Kiedy banany były rarytasem a pomarańcze nosiło się ciężko chorym do szpitala, nastąpiła rewolucja. To nie jest za duże słowo. Przemiana ustroju dotknęła nas w szczególny sposób – po kolei traciliśmy pracę a strach przed jej utratą był tak wielki, że mobbing stał się powszechnym narzędziem. Jakby ludzie nie byli dostatecznie gnębieni.
Krzysiek stracił pracę pierwszy. Poszedł wówczas pracować do jakiejś zewnętrznej firmy do Huty i tam zasuwał łopatą przy taśmie. Ale i ta firma szybko upadła. I od tego się zaczęło – zaczęli ze szwagrem handlować na placu.
Najpierw bananami. Królem bananów żaden nie został bo to stanowisko zostało już obsadzone przez przedsiębiorczego faceta, który rankiem przywoził kilkadziesiąt kartonów bananowców, zrzucał je w kilku punktach placu a tam już sprzedażą ze stolika zajmowali się ludzie zatrudnieni na godziny. Owoce ważono na zwykłej kuchennej wadze, pieniądze trzymane były w pudełku, o kasie i paragonach nikomu się nie śniło. Jeśli ktoś przytomny zauważał, że kiść nie waży pół kg tylko mniej to lekką ręką dorzucano mu dodatkowe sztuki i już. Właściciele budek byli wściekli bo towar, który wcześniej był deficytowy i niesłychanie drogi, teraz mógł sobie kupić każdy. Przebicie nie było wielkie ale dało się z tego żyć nawet po opłaceniu zusu i skarbówki.
Lanza zrobił podobnie. Jeździł kilka razy w tygodniu do Niemiec i tam kupował te pachnące proszki do prania, płyny do płukania, mydła i nie pamiętam co jeszcze, a dla nas kawę, herbatę, czekolady i czekoladę w proszku. Najwięcej schodziło złotej Alvorady. Ludzie byli zachwyceni i kupowali wszystko jak leci. Ja jeszcze wtedy stałam przy taśmie w mleczarni.
Jednak nie będzie o Lanzie tylko o Andrzeju który tramwaju się nie lękał. Ale to jutro bo nikt nie lubi długich kawałków na blogu.
Uwielbiam banany - mogę się nimi odżywiać codziennie jak rok długi i to trzy razy dziennie. A tu, na szczęście dla mnie, są dostępne jak rok długi i znacznie tańsze niż jabłka. Banany i jabłka to moje podstawowe owoce.
OdpowiedzUsuńa ja nie bardzo, wolę jabłka i orzechy
UsuńPamiętam sytuacje w rodzinie, koło roku 86, kiedy na stole ktoś położył banana a dziecko zapytało, mamo, czy ja to lubię?
OdpowiedzUsuńZ bananami mam wspomnienie że szkoły, że trzeba uważać, bo można się poślizgnąć na skórce od banana. Tak było w czytance, a wtedy nauczycielka skomentowała że chyba nie dożyjemy takich czasów aby banany były dla wszystkich. Był wtedy w 4 klasie podstawówki, ( czyli ponad 40 lat temu)Pierwsze kiwi jadłam u babci, dostała w prezencie na imieniny, było twarde i kwaśne.
OdpowiedzUsuń