Ciągle mi się przytrafiają jakieś nieprawdopodobne historie i całe szczęście, że mam ten blog bo nawet jak mi nie uwierzycie to trudno ale mnie nikt nie zwyzywa. Będzie nie o wyzwiskach tylko o przezwiskach bo pewnie prawie każdy kiedyś jakieś miał. Zwłaszcza, że wśród czytelników jest wielu nauczycieli. Nic nie dodam, sami sobie dopowiecie.
Będzie o moim pierwszym przezwisku. Rodzina czyta i wie o co chodzi to przecież nie będę upiększać okoliczności tylko napiszę, jak było.
Bo ja byłam zawsze mała i chuda i mnie babcia i mama oszczędzały ale pracować musiało każde dziecko i ja czasami pasłam krowę. Nie śmiejcie się, to było przyjemne zajęcie, dużo łatwiej było paść krowę niż bawić młodsze rodzeństwo! Babcia mi krowę przyprowadzała na łąkę, wiązała na długim łańcuchu a ja miałam kocyk, książkę do czytania i tylko pilnowałam, żeby krowa jadła. Jak się zapatrzyła w jedno miejsce to trzeba było jej powiedzieć „skubać” i tyle. Co godzinę babcia przychodziła, krowę przewiązywała w inne miejsce i tak do wieczora. Nikt przecież nie dałby dziecku szarpać się z bydlęciem.
To było wczesną jesienią, miałam się nauczyć do szkoły hymnu polskiego. Na pamięć. Na jutro i cały, wszystkie zwrotki! Zabrałam więc zeszyt i kocyk a babcia prowadziła krowę i pytała mnie po drodze, czy zostanę sama i czy i nie będę się bać, bo to było za lasem na odludziu i dość daleko, ale znowu nie tak daleko, żeby nie słyszeć wołania. Z górki na górkę wołanie słychać na kilometr więc się nie bałam, zresztą ja się tam nigdy niczego nie bałam oprócz krowy więc kładłam kocyk poza zasięgiem łańcucha i byłam bezpieczna. Kiedy babcia poszła, rozłożyłam zeszyt i zaczęłam śpiewać na cały głos i prawie już umiałam, gdy z lasu wyszedł stryk (nie poprawiać) i zdumiony spytał – dziecko, a co ty robisz?
Bo ja śpiewałam, stojąc przy tym kocyku na baczność a krowa stała naprzeciwko i też się nie ruszała, nie wiem czemu. Wcale się nie speszyłam tylko zaczęłam tłumaczyć, że pani kazała nam nauczyć się hymnu i powiedziała, że każde porządne polskie dziecko ma zachować powagę i szacunek i hymn śpiewa się na baczność.
Stryk jest bardzo mądrym człowiekiem, docenił moje zaangażowanie i wcale się ze mnie nie śmiał. Jak wytrzymał to nie wiem.
I tak zostałam nazwana porządnym polskim dzieckiem.
Ja Wam o swoim przezwisku powiedziałam, teraz Wy!
Ja od wieków przez całą najbliższą rodzinę byłam nazywana Małe. A dlaczego? Moje rodzeństwo było ode mnie o wieki starsze (10 i 14 lat) a ja taki rodzynek i zostało "Małe" ;)
OdpowiedzUsuńo. będę pierwsza- moje przezwisko nie am ani takiej pięknej historii ani tak piekne nie było, wręcz przeciwnie- Syra- i żeby wyjaśnić, chodzi o inna nazwę nogi, wiecie, mówiło sie np. " weź te syry" - no w kazdym razie u mnie tak się mówiło.Geneza? z domu jestem Lewandowska, można powiedzieć "lewa", lewa to noga, noga to syra...no i już. Na szczęscie trwało to krótko.Przez chwile byłam tez Palestyna ( Justyna-Palestyna) więc jak widac moi koledzy tylko na zasadzie prostych skojarzeń działali, żadnej weny...finezji...
OdpowiedzUsuńserdeczne♥
a był jakiś skrót do tego przezwiska? ;)
OdpowiedzUsuńnie było i nie ma;)
UsuńTo takie niewygodne w codziennym uzytku ;)
UsuńJa tam dla matki byłam nie wiedzieć czemu Dziunia
(Dziunia nie rusz! Dziunia zostaw! Dziunia zbijesz! No mówiłam, że tak będzie!!!),
a potem to już dopiero amanci nadawali mi czułe Króliczki (czyżby od zębów? :D ), Księżniczki, takie tam ;)
W przedszkolu mówili na mnie Kluska. Ponoć potrafiłam zjeść kilka małych kajzerek na śniadanie :).
OdpowiedzUsuńNie powiem, nie przypominam sobie, przepraszam :)
OdpowiedzUsuńMnie na poprzednim blogu też rodzina czytała, no nie cała, długo nie wytrzymałam - zmieniłam adres bloga. Jakoś tak skrępowana byłam, mimo, iż nic o nich nie pisałam.
Najgorsze i najboleśniejsze już w początkach podstawówki - ,,Garsija''. Ten półgłówkowaty sierżancina od Zorro. Bo kształty miałam analogiczne. A ulubione na studiach - ,,Dalton''. Z kreskówki o szeryfie i bandzie pięciu bodajże braci. Moje przezwisko od tego najmniejszego, histerycznego. Co się rzucał na glebę i tupał. Raz tak zrobiłam dla hecy i już zostało!
OdpowiedzUsuńNo i niedobrze ;-(
OdpowiedzUsuńNie miałam przezwiska :-(
Moja koleżanka z ławki w liceum zauważyła, że mój chłopak wygląda zupełnie jak Pan Wołodyjowski, a jego żoną była przecież Baśka, zwana pieszczotliwie Hajduczkiem. I tak zostało mi do dziś...
OdpowiedzUsuńCiekawe, czy Ewa (koleżanka z ławki) też czyta Twój blog?
Ja byłem rudy i piegowaty i przemiłe koleżanki nazywały mnie "ryżą szczotką". Na szczęście potem trochę wyprzystojniałem i przestały się przezywać a zaczęły podrywać ;o))
OdpowiedzUsuńKobra. Kobra byłam. Albo niezbyt finezyjnie "Patrzałka" Od nazwiska i okularów, które nosiłam w podstawówce. Koledzy też nie byli finezyjni.
OdpowiedzUsuńPóźniej razem z koleżanką z ławki byłyśmy obie : Małagosia1 Małagosia2 - od rozmiarów i imion.
Ja miałam warzywne przezwisko, przez całą podstawówkę i liceum. Byłam Marchewą lub Marchewką i dla koleżeństwa i dla ulubionych nauczycieli. Nie pamiętam od czego ta ksywka, bo możliwości są dwie: od nazwiska o podobnym brzmieniu, albo od pochłanianych w ogromnych ilościach marchewek. Chrupałam je również w szkole zamiast drugiego śniadania. Jak wyjechałam na studia to się skończyło, ale jest kilka osób, które do dziś tak do mnie się zwracają. Bardzo lubiłam swoje przezwisko.
OdpowiedzUsuńU nas na podwórkach to prawie wszyscy mieli przezwiska, pseudonimy , a najczęściej mówiło się KSYWKI.
OdpowiedzUsuńW podstawówce to na mnie mówili Leszek chociaż Vojtek jestem. Bo nazwisko mam prawie , ze od Leszka. I do dzisiaj niektórzy myślą, że Leszek jestem a nie Vojtek.
W liceum to raz poszło o zakład i się na łyso ostrzygłem. Co wtedy było ewenementem! I potem do końca liceum to byłem ŁYSY. Krowy tez pasałem. Ale nie na Marszałkowskiej tylko na wsi z dziećmy wiejskimi. Na wakacjach:)
Pozdrawiam Vojtek, Leszek i Łysy
A to ja nie miałam nigdy żadnego przezwiska. nie wiem czemu. Od imienia nie bardzo jest co zrobić, od nazwiska to już w ogóle. I tak jakoś sobie żyję. Nawet nie wiem czy się z tego cieszę czy nie :D
OdpowiedzUsuńJa miałam przezwisko od dużych ust, brzydkie niestety bardzo go nie lubiłam ,za to teraz nie muszę ust powiększać różnymi botoksami jak niektóre moje koleżanki. A mój syn ma ksywę Dymek nawet, ja tak na niego mówię.Początkowo tłumaczył się, że ma przezwisko od ulubionego bramkarza,ale okazało się że to z powodu palenia fajek :( Renia
OdpowiedzUsuńw przedszkolu mówili na mnie "doniczka", to od nazwiska, a w podstawówce zyskałam wdzięczną ksywkę "kostusia",zgadnijcie dlaczego....
OdpowiedzUsuńA mnie nie wiadomo czemu przezywano po nazwisku, po prostu byłam C... i już. Może dlatego że nazwisko bardzo rzadkie miałam i w promieniu 300 km nikt nię tak nie nazywał.
OdpowiedzUsuńJako że w dzieciństwie nosiłem okulary pierwsze przezwisko było zezol od zeza chyba a że nie podobało mi się ono rzucałem w oponentów kamieniami a przez moja przypadłość zazwyczaj trafiałem w szkołę zamiast w cel wiec 2 gie było bojowy. Od nazwiska Krasnal chała bała. i na tym poprzestańmy:x
OdpowiedzUsuńMyślę i myślę od wczoraj, ale nic mi do głowy nie przychodzi:-( Może tylko, że Pyza byłam, czego serdecznie nie cierpiałam, ale cóż... byłam, jestem i będę Pyzą:-))To eis chyba nie zmieni - za bardzo lubię gotować:-)
OdpowiedzUsuńW podstawówce koleżanki przezywały mnie Chinka, bo małe oczy miałam... a raczej mam ;) strasznie się wtedy denerwowałam. Trudno wtedy było mi wytłumaczyć, że Chinki mają skośne oczy, a ja mam TYLKO małe ;( Każda miała jakieś fajną ksywę, a ja Chinka... Ale po pewnym czasie zaczęłam się interesować kulturą Azjatycką i chociaż nie spotykam już tamtych osób, to w obecnej klasie aby padnie słowo na lekcji Japonia, Korea lub Azja każdy się odwraca do mnie ;D
OdpowiedzUsuńNo i lubię upominać innych, ponieważ większość osób nie odróżnia Japonii od Korei, a to naprawdę jest syzyfowa praca bo i tak nie mogą tego ogarnąć ;)
Pozdrawiam
Małolata
ja chyba nie mam przezwiska. ale za to tez krowy pasłam ale do czasu jak spotkałam chłopaka ze szkoły , który okropnie mi sie podobał. Jak na złość krowa zaczęła sikac a byk pił jej mocz wywijając warge, gdy własnie zaczelismy flirtowac. Więcej do mnie nie podszeł nawet :DD
OdpowiedzUsuńoczywsićie ten chłopak nie podszedł, nie byk ;)
OdpowiedzUsuńno i skłamałam
mam przecież przezwisko RZaba!!
mąz tylko tak do mnie mówi, nie mam pojęcia dlaczego :))
Red Sonia wzięło się od Czerwonej Soni (oryginalnie Red Sonja) postaci stworzonej przez autora Conana - Roberta E. Howarda. Kiedy ta ksywka powstawała łączył nas kolor włosów i trochę zadziorny i niepokorny charakter. Aktualnie z moich rudych włośów pozostało wspomnienie ale red_sonia została na zawsze :)
OdpowiedzUsuńDzięki! ale się uśmiałam, do łez:)Porządne Polskie Dziecko-ale to uroczy obrazek-stojąca dziewczynka pasąca krówke na łące,śpiewająca hymn.Brak tylko krasnoludków... bo teraz to dzieci krówkę znają tylko z bajek:)
OdpowiedzUsuńkorek
Moje pierwsze przezwisko podstawówkowe to Lady Banitka:) Wcześniejszych nie pamiętam.Ps.A wiesz Klarciu , że i ja krowę pasałam małym dziecięciem będąc? Moi dziadkowie krowy i konie hodowali, bydlątka i drób to coś co nierozerwalnie wiąże się z moim dzieciństwem.Ja nawet miałam ukochaną krowę, łaciata Mućkę, którą pasałam pasjami:) Najbardziej lubiłam przytulać się do jej boku kiedy leżała na łące.To była pełna symbioza, ona dawała mi oparcie dla pleców i cień swoim cielskiem ,a ja by się odwdzięczyć wielką gałęzią opędzałam ją od much:)
OdpowiedzUsuńW czwartej klasie szkoły podst.zmieniłam szkołe i byłm przez jakis czas "Nowa" .później KACZKA (wcale nie od nazwiska).Wtłukłam chłopcu który mnie tak przezywał i przestali i inni mnie tak nazywać bo poszła fama się się bije i to ostro.Tak mi się wydaje że to od chodzenia takiego na boki- takiego kołysania.A tera to mi przyszło na myśl że w pracy mówią gruba bo mam nadwagę
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
A ja nie miałam żadnego znaczącego przezwiska, jedno takie zniekształcające w sposób wredny moje nazwisko, ale jakoś nie bardzo lubię to wspominać. :)
OdpowiedzUsuńMiłego tygodnia Klarko!
Jako że zawsze byłam mała i chuda (co do dziś mi została) na przekór nazwano mnie GRUBA. Zabawne to było gdy szłam przez korytarz w szkole, ktoś krzyczał "Gruba!!!" i to właśnie ja się odwracałam. Obecnie w pracy przezywają mnie moskitiera :)
OdpowiedzUsuńW domu byłam Nuuta....bo ciągle wyłam.
OdpowiedzUsuńRodzina dalsza wołała na mnie Antek ( mama się strasznie wściekała, że przecież ma córkę). Śmiesznie się zrobilo, gdy zaczęłam spotykać się z teraźniejszym mężem bo reagowaliśmy na to samo zawołanie.
Jak Mamusia coś chciała, to byłam Zuzia (jak każda z nas, więc w sumie w domu były trzy Zuzie).
No był jeszcze anonimowy alkoholik i niestety cyckonosz ( nie wiem czemy bo wogóle to nieadekwatne). Te niestety nie były przyjemne.
Pani Klarko,
OdpowiedzUsuńsapnęłam z radości, jak przeczytałam o tej krowie słuchającej hymnu, ale jak przeczytałam to Mamie, to Mama poległa całkowicie - leży i rży! :D
I kazała napisać, że też jej się kazali uczyć śpiewać różne piosenki, na przykład w 5. albo 6. klasie uczyła się Międzynarodówkę śpiewać... w kibelku :D
Ściskamy ze zDolnego Śląska! :)))
Pyza-kluseczka śląska. Choć ze Śląskiem-poza emigrantami znajomymi-niewiele wspólnego. I do dzis nie dopatrzyłam się podobieństw. Chyba ze rymujemy.
OdpowiedzUsuńIzaR
W "takim" pasterskie trybie wkulam rodzaje działalności gosp. i dystrybucji. Więc "dziel i rządź". Albo odwrotnie.
UsuńPS. Zwierzętom-nie salutuje.
Ja mialam dwie ksywy, jedna bylam przykra a jedna kochana i mila. Przykra to "Kicaj" od nazwiska,ale tylko w podstawowce ( dzieki za to), natomiast ta mila to "Ania z Zielonego Wzgorza",tak nazywal mnie moj Tatko. Po przeczytaniu tej ksiazki polecil mi ja i stwierdzil,ze mam wiele z Ania wspolnego...i mialam ! Taty juz nie ma,ale cudowne wspomnienie zostalo na zawsze...
OdpowiedzUsuńSerdecznosci sle !
No nie, spłakałam się po raz drugi! I doprawdy nie wiem, jak stryk zdołał utrzymać powagę... Fajnie, że przypomniałaś tę historię.
OdpowiedzUsuń