niedziela, 22 grudnia 2024

znów o tym psie

 Gdyby nie Hania to nie byłoby Mikuliny - stwierdziłam, patrząc z pobłażaniem na psinę, która zabrała z miski kawałek jedzenia i poszła jeść pod stół. 

Hania od pierwszego roku życia chodziła do żłobka a tam były zajęcia z psem, czyli dogoterapia, i dziecko nauczyło się wiele o relacji - człowiek - zwierzę. Pamiętam te chwile, gdy wracała z rozpromienioną buzią gdy "blabladol" był na zajęciach. 

Potem już zawsze moja wnuczka lgnęła do piesków i to nie tylko żywych, tych pluszowych i tych z książek również. A jeszcze ten serial w którym psy ratują świat! To dopiero było. 

W tym roku na wiosnę dość ostrożnie napomknęłam dziecku, że być może adoptujemy psiaka, ale to nic pewnego. I wyznaczyłam termin - jak przejdę na emeryturę. 

Ale przecież byłam chora i należało się liczyć z moją kondycją i brać pod uwagę wiele rzeczy. Koszty, opieka, wychowanie, sprzątanie i nie wiadomo co bo tak jest ze zwierzęciem z azylu, a tylko taką adopcję brałam pod uwagę. Świata nie zbawię ale życie jednemu psu mogę poprawić. 

Jak to się stało, że Mika trafiła do nas pół roku wcześniej? Pewnego wieczoru wypełniłam deklarację fundacji  https://zwierzetainterwencje.pl/pl/ myśląc, że formalności potrwają długo, pewnie z miesiąc. A tu już rano zadzwonił telefon i pani z fundacji gotowa była przyjechać do mnie od razu z psem! To była niedziela i ja nic dla psa nie miałam, żadnego jedzenia, szelek, obroży, no nic. A poza tym różnie bywa - czy tak od razu dostaniemy psa? Przecież nie każdy się nadaje nawet do opieki nad trzykrotką a co dopiero nad żywym stworzeniem po przejściach. 

Przyjechała. Wycofana, smutna. Wraz z nią dostałam wyprawkę - szelki, kilka puszek i torebkę suchej karmy. Pierwszy okres nie był łatwy bo okazało się, że Mikę bolą uszy i potrzebne było leczenie. Znosiła wszystko dzielnie, trwała przy mnie dzień i noc i powoli się rozkręcała. 

Na spacerach biegała "jak tatar krymski" i stała się psem obronnym - trzeba się bronić bo zaliże człowieka. 

Nie wiem jak to się stało, ale jesteśmy rodziną od pierwszego spojrzenia. Hania ma Mikulinę, Mikulina ma Hanię. Tęsknią za sobą. Kiedy dziewczynka wysiada z auta, sunia stoi przy drzwiach na dwóch łapkach i skowyczy z niecierpliwości a potem razem się bawią. To znaczy Hania godzinę skacze przez sznurek a pies podziwia te skoki i ewentualnie przełazi pod sznurkiem pod warunkiem, że po drugiej stronie jest smaczek. Znajduje też smaczek pod kubkiem, raz na pięć razy. Hania wyśpiewuje "Mika, Mika Mikulina dobry piesek dobra psina" a ta wariatka wymachuje ogonem w kółko i ma taki uśmiech na mordce że śmiejemy się wszyscy. 

Jednego tylko żałuję. Że nie adoptowaliśmy psa wcześniej. Nie wiedziałam, że to będzie takie bezproblemowe i da nam tyle radości. 

4 komentarze:

  1. Pies, to tylko zwierzę- powiedzą niektórzy. Nieprawda. To przyjaciel, który nie odstąpi od człowieka tylko dlatego, że nie zawsze karma w misce jest najlepszej jakości. Psia miłość jest bezwarunkowa. Zgadzam się w stu procentach że "pies, to anioł, który zrezygnował ze skrzydeł, by móc zostać z człowiekiem".
    Mojej Suni już nie ma. Czekam na znak, że wraca w innej postaci. Obiecała.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak pięknie napisałaś. To jest miłość.

    OdpowiedzUsuń
  3. :-))
    oj tak, psy są do zakochania i one kochaja.

    OdpowiedzUsuń

Twój komentarz