niedziela, 7 lipca 2013

strudzonemu dajże wody..

Od czasu do czasu, przeważnie latem, ścieżką wiodącą na Brzankę szli turyści. Czasem była to grupa hałaśliwych kolonistów (dziadek Fabian ich nie cierpiał bo biegali jak dziki niszcząc wszystko po drodze, zrywali niedojrzałe owoce i wywracali ustawione w pocie czoła kopki zboża) częściej szło kilkoro młodych ludzi ubranych w wojskowe kurtki z plecakami na ramionach.
Zatrzymywali się koło dziadkowej wozowni na odpoczynek, było to ostatnie otwarte miejsce, potem już ścieżka wiodła do lasu stromo w górę. Czasem prosili o wodę lub pytali, czy jeszcze daleko. Mama wynosiła nieznajomym kwaśne mleko w półlitrowych garnuszkach mówiąc, że lepiej się napiją mlekiem i nie ma za co dziękować bo mleka jest cała bańka, na zdrowie.
Pewnego lata dwójka młodych ludzi rozbiła maleńki namiot w paryi. Latem paryja wysychała, podmokłe łąki zarastały wysoką trawą, w krystalicznie czystym strumyku przemykały cienie pstrągów, na stoku dojrzewały maliny, pachniało ziołami, poziomkami i paprocią. Polanę zewsząd otaczał las i tylko błotnistym wąwozem idąc w górę jak na piec można było dotrzeć do cywilizacji.
Tak to miejsce widziała ta dwójka, ja tam biegałam na poziomki i na borówki po kilka razy dziennie i mi do głowy nie przyszło, że to dzicz!
Przyszli pewnego dnia do babci kupić ziemniaków, chcieli sobie upiec w ognisku. No gdzie za parę ziemniaków brać pieniądze, grzech bym miała! – tak powiedziała babcia Klarka, i tak z pewnością myślała.
Innym razem mama kazała mi zanieść „turystom” talerz pierogów z borówkami, polanych gęstą śmietaną.
- Tylko pamiętaj, masz całą drogę śpiewać a jak dojdziesz do grubej jodły to stań i zawołaj, że coś przyniosłaś.
- A co mam śpiewać?
- Co chcesz, byle głośno, żeby słyszeli, że idziesz.
Wydawało mi się to bez sensu ale mamy trzeba słuchać bo jak nie to marny los.
Szłam niezwykle ostrożnie trzymając przed sobą miskę i darłam się jak nawiedzona
dzień kobiet dzień kobiet
niech każdy się dowie że dzisiaj święto dziewczynek
uśmiechy są dla nich
zabawa i taniec piosenka z radia popłynie!
Zabijcie mnie, do dziś nie wiem, dlaczego śpiewałam akurat to, wiem natomiast, dlaczego miało być głośno. Wy pewnie również się domyślacie.
Wreszcie stanęłam pod grubą jodłą, jakieś dwadzieścia metrów od polanki z namiotem  i zawołałam – proszę pani, nasza mama mi coś kazała przynieść!
To było tylko parę pierogów a „turyści” dziękowali mamie chyba z pół godziny.
Którejś nocy rozpętała się burza i leniwy strumyk przeobraził się w rwący potok, zalewając łąkę aż po pierwsze drzewa. Dla obozowiczów z paryi natychmiast znalazło się miejsce na sianie nad wozownią. Kiedy wyjeżdżali, chcieli dać mamie jakieś pieniądze ale ona o zapłacie nie chciała słyszeć.  

nasi kupowali ser
zdjęcie A.J.

Dzieci wróciły zachwycone Bałkanami. Albania gościnna, życzliwa, serdeczna. Tam jeszcze można dostać za darmo szklankę lodowatej wody i nie tylko wody;)


45 komentarzy:

  1. Fajne i krzepiące są Twoje teksty. Zapachniało poziomkami...

    OdpowiedzUsuń
  2. Wspaniały powrót do dzieciństwa,aż czuję smak tych pierogów.Izka

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękne wzwyczaja, świat z nimi był lepszy.
    Witaj z powrotem. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak drzewiej bywało też pamiętam te czasy i te pierogi i mleko zsiadłe i podbieranie z glinianego garnka śmietany, mając nadzieję że się nie wyda :)
    Pamiętam też letników, na sianie chcieli spać w stodole, czuć zapach upału lipcowego, zjeść proste danie z mlekiem, zjeść kawałek chleba z pieca o zapachu niepowtarzalnym. Ech dzieciństwo i młodość.
    Klarko dziękuję za przywołanie wspomnień, pozdrawiam i cieszę się ze jesteś.

    OdpowiedzUsuń
  5. Powody dlaczego miałaś śpiewać i to głośno przychodzą mi do głowy dwa. Pierwszy - śpiewający musi mieć puste usta, więc mama wiedziała, że coś doniosłaś. Drugi - no cóż, no wakacje, ale i turyści czasem potrzebują odrobiny prywatności :)
    Zazdroszczę takiego życia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zeżarcie pierogów wykluczam bo do dziś nie bardzo lubię borówki (czarne jagody) więc zostaje ten drugi powód;)

      Usuń
  6. Klarko mój wspaniały DZiadek mówił mi ,że dobro wraca ,że warto być poprostu dobrym człowiekiem ... Przykład tego dałaś,,,że gdzieś nawet daleko ale jednak szklanki wody nie pożałował i jak tu nie wierzyć ...Twój syn był tym ,kim turyści dla twoich Dziadków...Dzięki za to co napisałaś -wraca wiarę w ludzi -tak bardzo nam tego brakuje.pozdrawiam -Eliza F.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie tak pomyślałam - dobro powraca ;)
      Chciałabym usłyszeć jak śpiewasz:))

      Usuń
  7. Cieszę się, że wyprawa im się udała! Pozdrawiam ciepło! P.S. Już dwie fioletowe zakwitły jak szalone! W jeden dzień :))

    OdpowiedzUsuń
  8. Ach, gdzie te czasy? Dobrze ze dobrzy ludzie jeszcze są na świecie! A ty witaj nam z powrotem Klarko!

    OdpowiedzUsuń
  9. O Albanii nie zawsze dobrze piszą więc skoro fajnie było to wielka ulga dla mnie Klarko. Pozdrawiam-;))

    OdpowiedzUsuń
  10. Już wiem ,dlaczego miałaś taką przerwę ,cos podobnego przeżywałam w zeszłym roku ,jak syn z synową i 8-letnim wnukiem wybrał się autem przez :Wiedeń,Wenecję,Włochy,Monaco ,Francje a parę dni siedzieli pod Barceloną -dzień zaczynałam od FC i odpoczełam jak ich zobaczyłam na własne oczy -dla nich wycieczka życia a dla mnie koszmar;rozumie i pozdrowki -Eliza F.

    OdpowiedzUsuń
  11. W Albanii można dostać za darmo szklankę nie tylko wody, ale i pysznej, zimnej frappe :) Jednak obecnie coraz trudniej trafić w tak gościnne progi...
    Anaberry

    OdpowiedzUsuń
  12. Takie miejsca sa najpiekniejsze...
    Serdecznosci
    Judith

    OdpowiedzUsuń
  13. Nie ma już takich wsi, od czasu gdy wszystko można przeliczyć na pieniądze. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zgodzę się z tobą Antoni.Jestem ze wsi,nie zliczę nieznajomych którzy przewinęli się przez moją kuchnię,a taka leciwa jeszcze nie jestem:)Pozdrawiam.Basia

      Usuń
    2. Ja też się nie zgodzę. Mam na wsi działkę, ale nie mieszkam tam. Dużo byłoby przykładów nie przeliczania na pieniądze czy to tej przysłowiowej szklanki wody, czy pomocy czysto sąsiedzkich.

      (po 50)

      Usuń
    3. jest bardzo wiele takich wsi, trzeba tylko na nie trafić.

      Usuń
    4. Nie pisałem, że nie ma takich ludzi. Byli i są dobrzy ludzie. Zmieniły się natomiast na wsiach obyczaje.
      Mam swoje dwudziestoletne doświadczenie na wsi w górach. A jeżeli gdzieś jest inaczej to pozostaje mi się tylko cieszyć.
      Pozdrawiam

      Usuń
  14. sama mam ochotę ryknac z całego serca cokolwiek, choćby i chryzantemy złociste :-D
    Kawa, słońce, Gucio leży na słonecznej plamie i twój las pachnący poziomkami. Nie może być lepiej <3

    OdpowiedzUsuń
  15. Fajnie że Albania przychylność okazała :)
    Rafal vel lipton_ER

    OdpowiedzUsuń
  16. Cieszę się, że wyprawa się udała, a Ty pewnie się cieszysz, że już wrócili :) Klarka, to tak zupełnie nie na temat, ale może Ty będziesz wiedziała, bo u mnie nikt nie potrafi twego wyjaśnić, czemu na grobach nie zasuwa się płyt zanim nie minie 6 tygodni? A może u Was nie ma takich zwyczajów? Wiem, że lato i tematy lżejsze i komentarz weselszy powinien być, ale od dłuższego czasu mnie to trapi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A nie chodzi tutaj czasem tylko o sprawy praktyczne, tj. aby ziemia najpierw się uleżała i nie zapadła pod płytą

      Usuń
  17. Głośnie śpiewanie było dobrym pomysłem Babci :)
    A częstowanie wodą czy zsiadłym mlekiem za darmo - ech, gdzie te czasy!

    OdpowiedzUsuń
  18. "dzień kobiet, dzień kobiet
    niech żyją nam zdrowe - i panie w klasie i mamy
    i woźna, kucharka i szkolna lekarka
    im wszystkim kwiaty rozdamy!"

    haha nie wiedziałam, że to jeszcze pamiętam

    a dzisiaj rano w rozmowie z koleżanką wspomniałam, że chciałabym przez chwilę mieć znów te 10-15-20 lat, usiąść przy stole z babcią, do której wyjeżdżałam co wakacje na wieś (kilka razy pozwolono wnukom spać w stodole na sianie :))
    zanosić miskę z żarciem ogromnemu psisku - niestety przy budzie na łańcuchu, ale był zawsze drugi mniejszy psiak przy domu, no i koty ;))
    wyjść do lasu o świcie na grzyby, albo w polu przy żniwach pomagać snopki wiązać, potem płakać myjąc podrapane przedramiona, przerzucać siano na łące żeby przed wieczorem wyschło,
    popluskać się w Warcie po gorącym dniu,

    ...pogadać po prostu z babcią, bo wtedy chyba "za młoda" byłam

    Teraz po przeczytaniu TEJ notki wspominam dalej...
    kurczę, starzeję się, czy co? :D

    pozdrawiam - eM.

    (szkoda, że moje dzieci nie będą mieć takich wspomnień, ale każdy ma przecież swoje własne, prawda? i wierzę, że znajdzie się w nich kawałeczek miejsca dla nas :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. aaaaa!!! nie wiedziałam, że się tak rozpisałam, nie chciałam aż tyle miejsca "sobą" zajmować
      :)) eM.

      Usuń
    2. a co Ty myślisz, że ja nie lubię czytać? sto razy lepiej jest czytać jak pisać, więc pisz ile chcesz, dla mnie to radość

      Usuń
  19. Najpierw oczy mi się zarosiły od wspomnień,potem ze śmiechu:)))Kocham twoje historie Klarko:)
    Basia

    OdpowiedzUsuń
  20. Ach, pojechałoby się pod taki namiot...

    OdpowiedzUsuń
  21. Klarko, dla Ciebie :-)
    Jeżdziliśmy pod namiot pod Szczecin, rozbijaliśmy się całą grupą, około 20 namiotów, mnóstwo młodzieży, mieliśmy własne kajaki, łodki, wielkie butle z gazem, którymi nabijało się małe i ogromną czaszę spadochronu, która służyła za świetlicę. Była także włąsnoręcznie zbudowana wędzarnia a także ubikacja zwana Karolkiem, nie wiem dlaczego. Co roku jeżdziliśmy w to samo miejsce, leśniczy traktował nas jak rodzinę, mieliśmy nawet szlaban na początku biwaku, że to taka nasza ziemia jakby. Ale to było w środku lasu tyle że nad jeziorem i po wodę chodziło się z baniakami do źródełka. Albo płynęło, bo było bliżej. Jak jeszcze byłam panienką to całe noce spędzaliśmy nad jeziorem... taa, rozmarzyłam się :-)
    Pojechałam tam również z mężem i synkiem, który miał rok i dwa miesiące. Zanim nie wydeptaliśmy sobie ścieżek to była tam bardzo wysoka trawa, mój tata założył wnukowi dzwoneczek na szyję, taki od wędki, żeby w tej trawie nam się nie gubił. Poza tym synio próbował przestawiać pieńki ściętych i nie wykopanych drzew, bo to były nasze stołeczki, mył zęby i pluł do dołka, jak dorośli i kiedyś tak energicznie plunął, że nam do niego wleciał. A pierwsze słowo jakiego się nauczył na biwaku było - pada? koniecznie ze znakiem zapytania. Było bardzo gorąco i ciągle padało - chodził w kaloszkach i z wielką pieluchą, kalosze były za duże i jak ktoś brał go na ręce to reszta leciała łapać kalosze. No, na razie chyba wystarczy. Chciałam, żebyś też miała co czytać, bo lubisz:-D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. super, dzięki:))
      i nikt się na pewno nie otruł, nie złapaliście cholery, salmonelli i żółtej febry i dziecko nie ma traumy po takich wczasach??
      :* jeszcze raz dziękuję:))

      Usuń
    2. Nic nie złapaliśmy, wodę źródlana piliśmy razem z dziećmi nieprzegotowana. Konserwy na wyjazd zbieraliśmy cały rok. Na biwaku nie mieliśmy lodówek, wszystko funkcjonowało na zasadzie dółow w ziemi. Dół musiał być tak zrobiony zeby po naszym wyjeździe położyć darn na miejsce i zeby nie było nic widać. W takim dole było zimno i trzymaliśmy w nim swoje puszki. Rano ktoś szedł po puszki na śniadanie a reszta robiła zakłady co przyniesie. W dole wszystkie papierowe napisy się odklejaly, takie były wtedy puszki. I przed otwarciem nie wiedzieliśmy czy to mielonka czy tym razem paprykarz bo puszki były jednakowe :-)

      Usuń
    3. A propo puszek w których nie wiadomo co było.
      W Niemczech są rozbudowane zwyczaje weselne. Córka mojej przyjaciółki ,gdy wychodziła za mąż od swoich sąiadów ,na nową drogę życia dostała całą michę konserw, na których nalepki były celowo poprzemieniane,było tam kilkanaście puszek.

      Klarko fajnie że znowu piszesz.

      Usuń
  22. Sianokosami mi zapachniało ;-) Co tam mleko, co tam pierogi, co tam miejsce na nocleg, najbardziej wdzięczni powinni być za to śpiewanie :-)
    Ech, wspomnienia lata na wsi. Mimo, ze lato jest, wieś ta sama, to jakoś zapachy, odczucia, nie te same (czyżby dojrzałość zaczęła się zakradać? )
    Ciesze się, że dzieci zadowolone wróciły. Podziwiam pomysł na wycieczkę :-)

    OdpowiedzUsuń
  23. To wlasnie byla slynna staropolska goscinnosc, ktora w dobie obecnej znieczulicy wyginela smiercia naturalna...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaręczam, że nie wyginęła, ino... Trochę się jej profil zmienił. Ale nic poza tym ;-)

      Usuń
  24. Miłe wspomnienia i ta mądrość babci. Też mnie ostatnio wzięło na miłość do babci i w drodze powrotnej z wstępu do wakacji zapisałam kilka kartek w kalendarzyku wspomnieniami z opowieści mojej ukochanej babci. A opowieści te sięgają czasów przedwojennych. Bardzo bym chciała ocalić te wspomnienia dla moich dzieci.

    OdpowiedzUsuń
  25. Byłam w Albanii...ale za krótko i w miejscu, w którym raczej nie można poznać gościnności tubylców.W Sarandzie i Butrinti- zwanym bałkańskimi Pompejami. To co pamiętam z Albanii to wielka bieda, chude krowy i niezliczona ilość, a dokładniej około 750 tysięcy schronów- bunkrów, budowanych jeden przy drugim na przestrzeni niemal całego kraju. Odpał zupełny:)

    OdpowiedzUsuń
  26. ciepło napisane, i jak zawsze bardzo wciągająco :)
    Miłe wspomnienia...

    OdpowiedzUsuń
  27. Ech te wspomnienia i te czasy...
    Jednak inne były i ludzka życzliwość była inna...

    OdpowiedzUsuń
  28. Odczucia sa zwykle bardzo indywidualne. Szkoda, ze nie sa to Twoje wlasne, bylyby o wiele wiele barwniejsze i z charakterystycznym humorem obserwatorki. Mam na mysli tylko te albanskia zyczliwosc gdzie woda i wóda sie jeszcze leja obficie.
    Inne wspomnienia sa fajne: tak bardzo regianalne (paryja, borowka a nie czarna jagoda) i ten dzien kobiet :)

    OdpowiedzUsuń

Twój komentarz