa ma być z marchwią,
pietruszką, jaśkiem i ziemniakami podbita gęstą śmietaną.
I teraz będzie to, co lubię najbardziej. Łąkę. Łąkę w czerwcu albo na początku lipca, nieskoszoną, położoną na stoku pod lasem, pełną ziół i kwiatów. Zapach. Powietrze aż drży. Wśród trawy na wysokim brzegu czerwienią się poziomki, na skraju lasu rosną kępy borówek.
I proszę mi tu nie pisać o kleszczach i żmijach!
To drzace powietrze polaczone z zapachami - to lubilam najbardziej. Piekne wspomnienie dziecinstwa., szczegolnie, ze wygladam przez okno a tu ciagle bialo i to nie od kwitnacycej czeremchy... Zamykam oczy, pachna storczyki.
OdpowiedzUsuńjak żyć!
UsuńTroche zagladajac w te mile wspomnienia. Mysle? Uciekac w miejsca gdzie bylo dobrze. Zamknac na chwile oczy przed rzeczywistoscia. Nie wiem.
UsuńU babci zbierałyśmy rumianek i korę dębu i robiłyśmy napary do płukania włosów.
OdpowiedzUsuńMusisz kupić ogródek u mniemcuuff na to zioło;)
Koniecznie! Albo posadzę u siebie i jak coś to udam zdumienie że to nie pomidory!
UsuńA umiejesz udawać np zdrowom, to łatwo Ci pójdzie;)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNormalnie, aż poczułam ten zapach drżącego powietrza i tej rosy porannej, gdy się wyszło gołymi nogami i prawie gołą d.....prosto z łóżka przed dom u babci na wsi. Czasem wspominam to z tęsknotą jak to super było wtedy na wsi u babci, a za chwilę przychodzi myśl czy gdyby teraz było mi dane wrócić w to miejsce i do takich warunków jak były wtedy to czy nadal byłabym taka zadowolona. Do tych much wszędobylskich do krowich placków, do kurzych odchodów do zimnej wody i do kibelka za stodołą. Chyba tylko wspomnienia dziecka są takie idealne a rzeczywistość nie była by taka fajna.
OdpowiedzUsuńmyślę że to też zależy od terenu i zabudowy, u nas nawet nie było ogrodzenia więc kury łaziły gdzie im się podobało i czasem robiły sobie gniazda w lesie, z wc to był kłopot i ogromna uciążliwość, też bym teraz nie chciała biegać za stodołę to kibelka, dziecko nie rozmyśla za wiele o tym, że powinno być lepiej i wygodniej
UsuńKlarko, o co chodzi z zakopywaniem krowich rogów???
OdpowiedzUsuńMoja mama była zielarką z wykształcenia, więc chodzenie na zioła również pamiętam... potem się dziwiłam wśród rówieśników, że ktoś może nie wiedzieć, które zielsko to wrotycz, które krwawnik, a które żywokost.
A zupę szczawiową się jadało u babci na wsi. Niezbyt lubiłam.
A łąka TAK :)) - tyle kwiatów, zapach macierzanki, cykanie świerszczy, a wieczorem świetliki...
Poziomki pyszne.
Ella-5
preparat 500 i 501 - róg krowy wykorzystywany do uprawy biodynamicznej, napełnia się krowieńcem i zakopuje w ziemi, po odpowiednim czasie powstaje substancja którą rozcieńcza się wodą i stosuje do nawożenia i dolistnie
UsuńTy się nie znasz na zielarstwie? To co ja mam powiedzieć?😭
OdpowiedzUsuńzioła z grubsza poznaję ale raczej bym ich nie rwała, raz czy dwa zrobiłam nalewkę i tylko jednemu człowiekowi smakowała, była podobna w smaku do takiej niemieckiej nie pamiętam nazwy, jechało ziołami od człowieka tydzień
UsuńNie napiszę o kleszczach i żmijach. Napiszę tylko, że się nie znam, bo nawet na sam zapach ziół albo przyprawy ziołowej mam torsje. Chciałam się przełamać - i nie mogę. To odruch niezależny od moich chceń.
OdpowiedzUsuńo, to musi być przykre, i pewnie musisz też uważać na kosmetyki?
UsuńTak. Ale mam już "obcykane" kosmetyki, zawsze kupuję te same. Bo zioła to nie wszystko, jestem potwornie uczulona na aluminium, które jest podstawowym składnikiem czynnym dezodorantów i antyperspirantów. Na szczęście coraz więcej producentów decyduje się też na produkcję dezodorantów bez soli glinu.
UsuńChyba moja odpowiedź wpadła do spamu.
Usuńwydobyłam!
UsuńA ja właśnie zjadłam szczawiową z jajkiem🙂Raz w roku gotuję ze szczawiu z mojego trawnika.I tylkorazw roku nam smakuje!
OdpowiedzUsuńWlasnie, szczawiowa tylko z gotowanym jajkiem. Podzielonym na cztery! Ja robie tez salatke z lisci mniszka czyli maja i dodaje pokrzywe do nalesnikow... Szczaw tu lichy i trudno znalezc liscie, widac go dopiero wtedy gdy jest wyrosnietey i nie nadaje sie na zupe.
OdpowiedzUsuńKoleżanka niedawno odkryła, że na spanie dobrze robi stary zapomniany Nervosol! Kupiłam mężowi, działa!
OdpowiedzUsuńjotka
haha na męża działa, to ma chłop zaufanie ;)
UsuńPrawie się popłakałam, czytając Twój opis łąkì! Tak bardzo sugestywne są Twoje słowa...
OdpowiedzUsuńPrzypomniałam sobie zapach łąki, kurzu na polnej drodze, zapach... krowy.🙂 Zapach moich najmłodszych lat...
Pozdrawiam, Klarko!🦋🐞🌞
są jeszcze takie miejsca nie tylko w pamięci, trzeba tylko pamiętać, że wszystko się zmienia a my najbardziej i to już nie będzie to samo co w dzieciństwie
UsuńMój raj to co prawda pole zboża i skowronki ale kwietnia łąka też może być 😊 byle słońce świeciło.
UsuńU nas nad Bugiem takie łąki są nadal, pełne macierzanki, dzikiej mięty, mikołajków, piołunu i wszelkich innych ziół. Uwielbiam, zwłaszcza gdy kwitną firletki i cała łąka mieni się fioletem. Kleszcze, to lokalna fauna, chyba już nie robią na mnie wrażenia, trzeba się obejrzeć i tyle, zresztą kot przynosi do domu na sierści. On zabezpieczony a ja zastanawiam się czy sobie na kark nie wycisnąć kropelki🤔. Żmij nie widziałam, zaskrońce tak, jest pięknie aż do jesieni.
OdpowiedzUsuńkiedyś zastanawiałam się nad kocią obrożą dla siebie :D
Usuńi ja kocham łąki dzikie kwitnące i tez nie z ogrodu usuwam tego co ludzie nazywają chwastami. Wszystko ma czemus służyć w przyrodzie. wrotycz namiętnie suszyłam do wazonów, wieszałam u powały i naparem pryskałam Erny posłanie. Cały czas wieszam melisę i mięte. w skrzyniach mam zioła i w donicach. a z pokrzyw robię gnojówkę i nikt nie ośmiela sie ich wyrywać z naszego ogrodu, bo to skarb jest. tak jak i wyrywanego kiedyś podagrycznika. teraz nie wyrywam, czasem parzę do wypicia.
OdpowiedzUsuńo właśnie, podagrycznik mi się panoszy pod bzem
UsuńMiałyśmy podobne dzieciństwo.
OdpowiedzUsuńMaść ojca klimuszki to produkt oparty na tradycyjnych recepturach, znany ze swoich właściwości łagodzących i pielęgnacyjnych. Maść zawiera naturalne składniki, które pomagają w regeneracji skóry, redukcji stanów zapalnych oraz łagodzeniu podrażnień. Jest idealna do stosowania na różne problemy skórne, a jej delikatna formuła sprawia, że może być używana nawet przez osoby z wrażliwą skórą.
OdpowiedzUsuń