Zaznaczam, że artykuł NIE jest sponsorowany. Postanowiłam opisać swoje wrażenia z pobytu w dwóch hotelach w Gdańsku. W końcu mój blog, wolno mi i chwalić, i krytykować.
Zarezerwowałam sobie nocleg w hotelu Gryf po to, by odpocząć po podróży, pochodzić po mieście, w którym nigdy nie byłam i spokojnie przenocować, a rano przeprowadzić się do hotelu Scandic, gdzie nocleg fundował organizator.
Gryf położony jest przy samej stoczni, dzielnica wygląda jak opuszczona, wokół hotelu budowa. Sam budynek wygląda nieciekawie, mieściła się tu kiedyś przychodnia.
Pani w recepcji miła, grzeczna i kompetentna. Wręczyła mi klucz i powędrowałam z bagażem schodami w górę. Drugie piętro bez windy, dałam radę bo walizka niezbyt ciężka. Pokój przestronny, czysty. Kolorowe ręczniki w łazience, nie lubię. Łazienka nie zasługuje na opisanie, wanna, nad wanną zasłonka, jak się kąpałam to nie było szans, by nie zalać posadzki. W klapkach do wanny wchodzi się fatalnie! Widok z okna – jak ktoś lubi oglądać budowlańców w akcji to polecam. Żurawie zasłaniają Pomnik Stoczniowców, zauważyłam go dopiero na drugi dzień. Oświetlenie pokoju fatalne, jedna górna lampa ledwo co świecąca, to samo lampka nocna, czytanie wykluczone. Wypiłam kawę – jest w pokoju czajnik, i wyszłam z hotelu, aby coś zjeść. W okolicy nie znalazłam ani jednej restauracji, był jeden maleńki pub pełen podchmielonych gości, w którym nie da się jeść. Nie ma również w pobliżu sklepu spożywczego czy choćby kiosku.
Gdańsk jest całkiem inny pod względem lokali gastronomicznych niż Kraków. W Krakowie co krok to knajpka, promotorki wręczają ulotki, zapraszają aż się trzeba oganiać. W Gdańsku restauracje pochowane są w tajemniczych miejscach, nie udało mi się w ten wieczór nic zjeść, kupiłam sobie serek aby przeżyć do rana i wróciłam do hotelu wiedząc, że w hotelu jest bar, więc może tam będzie coś do jedzenia. W drodze zaczepiło mnie kilku pijaczków, zwyczajnie się bałam choć nie było późno, mogła być najwyżej 19.
W barze był tylko alkohol, słodycze i jakieś chipsy. Poprosiłam o kieliszek czerwonego półsłodkiego wina (6 zł za kieliszek) dostałam jakieś różowe, (8 zł za kieliszek). Trzeba uczciwie przyznać, że pani nalała mi po brzegi. Wypiłam i poszłam na górę. W połowie drogi w całym hotelu zgasło światło. Nie oślepłam od tego wina, nie, no co Wy, naprawdę była awaria prądu. Poruszając się jak saper dotarłam po schodach do korytarza a tam na końcu było okno, więc już jakoś dotarłam do drzwi. Prądu nie było dość długo, może kilkanaście minut, myślę, że jak na hotel to długo. Nikt nie zapytał, czy wszystko w porządku, nikt nie powiadomił, co się dzieje.
Łóżko było za wąskie! Budziłam się w nocy z rękami zwisającymi po bokach.
Rano zeszłam na śniadanie. Szwedzki stół, nie ma co narzekać, nie ma co chwalić.
Pani w recepcji na moją prośbę zadzwoniła do drugiego hotelu z zapytaniem, czy już się mogę przenosić i wezwała dla mnie taksówkę. Obsługa recepcji jest naprawdę bez zarzutu. Cena w Gryfie za nocleg ze śniadaniem – 160 zł.
Taksówkarz zawiózł mnie do drugiego hotelu i na końcu zapytał – a skąd pani przyjechała? A kiedy dowiedział się, że z Krakowa, zapytał znów – a za kim pani jest? Za Wisłą – odparłam. No to nie powinienem nic brać bo my, kibice, jesteśmy z Wisłą jedna rodzina.
Scandic położony jest blisko dworca. Dostałam pokój na pierwszym piętrze. Winda i korytarze, w sumie cały budynek, przystosowane dla niepełnosprawnych. Przestronny, szerokie łóżko, barek, kosmetyki w łazience i to, co ujęło mnie najbardziej – oni szanują środowisko. Pod biurkiem kosz, a w nim przegródki do segregowania śmieci. Karteczki w łazience – wycierając się ręcznikiem chronisz środowisko. I druga – u nas nie ma mydełek jednorazowych, używamy pojemników z dozownikami. Jednocześnie pod ręką były dystrybutory z papierowymi chusteczkami, aby jednak mieć wybór. Ręczniki bieluteńkie, puszyste. Pościel pachnąca, biała, bawełniana. Oświetlenie w pokoju wreszcie takie, jak trzeba. Można czytać, można w łazience zrobić makijaż. Na korytarzu zabawny plakacik informujący, że dzieci mogą sobie biegać po korytarzach ile chcą i bawić się w całym hotelu.
Śniadanie wliczone w cenę, wybór jedzenia ogromny ale – chleb zarówno pokrojony jak i do samodzielnego krojenia, masło w dużej kostce, aby sobie brać, ile się chce, niby nic, a widać dobre pomysły, aby nie marnować, nie wyrzucać. Brawo. Gorąco polecam ten hotel, zwłaszcza rodzinom z dziećmi.
Ceny nie znam bo płacił organizator forum.
Pamiętajcie o konkursie na "mentolnięcie".
Weszłam na stronę tego hotelu Scandic, fakt że ładny - cóż nie jest on polski, należy do sieci zagramanicznych - może stąd ten standard? Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńKlarko znaczy się, ze trafiłaś na taksówkarza - fana Lechii Gdańsk:) Super:)
OdpowiedzUsuńTrzeeeej Królowie Wielkich Miast - Śląsk, Wisełka, Lechia Gdańsk! :))
OdpowiedzUsuńWe Wrocławiu też by Cię polubili, kochana Klarko :))
W Poznaniu sie nie przyznawaj :P
OdpowiedzUsuńObawiam się, że cena jednak wysoka. Ja sobie bardzo chwaliłam Sheraton, w którym mieszkałam podczas delegacji, ale cóz, za noc firma zapłaciła tyle, ile ja za połowę wakacji :P
Cena na stronie hotelu za "jedynkę" 339zł przecenione z 449zł.
OdpowiedzUsuńNo cóż... cena, cena i jeszcze raz cena. I pewnie jeszcze ilość gwiazdek. Ale to też z ceną związane. To decyduje o jakości...
OdpowiedzUsuńA jeśli chodzi o widok z okna, to jak dla mnie rewelacja - uwielbiam żurawie budowlane :)
Pozdrawiam
a.
Miałaś okazję pozwiedzać również hotele :-)
OdpowiedzUsuńCzy to tylko zależy od ceny jakość obsługi?
E...myślę,że warto czasami pomyśleć...
Bo Gryf to dwie gwiazki a Scandic cztery. Cena za pokoj w Scandicu to 419 zl za normalna jedynke i 569 za superior (cokolwiek to znaczy).
OdpowiedzUsuńBarbara
Przez pierwsze 7 lat życia mieszkałam 100 metrów od hotelu Gryf, a później przez 20 lat odwiedzałam tam dziadków, dlatego darzę to miejsce ogromnym sentymentem. Dzień przed pierwszym dniem w szkole spadłam z roweru na dziedzińcu uwczesnej przychodni i zdarłam sobie skórę z całego prawie nosa. Tata prowadził mnie do domu całą we krwi, a babcia z mamą prawie zemdlały widząc to przez okno. Szkołę zaczęłam jako dziwadło z czarnym nosem :) Na terenie zajezdni po drugiej stronie ulicy jeździłam na rowerze w czasie stajków 80' bo szkoły nie było i na takim wielkim placu super się jeździło. I z babcią nosiłyśmy jedzenie dla strajkujących stoczniowców.
OdpowiedzUsuńAle prawdą jest, że to taka mało ciekawa dzielnica. Niby na obrzeżach centrum, ale daleko od niego. Przed wojną w tych domach mieszkali głównie pracownicy stoczniowi, dla nich były budowane. I to prawda, że Gdańsk ma dużo do nadrobienia w dziedzinie gastronomiczno-rozrywkowej, ale przyczyna jest trochę historyczna i za mało tu miejsca, żeby wyjaśniać dlaczego :)
160zł wydaje się dość wysoką sumą, jak na nocleg ze śniadaniem. Gdańsk jest pewnie w ogóle drogim miastem, ale za te pieniążki można by oczekiwać więcej. O hotelu Scandic słyszałam, ale tym wrocławskim - podobno standard europejski.
OdpowiedzUsuńJa niebawem nocuję w Krakowie, w hotelu Wit Stwosz.
I pomyśleć że mieszkałyśmy w tym samym hotelu...
OdpowiedzUsuńSwoją drogą, ten plakat o dzieciach w pokoju był przesympatyczny:)
Nivejka - a bo ja w pierwszy dzien bylam skoncentrowana, żeby nie połamać nóg na obcasach;)
OdpowiedzUsuńMeggie Muszka - ja też uważam, że to za drogo.
Gdańszczanka z urodzenia - napisałas tak piękny komentarz, że mam go ochotę dać do głównej ramki, aby inni też przeczytali, dziękuję!
Barbaro - a na zdjęciach wyglądał ten Gryf dużo lepiej.
Jasna 8 - oczekiwałam więcej za taką cenę.
a - a ja lubię patrzeć na pracujących budowlańców;)
Kasia - a całkiem możliwe, że będę w listopadzie u Was:)
Crooleeck - to dlatego taka różnica.
Nikki - bardzo, bardzo sympatyczny.
red_sonia - domyślam się, że ta ekologia również stąd.
Wrocław zaprasza! :DDD
OdpowiedzUsuńAle w Poznaniu to faktycznie lepiej się nie afiszować... :D
Chociaż ja to ryzykantka jestem i po Gdyni pomykam w barwach Śląska - spojrzenia kiboli są bezcenne, ale jeszcze mi się nic przykrego nie przytrafiło. Jeden tylko pan sympatyczny, 2x2 metry, brak szyi uprzejmie mnie poprosił, żebym '*** schowała ten ****** szalik, bo jego w oczy kole' :D
Bardzo jednak uprzejmy był i dał mi naklejkę Arki. Kibole to czasem fajne chopy są :D
160 zl to tani hotel byl, niestety. Zawsze patrz na gwiazki, nie oplaca sie schodzic ponizej trzech.
OdpowiedzUsuńBarbara
a ja powiem tak, pierwszy hotel studencki mi się raczej wydaje, chociąż 160 zł za dobę to na studencką kieszeń dużo zą dużo...
OdpowiedzUsuńo drugim natomiast taki stdent nie ma co marzyć, ale widać że organizator się "szarpnął" :)
PS wcale nie prawda że gdańsk jest drogi, bo i Kraków też, znależć tam nocleg na swoją kieszeń to się trzeba naszukać :)
koleszka Lipton :)
Jak oni zabawnie trzymają się tych cen... tak życiowo-jak rezydent kończył 16-osobową klasę tak będziemy płacić 16 i 0;)
OdpowiedzUsuńCzego nie lubię w hotelach?
- szlafroków frotte
-bezosobowych barw
- nijakiego charakteru
-kosmetyków uczulających
Czego nie lubię wśród gości?
- niechlujstwa
- tupeciarstwa
- chamskiego zachowania(czyli przekonania że za te kilka zł. można zachowywać się niczym zwierzątko w obórce)
- pożyczania sobie mediów z niezależnych pokoi
-szczucia obsługi
- mrzonek o tresowaniu niezależnych mieszkańców.
I od wszelkiego tego typu uchowaj nas Boże. Ryzyko prowadzenia działalności.
Mieszkałam kilka lat tuż obok tego hotelu - przychodni. Dzielnica paskudna to fakt - choć mi akurat nikt tam krzywdy nie zrobił. Trafiłaś na czas gdy tam budują jakąś drogę i wyburzyli niedawno kamienicę gdzie były dwa sklepy. Stąd też ten plac budowy:) Bary są dla stoczniowców po pracy i rzeczywiście bardziej do picia piwa niż jedzenia:) no cóż - jest to bardzo zaniedbana dzielnica i odstraszająca, choć ja tam poznałam ludzi, którzy bardzo dużo dla mnie zrobili i dlatego patrzę na to miejsce inaczej. Hotel paskudny to fakt - myślałam, że to jakiś tani hostel a nie **...szok. Szkoda, że tak kiepskie pierwsze wrażenie miałaś - było trzeba u mnie przenocować. Mam 4 koty to byś się czuła jak u siebie:) Pozdrawiam Ola
OdpowiedzUsuńAle różnica w cenie to ponad 100 zł. I tak to jest ja przyjeżdża się z prowincji.
OdpowiedzUsuńO, Gryf! I Scandic. Znamy, a jakże.
OdpowiedzUsuń