Od czasu do czasu,
przeważnie latem, ścieżką wiodącą na Brzankę szli turyści. Czasem była to grupa
hałaśliwych kolonistów (dziadek Fabian ich nie cierpiał bo biegali jak dziki
niszcząc wszystko po drodze, zrywali niedojrzałe owoce i wywracali ustawione w
pocie czoła kopki zboża) częściej szło kilkoro młodych ludzi ubranych w
wojskowe kurtki z plecakami na ramionach.
Zatrzymywali się koło
dziadkowej wozowni na odpoczynek, było to ostatnie otwarte miejsce, potem już
ścieżka wiodła do lasu stromo w górę. Czasem prosili o wodę lub pytali, czy
jeszcze daleko. Mama wynosiła nieznajomym kwaśne mleko w półlitrowych
garnuszkach mówiąc, że lepiej się napiją mlekiem i nie ma za co dziękować bo
mleka jest cała bańka, na zdrowie.
Pewnego lata dwójka
młodych ludzi rozbiła maleńki namiot w paryi. Latem paryja wysychała, podmokłe
łąki zarastały wysoką trawą, w krystalicznie czystym strumyku przemykały cienie
pstrągów, na stoku dojrzewały maliny, pachniało ziołami, poziomkami i paprocią.
Polanę zewsząd otaczał las i tylko błotnistym wąwozem idąc w górę jak na piec można
było dotrzeć do cywilizacji.
Tak to miejsce widziała
ta dwójka, ja tam biegałam na poziomki i na borówki po kilka razy dziennie i mi
do głowy nie przyszło, że to dzicz!
Przyszli pewnego dnia
do babci kupić ziemniaków, chcieli sobie upiec w ognisku. No gdzie za parę
ziemniaków brać pieniądze, grzech bym miała! – tak powiedziała babcia Klarka, i
tak z pewnością myślała.
Innym razem mama kazała
mi zanieść „turystom” talerz pierogów z borówkami, polanych gęstą śmietaną.
- Tylko pamiętaj, masz
całą drogę śpiewać a jak dojdziesz do grubej jodły to stań i zawołaj, że coś
przyniosłaś.
- A co mam śpiewać?
- Co chcesz, byle
głośno, żeby słyszeli, że idziesz.
Wydawało mi się to bez
sensu ale mamy trzeba słuchać bo jak nie to marny los.
Szłam niezwykle
ostrożnie trzymając przed sobą miskę i darłam się jak nawiedzona
dzień
kobiet dzień kobiet
niech
każdy się dowie że dzisiaj święto dziewczynek
uśmiechy
są dla nich
zabawa
i taniec piosenka z radia popłynie!
Zabijcie mnie, do dziś nie
wiem, dlaczego śpiewałam akurat to, wiem natomiast, dlaczego miało być głośno.
Wy pewnie również się domyślacie.
Wreszcie stanęłam pod
grubą jodłą, jakieś dwadzieścia metrów od polanki z namiotem i zawołałam – proszę pani, nasza mama mi coś
kazała przynieść!
To było tylko parę
pierogów a „turyści” dziękowali mamie chyba z pół godziny.
Którejś nocy rozpętała
się burza i leniwy strumyk przeobraził się w rwący potok, zalewając łąkę aż po
pierwsze drzewa. Dla obozowiczów z paryi natychmiast znalazło się miejsce na sianie
nad wozownią. Kiedy wyjeżdżali, chcieli dać mamie jakieś pieniądze ale ona o
zapłacie nie chciała słyszeć.
nasi kupowali ser zdjęcie A.J. |
Dzieci wróciły
zachwycone Bałkanami. Albania gościnna, życzliwa, serdeczna. Tam jeszcze można dostać
za darmo szklankę lodowatej wody i nie tylko wody;)
Fajne i krzepiące są Twoje teksty. Zapachniało poziomkami...
OdpowiedzUsuńWspaniały powrót do dzieciństwa,aż czuję smak tych pierogów.Izka
OdpowiedzUsuńPiękne wzwyczaja, świat z nimi był lepszy.
OdpowiedzUsuńWitaj z powrotem. :)
Tak drzewiej bywało też pamiętam te czasy i te pierogi i mleko zsiadłe i podbieranie z glinianego garnka śmietany, mając nadzieję że się nie wyda :)
OdpowiedzUsuńPamiętam też letników, na sianie chcieli spać w stodole, czuć zapach upału lipcowego, zjeść proste danie z mlekiem, zjeść kawałek chleba z pieca o zapachu niepowtarzalnym. Ech dzieciństwo i młodość.
Klarko dziękuję za przywołanie wspomnień, pozdrawiam i cieszę się ze jesteś.
Powody dlaczego miałaś śpiewać i to głośno przychodzą mi do głowy dwa. Pierwszy - śpiewający musi mieć puste usta, więc mama wiedziała, że coś doniosłaś. Drugi - no cóż, no wakacje, ale i turyści czasem potrzebują odrobiny prywatności :)
OdpowiedzUsuńZazdroszczę takiego życia.
zeżarcie pierogów wykluczam bo do dziś nie bardzo lubię borówki (czarne jagody) więc zostaje ten drugi powód;)
UsuńKlarko mój wspaniały DZiadek mówił mi ,że dobro wraca ,że warto być poprostu dobrym człowiekiem ... Przykład tego dałaś,,,że gdzieś nawet daleko ale jednak szklanki wody nie pożałował i jak tu nie wierzyć ...Twój syn był tym ,kim turyści dla twoich Dziadków...Dzięki za to co napisałaś -wraca wiarę w ludzi -tak bardzo nam tego brakuje.pozdrawiam -Eliza F.
OdpowiedzUsuńWłaśnie tak pomyślałam - dobro powraca ;)
UsuńChciałabym usłyszeć jak śpiewasz:))
Cieszę się, że wyprawa im się udała! Pozdrawiam ciepło! P.S. Już dwie fioletowe zakwitły jak szalone! W jeden dzień :))
OdpowiedzUsuńte stare odmiany to są jednak odporne, niech Ci się darzy!
Usuń:*
UsuńAch, gdzie te czasy? Dobrze ze dobrzy ludzie jeszcze są na świecie! A ty witaj nam z powrotem Klarko!
OdpowiedzUsuńO Albanii nie zawsze dobrze piszą więc skoro fajnie było to wielka ulga dla mnie Klarko. Pozdrawiam-;))
OdpowiedzUsuńJuż wiem ,dlaczego miałaś taką przerwę ,cos podobnego przeżywałam w zeszłym roku ,jak syn z synową i 8-letnim wnukiem wybrał się autem przez :Wiedeń,Wenecję,Włochy,Monaco ,Francje a parę dni siedzieli pod Barceloną -dzień zaczynałam od FC i odpoczełam jak ich zobaczyłam na własne oczy -dla nich wycieczka życia a dla mnie koszmar;rozumie i pozdrowki -Eliza F.
OdpowiedzUsuńW Albanii można dostać za darmo szklankę nie tylko wody, ale i pysznej, zimnej frappe :) Jednak obecnie coraz trudniej trafić w tak gościnne progi...
OdpowiedzUsuńAnaberry
Takie miejsca sa najpiekniejsze...
OdpowiedzUsuńSerdecznosci
Judith
Ach te wspomnienia...
OdpowiedzUsuńNie ma już takich wsi, od czasu gdy wszystko można przeliczyć na pieniądze. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNie zgodzę się z tobą Antoni.Jestem ze wsi,nie zliczę nieznajomych którzy przewinęli się przez moją kuchnię,a taka leciwa jeszcze nie jestem:)Pozdrawiam.Basia
UsuńJa też się nie zgodzę. Mam na wsi działkę, ale nie mieszkam tam. Dużo byłoby przykładów nie przeliczania na pieniądze czy to tej przysłowiowej szklanki wody, czy pomocy czysto sąsiedzkich.
Usuń(po 50)
jest bardzo wiele takich wsi, trzeba tylko na nie trafić.
UsuńNie pisałem, że nie ma takich ludzi. Byli i są dobrzy ludzie. Zmieniły się natomiast na wsiach obyczaje.
UsuńMam swoje dwudziestoletne doświadczenie na wsi w górach. A jeżeli gdzieś jest inaczej to pozostaje mi się tylko cieszyć.
Pozdrawiam
sama mam ochotę ryknac z całego serca cokolwiek, choćby i chryzantemy złociste :-D
OdpowiedzUsuńKawa, słońce, Gucio leży na słonecznej plamie i twój las pachnący poziomkami. Nie może być lepiej <3
Fajnie że Albania przychylność okazała :)
OdpowiedzUsuńRafal vel lipton_ER
Cieszę się, że wyprawa się udała, a Ty pewnie się cieszysz, że już wrócili :) Klarka, to tak zupełnie nie na temat, ale może Ty będziesz wiedziała, bo u mnie nikt nie potrafi twego wyjaśnić, czemu na grobach nie zasuwa się płyt zanim nie minie 6 tygodni? A może u Was nie ma takich zwyczajów? Wiem, że lato i tematy lżejsze i komentarz weselszy powinien być, ale od dłuższego czasu mnie to trapi.
OdpowiedzUsuńnie mam pojęcia
UsuńA nie chodzi tutaj czasem tylko o sprawy praktyczne, tj. aby ziemia najpierw się uleżała i nie zapadła pod płytą
UsuńGłośnie śpiewanie było dobrym pomysłem Babci :)
OdpowiedzUsuńA częstowanie wodą czy zsiadłym mlekiem za darmo - ech, gdzie te czasy!
"dzień kobiet, dzień kobiet
OdpowiedzUsuńniech żyją nam zdrowe - i panie w klasie i mamy
i woźna, kucharka i szkolna lekarka
im wszystkim kwiaty rozdamy!"
haha nie wiedziałam, że to jeszcze pamiętam
a dzisiaj rano w rozmowie z koleżanką wspomniałam, że chciałabym przez chwilę mieć znów te 10-15-20 lat, usiąść przy stole z babcią, do której wyjeżdżałam co wakacje na wieś (kilka razy pozwolono wnukom spać w stodole na sianie :))
zanosić miskę z żarciem ogromnemu psisku - niestety przy budzie na łańcuchu, ale był zawsze drugi mniejszy psiak przy domu, no i koty ;))
wyjść do lasu o świcie na grzyby, albo w polu przy żniwach pomagać snopki wiązać, potem płakać myjąc podrapane przedramiona, przerzucać siano na łące żeby przed wieczorem wyschło,
popluskać się w Warcie po gorącym dniu,
...pogadać po prostu z babcią, bo wtedy chyba "za młoda" byłam
Teraz po przeczytaniu TEJ notki wspominam dalej...
kurczę, starzeję się, czy co? :D
pozdrawiam - eM.
(szkoda, że moje dzieci nie będą mieć takich wspomnień, ale każdy ma przecież swoje własne, prawda? i wierzę, że znajdzie się w nich kawałeczek miejsca dla nas :)
aaaaa!!! nie wiedziałam, że się tak rozpisałam, nie chciałam aż tyle miejsca "sobą" zajmować
Usuń:)) eM.
a co Ty myślisz, że ja nie lubię czytać? sto razy lepiej jest czytać jak pisać, więc pisz ile chcesz, dla mnie to radość
UsuńNajpierw oczy mi się zarosiły od wspomnień,potem ze śmiechu:)))Kocham twoje historie Klarko:)
OdpowiedzUsuńBasia
Ach, pojechałoby się pod taki namiot...
OdpowiedzUsuńKlarko, dla Ciebie :-)
OdpowiedzUsuńJeżdziliśmy pod namiot pod Szczecin, rozbijaliśmy się całą grupą, około 20 namiotów, mnóstwo młodzieży, mieliśmy własne kajaki, łodki, wielkie butle z gazem, którymi nabijało się małe i ogromną czaszę spadochronu, która służyła za świetlicę. Była także włąsnoręcznie zbudowana wędzarnia a także ubikacja zwana Karolkiem, nie wiem dlaczego. Co roku jeżdziliśmy w to samo miejsce, leśniczy traktował nas jak rodzinę, mieliśmy nawet szlaban na początku biwaku, że to taka nasza ziemia jakby. Ale to było w środku lasu tyle że nad jeziorem i po wodę chodziło się z baniakami do źródełka. Albo płynęło, bo było bliżej. Jak jeszcze byłam panienką to całe noce spędzaliśmy nad jeziorem... taa, rozmarzyłam się :-)
Pojechałam tam również z mężem i synkiem, który miał rok i dwa miesiące. Zanim nie wydeptaliśmy sobie ścieżek to była tam bardzo wysoka trawa, mój tata założył wnukowi dzwoneczek na szyję, taki od wędki, żeby w tej trawie nam się nie gubił. Poza tym synio próbował przestawiać pieńki ściętych i nie wykopanych drzew, bo to były nasze stołeczki, mył zęby i pluł do dołka, jak dorośli i kiedyś tak energicznie plunął, że nam do niego wleciał. A pierwsze słowo jakiego się nauczył na biwaku było - pada? koniecznie ze znakiem zapytania. Było bardzo gorąco i ciągle padało - chodził w kaloszkach i z wielką pieluchą, kalosze były za duże i jak ktoś brał go na ręce to reszta leciała łapać kalosze. No, na razie chyba wystarczy. Chciałam, żebyś też miała co czytać, bo lubisz:-D
super, dzięki:))
Usuńi nikt się na pewno nie otruł, nie złapaliście cholery, salmonelli i żółtej febry i dziecko nie ma traumy po takich wczasach??
:* jeszcze raz dziękuję:))
Nic nie złapaliśmy, wodę źródlana piliśmy razem z dziećmi nieprzegotowana. Konserwy na wyjazd zbieraliśmy cały rok. Na biwaku nie mieliśmy lodówek, wszystko funkcjonowało na zasadzie dółow w ziemi. Dół musiał być tak zrobiony zeby po naszym wyjeździe położyć darn na miejsce i zeby nie było nic widać. W takim dole było zimno i trzymaliśmy w nim swoje puszki. Rano ktoś szedł po puszki na śniadanie a reszta robiła zakłady co przyniesie. W dole wszystkie papierowe napisy się odklejaly, takie były wtedy puszki. I przed otwarciem nie wiedzieliśmy czy to mielonka czy tym razem paprykarz bo puszki były jednakowe :-)
UsuńA propo puszek w których nie wiadomo co było.
UsuńW Niemczech są rozbudowane zwyczaje weselne. Córka mojej przyjaciółki ,gdy wychodziła za mąż od swoich sąiadów ,na nową drogę życia dostała całą michę konserw, na których nalepki były celowo poprzemieniane,było tam kilkanaście puszek.
Klarko fajnie że znowu piszesz.
Sianokosami mi zapachniało ;-) Co tam mleko, co tam pierogi, co tam miejsce na nocleg, najbardziej wdzięczni powinni być za to śpiewanie :-)
OdpowiedzUsuńEch, wspomnienia lata na wsi. Mimo, ze lato jest, wieś ta sama, to jakoś zapachy, odczucia, nie te same (czyżby dojrzałość zaczęła się zakradać? )
Ciesze się, że dzieci zadowolone wróciły. Podziwiam pomysł na wycieczkę :-)
To wlasnie byla slynna staropolska goscinnosc, ktora w dobie obecnej znieczulicy wyginela smiercia naturalna...
OdpowiedzUsuńZaręczam, że nie wyginęła, ino... Trochę się jej profil zmienił. Ale nic poza tym ;-)
UsuńMiłe wspomnienia i ta mądrość babci. Też mnie ostatnio wzięło na miłość do babci i w drodze powrotnej z wstępu do wakacji zapisałam kilka kartek w kalendarzyku wspomnieniami z opowieści mojej ukochanej babci. A opowieści te sięgają czasów przedwojennych. Bardzo bym chciała ocalić te wspomnienia dla moich dzieci.
OdpowiedzUsuńByłam w Albanii...ale za krótko i w miejscu, w którym raczej nie można poznać gościnności tubylców.W Sarandzie i Butrinti- zwanym bałkańskimi Pompejami. To co pamiętam z Albanii to wielka bieda, chude krowy i niezliczona ilość, a dokładniej około 750 tysięcy schronów- bunkrów, budowanych jeden przy drugim na przestrzeni niemal całego kraju. Odpał zupełny:)
OdpowiedzUsuńciepło napisane, i jak zawsze bardzo wciągająco :)
OdpowiedzUsuńMiłe wspomnienia...
♥
Ech te wspomnienia i te czasy...
OdpowiedzUsuńJednak inne były i ludzka życzliwość była inna...
Odczucia sa zwykle bardzo indywidualne. Szkoda, ze nie sa to Twoje wlasne, bylyby o wiele wiele barwniejsze i z charakterystycznym humorem obserwatorki. Mam na mysli tylko te albanskia zyczliwosc gdzie woda i wóda sie jeszcze leja obficie.
OdpowiedzUsuńInne wspomnienia sa fajne: tak bardzo regianalne (paryja, borowka a nie czarna jagoda) i ten dzien kobiet :)