(muzyka ze starego kina) litościwie nie zapodam, nućcie sobie sami.
Dawno, dawno temu, gdy Klareczka była młoda i silna jak koń, wolnych sobót nie było wcale.
Tak kochana młodzieży, w sobotę szło się do szkoły i do pracy, sklepy, przychodnie i urzędy pracowały normalnie ale za to w niedzielę wszystko było pozamykane i nieczynne. Z tymi sklepami to krzywdy wielkiej nie czuliśmy bo w powszedni dzień półki były puste więc nie było sensu otwierać ich w święto. O, przepraszam - dwa razy do roku niedziele były handlowe (tak to się nazywało) - przed świętami. Nawet wtedy "rzucali" jakiś lepszy towar, kakao, pomarańcze albo szynkę konserwową.
W soboty trudniej było o chleb i mleko, kto nie kupił rano to miał przechlapane, już w południe półki z pieczywem były puste. Znów sobie coś uświadomiłam - młodsze pokolenie może tego nie wiedzieć - mleko miało dwudniowy termin przydatności do spożycia a chleb kupowało się na bochenki luzem, pani podawała i nie było odwołania i macania (Iziu daj mi miększy) najpierw sprzedawało się ten z poprzedniego dnia, na nalepce miał fałszywą datę tak samo jak mleko, sama kapslowałam to wiem, nabijało się zawsze z jutrzejszą datą produkcji.
Namieszałam? Trudno. Piszę na bieżąco nie tak jak dawniej w wordzie, szkoda czasu, mam w domu naprawdę dużo roboty. Krzysiek nie ma wolnych sobót więc w domu ogarniam wszystko sama.
W gastronomii wolnego dnia od pracy nie było nigdy to znaczy ja nie miałam, wtedy płacono za nadgodziny naprawdę dobrze więc ja dziewczyna z biedy nauczona pracy od dziecka wolałam pieniądze bo po co mi wolne, na odpoczynek wystarczyło mi parę godzin snu. Jak to młody organizm się szybko regeneruje! Pracowałam więc calutki sezon turystyczny od rana do wieczora i miałam wypłaty jak górnik. Wszystkie te pieniądze wydałam na ciuchy. I bardzo dobrze bo jak wyjechałam z domu to miałam jedne dżinsy, jedne buty i bieliznę na zmianę a pieniędzy tylko na bilet w tamtą stronę.
W życiu dorosłym (etap "życie dorosłe") nie wiedzieć czemu nazywam od przeprowadzki do Krakowa) pracowałam na zmiany, w mleczarni ciągnęło się dwa tygodnie bez wolnego, od poniedziałku do niedzieli pierwsza zmiana, w poniedziałek druga zmiana do piątku i dwa dni wolnego.
Do brzegu bo przypomniałam sobie o czym chciałam napisać na początku.
Doceniam weekend, rozumiem radość z piątku ale zachwyciła mnie wolna środa dlatego stanowczo domagam się wprowadzenia wolnego od pracy w środku tygodnia! Nie byłam wczoraj zmęczona, nie chciało mi się płakać w autobusie (czasem chce mi się płakać bo nie mam sił stać) a dzisiaj wstałam świeżutka i wypoczęta o szóstej i zaraz zabieram się za pranie, sprzątanie, gotowanie i inne domowe obowiązki.
A może uda mi się zwalczyć te chęci i pooglądam seriale, popiszę na fejsie, pogadam przez telefon..
Miłego weekendu!
Środa wolna, nie głupi pomysł. Ale wolne od środy do poniedziałku to już zbyt dużo.
OdpowiedzUsuńnudziłaś się?
Usuńproponuję jeszcze puzzle ułożyć i wieczór nadejdzie
OdpowiedzUsuńsobotnie usmiechy zostawiam :)
przypomniałaś mi o nich, czas!
UsuńZapomniałaś dodać, że mleko po dwóch dniach nie było do zagotowania ale po 4 dniach było kwaśne mleko pod warunkiem że było z porządnej mleczarni bez proszku IXI.
OdpowiedzUsuńPo drugie - trzeba wyraźniej. Była dwa rodzaje chleba; z nocy i świeży.
Pozdrawiam
ps.
Świeta idą, okna pomyte ?. Na co czekasz jak jest pogoda. Może myślisz że będzie taki smog i nic nie będzie widać ?.
zawsze ma czyste okna!
Usuńnie lubię firanek ;)
mi się dziś śniło, że mj mąż umył okna ale tak źle, że sie popłakałam :pp
Usuńz sennika klarkowego - płacz z powodu źle umytych okien - dostaniesz w prezencie torebkę!
UsuńKlarko!
UsuńMasz najprawdziwszy sennik na świecie!
Mąż mój jest w kraju, w którym prawie na pewno coś mi kupi:)))
Tak, tak, środy są fajne. Pracowałam w tutejszym "Zakładzie Pracy Chronionej" i miałam wolną środę (oprócz soboty i niedzieli). I było super. Trzy dni - to już prawie wakacje - trudno się pózniej przystosowac do roboty. A w środę rączki odpoczęły, pranie zrobione, kot wyczesany i "hoppa!"
OdpowiedzUsuńświęto w środku tygodnia powoduje, że mylą mi się następne dni i tak - w czwartek myślałam, ze jest poniedziałek a w poniedziałek mam na dziewiątą.
UsuńA mi się marzy praca i brak wolnego czasu.
OdpowiedzUsuńWszystkim pracującym życzę miłego wypoczynku.
Wanda
często osoby niepracujące zawodowo są postrzegane jakby wcale nic nie robiły, to jest dopiero krzywdzące!
UsuńPacz, a ja to juz wszystko zapomnialam... I jak przed swietami trzeba bylo stac w kolejce po chleb bo ludzie po kilka bochenkow kupowali i caly czas donosili swieze. Mleko codziennie rano stalo w butelkach na progu, dwa litry swieze, codziennie. Co my z tym mlekiem robilismy? :-)
OdpowiedzUsuńinny styl życia, inne nawyki kulinarne, ludzie jedli na śniadanie makaron z mlekiem, fuj!
UsuńO jeijku!Nie wiedziałem,że ktoś to jeszcze pamięta...Myślałem,że tylko ja taki stary...
OdpowiedzUsuń;))
UsuńAle w soboty zawsze było tylko pięć lekcji i to było fajne. A przejściowo
OdpowiedzUsuńbyła jedna sobota w miesiącu wolna, potem bardzo stopniowo ich ilość wzrastała. Ale te wolne soboty spowodowały, że się w pozostałe dni tygodnia dłużej pracowało.Co do mleka -w tamtych czasach mleko od producenta do odbiorcy docierało w ciągu 7 dni. Nie wiem ile czasu teraz to zajmuje, ale ponieważ są konserwanty, to teraz może i dwa tygodnie??? Ale mleko nigdy nie było u mnie problemem- nie używałam po prostu. Chleb- zawsze wystany w kolejce w piekarni. Reszta zakupów- w W-wie nie było tak tragicznie. a w 1976 r, byłam w stanie odmiennym i kupowałam wszystko bez kolejki. Potem było stanie w kolejce dla matek z dziećmi, a moja tak się darła w sklepie,że wszyscy mnie przepuszczali.
I wiesz - zawsze nienawidziłam weekendów.
Miłego, ;)
wozak jeździł rano po wsi, zbierał bańki i zawoził do zlewni a ze zlewni odbierała mleko cysterna i tak mleko trafiało do mleczarni w ciągu tego samego dnia, tam dopiero było wirowanie, przetwarzanie czyli dolewanie wody itd
Usuńa skąd ta nienawiść do weekendów?
Gdy pracowałam i jeszcze nie było dziecka, to wszystkie zaległości domowe (pranie, sprzątanie, gotowanie "na zaś" przypadało na sobotnie popołudnie i na niedzielę. Gdy już nie pracowałam to okazywało się, że nie za bardzo jest gdzie się wybrać, bo w weekend wszyscy nagle gnali do parku, ZOO , kina lub do podwarszawskich miejsc "wypoczynku", więc wszędzie były dzikie tłumy i zero infrastruktury.
UsuńMiłego, ;)
Pamiętam jako dzieciak jak mnie w kolejki po chleb ustawiali i te papierki porozkładane do macania chleba (wyobrażacie to sobie teraz?), a jak ktoś miał mamę, która w mleczarni pracowała to te taśmy z kapslowania mleka i śmietany na szkolnej choince za dekoracje robiły, kolega kółka z dalekopisu jako confetti przynosił i była zabawa :) Miłego odpoczynku, pozdrawiam
OdpowiedzUsuńnosiłam te długie taśmy do dekoracji remizy i do wieszania na czereśni, szpaki się tego bały
UsuńJa czwartek wzięłam za poniedziałek jeszcze w środę wieczorem, kiedy to nastawiłam dzwonek budzika na poniedziałek:) Dlatego również postuluję o wole w środy;)
OdpowiedzUsuńStare kino pamiętam, było w niedzielę po Teleranku, który przesypiałam, ale kino oglądałam :) W pewną niedzielę zamiast niego, wystąpił pewien generał...
Pozdrawiam :)
a ja mam ochotę nastawić budzik na..marzec ;)
Usuńserdeczności!
Klarko może nie powinnam, ale napisałaś: "Z tymi sklepami to krzywdy wielkiej nie czuliśmy bo w powszedni dzień półki były puste więc nie było sensu otwierać ich w święto". Starsza jestem od Ciebie o ładnych klika lat, mama mnie do sklepu posyłała gdy czegoś zapomniała, pamiętam te sklepy, mam je przed oczami, pełne półki, ale może tak było w dużych miastach tylko? Później już sama gospodarzyłam jako dwudziestoletnia zamężna kobieta :) bardzo dobrze pamiętam sklepy i wędliny jakie wtedy kupowałam, kolejki owszem były ale wystarczyło, mleka mało bo nie lubię, ale chleb który jak piszesz najpierw był sprzedawany ten z zeszłego dnia, czyli zostawał na półkach skoro był sprzedawany najpierw, prawda? ten chleb odświeżałam. Być może za tej złej komuny były puste półki, ale ja ich nie pamiętam. I w latach osiemdziesiątych też nie pamiętam tylko octu a dziecko swoje wychowałam nie na occie.
OdpowiedzUsuńZa to pamiętam ciężką pracę na trzy zmiany, młoda dziewczyna jaką wtedy byłam 18 lat, zdawałam egzaminy w Technikum po pracy na nocną zmianę, bywało że spałam cztery godziny na trzy dni, jak ja to przeżyłam, nie wiem, nie pamiętam. Tak, tę ciężką pracę bardzo pamiętam, aż za dobrze.
w latach osiemdziesiątych kartkowych przed sklepami koczowały tłumy ludzi a gdy "rzucili" towar, kupujący toczyli bójki
Usuńprzypomnij sobie przywileje - szczęśliwcy mogli kupować w specjalnych sklepach a reszta miała ochłapy albo znajomości
kupowałam biovital dla dziecka w pewexie tak samo jak pierwsze klocki lego, w normalnych sklepach nie do zdobycia
Może uściślę datami. Pamiętam sklepy w latach pięćdziesiątych, W siedemdziesiątym roku byłam młodą mężatką w 1980 moja córka miała cztery lata. Widzisz jaka ja już stara jestem? :)) Te sklepy te kartki doskonale pamiętam rozumiem że Ty w latach osiemdziesiątych będąc nastolatką nie możesz pamiętać sklepów z wcześniejszych lat, komuny. Kupowałam biovital w aptece.
UsuńPowrót do młodości ok, w każdej chwili, ale nie do realiów z tamtych czasów. Tego nie chciałabym i nie tęsknię za mydłem na wagę, octem na półkach, zdobywaniem papieru toaletowego o wątpliwej jakości i solonym masłem z norweskiego odrzutu.
OdpowiedzUsuńto tak jak ja
Usuńwitaj :)
Dziękuję za miłe powitanie. Twojego bloga czytam od bardzo dawna.
OdpowiedzUsuńczasem mnie martwiło a częściej ciekawiło - czemu tak jest - kilkaset wejść a komentarzy kilka i zawsze od tych samych osób? Może nie chcąc mi sprawić przykrości nic nie piszą bo musieliby krytykować, może wchodzą przypadkiem i porzucają stronę jak się porzuca zakupy w sklepie internetowym. Ale sama teraz tak robię - czytam a nie daję znaku, że byłam, nie chcę pisać byle czego a nie mam czasu dla wszystkich.
UsuńDroga Klarko, zagladam tu do Ciebie od lat. To pierwszy blog, który zaczélam czytac systematycznie i robié to do dzisiaj. Bardzo lubié czytac to co piszesz ale nie mam zwyczaju komentowania.
UsuńJa jestem z 1973 i sporo pamietam z tamtych czasów. Moze to dziwne ale cieplo je wspominam. Kiedy zagladam tu do Ciebie to przypominajá mi sie tamte stare czasy ale równiez dowiaduje sie o tym jak zyje sie w Polsce dzisiaj. Ja wyjechalam 20 lat temu.
Piszesz wspaniale Klarko.
Pozdrawiam, Kasia
Jak, jako uczennica, czytałam, że Tomek Sawyer ma wolne od lekcji soboty, to myślałam, że to fikcja literacka.:)
OdpowiedzUsuńPrzez jakiś czas kupowaliśmy mleko od znajomego chłopa, który na biednych, głupich inteligentów patrzył z wyższością...
no masz a ja gdy tylko się przyznaję że mam wykształcenie rolnicze to ludzie patrzą na mnie z wyższością, uczą mnie podstaw obsługi komputera a rozmowy zaczynają od "tam u was na wsi"
Usuńuwielbiam to, przyjmuję wszelkie wskazówki bez mrugnięcia okiem a nawet dziękuję, robię swoje i śmieję się w środku
Tylko ciekawe, że wiele z tych osób może powiedzieć: "kiedy w wakacje jeździłem do babci na wieś..." :)))
UsuńJa teraz mieszkam na wsi, wyprowadziłam się z miasta po ślubie. I jestem zadowolona. Chociaż my nie mamy gospodarstwa i jesteśmy ciągle "tymi z miasta".
W tamtych czasach ów znajomy czuł się ważniejszy (co nam dawał do zrozumienia przy każdej okazji), bo on miał mleko, krowę, świnie, mógł sobie upiec chleb itp. A "te miastowe" to bida, niezaradne, no i przyszła koza do woza itp.
Ja idąc na studia nie miałabym tzw. punktów za pochodzenie. Dobrze że gdy zdawałam egzaminy to już to znieśli. :))
wywołana do odpowiedzi - a ja nie pisze komentarzy bo zaraz zadaję dziwne pytania - to dlaczego nie mówisz że masz wykształcenie inżynierskie a jesteś specjalistą od ... tu wstawiamy odpowiednio wyrafinowaną a zarazem konkretną specjalność z branży rolnej ( serowar? - bo przecież ta branża bardzo wielo-wymiarowo-specjalizacyjna jest. ps. jako spec i to z wiejskim rodowodem ( czytaj : tradycyjną wiedzą rolniczą) musisz się strasznie śmiać ze wszystkich magistrów -osiedleńców, odkrywających prawdy oczywiste a nieznane, bo wiedzy tradycyjnej kto miał nauczyć. (a nie chcesz przypadkiem napisać i opisać?)
Usuńps. 2 dlaczego nie ma słonych jogurtów? ew. wytrawnych znaczy nie słodkich i nie owocowych. czy są jakieś przeszkody technologiczne? a jak się nazywa 'specjalista od jogurtów' w branży rolnej?
Klarko napisałaś całą prawdę o tamtych czasach, realiach życia w PRL-u. Sama pochodzę ze wsi, przyjechałam z tobołkiem niezbędnych rzeczy na stancję. Miałam wtedy 19 lat i maturę w kieszeni. Naukę w studium pobierałam popołudniami, 6 dni w tygodniu, a rano byłam listonoszką. Nie mogłam pogodzić jednego z drugim, bo kiedy chciałam sumiennie wykonać pracę, brakowało mi czasu żeby zdążyć na zajęcia, czasem na 12.00. Dałam rade. Kiedy założyłam rodzinę, brakowało wszystkiego. Mleko w butelkach rzadko kiedy było zdatne do podania dziecku. Potem już tylko było trudniej. Po transformacji pracowałam w handlu(biuro), jak niewolnik, 7 dni w tygodniu. Dziecko w żłobku, bo strach o utratę pracy był silniejszy niż instynkt macierzyński. Mimo tych kłopotów radziliśmy sobie i w domu i w pracy.
OdpowiedzUsuńMyślę, że dzisiaj jest lżej, ale młodzi bardziej się zastanawiają przed założeniem rodziny.
Kiedyś w jednym miejscu (domu) mieszkało kilka pokoleń w zgodzie i harmonii. Teraz najpierw dom, najlepiej z ogrodem, samochód (najlepiej wypasiony). Dopiero potem rodzina. Czasem bardzo późno, albo wcale. Singli mamy dużo. Czy tak wygląda szczęście?
Pozdrawiam Klarko:)
Musiało Ci być bardzo trudno, podziwiam zwłaszcza za połączenie nauki, pracy i mieszkanie na stancji - młody człowiek musiał być samodzielny, sam podejmować wszystkie decyzje bo nie było telefonu do mamy!
UsuńTrudno mi powiedzieć kto ma czy miał lepiej, na pewno jest inaczej a szczęście znaczy dla każdego coś innego. Moja koleżanka odprowadza sześcioletnią córeczkę do szkoły przed siódmą rano i mała jest tam 10 godzin i dłużej choć lekcje kończy już przed dwunastą. Tyle godzin musi siedzieć na świetlicy. I kto to biedne dziecko wychowuje? Kiedy ono ma wypocząć, poczuć się swobodnie, przytulić do mamy, pobawić z bratem? Kto z tych dzieci wyrośnie.
Klarko, pracowałam siedem dni w tygodniu, a w niedzielę sprzątanie, pranie, gotowanie, smażenie, czy pieczenie. Gdy patrzę na młodych, także zapracowani. I jedynie różnicę widzę w czasie wykonywania tych czynności. Dawniej robiłam to w ciągu jednego dnia, obecnie zajmuje mi to wszystko kilka dobrych dni. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńte codzienne powtarzalne czynności zabierają mniej czasu dzięki różnego rodzaju urządzeniom,bardzo to sobie cenię
UsuńWolne środy popieram! Albo chociaż zamiast 8 godzinny dzień pracy to 5...?
OdpowiedzUsuńJa pamiętam jak po cukier czy inne luksusy to trzeba bylo cala rodzina stać w kolejce bo jak się sklepowa uparła to nie dala tylko na podstawie kartki, trzeba jeszcze bylo przyjść osobiście! I stały babcie, dziadkowie, rodzice i dzieci, nawet te najmniejsze. A sklepowa z sąsiedztwa, znała przeciez wszystkich i dobrze wiedziała ile ludzi w każdym domu mieszka. Mleka u nas w butelkach nie bylo, ale na wies to po co by mieli mleko przywozić jak krowę miał każdy. Rano jezdzil wozak takim wozem platformowym i darł sie na całe gardło: Mleko! Mleko! Oczywiście darł sie tylko jak ktos zaspał i banki z mlekiem nie wystawił. Mleko i śmietanę wiec mieliśmy zawsze świeże:-) a chleb tez, bo tata w piekarni pracowal i przywoził ciepły jeszcze.
PS. Ale ile ja bym dala, żeby zjeść takiego bloku czekoladowego, który bardzo rzadko ale czasami pojawiał sie w sklepie!
i tamtego masła. w konwi z mleczarni przywiezonego przez wozaka:))) to było masełko...
Usuńhe he nasz wozak masła nie przywoził, ale to może dlatego że jak wracał to spał pijany na tym wozie, a koń do domu szedł sam, wolniutko, bańkę każdy zdążył zabrać;-)
Usuńkobietawbarwachjesieni:
OdpowiedzUsuńOgromnie sympatyczny cieplutki wpis.Pozdrawiam.
Twój pomysł realizują już chyba gdzieś na zachodzie
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Jeszcze pamiętam te pracujące soboty. :)
OdpowiedzUsuńI ten chleb na bochenki, bez możliwości wyboru, i mleko z dwudniowym terminem przydatności do spożycia. Ciekawa jestem, kiedy o takich rzeczach współcześni będą się dowiadywać w muzeum :).
Bo o NRD, które żyło jeszcze za moich czasów już się robi muzea!
Pozdrowienia, fajne są te wolne dni. Niestety tłumacze najczęściej dostają zlecenia z piątku na poniedziałek rano, po całym tygodniu suszy ludzie biorą i nawet robią za zwykłą stawkę. Ja ostatnio wymiękam, szukam czegoś nowego...
pozdrowienia!
O tak, dzięki tej wolnej środzie byłam w pracy bardziej produktywna niż w normalnym tygodniu. Wolne środy byłyby super.
OdpowiedzUsuńNo tak, chyba będziemy pracować do setki ...
OdpowiedzUsuńI wolne weekendy nie pomogą...
Pozdrawiam serdecznie
Oj, ile ja ksiazek w tych kolejkach przeczytalam! Najbardziej przeszkadzalo mi, ze ludzie tak sie pchali, jakby od tego mialo byc szybciej... Zwlaszcza latem;) Pamietam tez tzw. "kolejke dla uprzywilejowanych". Pracowalam wtedy jako opiekunka PCK. Ile sie musialam nasluchac: mloda, zdrowa, bez brzucha i bez wozka to jakim prawem? Legitymacje pokazywalam tylko "sklepowej".
OdpowiedzUsuńdobrze, ze to se ne wrati...
Pozdrawiam
tezMonika
Witam serdecznie... ja właśnie z tych "wchodzących, nie komentujących"... bo cóż miałabym mądrego napisać? wprawdzie nie jestem "baba ze wsi" (jak to niektórzy brzydko mówią), ale "dziołcha spod hołdy", więc ślązaczka z dziada-pradziada! wszystko co tu napisane jest jak najbardziej prawdziwe... i kolejki, i kartki na mięso, i brak podstawowych produktów... ale wyprowadziłam się na wieś opolską z mojego ukochanego Śląska i co słyszę...Jak to było fajnie za komuny! wszystko można było ZAŁATWIĆ... za kilka jajek, za kilo swojskiej kiełbasy, za domową szynkę, za świeżego kurczaka! Taaa... tylko, że moja mama miała 3 dzieci, jedną lichę pensję z huty i żadnych przywilejów kartkowych, czy kolejkowych! Nie miała gdzie uchować tego kuraka, czy zrobić domowej kiełbasy... Każdy ma swoje racje: jedni widzą pozytywy, inni tylko negatywy swojego życia... Punkt widzenia zależy jednak od punktu siedzenia ... Strasznie się rozpisałam, jak na pierwszy raz! Pozdrawiam Klarko serdecznie, Gabrysia Wysocka.
OdpowiedzUsuńmiło Cię widzieć i mam nadzieję na więcej komentarzy
Usuńczy wiesz, że czasem mam ochotę kasować jeden czy drugi blog ale nie robię tego wiedząc, że jest tu wiele pracy komentatorów i ich zaangażowania więc tak naprawdę te blogi wcale nie są tak całkiem moje
15 lat temu na mojej 'letniskowej ' wsi ( bo ja miastowa) wozak odbierał mleko od 120 krów rozłożonych symetrycznie w ilości 1-4sztuk/obejście po całej wsi. I dostarczał do lokalnej spółdzielni mleczarskiej w celu przerobu. I w jej sklepach oraz tradycyjnej spółdzielni sprzedaży produktów wiejskich czyli PSS Społem te produkty były. Mleczarni nie ma, krowa we wsi jest 1 ( słownie : jedna). Francuskie spółdzielnie spożywcze zwane kooperatywami mają się znakomicie, są potęgą gospodarczą i sprzedają np.swoje sery - u nas.
OdpowiedzUsuń