Tak na prawdę nie chodzi o to aby kobiety miały takie same prawa jak mężczyźni. Chodzi o to. aby miały więcej przywilejów. Na przykład możliwość niepracowania jeśli nie mają na to ochoty.
Chodzi o to, aby mąż zarobił tyle, aby kobieta mogła się zająć wychowaniem dzieci i domem jeśli ma takie życzenie, a nie być zmuszaną do szukania pracy poza domem, bo 1 pensja nie wystarcza na funkcjonowanie rodziny.
Kiedyś z pracy mężczyzny mogła wyżyć żona i kilkoro dzieci. A dziś trzeba pracy kilku osób aby wychować 1 dziecko (bo bywa, że i z dochodów dziadków trzeba korzystać aby czegoś się dorobić.
Dziękuję za takie równouprawnienie.
ALEF
Pisałam już o tym wiele razy ale to nic. Może ja inaczej patrzę na świat, ale mam wrażenie, że to nie tylko przymus ekonomiczny. Pamiętajcie również o tytule, bo to ważne.
Może jedna na dziesięć kobiet nie pracujących zawodowo ma odwagę powiedzieć – nie pracuję zawodowo i nie mam z tego powodu kompleksów, nie czuję się gorsza i nie zamierzam się nikomu z tego tłumaczyć. Nie martwi mnie również mój status bezrobotnej i brak składek na ubezpieczenie społeczne.
Tych czynników jest o wiele więcej ale chyba i tak najtrudniejsza jest presja otoczenia, i to tego najbliższego. Darmozjad, nierób, pani królewna, pasożyt. Takimi epitetami są obrzucane kobiety, które chcą stworzyć dla swej rodziny ciepły, spokojny, bezpieczny dom. Przez kogo? Przez najbliższych – na przykład matka męża będzie płakać nad biednym synkiem, który się zaharowuje dla lenia a jak biedny syn wraca z pracy to mu jeszcze wtyka dziecko do bawienia a sama leci do koleżanek. Leci raz na miesiąc, ale to już szczegół. Rodzona matka też dołoży swoje bo ona to miała życie - ze wszystkim sobie musiała dać radę, prała pieluchy, gotowała w pocie czoła grysiki i robiła milion rzeczy, których teraz robić nie trzeba a do tego pracowała zawodowo!
Tych czynników jest o wiele więcej ale chyba i tak najtrudniejsza jest presja otoczenia, i to tego najbliższego. Darmozjad, nierób, pani królewna, pasożyt. Takimi epitetami są obrzucane kobiety, które chcą stworzyć dla swej rodziny ciepły, spokojny, bezpieczny dom. Przez kogo? Przez najbliższych – na przykład matka męża będzie płakać nad biednym synkiem, który się zaharowuje dla lenia a jak biedny syn wraca z pracy to mu jeszcze wtyka dziecko do bawienia a sama leci do koleżanek. Leci raz na miesiąc, ale to już szczegół. Rodzona matka też dołoży swoje bo ona to miała życie - ze wszystkim sobie musiała dać radę, prała pieluchy, gotowała w pocie czoła grysiki i robiła milion rzeczy, których teraz robić nie trzeba a do tego pracowała zawodowo!
Wśród koleżanek jest dokładnie to samo. Nie pracuje, ojej, ale ma dobrze. To w oczy, a za plecami – nie pracuje a w domu - i tu w zależności od fantazji koleżanki opis rzekomych zaniedbań , bo jak nie pracuje to przecież powinna myć okna co kilka dni, prać wszystko najlepiej ręcznie i realizować się wycinając z ciasta makaronowego fantazyjne kwiatuszki do zupy.
O relacjach partnerskich nie napiszę bo nie wiem, ilu odważnych mężczyzn potrafi powiedzieć – stać mnie na utrzymanie rodziny i jestem szczęśliwy, mając żonę, która zgodziła się w ten sposób podzielić obowiązki. Ja znam takich dwóch, ale ja mam mało znajomych.
Potem jest jeszcze coś – doświadczenie zawodowe. Co pani robiła do tej pory? Jakby zarządzanie domem i wychowywanie dzieci było niczym, równało się z tym samym, co przynosi pracodawcy absolwent bez stażu.
A wychowanie człowieka na człowieka jest najtrudniejszym zadaniem i nikt tego nie zrobi lepiej od mamy i taty.
trafnie zakończyłaś Klarko : "...od mamy i TATY"
OdpowiedzUsuńnie tylko kobieta ma wychowywać dziecko i dbać o dom, mężczyzna też...
owszem, kobieta TWORZY DOM, a mężczyzna ZARABIA na dom - taki model też mi odpowiada, ale... jestem z tych, co muszą robić coś w życiu. Skończyłam studia mgr, do tego 2 podyplomówki, teraz dopiero od 4 lat robię to, co lubię... robię to dla siebie, a pieniążki są jakby "miłym" dodatkiem...
zawsze biorę pod uwagę fakt, że dziecko się kiedyś wyprowadzi i nie będzie miało ochoty na częste wizyty i co wtedy? nie wybaczyłabym sobie, gdybym "na starość" przypominała teściową z kawałów... dlatego chcę realizować siebie równocześnie z "tworzeniem" domu i opieką nad dzieckiem... a później... któż to wie...?
dlatego i w tytule, i potem również, zaakcentowałam - jeśli tak wybierze, jeśli chce. A życia życiem innych też sobie nie wyobrażam, należę do matek, które cieszą się, że dziecko poszło z domu bo to znaczy, że daje sobie rade;) a ja już mam święty spokój.
UsuńKocham Cię Klarko! Znaczy to, co piszesz! :))
OdpowiedzUsuńJeszcze dopisek do relacji rodzinnych - synek pracuje, ona w domu, a jak wreszcie znajdzie pracę to usłyszy: do pracy se poszła, a w domu to syn ma dzieci po robocie pilnować i jeszcze szybciej wracać, żeby ona mogła lecieć! Tak jej źle było, do ludzi jej się chce! Żeby jeszcze zarobiła porządnie, to ledwie na bilety, niańkę i bułki, a cały dzień w domu nie ma!
:D
pracowałam z małżeństwem, które miało taki sam staż pracy, takie samo stanowisko i co? on miał wyższą stawkę, ona zostawała w domu jak chorowało dziecko więc z powodu opieki nie miała prawie nigdy premii a do pokoju śniadań ona wpadała 5 minut wcześniej aby zrobić mężowi herbatkę i kanapki. A jak majster coś od nich chciał to zawsze wołał jego, jakby ona była ubezwłasnowolniona.
UsuńPoruszyłaś bardzo ciekawy temat, w którym wydaje mi się najważniejszą sprawą jest zgoda obu małżonków na określony rodzaj związku. Jeśli ją mają, to mają o wile większą szansę na szczęście i żadna teściowa nie jest w stanie tego zniszczyć. Inną sprawą są względy ekonomiczne,Temat rzeka. Mam w planach cykl swoich refleksji na ten temat;-) Pozdrawiam:-)
OdpowiedzUsuńNiestety we wszystkim co tutaj napisałaś masz rację.
OdpowiedzUsuńKobieta pracująca w domu jest postrzegana jako niepracująca w ogóle.
Za czasów moich rodziców jeszcze to było normalne ,
że mama nie pracowała,
ale to później się zmieniło .
Mama poszła do pracy i dzięki temu ma emeryturę,
ale nam dzieciom było jednak gorzej.
Widzę tutaj dwie kluczowe sprawy:
OdpowiedzUsuń1 "Nie martwi mnie również mój status bezrobotnej i brak składek na ubezpieczenie społeczne. " To wielki argument przeciw i tylko po to, aby nie mieć łatki i mieć ubezpieczenie kobiety idą do pracy.
2. Same kobiety też stwarzają jak zauważyłaś taką nieprzyjemną otoczkę. Miałam okazję gdzieś czytać ( nie wiem, może nawet u Ciebie, słabo kojarzę miejsce ), gdzie kobiety pisały, że nie po to kiedyś walczono o prawa kobiet, aby teraz znowu wracać do roli siedzącej w domu itd. A ja się pytam co komu do tego? Jeżeli kobieta po pierwsze sama tak zdecyduje, po drugie dobrze czuje się w w domowych obowiązkach, po trzecie nie brakuje jej codziennego kieratu biegania do pracy i spełniania czasami durnych poleceń to dlaczego nie? A z tym, że dzieci opuszczą kiedyś dom i zostanie się bez niczego - hmmm moim zdaniem kwestia zainteresowań danej pani, ma jakieś hobby to się odnajdzie. Zresztą praca w domu tonie tylko wychowywanie dzieci, więc odejdzie tylko część obowiązków.
Problem jest tylko potem z ta emeryturą - szkoda, że nie regulują tego w jakiś sposób. tak sobie też myślę, że przez to, że kobiety miałyby możliwość wyboru może nieco zmniejszyłoby sie bezrobocie?
Ups rozgadałam się :)
A wiesz, Klarko, co mnie najbardziej uderza? brak solidarnosci miedzy kobietami i jakis taki wyscig w wytykaniu innym potknięć, niedociągnięc...i zeby broń Bóg nie miały lepiej- synowe, córki, znajome...zawsze znajdziemy sposób, żeby inne przedstawić w gorszym świetle- pracuje- żle, bo o dom nie dba, kariera i kawki jej w głowe! nie pracuje- leń, bez ambicji, popychadło! karmi piersią? kto to widział zeby na żadanie , i jakie to uwiązanie! nie karmi? wyrodna matka, idzie na łatwiznę! narzeka , że coś boli? ja nigdy nie narzekałam, piatkę dzieci urodziłam wykarmiłam i jeszcze pracowałam! nie narzeka na nic? jakaś taka obca, to chyba cyborg, zimna suka! ... zawsze znajdzie sie powód do oczerniania innych kobiet... żadnego porozumienia, sympatii, tolerancji , pozwolenia na własne wybory...nawet feministki krytykują te bardziej liberalne postawy...i to bardzo ostro! a feminizm w moim pojęciu to właśnie pozwolenie na życie własnym życiem, dokonwywanie własnych wyborów. Chcesz pracować? pracuj, nie chcesz pracować- nie pracuj! i najlepiej by było, gdyby te wybory były zawsze takie proste... zycie niestety takie proste nie jest, więc nie utrudniajmy go jeszcze nietolerancją i głupotą. Bądźmy solidarne, popierajmy prawo do wolnego wyboru, nie narzucajmy swojej prawdy innym.
OdpowiedzUsuńHowgh!
Bo oto chodzi by mieć wybór.Świadomy i rzeczywisty. I by inni go uszanowali.
OdpowiedzUsuńTo nie takie proste, bo sytuacja gospodarcza w kraju, brak polityki prorodzinnej nie ułatwia by był on dokonywany zgodnie z tym co kobieta chce, pragnie. Do tego dochodzi brak akceptacji wśród najbliższych i społeczeństwa.
Nieznośnie prawdziwe...
OdpowiedzUsuńWitaj Klarko,
OdpowiedzUsuńPostanowiłam się dzisiaj włączyć do dyskusji, bo temat jest mi bliski. Ja zawsze powtarzam, że mam żal do feministek, o to, że walczyły o pracę kobiet. Sama chętnie spędzam czas w domu i zawsze mam w nim co robić. I to nie mówię tylko o wypełnianiu obowiązków domowych, ale też o wolnym czasie, kiedy to maluję, haftuję, szyję, pichcę dla przyjemności, czytam, uprawiam ogród.
Niestety jako samotna matka, nie będę mogła sobie pozwolić na luksus bycia po prostu panią domu, i jak tylko synek osiągnie wiek przedszkolny, to muszę zacząć na siebie zarabiać, dlatego też teraz, kiedy jestem w domu, staram się maksymalnie wykorzystać ten błogi czas.
Niestety faktem jest, że spotykam się z uszczypliwymi komentarzami, że inne kobiety to zaraz po macierzyńskim wracają do pracy, ale nauczyłam się tym nie przejmować, bo uważam, że to tylko i wyłącznie moja sprawa.
Pozdrawiam!
Mi tez dzisiejszy post jest bardzo bliski i mysle, ze trafila Pani w sedno tytulem: "jesli ma takie ZYCZENIE". W mojej rodzinie, oprocz mnie sa narazie tylko 2 kobiety posiadajace juz rodziny. Pierwsza, moja kuzynka, zrobila magistra, popracowala zawodowo 3 lata, po czym wyszla za maz i wkrotce urodzila pierwsze dziecko. Po kilku miesiacach wrocila do pracy, ale na krotko, wybrala wychowanie dzieci. Teraz ma juz ich trojke i od prawie 8 lat nie pracuje. Moja siostra z kolei wyszla za maz i zaszla w ciaze jeszcze konczac pisanie pracy magisterskiej, po urodzeniu dziecka zostala w domu, ale po 1.5 roku nie mogla juz wytrzymac z nudow i z radoscia poszla do pracy. No a ja moja corke urodzilam dopiero po 30stce, ale po 3 miesiacach z dzieckiem nie moglam sie juz doczekac, zeby wrocic do pracy. Lubie firme, ludzi z ktorymi pracuje, znam swoje obowiazki i dla mnie dziecko to byla ta "niewiadoma", a praca oznaczala spokoj i stabilizacje. Czy jestem wyrodna matka? Moze niektorzy tak pomysla. Ale ja lubie czuc sie spelniona zawodowo, a dziecko kiedys dorosnie i sie usamodzielni, a co mi zostanie? A poza tym sama miloscia nie zapewnie dziecku wszystkiego co powinno miec, a w kraju, w ktorym mieszkam wszystko, od zajec pozalekcyjnych az po studia, kosztuje i to slono. Przepraszam, troche mi sie rozwleklo... :) Moral taki, ze wszystkie trzy, ja, siostra i kuzynka, jestesmy szczesliwe i nie zalujemy dokonanych wyborow. A szczesliwa matka, to szczesliwe dziecko. Koniec. ;) Agata
OdpowiedzUsuńNo właśnie, dobre pytanie. Co mi zostanie? - jak dzieci dorosną i się usamodzielnią.
UsuńKontakt rodziców z dziećmi jest coraz mniejszy. Dąży się teraz aby dzieci młodsze o kolejny rok poddawane były obowiązkowi szkolnemu.
Czyli najpierw żłobek, potem przedszkole (opcjonalnie), ale już od szkoły się nie wymigasz. I tak przez min. 12 lat - do pełnoletności. Kontakt z dzieckiem ograniczony do absolutnego minimum, bo w końcu na naukę zarobić trzeba. Jaki mamy wpływ na wychowanie swoich dzieci, na wpojone im wartości etyczne i moralne? Kim my właściwie dla nic jesteśmy gdy osiągnął pełnoletność? Czy nie tylko płatnikami zasiłków netto?
Mamy pretensję do dzieci, że się nie zajmują nami na starość, czy w chorobie. Ale dlaczego właściwie dlaczego miałyby to robić, w końcu od tego jest ZUS, opieka społeczna itd.
Oczywiście nikomu nie można narzucać takiej lub innej formy i sposobu realizacji życiowej. Każdy powinien mieć możliwość wyboru. Jeśli chcesz mieć możliwość spełnienia się w sferze zawodowej, artystycznej kosztem np. wychowania dzieci - proszę bardzo. Nie okradaj natomiast innych z wypracowanych środków na twoje składki na ubezpieczenie społeczne, aby zapewnić ci minimalne warunki egzystencji gdy dzieci kopną cię w d..ę.
Inni, zamiast płacić na ZUS, wolą inwestować w swoje dzieci. Obcować z nimi na co dzień, wychowywać swoim przykładnym życiem, okazywaniem uczuć,... Tacy ludzie nie potrzebują ZUS, bo wiedzą, że w razie potrzeby pomogą im dzieci.
Nie było by problemu, gdyby nie było przymusu ubezpieczeń. Wtedy każdy wybrałby sobie taką formę zabezpieczenia jaka mu odpowiada.
Kolejna sprawa, to czy możemy pozwolić sobie na twierdzenie, że szczęśliwa matka, to szczęśliwe dzieci? Chyba nie, bo nie jest to warunek determinujący. W mediach podawane są liczne przypadki młodzieży pochodzącej z tzw. dobrych domów, którzy staczają się z powodu nudy, złego towarzystwa, a wszystko to za sprawa braku więzi rodzinnych.
Są również przypadki, gdzie dzieciństwo upływa w dość ciężkich warunkach, gdy w domu brakuje pieniędzy na bieżące potrzeby, czasem dochodzą problemy alkoholowe, a mimo to dzieci z takich domów wyrastają na prawych ludzi mocno ze sobą związanych emocjonalnie. Rodzina to jest rodzina. Niechby i najgorsza, ale własna.
ALEF
P.S. Agato, to nie jest moja personalna wycieczka do Ciebie. Posłużyłem się Twoją wypowiedzią jako modelowym przykładem dość popularnej postawy społecznej. Mam nadzieję, że nie poczułaś się tym urażona.
ALEF
Panie ALEF, wcale sie nie gniewam. ;) Tym bardziej, ze kazdy rodzic radzi sobie jak moze. W moim przypadku, oprocz checi powrotu do pracy, zadzialal tez czynnik ekonomiczny, z pensji meza zwyczajnie nie utrzymalibysmy sie (i nie ma znaczenia, ze mieszkam poza Polska, nigdzie nie jest teraz latwo). Poza tym opieka nad corka wymieniamy sie z mezem, ktory pracuje na nocna zmiane, wiec nasze dziecko nie chodzi do zlobka. Kazde z nas, kiedy jest w domu, poswieca caly czas dziecku, zreszta nie ma wyjscia bo nie ma nikogo innego do pomocy. Wiec tak naprawde to moja coreczka wychowywana jest przez rodzicow, tyle, ze oprocz weekendow, przed tylko jednego z rodzicow na raz. ;)
UsuńAgata
Nie wątpię, że niektórym odpowiada taki układ i dobrze, gdyby mieli wybór, ale poza brakiem emerytury i ubezpieczenia jest jeszcze jedno ale - a jeśli się coś wydarzy? Śmierć męża, rozwód, bankructwo rodzinnej firmy - przypadków może być wiele. Trzeba nagle pójść do jakiejś pracy...i co? Kilka, a nawet kilkanaście lat nie przepracowanych, zerowe doświadczenie zawodowe... Znam takie przypadki - świat wali się na głowę, nie ma się z czego utrzymać...
OdpowiedzUsuńA z innej beczki - skoro chcemy równouprawnienia, niech także kobieta ma możliwość utrzymania mężczyzny, jeśli to on woli zostać w domu. Nie podoba wam się to? Takie układy też się przecież zdarzają!
dokladnie! - jakis czas temu w telewizji pokazywali "dramat" kobiety wyrzuconej z 3ka dzieci na bruk z wynajnowanego domu - zbilizenia okien z naklejonymi motlkami i 3ke dzieciaczkow ktore wrzucono z domu w tym w czym staly przez wynajetych drabow - oczywiscie prywatny wlascicie domu przestawiony zostal jako ten potwor ktory wrzuci ich na bruk i nie pozwolil sie nawet spakowac (na co mialy szanse przez ostatnie pol roku kiedy zyly na jego koszt)- nie bylo w zaden sposob przedstawionego szerszego kontakstu nawet nikt sie nie zajaknal o tym co doprowadzilo do takie sytuacji - pewnie ze dramatem jest cos takiego - ale jak winic prywatna osobowe za to ze nie chce nagle wziac na siebie utrzymania 4 osobowej rodziny ktora przestala placic czynszu oplat za gaz prad bo ojciec rodziny odszedl lub zginal? - straszne ze dzieci wrzucono z domu w ktorym sie wychowaly - nawet nei umiem sobie wyobrazic ich dramatu - jednak czy nalezy o to wynic wlasciciela domu? czy moze uposledzona spolacznie matke ktora "miala takie zyczenie" ktorej postawa doprowadzila dzieci do takiego dramatu
UsuńOtóż to: wybór. Jestem "panią domu", dodatkowo nianią,więc generalnie pracuję w domu, a i tak co chwila słyszę od rodziny, znajomych:"pracujesz już?". Do licha, to wybór mój, męża,a reszcie nic do tego, nie pasożytuję i nie przychodzę do nich sępić pomocy finansowej. To tyle w temacie. Pozdrawiam- Wiola
OdpowiedzUsuńChciałabym dorzucić coś z punktu widzenia pracodawcy. Dużo się mówi o dyskryminacji młodych matek, o tym że pracodawcy nie chcą ich zatrudniać.
OdpowiedzUsuńKieruję niewielkim siedmioosobowym zespołem, w który, 4 osoby to panie z dziećmi w w wieku od lat 3 do 14. Od początku roku mój zespół nie był w komplecie ANI JEDNEGO DNIA. Ciągle któraś z osób jest chora, albo jej dziecko jest chore, albo chora jest opiekunka, mąż i przedszkolanka. W dodatku osoby, które nie mają rodziny, ale ciągle muszą zastępować innych myślą: a co tam, ja też mam prawo wziąć wolne jak mam katar, w końcu ich też ciągle nie ma.
Właśnie rekrutuję do pracy nową osobę i na 100% wiem, że nie będzie to młoda kobieta, ponieważ nie mogę pozwolić sobie na kolejny etat bez pracownika w pełnym zakresie godzin. Poprostu nie stać mnie na to, żeby zatrudnić osobę, której ciągle nie będzie w pracy.
Dyra
No to wspolczuje, widocznie nie ma Pani szczescia do pracownikow. Ja pracowalam do ostatniego dnia ciazy, a po urlopie macierzynskim natychmiast stawilam sie z powroten w pelnym wymiarze godzin. Zwolnienia lekarskie biore tylko jak juz nie jestem w stanie wstac z lozka, a zwolnieniami na dziecko wymieniamy sie w mezem. Widocznie jak sie chce to sie da. I zgadza sie, ze niestety wiele kobiet wykreca sie zwolnieniami "na dzieci" z czystego lenistwa. Sama pamietam jak moja wlasna mama brala zwolnienie jak ja lub siostra mialysmy chociazby katarek. I to nawet kiedy bylysmy na tyle duze, zeby zostac w domu same. Takie przypadki sa niestety na tyle czeste, ze psuja opinie mlodym matkom, ktore chca uczciwie pracowac i to jest przykre.
UsuńCorka Nauczycielki
Szczerze podziwiam panie, które podejmują decyzję o pozostaniu w domu! Ja nie potrafiłam, ,,dusiłam się''. Musiałam do ludzi! Ale wiele razy czułam wyrzuty sumienia... A z Pracodawcą powyżej nie zgadzam się kompletnie!
OdpowiedzUsuńZ czym się nie zgadzasz ?
UsuńZ tym że firma zbankrutuje , jak ludzie nie będą pracować ?
ja od roku pracuje z domu - na taki kompromis poszlam po urodzaniu dziecka - zeby miec z nim jakis kontakt i wplyw na jego rozwoj i wychowanie ale zdecydowanie czuje jak mnie to ogranicza umyslowo
OdpowiedzUsuńnie wyobrazam sobie jakby by to bylo zupelnie bez pracy przez kilka lat juz nie mowiac o calym zyciu!
- chodzi o brak codziennego kontaktu z ludzmi (innymi niz dziecko) - niestety nikt mnie nie przekona ze kobieta siedzaca w domu (wychodzaca co kolezanki raz na miesiac jak napisalas) i wychowujaca dzieci byl nie moze byc rownoprawnym partnerem w zwiazku dla inteligentego normalnego faceta - o czym niby maja rozmawiac? - nie ma sie co dziwic ze nie umie mowic o niczym innym niz dziecko jesli tylko z nim ma kontakt calymi dniami - mysle ze takie panie same sobie robia straszna krzywde - nic tego nie tlumaczy - niezaleznie czy kieruja sie "poswieceniem dla dobra rodziny" czy wygodnictwem bo im sie nie chce pracowac - wystarczy pomyslec a co by bylo gdyby mezowi sie znudzilo takie zycie i zostala by sama...
a tak z innej beczki ciekawa jestem czy na taka sama wyrozumialosci moze liczyczyc 35 letni bezrobotny synek zyjacy na utrzymaniu mamusi? - zaznaczam ze ani synkowi ani mamusi taki uklad nei przeszkadza obydwoja sa z niego zadowoleni - a on ma taki zyczenie zeby nie pracowac tylko lezec przed tv i jesc chipsy z za tygodniowke od mamy kupowac czesci do samochodu
OdpowiedzUsuńOczywiście może. Mamusi pieniądze, więc może sobie z nimi robić co chce. To samo synek. Ma moje zrozumienie do końca życia .... może pod płotem, ale to jego wybór.
UsuńOczywiście pod warunkiem, że nie będzie później wołał o pomoc z tzw. opieki społecznej.
Cóż ... jego małpy, jego cyrk.
ALEF
Mysle ze to czego brakuje w przedstawionych tu przykladach to brak TOLERANCJI!! a co mnie obchodzi ze kobieta nie pracuje tylko wychowuje dzieci w domu? jesli jej sie podoba to dobrze. to nie moja sprawa ze synowa siedzi w domu a moj syn zarabia na cala rodzine-jesli im tak dobrze to nie mam prawa sie wtracac-pasuje im to super. szanujmy wybory innych ludzi i nie zagladajmy im do lozek!
OdpowiedzUsuńMoja babcia byla pielegniarka. Po wyjsciu za maz musiala porzucic prace, to bylo przed wojna,mezatki nie mogly byc pielegniarkami. Do konca zycia byla "przy mezu". Dziadek byl przyzwoitym facetem, kulturalnym, przedwojenna inteligencja, zadnej przemocy domowej, nic z tych rzeczy. Ale babcia byla calkowicie zalezna od niego. Nie miala swoich wlasnych pieniedzy, na zakupy otrzymywala wyliczona kwote. Wszystkie urzedowe sprawy zalatwial dziadek. Sorki ale ja tak nie chce. Nigdy nie dala bym sie zamknac w takiej klatce, chocby i zlotej.
OdpowiedzUsuńBarbara
No właśnie, praca matki Polki na pełnym etacie to nie pikuś. Wiem coś o tym...
OdpowiedzUsuń