sobota, 20 stycznia 2024

o kubku pełnym miłości

  z dedykacją dla Andrzeja

W jednym budynku mieściły się wszystkie zwierzęta oprócz świni  ale najważniejsze miejsce zawsze zajmował koń więc mówiliśmy – stajnia. W stajni była zagroda dla krowy, cielaka i oczywiście konia. Po stajni kicały beztrosko króliki a na żerdziach siedziały kury. W pomieszczeniu było ciepło.

Mama doiła krowę a ja patrzyłam na cielaczka, który odgrodzony od swej matki niecierpliwie czekał na swoją porcję. Tak samo zresztą jak ja. Trzymałam w dłoni mały, biały,  blaszany kubeczek z krówką.  To był mój ulubiony kubek i nazywałam go „gornuś”. Kiedy mama albo babcia szły doić krowę, podążałam za nimi z gornusiem w rączce i siadając na progu stajni czekałam na mleko.

W domu było jeszcze troje dzieci, na mleko czekał cielak a napój ten był jednym z najważniejszych źródeł białka. Byliśmy biedną wielodzietną rodziną i naprawdę czasem brakowało wartościowego jedzenia. Teraz myślę, że jedliśmy zdrowo, byłyśmy szczupłe, sprawne fizycznie, żadna nie miała brzydkiej cery.  Piłyśmy źródlaną wodę prosto ze studni, słodyczy było bardzo niewiele. Kiedy któraś dostała czekoladę to należało ją podzielić i zostawała kostka czy dwie. Dziadek Fabian miewał w kieszeniach landrynki przyklejone do tutki zrobionej z szarego papieru i tymi cukierkami nas czasem obdzielał. W niedzielę był rosół, kura albo królik w sosie, w tygodniu mięsa raczej nie było. Ale to były rarytasy, a na co dzień to raczej ziemniaki z mlekiem albo zacierki, placki pieczone na blasze, chleb ze śmietaną i zupy, dobre, gęste, z fasolą, marchwią i białą kapustą.

Latem chodziłam z moim kubeczkiem do lasu na borówki – jaki to był piękny czas – mama po prostu wołała – dzieci, lećcie na borówki to wam zrobię pierogów. A las borówkowy był tuz koło domu.

Uśmiecham się na to wspomnienie bo wcale nie mówiła „dzieci” czy „dziecka” tylko zwracała się do każdej osobiście po imieniu wymieniając nas po kolei i to było zobowiązujące, a gdy coś zawalałyśmy to dopiero mówiła „dziecka zepsuły” i wina się rozkładała.

Kiedy miałam sześć lat, urodziła się siostra a potem jeszcze jedna i wtedy już mleka nie wystarczyło dla wszystkich.

Ale wracamy do stajni.

Mama siedziała na niskim stołeczku i doiła krowę, ja siedziałam na progu. Kiedy skończyła, wstała i podzieliła mleko – trochę nalała do wiaderka dla cielaczka, potem nabrała moim kubeczkiem, otarła go fartuchem dając mi ciepły napój i poganiając pij pij, pij bo musisz rosnąć zaczęła poić czerwone dziecko krowy  podając mu do lizania palec umoczony w mleku. Cielak i ja - piliśmy posapując i mlaszcząc. 

Mamo, ja nie będę mieć dużo dzieci – powiedziałam nagle, a mama popatrzyła zdziwiona.  Mamo, tego mleka nie wystarczy dla wszystkich a ja mam je zawsze bo jestem najmniejsza, ja tak nie chcę, one mnie za to nie będą lubić. One –miałam na myśli siostry.

Jak bardzo się myliłam. Moje siostry kochają mnie całe życie.

21 komentarzy:

  1. BBM: Piękny tekst. Taki serdeczny, pełen miłości. Wzruszyłam się…

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękna i wzruszająca opowieść.
    i ja tak samo jak Ty piłam mleko w oborze.

    OdpowiedzUsuń
  3. Klarko! Jak Ty pięknie wzruszasz!♥️

    OdpowiedzUsuń
  4. Wzruszyłam się, bo zobaczyłam Ciebie-siebie w tej stajni, wieczorem, z gornusiem w jednej ręce i lampą naftową w drugiej. I babcię, które doiła naszą białą krowę - Lalkę. Tylko że ja nie lubiłam tego ciepłego mleka. Musiało ostygnąć.
    Cudnie piszesz, Klarko! Każdy tekst, który wychodzi spod Toich palców jest taki plastyczny!
    Zdrowiej!❤️❤️

    OdpowiedzUsuń
  5. Jakież to piękne, przepełnione ciepłem i miłością wspomnienia!!!
    Bea

    OdpowiedzUsuń
  6. Za gardło trzyma, jak Ty pięknie umiesz pisać o miłości Klarko.

    OdpowiedzUsuń
  7. Nigdy nie piłam mleka "prosto od krowy". Jako jedyna w domu urodziłam się już w mieście. Chciałabym mieć równie ciepłe wspomnienia jak Ty, ale... cóż życie różnie się plecie, a bieda częściej daje szczęście , niż dostatek. Nie, źle napisałam. Szczęście daje miłość, zgoda i spokój- pomimo biedy. Nie lubię wracać wspomnieniami do lat dziecinnych, niestety. Ale cieszę się niezmiernie, że Twoje wspomnienia są takie dobre i ciepłe. ZCK.

    OdpowiedzUsuń
  8. Piszesz jak Szymborska. Tylko inną poezją❤
    BH

    OdpowiedzUsuń
  9. Mądra byłaś jak na swój wiek...

    OdpowiedzUsuń
  10. Pięknie napisane, tak prawdziwie od serca .
    Pozdrawiam i dziękuję.
    Andrzej G.

    OdpowiedzUsuń
  11. Tak pięknie otula Twoje pisanie.
    Dziekuję Klarko.
    Pozdrawiam B.M.

    OdpowiedzUsuń
  12. Wyrastalas w biedzie ale zawsze wiedzialas, ze jestes kochana. Bardzo madrzy byli Twoi rodzice .Dali Ci duzo milosci i pokazali co w zyciu najwazniejsze.I to dzieki nim jestes soba. Potrafisz w tak prosty sposob, bez wielkich slow opisac wszystko co czujesz, co sie dzialo kiedys i co dzieje sie teraz wokol Ciebie. Pisz nastepna ksiazke , pisz koniecznie ! A teraz zdrowiej, odzyskuj sily.Sciskam ! ZCK ,Jak zwykle---bo jak tu Ciebie nie kochac ?

    OdpowiedzUsuń
  13. Klarko, Klareczko. Bardzo wzruszający tekst, myślę o Tobie ciepło.
    KrystynkaR

    OdpowiedzUsuń
  14. Wzruszyłam się. Dzięki że jesteś i piszesz.

    OdpowiedzUsuń
  15. Trochę Ci zazdroszczę takich wspomnień, bo całe to wcześniejsze moje dzieciństwo było "oplecione" moim żalem, że inne dzieci mają mamę i tatę, a mnie porzucono, i mam tylko babcię. Ale nawet dzieciaki "nabierają rozumu" i w pewnej chwili zrozumiałam, że rolę rodziców przejęli rodzice mego ojca i że wywiązali się z tego super. Mleko- było moją zmorą-nienawidziłam go- po prostu mam uczulenie na laktozę, o czym wtedy jeszcze nikt ,zaraz po wojnie, nie wiedział. Rodzeństwo- dwóch braci przyrodnich w prezencie od matki, ale nigdy nie utrzymywałam z nimi kontaktu. Po prostu wiem, że gdzieś są- jeden młodszy ode mnie 11 lat, drugi- 24 lata. A mleka w jego naturalnej postaci nie piję, ale od kilku lat mogę bezkarnie spożywać jogurt grecki - ten zbiór bakterii niweluje skutki laktozy.
    Serdeczności Klarko!
    anabell

    OdpowiedzUsuń
  16. Pozdrawiam serdecznie, tekst przeczytałam dosłownie na jednym wydechu... „gornuś” to taki zdrobniony garnuś? u nas metalowe kubeczki to garnuszki były. Ja pamiętam mój kubek z krasnoludkiem... obudziłaś wspomnienia

    OdpowiedzUsuń
  17. Przepięknie to opisałaś Klarko! Chłonę każde słowo! Uwielbiam te Twoje wspomnienia! Poproszę częściej i więcej!

    OdpowiedzUsuń
  18. Dzisiaj jest Dzień Babci. Obudziłaś dobre wspomnienia. Dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
  19. U nas byl Garnczek. bez obrazkow, metalowy, bialy, z granatowym brzegiem. Mleko prosto od krowy jeszcze z pianka. Wtedy - pycha, dzisiaj - brrr!

    OdpowiedzUsuń

Twój komentarz