Te proszki do prania były bardzo dobre, tak samo kawa. Jak jechałam do mamy to zawsze zawoziłam jej trochę tych rzeczy i po kilku latach, gdy te produkty zaczęły wchodzić na polski rynek, moja mama oznajmiła - to jest całkiem co innego. Te oryginalne są dużo lepsze! Nie wiem, ile było w tym prawdy a ile legendy, ale..ja uważam tak samo.
Niedawno (aż się wstyd przyznawać że jestem taki blogo-żebrak) dostałam wspaniałą paczkę z niemiecką chemią i dzięki temu odkryłam między innymi piorące listki! Wiem, wiem, ja jestem łasa na wszelkie nowinki i trzeba mieć dystans do moich zachwytów, ale takie drobiazgi ułatwiające życie jak te listki to dla mnie rewelacja. Bo ja jestem z tego pokolenia, które pamięta zbrylony w kamień proszek ixi od którego robiły mi się rany na dłoniach, proszek Cypisek od którego wszystko żółkło, myjkę do naczyń z gazy i landrynki na wagę które sklepowa przed ważeniem rozbijała odważnikiem.
Ej, do brzegu, miało być o handlu na placu i o Lanzie oraz o Andrzeju, który tramwaju się nie lękał. To może jutro.
Zaczekamy do jutra... ;-)
OdpowiedzUsuńProszek Lanza, niemiecki, ale pewnie z fabryki w Polsce ;)
OdpowiedzUsuńPamiętam landrynki w tutce z szarego papieru i karmelowe kogutki na patyku i blok kakaowy... Oj dużo pamiętam 🤭Czekam cierpliwie na Twoje refleksje o dawniejszym handlu. 🙂
OdpowiedzUsuńNa naszym targowisku do dziś są punkty sprzedaży towarów z Niemiec.
OdpowiedzUsuńPamiętam jeszcze marmoladę w blokach, mleko w kankach, ryz preparowany i oranżadę w proszku...
jotka
Pamiętam ,landrynki rozbijane odważnikiem! I cholerny cypisek ,od którego ja miałam uczulenie,potem tarłam szare mydło na zwykłej tarce i w nim gotowałam pieluchy...........
OdpowiedzUsuńale pieluchy były paskudne, żółte i teściowa nie pozwalała mi ich wieszać na polu bo wstyd
UsuńA ja pamiętam oranżadę w fololiowym woreczku. To była ohyda!
OdpowiedzUsuńNatomiast oranżadka w proszku wysypywanaz torebki na łapę i dokładnie wylizywana była pyszna.
Ale to wcześniej niż Wasza spożywka.
Też pamiętam proszek Ixi. Również szare mydło i płatki mydlane. Na Kleparz rzadko chodziłam, bo bliżej miałam"ryneczek" przy ulicy wtedy Dzierżyńskiego.
OdpowiedzUsuńna Lea
UsuńJa pamiętam cukierki irysy. Jak się zaczęło żuć to buzię skleiły i zębów nie chciały puścić.
OdpowiedzUsuńTeż poczekam na dalszą część:)
Te targi straciły swój regionalny charakter. Teraz od morza do Tatr te same produkty i jak tu przywieść do domu coś oryginalnego.
OdpowiedzUsuńChemię kupuję w Niemczech, bo mam blisko. Też mi się wydaje, że jest lepsza.
OdpowiedzUsuńMieszkam w Niemczech od 2017 roku- wiele produktów z półki chemicznej nieco obniżyło ( po pandemii) jakość, bardzo dużo małych "przedsiębiorstw", a zwłaszcza punktów gastronomicznych padło. Padają też giganty przemysłowe. Po prostu wszyscy w pogoni za zyskiem "przedobrzyli" zlecając produkcję w "tanich fabrykach" i jest tak naprawdę nadprodukcja wszystkiego.
OdpowiedzUsuńSynowie przyjaciół handlowali na targach (objazdowo), owocnie, bo kupili mieszkania. Ale z 5 lat nie było kolegów, dziewczyn i imprez tylko zasów. Do dzisiaj jesteśmy pod wrażeniem zawziętości i wytrwałości, nie było na kogo liczyć, sami wypracowali sobie lepsze życie.
OdpowiedzUsuńNaprawdę proszki do prania przeznaczone na niemiecki rynek sa lepsze. By utrzymać niższą cenę na ten sam produkt w Polsce, producent zastępuje droższe składniki tańszymi, gorszej jakości, słabe środki zapachowe itp. Smutne ale prawdziwe...
OdpowiedzUsuń