Dla Kaliny, która napisała, że lubi o kotach :)
To był czas, kiedy całymi dniami nikogo z ludzi nie było w domu. Nasz kot był kotem wychodzącym a jego ulubioną zabawą była gra "wpuść kotka wypuść kotka", w domu nie było kuwety bo Kiciul nią gardził, wolał drzeć się przy drzwiach a potem biegł na koniec ogrodu i tam załatwiał swoje kocie potrzeby. Kiedy szliśmy do pracy, kot pozostawał na zewnątrz ale miał (miauuuu) zamontowaną w piwnicznym okienku klapkę i tam było jego jedzenie i picie oraz tor przeszkód na regałach, skąd mógł z nudów zrzucać na posadzkę butelki, słoiki i inne piwniczne rzeczy. Miał też tam legowisko, ale pewnej jesieni legowisko zajęła jeżyca i urodziła sześć jeżątek więc kot tylko siedział na najwyższym regale i fuczał od czasu do czasu a jeżątka biegały po całej piwnicy ćwierkając. Jadły i piły kocie żarcie i wtedy tego jedzenia szło naprawdę dużo.
To był dobry czas. Spędzaliśmy ciepłe wieczory na huśtawce pod czereśnią, piliśmy białe chłodne wino i prawie codziennie wzdychałam "chwilo trwaj".
Kiciul gonił się wzdłuż siatki z Megi, czarną kotką sąsiadki. To była przyjaźń od pierwszego fuknięcia, obydwa koty były wysterylizowane więc dostawały lanie od wioskowych kotów, dlatego też nigdzie daleko nie szły tylko trzymały się razem.
Kiciul sypiał w dzień na tarasie sąsiadki, czasem Megi chciała się bawić więc gonili się po schodach tam i z powrotem po całym domu aż fruwały doniczki z kwiatami.
Megi przychodziła do nas w nocy. Aby się wyspać i nie bawić się w "wpuść kotka, wypuść kotka" zostawialiśmy uchylone wejściowe drzwi. Megi chodziła po pokojach, parskała, próbowała kocich chrupek, piła wodę, czasem zasypiała na kanapie czekając na Kiciulka, który przychodził nad ranem z pajęczyną na uszach i oznajmiał wszystkim, że całą noc opiekował się jeżami bo ich matka gdzieś polazała.
To było dobre lato.
Bezcenne są takie wspomnienia, aż mam świeczki w oczach, bo mi się też przypominają te kocio-psie historie. Miłego dnia Klarko no i zdrowiej bo czekamy na opowieści :)
OdpowiedzUsuńPodziękowania i pozdrowienia.
OdpowiedzUsuńMowi sie, ze koty chadzaja swoimi sciezkami. Mysle, ze koty maja tez swoich przyjaciol, ktorych odwiedzaja jawnie czy po cichu. I nie musza to byc istoty nalezace do tego samego gatunku. Czlowiek, ktory lubi koty, zwierzeta ogolnie, szybko potrafi zaakceptowac cudzego kota, okazac mu rowniez swoja sympatie, czasem jest wdzieczny za jego wizyty czy nawet psoty. Przeciez nawet kota nie mozna traktowac jak swoja wylaczna wlasnosc. Kot ma swoja dume. Powinien miec swoje zycie, wlasny wybor z kim chce spedzac wolne od obowiazkow (spania) chwile. :)))
OdpowiedzUsuńTakie wspomnienia nalezy przechowywac w skarbczyku milych zdarzen azeby w razie potrzeby sie napawac oraz usmiech na twarz przywolac.;)))
OdpowiedzUsuńTak ładnie napisałaś, wzruszyłam się.
OdpowiedzUsuńFajna opowieść także dla dzieci, dzieciaki lubią o zwierzętach:-)
OdpowiedzUsuńjotka
Cudowne chwile!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Iza
A mnie się przypomina " za żarcie,za wzięcie". Pozdrawiam 🐱
OdpowiedzUsuńPamiętam notki o jeżach!
OdpowiedzUsuńTeż mam takie wyjątkowe wspomnienia
A potem da następne ❤️
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJa lubiłam te o siekierach. :-)
OdpowiedzUsuńTu Joanna. Co za piękna historia. Napisana oczami Autorki, która patrzy, by widzieć piękno. Uchhhhhhhhh!!! Po 45 latach życia z psami o umaszczeniu czarnym-podpalanym, zamarzyło mi się dalsze życie z psami o umaszczeniu czarnym-podpalanym i kotem o takowym umaszczeniu. Takich kotów nie ma, ponieważ chodzi mi o klasykę (czarna "góra", rudy "dół"), nie o szylkrety. No i doszłam "jak to zrobić". Mianowicie, trzeba mieć w tym celu dwa koty - czarnego i rudego. Tylko domownicy nie są jeszcze "za", więc czekają mnie lata pracy, wyrzeczeń i marzeń. Bo cały czas narzekam, że żyjemy w czasach, gdy wszystko jest "na już" i jak to fajnie było przez 11 lat życia marzyć o posiadaniu psa, aby w końcu móc go mieć. Mam nadzieję, że doczekam się psa i 2 kotów z poparciem i zachwytem domowników. Choćby i za 11 lat. Dziękuję Klarko za opowieść o szczęściu.
OdpowiedzUsuńJoanno, nie czekaj, zrob szalony krok i postaw rodzine przed faktem dokonanym, zobaczysz, ze to zaakceptuja. Mnie moja rodzina tak "zalatwila" z pierwszym kotem i poszlooo! I teraz jestem zagorzala kociara z dwoma na stanie (jeden kot to sierota), a w najpiekniejszym okresie bylo naraz szesc! To byly czasy!
UsuńPięknie
OdpowiedzUsuńJak pieknie potrafisz pisac! I tyle w tym milosci do zwierzat!.U nas nie ma kotow wychodzacych ( nie wolno ich wypuszczac,bo lapia ptaki) ale nie ma tez kotow bezpanskich, niczyich. W wielu domach sa koty.Ja tez mam psotnika, Kube .U moich dzieci tez sa koty i nie tylko koty. ZCK Klarko .
OdpowiedzUsuńnasze koty mieszkają na wsi, na totalnym zadupiu, więc mają tu koci raj, między innymi prawie zero aut, zero ruchu na ulicy... i też mają uchylone drzwi a la longue w cieplejszych porach roku, tu także chodzi o tą kocią manierę "mieć ważne sprawy zawsze po drugiej stronie drzwi"... na temat kociego lufcika na razie dużo gadamy, ale z tego gadania jeszcze nic nie wynikło... trzy koty są zdecydowanie nasze /dwa czarne europy i jeden kudłaty srebrny maine coon/, ale czwarty to właśnie taki kot wielorodzinny... wpada tylko na odkurzanie misek... wszystko okay, poza sytuacją, gdy kudłaty jest w domu, bo wtedy jest draka, aż czasem trzeba się wtrącić, bo kudłaty nie zna wtedy litości...
OdpowiedzUsuńp.jzns :)
Tyle lat jestem Klarko u Ciebie (teraz z innego konta, bo do poprzedniego zapomniałam hasła) i nieważne o czym piszesz, ponieważ z każdego opowiadania się cieszę, chociaż moje ulubione, to chyba wspomnienia z mleczarni... ale od bardzo dawna nurtuje mnie pytanie, co się stalo z Kiciulem...nawet szukałam w historii, bo myślałam, że coś przeoczyłam, ale nie znalazłam...Jeśli to trudny temat, nie odpowiadaj.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie i życzę dużo zdrowia!
Kiciul ciężko zachorował i był jak cień kota aż wet powiedział, że nie ma co go męczyć i nalezy rozważyć uspienie, i tak się stało
Usuń