Moje wspomnienia to
świat widziany oczyma kilkuletniej dziewczynki, żyjącej więcej w krainie
książek i opowieści niż w rzeczywistości, która była czasem trudna do
zniesienia. Dlatego też moje historie są prawdziwe i prawdziwie zmyślone, a jak
tam było naprawdę, to nie wiadomo.
Koło naszego domu skrajem
lasu biegła ścieżka, wiodła potem wysoko do góry, gdzie stało kilka rozrzuconych
na stoku domów otoczonych uprawnymi polami. Do jednego z tych domów
przyjeżdżali na wakacje Ślązacy. Bałam się ich, bo zachowywali się hałaśliwie,
mówili niezrozumiałym językiem i śpiewali zupełnie nieznane mi piosenki. Z
górki na górkę słychać każde słowo, a co dopiero śpiew i krzyki. Dorośli
wyjeżdżali po kilku dniach zostawiając dzieci, dwóch chłopców. Opiekowała się
nimi ich ciotka, dobroduszna, bezdzietna kobieta. Nawet nie wiem, czy to była prawdziwa ciotka bo u nas były same ciotki, stryki, krzesnomatki i krzesnołojce.
Chłopcy zaczepiali nas,
mówiąc gwarą śląską. Nie wiedziałyśmy, czy chcą się z nami bawić
czy raczej nas obrażają. Byłyśmy nauczone mówić poprawnie po polsku, choć do
dziś, gdy się spotykamy, godomy po nasymu.
Dokuczali nam, zwłaszcza
mnie i mojemu kuzynowi. Były kłótnie i przepychanki, aż któregoś dnia
spytaliśmy stryka, co to znaczy ciarach i hadziaj. Powiedzieliśmy naturalnie,
kto nas tak nazywa. Jak się stryk wkurzył! Obiecał nam, że na pewno tych
chłopaków „wyloguje”. Ha! To nie jest to, o czym myślicie. Stryk, nie mając
nogi, podpierał się laską i zamiast mówić „spiorę cię laską” mówił „bo cię
wyloguję”.
Potem słyszałam rozmowę
stryka z ojcem, w której często padały słowa o pogardzie, wyśmiewaniu i biedzie a na końcu zabronili nam się bawić z „tymi
hanysami” a jak nie mamy co robić to siano przewracać i to już!
Natomiast moja starsza,
chodząca już dawno do szkoły siostra uznała, że słowo „hadziajka” być może pochodzi
od rosyjskiego „chłopka” a ponieważ jesteśmy ze wsi to nie ma się co obrażać i
nawet tam łaziła do nich grać w karty.
Kolejny raz spotkałam
się ze Ślązakami pracując w Krynicy. Byłam więc już dorosłą dziewczyną. Tak
tak, siedemnaście lat to w sam raz czas na wyrwanie się z domu na zawsze.
Ale
do brzegu!
Pracowałam w ośrodku
wczasowym, gdzie wypoczywali goście z Krakowa. Mieliśmy dużą jadalnię i stołowali
się w niej również goście ze Śląska, konkretnie z Knurowa. Był rok 1982, to ważne
dla zrozumienia sytuacji, w jakiej się znalazłam. Byłam kelnerką obsługującą i
jednych, i drugich. Wszyscy jedli w tym samym miejscu o jednej porze. Krakowianie
mieli jedzenie podłe, kaszanka, pasztetowa, chleb z dżemem, plasterek wędliny,
kawałek sera, zupę mleczną. Na obiad jakieś wykombinowane dania
mięsno-jarzynowe, na kolację makaron z serem lub znów kaszankę z kapustą. Bieda, bieda z nędzą, bo ta bieda i tak
wykrojona z ich kartek żywnościowych. Muszę znów dodać – wczasowicze musieli przywozić
swoje kartki i wycinało się z nich połowę miesięcznego przydziału na
dwutygodniowe wczasy.
A Ślązacy mieli swoje
sklepy, więcej kartek, a do tego przywozili sobie półtusze wieprzowe,
pięciokilowe puszki szynki, bloki masła i wiele innych produktów, dlatego jedli
kotlety schabowe i golonki gdy na
stoliki obok podawałam ziemniaki z jajkiem sadzonym.
Wszyscy nam patrzyli na
ręce, czy aby nie kradniemy tego dobra i nie dajemy swoim, wielokrotnie łapali
nas w korytarzu pytając, dla kogo niesiemy półmisek z tym czy tamtym. Dziwię
się dziś, że nie dochodziło tam do rękoczynów. Wtedy dopiero zrozumiałam znaczenie słów "gorol", "hadziaj" i "ciarach".
Ale Cię Klarko wzięło na wspominki! Jeśli jednak chciałabyś bardziej zgłębić temat hanysów, to gorąco polecam Ci świeżo wydaną książkę Dariusza Jerczyńskiego "Historia Narodu Śląskiego". Słowo, warto to przeczytać aby zrozumieć problem Śląska i jego historii bez lukru, śląskości i relacji Śląsk-reszta świata. Pozdrawiam i miłej lektury. Jan
OdpowiedzUsuńOstatnia rzecz, jaką bym o Tobie pomyślał, to oderwanie od rzeczywistości ;)Twoje wpisy są zbyt mocno osadzone w realiach i przez to bardzo ciekawe. A lekturę i tak polecam :). Jan
UsuńJanie, to nie jest tak, że jestem oderwana od rzeczywistości i moja świadomość jest na poziomie tych tu wspomnień;)o widzisz, skasowałam poprzedni komentarz by tłumaczyć się dalej - moja mama pochodzi z poznańskiego, mój tata z południa Polski, wyszłam za chłopaka z Podlasia i to się w rodzinie tak wymieszało, że nie mam ani kompleksów, ani żadnych uprzedzeń
UsuńNo i masz babo placek. Taż ja w życiu Cię o uprzedzenia a tym bardzie o kompleksy nie posądziłem nawet w myślach. Serio! Bardzo lubię ludzi o zdrowych i klarownych poglądach (szczególnie gdy są zbieżne z moimi, he, he!)a do takich pozwoliłem sobie zaliczyć Twoją osobę (jak mawiają politycy). Jan
UsuńJestem, Klarko, rdzennym hanysem i ekspertem od śląskiej mowy, mało tego pólkwi Niemcem. Nie piszę Szwabem, bo to obraźliwe okreslenie Niemca jest dowodem typowego polskiego nieuctwa! Prawdziwy Szwab, mieszkaniec Szwabii, krainy na pograniczu Niemiec i Austrii, gdyby go nazwać Niemcem, to od razu by się odwinął i dał z liścia! Dlaczego? Przez poczucie silnej odrębności regionalnej. Tym poczuciem również wyróżniają się Ślązacy, co dla prawicowych polityków, zwolenników XIX w. idei państwa jednonarodowego jest nie do przyjęcia. Natomiast przyszłość należy do regionalizmu, co w Europie jak najbardziej się sprawdza!
OdpowiedzUsuńserdeczności
Jako małe dziecko jezdziłam do Katowic (wówczas się to Stalinogród nazywał), bo tam mieszkała moja ciotka. Ale wówczas nie słyszałam gwary śląskiej, być może byłam dość izolowana od otaczającego mnie świata. Ale gdy miałam 14 lat i byłam w Szczyrku po raz pierwszy spotkałam się z grupami Ślązaków- nie były to spotkania miłe lub ciekawe -w każdą niedzielę najczęściej około 9 lub 10 rano przyjeżdżały do Szczyrku autokary, z których wysypywali się nietrzezwi już "ludzie pracy", w każdym autokarze była co najmniej jedna beczka piwa, "ludzie pracy" montowali ławy i stoły na krzyżakach i dalej raczyli się piwkiem, najczęściej piwkiem z wkładką. Nie lubiliśmy tych niedziel, bo nie można było iść na rzeczkę Żylicę, jako że w nadbrzeżnych wiklinach odbywała się krzakoterapia, a w poniedziałki też nie było lepiej, bo nadbrzeżne krzaki były zanieczyszczone a w wodzie walały się butelki. Gwara śląska też była dla mnie niezrozumiała , ale gdy pytałam się o znaczenie niektórych wyrazów z reguły dostawałam odpowiedz - lepiej, żebyś ich nie słuchała, to niecenzuralne słowa. W wiele lat pózniej przekonałam się,że naprawdę były to niecenzuralne słowa.
OdpowiedzUsuńCo do różnic regionalnych - kiedyś były wyrazniejsze, teraz granice się jednak zacierają.
Miłego, ;)
"Wiatrom rozumie, praktykuje komu, a sam nie widzi, że ma ku...ę w domu" - pisał we fraszce "Na matematyka" Jan Kochanowski.
UsuńOd razu widać, że słynny poeta nie pochodził z Bytomia.
Na Śląsku bowiem tak się nie przeklinało. "Dopóki nie zaczęli zjeżdżać tu obcy z innych stron kraju" - twierdzą badacze regionalnej kultury i obyczajów
Jestem również rdzenną hanyską i także we mnie płynie krew naszych zachodnich sąsiadów. Regionalizm tak jak Andrzej tu pisze przejęliśmy od naszych zachodnich sąsiadów do których zresztą przez nie tak krótki okres należeliśmy. Podobnie o regionalizmie i Europie myślę tak jak tu przede mną Andrzej Klater. Ciekawie piszesz o tych hanysach które spotkałaś w dzieciństwie tam u was. Bo jak ja wyjeżdżałam ,czy to na kolonie, czy potem na wczasy pracownicze, zawsze ze zdziwieniem komentowali moje śląskie pochodzenie, bo nie wyróżniałam się w niczym w sposób negatywny od innych .Pozdrawiam cieplutko-;))
OdpowiedzUsuńUleczko, na szczęście mam na tyle rozumu, aby nie uprzedzać się z powodu tego rodzaju doświadczeń, celowo podałam przykład mojej siostry, a jesteśmy bardzo podobne, która nie szufladkuje ludzi na podstawie pojedynczych zachowań a przeciwnie - stara się ich poznać i zrozumieć.
UsuńSerdeczności:)
Dziękuję Ci Klarko za notkę a przedewszystkim za to że nie podjęłas próby jakiegos komentarza. Byc może podejme próbę obrony hanysów a może...... . Zauważmy, ze jeżeli urywamy sie ze swojego siedliska zmieniamy swoje zachowanie. Hanys wyjeżdza a Katowic do Szczyrku /jak ktos napisał/ i zachowuje się po chamsku. Wyjeżdża ktos do Egiptu i tamtejsza obsługe traktuje gorzej niz smieci. Idąc do knajpy także obsługę traktujemy jak służących i bez nalezytego szacunku. Sposób bycia, sposób odpoczynku zalezy od kultury i obyczaju. Wiem, że Ślązacy w swoim obejściu moga byc nieprzyjemni i smierdzieć piwem, ktorego nie daj Bóg wypić w czasie szychty pod ziemią lub w hucie.
OdpowiedzUsuńKlarko - do Opola tez zjeżdżaja dzis turyści i wycieczki które zachowuja się wprost proporcjonalnie bardziej skandalicznie z im większego miasta przyjadą.
Przyjmij moje przeprosiny za tych Hanysów którzy Ci zaszli za skórę.
Pozdrawiam
ps. Pamiętam gdzies koło roku 1960-62 bylismy na wycieczce w Ujsołach. Rozrabialismy jak pijane zające i Ujsoły jakos to wytrzymywało. Nie wytrzymało jak próbowalismy ujeżdżać krowę. Wyleciał chłop z łopatą, widocznie widły miał gdzies dalej. Wyobrażam sobie jakie zdanie o slązakach ma on i jego syn a jeżeli bloguje....... miej litość !
a miałam właśnie do Uleczki napisać, że niedawno poznałam fantastycznego Ślązaka:)
UsuńPiotrze, opisałam po prostu pewne zdarzenia z dzieciństwa i młodości bo spotkanie z Wami było taką iskrą - przypomniałam sobie, w jakich okolicznościach słyszałam śląską gwarę i co się z tym wiązało. Jednocześnie miałam okazję zastanowić się nad łatwością, z jaką u ludzi może wytworzyć się awersja, mocniej nie chcę tego nazwać.
A cóż miałabym komentować, nieraz się śmiałam z tych zdarzeń, dziećmi byliśmy, oni pewnie też się śmiali i tyle. A ten incydent z Krynicy pokazuje, jak łatwo poróżnić ludzi - żarciem!
To mieliście łopatologicznie wytłumaczone, że na krowie się nie wozi:D
Pisz do Uleczki - pisz !. Lecę ubrac koszulę i krawat :-).
UsuńDziś tez Cie lubię !!
Ciekawe to co piszesz. Ciekawe.
OdpowiedzUsuńNie to, zebym teraz miała uraz do Hanysów ;-)
Trochę to jest problem przyjezdnych i "dzikich ludzi z miasta" zjeżdżających na "wichurę", do "wsioków", a nie hanysów czy goroli. Miewałem podobne wrażenia i doświadczenia. Nawet cholera, kompleksy łapałem. Potem się pozbyłem. Kiedy pojawiliśmy sie na "naszej" wsi, to pierwsze reakcje musiały być podobne i o ile dorośli szybko nabierali wzajemnego szacunku, to już młodszym trzeba było to i owo uświadomić. Zaprzyjaźnili się, bawili razem, wreszcie popalali papierosy po krzakach i popijali piweczko. Mają za soba wiele nocy przegadanych przy ognisku, gwiazdach i księżycu.
OdpowiedzUsuńOdwiedziła nas kiedyś jedna "pannica" zadzierająca nosa wysoko (oj wysoko!) i wygłosiła, że "nie ma tu z kim rozmawiać" - szybko jej wszyscy wyjaśnili, że się trochę myli. Nie wiem czy z przekonaniem ale więcej w tym stylu się nie odezwała.
Mieszkam rzut kamieniem od Knurowa :-) Ale tamtych czasów nie pamiętam, a teraz... Ślązacy mają pewne specyficzne cechy charakteru, to fakt, ale myślę że pewne granice zostały już zatarte.
OdpowiedzUsuńCzytając powyższe komentarze widzę, że nie jesteś do nas uprzedzona co mocno mnie cieszy :-) Nie jesteśmy w końcu tacy źli :D
Mówią, że dziś są ludzie uprzywilejowani i Ci, którym tych przywilejów brakuje. Nie chcę poruszać tutaj problemów społecznych bo to nie czas i miejsce, ale ten wpis jak i doświadczenie wielu (szkoda, że pamięć zawodzi) dowodzi, że i kiedyś, nie było sielanki, tylko Ci, którym należało się więcej. A mieszkając dziś w poPGRowsiej wsi w Wielkopolsce widzę to bardzo dobrze.
OdpowiedzUsuńI do nikogo się nie uprzedzam bo i w moich żyłach płynie krew Pruska (a może Prusacka? kto wie ...) :D
Ostatnio i ja byłam uprzywilejowana na wczasach :)
UsuńPojechałam do ośrodka sanatoryjnego na kurację, za którą zapłaciłam własnymi pieniędzmi. W ośrodku byli kuracjusze z ZUS i Funduszu Zdrowia. Ja jako uczestnik komercyjny dostawałam jogurcik do śniadania, jabłuszko do obiadu i ciasteczko do kolacji.Siedziałam podczas posiłków przy 6 osobowym stole i jako jedyna byłam wyróżniana :/
Kiedyś byłam na szkoleniu, którego uczestnikami byli urzędnicy różnego szczebla. Chociaż koszt szkolenia dla wszystkich był taki sam to już posiłki były serwowane na różnych salach, nie bardzo od siebie oddzielonych i każda grupa dostawała coś innego. Nie powiem, sytuacja była dość niekomfortowa dla wszystkich.
UsuńLata mijają a dziwne klimaty się nie zmieniają. O ile kiedyś to był system to dziś czasami wystarczy trochę empatii i dobrej woli.
ja też doświadczyłam w sanatorium tego podziału - my mieliśmy pasztetową a komercyjni serek itd;) na szczęście niedaleko był sklep i zdarzało mi się rano, widząc jadłospis, lecieć po twarożek i już.
UsuńKochani,przecież Klarka nie ma żadnych uprzedzeń:)Opowiada tylko fajne historie z przeszłości.Na które zawsze czekam.Basia
OdpowiedzUsuńRdzenni Ślązacy a gorole, którzy się na Śląsk sprowadzili z całej Polski.... Ślązacy twarde chłopy, ale swój honor i kulturę mają... codziennie do kopalń zjeżdżały się setki autobusów z odległych miejscowości (nawet z Istebnej czy właśnie Szczyrku) i tacy górnicy zjeżdżali pod ziemię.Tychy, Jastrzębie leżą na Śląsku, a jednak całe osiedla to ludzie napływowi, którzy w niedzielę jeździli w góry (Wisła, Ustroń, Brenna. Istebna, Szczyrk, Żywiec). Ci napływowi (obraźliwie nazywani werbusami) często zachować się nie potrafili. Ale gwarę śląską szybko łapali. Klarko, pewnie mocno kłuły w oczy te górnicze przydziały, ale nie za darmo je dostawali. Inni Ślązacy takich przywilejów nie mieli. Jestem, Ślązaczką i dobrze pamiętam czasy kartek i też denerwowało mnie, ze górnicy mają o wiele więcej i różne przywileje). Wiem też, że do pracy na dole w kopalni trzeba mieć mocny charakter i być twardym. Pamiętam również, że zawsze dzieci wiejskie były traktowane przez miejskie z góry. Sama nieraz tego doświadczyłam. Więc może nie chodzi tu no Ślązaków, a dzieci z miasta, które się wywyższały.
OdpowiedzUsuńNie odebrałam opowiadania Klarki jako jej uprzedzenia:)
UsuńMiałam swego czasu chłopaka ze Śląska i miło wspominam jego mowę :))
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy post, ja miałam okazję słuchać kiedyś gwary śląskiej, i nic nie rozumiałam:) A co do wylogowania...to musi być naprawdę straszne, a jak mnie Większa Połówka zacznie straszyć, że mnie wyloguje? Z bloggera?:D
OdpowiedzUsuńJa też pochodzę ze śląska...tyle, że cieszyńskiego i szumnie nazywani jesteśmy cesaroki. Niedaleko mam do Jastrzębia -nie mam o nim dobrego zdania. Jest to miasto głównie napływowe, typowe blokowisko... Nie chciałabym wszystkich wrzucić do jednego wora, ale mentalność tamtych ludzi mnie przeraża. Pracuję w Ustroniu i często mam kontakt z turystami- po pierwszej minucie juz wiem kto jest z skąd. Grupa podpitych facetów a reklamówką browarów, głośnych, wulgarnych, rubasznych, popisujących się przed sobą nawzajem- na 100% Jastrzębie. Starsze małżeństwo- elegancka pani z nieśmiertelną trwałą na siwych włoskach, obowiązkowy makijaż, kilogramy złotej biżuterii, a za nią niepozorny małżonek wpatrzony w swoją dowodzącą żoneczkę - rdzenni ślązacy. Na początku trochę niepewnie się czułam w towarzystwie typowych ślązaczek- ich ton mówienia sugerował, że mają jakieś pretensje itp. ale nie , one maja taki sposób mówienia. W gruncie to bardzo sympatyczni ludzie. Nie przepadam zaś za turystami z Warszawy (przepraszam tych, którzy mogą poczuć się urażeni, ja oczywiście wiem, że nie wszyscy tacy są). Już w ciągu 15 sekund poinformują mnie skąd są - " bo wie pani, u nas w Warszawie...to jest tak i tak..." zawsze odpowiadam, że u nas w tej gorszej reszcie Polski jest tak i tak. Co do lepszych kartek do górników to nie pamiętam (mój tata też pracował na kopalni), ale za to doskonale pamiętam byt rodziny mojego wujka, który był sekretarzem partii- tam to się przelewało, jako dziecko nie umiałam tego zrozumieć...dziś wiem, że ich nietaktem było afiszowanie się przywilejami, pozycją i możliwościami...do dziś pamiętam słowa wujka - "a co mi ku..a zrobią, załatwi się". Mimo wszystko lubię poznawać ludzi, nieważne skąd są. Pozdrawiam Magda
OdpowiedzUsuńKlarko. Napisałaś to co chciałaś i bardzo dobrze. Wybacz ale na razie rolek Ci nie kupię:) Sam ich nie mam. Kiedyś na wrotkach jeździłem. Teraz to chodzę, maszeruję i biegam. czasami z manifestacji:) To muszę mieć kondycję.
OdpowiedzUsuńKlarko. Bardzo ciekawy temat! myślę jak krótko skomentować. Jak byłem w wojsku to pochodzenie z różnych dzielnic Polski miało znaczenie. Od razu powiem, ze Warszawiaków nigdzie nie lubili:) Hanysy to ze Ślaska, Kaszuby z nad morza, Koziki to ze Świętokrzyskiego, Pyry to wiadomo. Skąpe Poznaniaki. Co zamiast żołd przepijać to wysyłali do domu! Hahah :) A Krzyżacy to Pomorze.
Tak hanysy mieli swoje GEWEXY i tam dużo więcej mogli kupować. Ale za pracę w niedzielę. Ogólnie mieli lepsze zaopatrzenie i nie ma co ukrywać. Tak wtedy było.
I to były czasy gdy na Śląsk za pracą się jechało. Teraz tak nie ma.
Pozdrawia Ciebie znienawidzony Warszawiak!
Tak , maiłem z powodu swojego pochodzenia pod górkę:)
Trudno. Nie wszystko w życiu mozna mieć. Z czegoś trzeba zrezygnować.
Vojtek
Klarko. Dziękuję. Kamień mi z serca spadł. Że mi przebaczyłaś moje warszawskie od pokoleń pochodzenie.
OdpowiedzUsuńU nas też się używa HAZIAJ. To znaczy bogaty gospodarz.
A po sląsku bryle to znaczy okulary.
Ostatnie trzy miesiące wojska słuzyłem w Zawierciu. I tam poznałem Ślązaków-hanysów. I mam dobre wspomnienia.
Vojtek do Klarki
no co Ty, wybaczam, że mi rolek nie zafundujesz;)) tych ostatnich pozbyłam się po dość bolesnym wypadku, ale teraz już zapomniałam jak bolało i od nowa mam ochotę pośmigać;)
UsuńMnie na obozie wędrownym dwóch chłopaków pomagało nieść w górę plecak, jak w połowie zbocza się zgadalo ze ja z Warszawy to zostawili plecak i poszli. Ale jednak wyjaśnili, ze przez nasz klub piłkarski ich klub spadł do drugiej ligi :-) Czyli nie były to animozje regionalne tylko kibicowskie.
OdpowiedzUsuńZapomniałam napisać, ze chłopcy byli z Katowic. A w Mysłowicach gdzieś mieszka Wojtek, którego po tylu latach wciąż wspominam...
OdpowiedzUsuńheh - w myslowicach spedzilem polowe swojego zycia... choc urodzony w katowicach jednak z pochodzenia "kundel" - rodzice gorale ;) obecnie wrocili do korzenii... do Slazakow nic zupelnie nic nie mam - dobrze mi sie z nimi zylo ;) jedyne ale do zabudowy poniemieckiej - paskudnie to wygladalo wtedy... familioki... widomo bylo - nowe budownictow = przyjezdni, bardzo stare - rodowiciii. Mieszkalem zaraz kolo Przemszy - nieraz wspolnie szlo sie na "Goroli" z Niwki....
OdpowiedzUsuńTemat Klarko znakomity:)Nie znałam tych regionalnych animozji,łatek.Nie wspomniał nikt o miastach które się nie lubią.Wiem,że tak ma Toruń i Bydgoszcz,czego nie pojmuję.Basia
OdpowiedzUsuńPrzypomniało mi się,że kiedyś na wsi tłukli się chłopacy między wsioskami:)))B.
UsuńCzyli jak mówią - pogodoł jak hanys z gorolem.
OdpowiedzUsuńW innych realiach współpracowałem z hanysami i parę razy przyszło się integrować. To są naprawdę mili ludzie. Mam same dobre wspomnienia.Drobiazgi tylko potwierdzają regułę.
Pozdrawiam