piątek, 27 września 2024

nawyki

 Wracając do poprzedniego postu

Ze wszystkich prac w moim życiu najtrudniejszą pracą było sprzątanie w szkołach. Nie dlatego, że było ciężko. Wysiłek fizyczny to nic. W każdej ze szkół sprzątaczki miały fatalne warunki socjalne a do tego licytowały się która pracuje lepiej. Dla mnie ta praca zawsze była tylko sposobem na przetrwanie ale nigdy nie miałam ambicji aby zostać sprzątaczką roku. Mało tego, w pierwszej ze szkół  wkręciłam się w rolę i robiłam z siebie idiotkę mówiąc "a czegóż można oczekiwać od sprzątaczki". Na przykład nie poszłam nosić mebli szefa, który na plecach personelu robił przeprowadzkę o dwie ulice dalej. Tam też doznałam szoku kulturowego bo niektóre dzieci strasznie się nas (sprzątaczek) brzydziły i młodsze chodziły przyklejone do ścian byle nas nie dotknąć a starsze pewne siebie szły korytarzem w taki sposób, żeby staaf kleił się do ścian. 

Przebieranie się w schowku na szczotki i trzymanie tam rzeczy osobistych. Brak swobodnego dostępu do czajnika. Jeśli chciałam sobie zrobić kawę czy herbatę, musiałam wchodzić w jednej ze szkół do sekretariatu a w innej do sali lekcyjnej. 

Potrzeby sprzątaczek są na samym końcu. Brak podstawowych narzędzi ale z drugiej strony niechęć do używania mechanicznego sprzętu. W jednej ze szkół nie używano szorowarki mówiąc, że to za dużo składania i mycia. Dopiero w hotelu, gdzie podobną maszyną jechałam korytarze bo musiały lśnić, zorientowałam się, że w tejże szkole tak naprawdę tylko jedna osoba miała jako takie pojęcie o obsłudze tej myjki. Jako takie, czyli wszystko sprawiało trudność. A wystarczyło przejechać hole i korytarze raz w tygodniu i obsługa tej maszyny po półroczu stałaby się prosta niczym machanie mopem sznurkowym. (Tu się przyznam, na początku nie umiałam sprzątać zawodowo i dlatego bywałam śmiertelnie zmęczona, nawet szmaty do mopa nie umiałam założyć). 

Pani dyrektor jednej ze szkół była oburzona, gdy zasugerowałam, że koniecznie potrzebna jest pralka do prania mopów i ścierek. Miałam wtedy znajomego który nawet mógł taką pralkę podarować szkole za darmo, ale dyrektorka się nie zgodziła. Bo nie. 

Dlatego mopy i ściery były zawsze czarne i śmierdzące, bo ręcznie takich rzeczy doprać nie sposób choćby nie wiem jak się starać. 

A, tytuł zobowiązuje. Tytuł posta mam na myśli, czyli nawyki. 

Dziś się złapałam na tym. Moje, żeby nie było, że obgaduję koleżanki! Odkurzacz przesuwam kopiąc, kabel wyciągam szarpiąc, środki czystości nalewam hojnie i bardzo hojnie, jeśli coś leży na podłodze i da się wciągnąć odkurzaczem to się nie schylam. 

I nie jest prawdą, że lubię sprzątać. Nie lubię, ale jeszcze bardziej nie lubię siedzieć w brudzie. 

Chyba przymulam.  Paa. 





17 komentarzy:

  1. Czytalam z zainteresowaniem, nic nie przymulasz. Jestes szczera, jestes prawdziwa, tak lubie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. blog nie jest za dobrym miejscem do osobistych wynurzeń, dlatego staram się ledwie dotknąć tematu

      Usuń
  2. To ja mam tak samo, jak Ty- nie lubię sprzątać, ale...A mój L. Lubi, więc to wykorzystuję:😀A to w tej międzynarodowej szkole były bardzo wredne dzieci!Pięknego weekendu, Klarko! Może z Haneczką?😍

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. u nas delegowanie zadań idzie coraz lepiej, ale jednak nauka w starszym wieku trudna

      Usuń
  3. Nie napisałaś nic o tzw. obchodach "dnia nałuczyciela"- nie poprawiać, błąd zamierzony! W mojej szkole dyrektor wprost powiedział, że on "z barachłem nie lubi siadać do stołu"- zacytowany dosłownie. Czasem zastanawiałam się, jak jest w innych placówkach. Dałaś świadectwo, że tak samo do doopy. Fakt, że z zachwytem czytałam, że mopy miałyście! U nas zwykła ściera zawijana na szczotkę do zamiatania, a korytarzy i klas hektary. Pamiętam, jak pierwszy raz zakupiono ściereczki z mikrofibry do mycia blatów. Odbiór takiego cuda kwitowało się podpisem. na słowa, że potrzebuję dwóch w różnych kolorach, wielkie zdziwienie kierowniczki (prywatnie żony dyrektora) - a na co mi AŻ dwie. Powiedziałam, że zadowolę się jedną, ale na stołówce stół, przy którym obiad jada ona z małżonkiem mogę wycierać tą samą szmatką, którą pucuję deski klzetowe i sedesy... Jak myślisz- dostałam? ;-)). Nie, nie były to czasy króla Ćwieczka, to była druga dekada XXi wieku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. o tak, mądra kierowniczka nigdy w życiu nie pozwoli, żeby pani sprzątająca dotykała jej biurka bo nigdy nie wiadomo co wcześniej wycierała ;)
      DEN był obchodzony w normalnych szkołach uroczyście, w jednej z nich nawet z premią, z ciastem i kawką, to raczej ja dziki dzikus nie chciałam siedzieć przy stole z gronem

      Usuń
  4. Bardzo irytują mnie ludzie, którzy z pogardą albo wyższością odnoszą się do tych, którzy swoją pracą podnoszą komfort życia innym, ale z racji wykonywanego zawodu nie są na jakiś eksponowanych stanowiskach. Nadęty dupek w fotelu prezesa nie jest ważniejszy od sprzątaczki, która pilnuje porządku w jego gabinecie. Zawód to tylko rola jaką pełnimy w społeczeństwie i nie stanowi on o wartości człowieka. Niestety nie każdy to rozumie. A już najwięcej problemów ze zrozumieniem, że nie stanowisko stanowi o tym ile jesteśmy warci jako ludzie, mają osoby zakompleksione. Takie, którym się wydaje, że miejsce na drabinie społecznej wyrówna im brak szacunku do siebie i innych, tak, bo te rzeczy są połączone. Mój Tata mawiał, że człowiek znający swoją wartość nie wywyższa się i nikogo nie poniża, z jednakowym szacunkiem traktuje prezesa i dozorcę. W domu nauczono mnie, że jeżeli ktoś cokolwiek dla mnie robi, to mam to docenić i podziękować. Tego samego uczyłam moją córkę, a ona swoich synów. Uważam, że to są elementarne zasady współżycia społecznego i warto o tym pamiętać.
    Też nie lubię sprzątać, ale mop Viledy z odwirowującą końcówką bardzo ułatwia mi sprawę. Nie muszę się schylać, żeby odcisnąć mopa i dokładniej myje. Mop parowy oddałam koleżance, bo źle robił panelom na podłodze, a ja nie planuję kolejnego remontu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. w międzynarodowej szkole zaskoczyły mnie skrajności - od absurdalnej poprawności po przestrzeganie zasad systemu kastowego.
      W polskich szkołach było o wiele lepiej, nikt nam nie zlecał bycia niewidzialnymi, przeciwnie - dzieci lgnęły do nas i niejednego malucha pocieszałam

      Usuń
  5. Jestem nauczycielką od 40 lat. Nigdy nie nazywam pań woźnych sprzątaczkami, bo wiem, że sprzątanie to tylko część ich obowiązków. Wiedzą, który uczeń rozlał wodę, któremu oddać znaleziony kluczyk do szafki w szatni i czyja bluza została na ławeczce. Zmierzą temperaturę, poratują plasterkiem i popilnują dzieci, gdy w trybie pilnym muszę na chwilę wyjść z klasy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wiem, niektóre panie czują się urażone, ja nie robiłam ze swojej pracy ceregieli, pracowałam jako sprzątaczka i tak mówiłam

      Usuń
  6. Dyrektor w mojej pierwszej szkole zaczynał dzień od posiadówki z paniami na portierni.
    W drugiej szkole w dniu nauczyciela wszyscy pracownicy plus emeryci siadali do wspólnego obiadu i wszyscy dostawali premię. Często były to naprawdę symboliczne pieniądze, ale dostawał każdy. Pamiętam, że dzieciaki najbardziej lubiły panią Krysię z szatni, a najmniej panią od niemieckiego.
    Zdrówka, Klarko!😘

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja również wiele razy ocierałam dziecięce łzy, raz przyszła do mnie dziewczynka zanosząc się płaczem ze słowami "mama mnie zabije". Bo zgubiła klucze od domu. Ja te klucze znalazłam i ona była taka uszczęśliwiona, że do dziś pamiętam jej radosną buzię. Ale na początku trudno ją było uspokoić.

      Usuń
  7. Tak, pamiętam rozmowy z paniami z obsługi, narzekały na brak sprzętu, wieczne oszczędności, a bywały takie panie, które robiły sobie na złość.
    Ja wolę sprzątać, niż gotować, efekt dłużej widać ;-)
    jotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. chyba w każdej branży panie robią sobie na złość, gdziekolwiek pracowałam zawsze trafiła się taka mądrala lubiąca mieszać

      Usuń
  8. Podobnie nie lubię sprzątać, ale siedzieć w brudzie też nie lubię. Wychodzi, że trzeba jednak sprzątać. Odkurzacz też kopałam dopóki nie zmieniłam na bezprzewodowy.

    OdpowiedzUsuń
  9. No to doleję oliwy do ognia - niestety większość polskich szkół jest nie na poziomie ( kontakty moje ze szkołą jako taką skończyły się gdy dziecko poszło do liceum, bo było to liceum społeczne, w ramach Społecznego Towarzystwa Oświatowego)- nie mam tu na myśli "osiągnięć" w dziedzinie nauczania dzieci, ale właśnie traktowania własnych pracowników a także dzieci i części rodziców. W liceum to my, rodzice i dzieci sami musieliśmy dbać o czystość i porządek, nie było pań sprzątających i gdy młodzież sama musiała sprzątać to dziwnym trafem jakoś mniej brudzili.

    OdpowiedzUsuń

Twój komentarz