lubię pisać na ganku |
Zacznę
od tego, że ze wszystkich grup wiekowych najbardziej kocham to właśnie 25+. Jak
nie kochać własnych dzieci. I od tego się wszystko zaczyna.
Kiedy
my mieliśmy 25 lat.
Był
rok 89. Za nami lata tak trudne, że trudniejszych nie pamiętam. Śmiało mogę
powiedzieć – najgorszy czas w moim życiu. Otaczający nas ludzie to dwa
pokolenia – jedno pamiętające wojnę, drugie przez nich wychowane. To pierwsze
nauczone niekochania. Nie kochać, nie przywiązywać się, walczyć o przetrwanie,
nikomu nie ufać i nie wierzyć. To drugie – pozbawione bezpieczeństwa i
godności. Każdy mógł bezkarnie dziecko poniżać, bić, wyśmiewać, gardzić nim.
Obejrzyjcie sobie polskie filmy – choćby „Kogel –mogel”. Tylko opiekunka
traktuje dziecko dobrze, babka i rodzice są wobec Piotrusia opryskliwi, straszą
go i poniżają. To nie są sceny wymyślone na potrzeby filmu, są wzięte z życia.
Najczęstszą
metodą wychowawczą było bicie. Wstydziliśmy się rozbierać na lekcjach
wychowania fizycznego. Pręgi na nogach nie budziły współczucia tylko śmiech.
Nie
mówię, że wszystkim dzieciom było źle i wszystkie były tak traktowane. Obawiam
się jednak, że jeszcze niejedna straszna tajemnica wyjdzie na jaw, sądzę
również, że nikt nie wierzy, że pedofilia i dzieciobójstwo pojawiły się dopiero
od kilkunastu lat.
W
latach osiemdziesiątych byliśmy już dorośli. Prawda, wielu z nas mieszkało w wielopokoleniowej rodzinie. Z czym to się
wiązało? Z obowiązkami na rzecz tej rodziny. Młoda matka musiała pokazać, jaka
jest pracowita i obrotna, musiała, mając pod opieką niemowlę, zająć się nie
tylko dzieckiem, była często traktowana przez pozostałych członków rodziny jak
służąca. Bo siedziała w domu. Mężczyźni mieli szczególne przywileje, może to wynikało z tego, że mężczyzn było mniej, szli do wojska, ginęli w wypadkach i wcześnie umierali.
Och, jak się jeden z drugim chwalił, gdy został
godzinę z dzieckiem sam, no, sukces. Ale pieluchy już nie zmienił. Największym
powodem do dumy było mąż, który nie pił i nie palił.
Codziennie
czynności wymagały ciężkiej fizycznej pracy. Pranie w wirnikowych pralkach, prasowanie,
obieranie sterty warzyw, ręczne zmywanie. Brak środków chemicznych. Noszenie
zakupów w rękach. Prawie nikt nie miał samochodu.
Walczyłyśmy
o miłość. Żeby nasze dzieci nie były wyśmiewane, zawstydzane i bite. Bardzo
żałuję, że nie było wtedy mody na chustę, ale i tak miałam nosidełko. Wszystko
można przy dziecku zrobić i wcale nie trzeba go porzucać. Piszę to, bo ciągle słyszałam – odłóż go, popłacze i
przestanie. Inne matki słyszały również – nie trzeba dziecku zabraniać iść do
Boga jak chce. Jak chce, czyli jeśli często choruje. Czyli nie trzeba go
leczyć, ma żyć to przeżyje.
Praca
zawodowa. Była, kto chciał, szedł do pracy. Kto nie chciał, został tam wysłany
przymusowo. Kobiety nie miały nakazu pracy. Zarabiały dużo mniej niż mężczyźni i pracowały dużo ciężej. Rzadko która kobieta wracała z pracy pijana. A mężczyźni - owszem, często.
Co
z tego, że szło się do pracy, jak za zarobione pieniądze nic nie można było kupić.
Ile razy płakałam w kolejce, Bo stałam
kilka godzin a kiedy już dotarłam do lady, brakło towaru i musiałam wracać do
domu z pustą siatką. Powiedz dziecku, że nie ma nic do chleba bo nie było w
sklepie. Powiedz dziecku, że w domu jest zimno, bo nie możesz kupić węgla.
Dziwicie się, że paliłam w piecu jabłoniami. Dobrze, że nie ścianą działową.
Taki pomysł też był.
Nie
mówię, że było komuś lepiej czy gorzej. Z naciskiem na komuś. Sami możecie o
tym napisać. Na pewno było inaczej. Tak
samo, jak teraz jest inaczej. Mnie jest dużo lepiej. Uwielbiam te wszystkie
wynalazki, z których mogę korzystać i korzystam. Zamierzam robić jeszcze milion rzeczy. Nie wstydzę się uczyć, pytać
młodszych o wszystko, czego nie wiem, i nie sądzę by z tego powodu ucierpiał
mój autorytet. Uważam również, że wymiana doświadczeń nie jest pouczaniem, choć
jestem z tym ostrożna. Wolę się nie odzywać. Choć pisać mi nikt nie zabroni.
Klarko masz racje,ze nie ma sie co licytowac.Kto ma lub mial lepiej.Ale ja uwazam ,ze my bylismy i jestesmybardziej odporne na rozne przeciwnosci.
OdpowiedzUsuńteż tak uważam
UsuńWitam Klarko,
OdpowiedzUsuńWidzę, że chyba ktoś Ci dokuczył i musiałaś "ulać" trochę emocji. Ja w 1989r. miałam 16 lat i dużo pamiętam z tamtego okresu i wcześniejszych lat. Uważam, że teraz żyje się zdecydowanie łatwiej (choć też ponosi się "koszty").
Miłego popołudnia, Małgosia
czasem mi się wyczerpuje limit cierpliwości i optymizmu
UsuńAż się poryczałam - Klarko - jak mi przypomniałaś o mojej młodości... Wolę tego nie pamiętać i cieszyć się tym co jest teraz. A cierpliwości i optymizmu też mam ostatki. Dobrze, że już z górki...
OdpowiedzUsuńno to Ty, dość się naryczałyśmy, teraz to tylko wino i śpiew, a jak płakać to ze śmiechu
Usuńja miałam dobrze.naprawdę dobrze.Panna z dobrego domu;).Milo wspominam tamten czas.Rodzice i dziadkowie ktorzy WSPIERALI na każdym kroku i to nie jest bajka...BEZ NICH mnie by nie było....
OdpowiedzUsuńMoja mama poświęcila większą część Swojego mlodego życia bym żyła...bardzo cieżko chorowalam,nie dawali mi szans...mama sięzaparła...
Kościół? - ksiązdz stwierdzil że ktoś taki jak ja (chorowity) jest na pewno opóźniony (umysłowo) i JAK NAUCZY SIĘ KATECHIZMU DO KOMUNII?!?
nauczyłam sie wszystkiego w trzy dni i ku jego zdziwieniu zdałam śpiewajaco...
Nie chcieli mnie przyjać do podstawówk i!!! - bo jak to tak ? statystyki sobie dyrektor będzie psuł ?!?
Znalazła się szkoła ktora mnie przyjęła - byłam NAJLEPSZĄ uczennicą przez wszystkie lata ....(nawet te,w których praktycznie mnie nie bylo bo chorowałam...)
Tak,to byly czasy...
A i - dzieci NIE powinna pani mieć...no bo pani taka chorowita...
A mam.I zdrowe !
Dzieki mojej kochanej rodzinie przetrwałam.Ale tej sily coraz mniej...i czarne myśli atakują;/
otóż człowieczeństwo, po co ma żyć niedorajda,
Usuńbardzo Cię podziwiam
ja jestem z tej drugiej strony....25+, w 89r miałam 9 lat i bardzo dobrze wspominam ten okres - kolonie, wczasy z rodzicami, niczego mi nie brakowało, nic nie przeszkadzało ( no poza tymi kolejkami za kawą, której z racji wieku nie piłam, ale swoje odstać musiałam), rodzice byli bardzo zaradnymi ludźmi- tata umiał załatwić (art. spożywcze) prawie wszystko, a mama szyła nam sukienki z jakiś prześcieradeł, robiła na drutach swetry itp. Jedyne czego mi brakowało to porządne , dziewczęce buty- zawsze miałam jakieś sznurowane...Tato pracował na kopalni, a mama w fabryce suwaków. Mama bardzo dobrze wspomina swoją pracę- zrobiła co jej kazali w ciągu 4 h, a resztę czasu mogła czytać książki...dziś nie do pojęcia ... każde pokolenie ma swoje ciężary...faktycznie nie ma co się licytować...jednego mi jednak z tamtych czasów brak - obecności drugiego człowieka, tych niezapowiedzianych wizyt znajomych, rodziny itp. W dzisiejszych czasach przeszkadza mi chyba najbardziej ten " wyścig szczurów", który zaczyna się już od przedszkola....
OdpowiedzUsuńmój syn jest kilka lat młodszy od Ciebie i też nie pamięta tego, co ja opisuję, bo przecież byliście dziećmi, a potem z roku na rok było coraz lepiej, skończyły się kolejki, zapisywaliśmy Was na angielski, bananów było pod dostatkiem i nikt nie chował puszki szynki na święta.
Usuńha, pamiętam tę szynkę konserwową...miała taki inny smak...a pierwszego banana jadłam w 87roku, w Międzyzdrojach, była mega kolejka po te owoce i dostał nam się tylko jeden -na czterech!!!!! pamiętam tez pomarańcze-tylko na święta, do dziś też wiem ile kostek ma czekolada, do mnie należał jej podział na wszystkich członków rodzinny, pamiętam też strajk w Jastrzębskiej kopalni - zawoziłam z tatą jedzenie strajkującym tam znajomym, dzięki Twojemu wpisowi " otwarła się szufladka" z wspomnieniami....ja lubię słuchać opowieści z tamtych lat, oglądać filmy obnażające PRL, dzięki temu potrafię docenić sobie to co mam, co mogę zapewnić moim dzieciom, dziękuje Bogu, że świat się zmienił....gdyby nie to....gdyby nie ten szalony postęp, dostęp do informacji mój syn byłby dziś kaleką...
UsuńSzczera prawda,każde pokolenie ma swoje ciężary ale i radości.W 89 roku miałam 6 dzieci,często gęsto płukałam pranie /miałam Franie/w rzece,ręcznie doiłam 4 krowy,karmiłam dużo świń,nie mówiąc o ciężkiej pracy w polu.Nigdy moi chłopcy nie byli głodni ,brudni.Niestety mam wyrzuty sumienia że tak ciężko pracowali/chociaż jak teraz mówią nie maja do nas żalu bo wszystko potrafią zrobić i nie czekają na gotowe/Kolejki,brak podstawowych rzeczy ,pazernośc ludzi,którzy mieli czas i wiecznie za czymś stali pierwsi doprowadzała mnie do szału i łez.Mimo tego panowała wśród ludzi solidarność,przyjażń,chęć spotykania się ,zabawy.Teraz tego brakuje.A pokolenie naszych babć i dziadków, rolników ,którzy nie mieli ubezpieczenia zdrowotnego,którzy nie mili żadnej renty i byli na łasce dzieci,przeszli różne losy wojenne.Jak o nich pomyślę to się cieszę że mam chociaż te swoje 830 zł.i mogę za nie sobie "poszaleć"
OdpowiedzUsuństaram się tłumaczyć rzeczowo i spokojnie, jak na przykład wyglądało pranie pieluch, ale tego się nie da opowiedzieć komuś, kto nigdy nie prał w takich warunkach, jak te, o których piszesz. Bo kiedy pada pytanie - a po co prasowałaś? mówię - bo prałyśmy prawie w zimnej wodzie, tak, jakbyś teraz prała na 40 stopniach, a to były pieluchy, mocz, kupa, więc zarazki itd. Trzeba było prasować ze względów higienicznych, gorące żelazko zabija bakterie. Dla nas to była codzienność, wyprać kilkanaście pieluch, rozwiesić itd. Wiesz, do dziś nie cierpię prasowania;))
Usuń"Obiema ręcyma" podpisuję się pod Twoim wspomnieniem Klarko.
OdpowiedzUsuńUcząc w szkołach średnich często nawiązywałem do tamtych czasów aby pokazać znaczenie takich cech jak pracowitość, przedsiębiorczość, oszczędność itd. Czasem słuchali ze zrozumieniem, ale częściej okazywali zniecierpliwienie, bo być może wystarczająco dużo słyszeli na ten temat w swoich domach aby znieść jeszcze i moje porównania?
Było, minę e eło, było minęło, było....I dobrze
i samodzielność - musieliśmy sobie radzić bez telefonu. Na przykład kiedy odwoływali ostatni autobus do mojej miejscowości (20;10) jechałam pociągiem i szłam do domu 7 km. W domu byłam koło północy. Nie było telefonu i nie było do kogo zadzwonić, żeby przyjechał i podwiózł. Bałam się jak diabli, ale przecież miałam 15 lat, wierzyłam w duchy i całą drogę się ze strachu modliłam. :))))
UsuńCzasem jak przeczytam jakiś Twój wpis to siedzi we mnie kilka dni, tygodni, a nawet miesięcy. I boję się, że z tym też tak będzie, boję, bo ja lubię myśleć tylko o tym co dobre i pozytywne..
OdpowiedzUsuń(w '89 miałam 9 lat, mamą zostałam dopiero w ubiegłym roku, w życiu by mi nie przyszło do głowy powiedzieć, że jakiekolwiek inne pokolenie miało lepiej niż my)
Ja też nie lubię tak pisać, wolę, gdy się razem śmiejemy.
Usuńdobra pojechałam ze wspomnieniami za daleko;))
OdpowiedzUsuńw 89 mój syn miał dwa lata...
Był taki tygodnik :"Kobieta i życie" - w nim to ukazała się fotografia mojego taty na tle pustych półek pewnego Samu- znalazłam tego pana w internecie,TO ZDJĘCIE również po latach wielu poszukiwań ale pan nie odezwał sie do mnie a szkoda....
TO ZDJĘCIE ukazało się PO JEGO SMIERCI niejako w rocznicę...Wykupilam cały nakład gazety z kiosku ,latałam na pocztę by zadzwonić do domu - by też kupili !!! ( na pocztę bo tylko tam był telefon i czekalo się czasem godzinę na połaczenie....)
Nie chceili uwierzyć dopóki nie zobaczyli zdjęcia...
Generalnie tych czasów nie odczuwam źle.Pamietam je jak przez mgłe - w sensie kolejki itepe,moze dlatego że w Częstochowie - tam wtedy mieszkaliśmy było łatwiej? Nie wiem.
No i mialam automat,pieluchy tam praliśmy ale sięprawoało i tak;).X-men prasowął codziennie 66 pieluch !!! taki z naszego synka był Lejek;))))
ja długo nie miałam wody i kanalizacji, więc i tak nie byłoby gdzie podłączyć pralki
UsuńNie miałam tak ciężko, jak Wy, ale i tak uważam, że dawniej było paskudnie pod względem mentalnym. Teraz też jest dosyć paskudnie, ale na nieco inną modłę. Wierzę, że nadejdą lepsze czasy, szkoda, że już niekoniecznie dla mnie:-))).
OdpowiedzUsuńW 89 roku miałam dwoje małych dzieci. Pieluchy prałam ręcznie i gotowałam w kotle, bo nie miałam pralki ani żelazka, gdyż nawet stanie przez tydzień w kolejce na zmiany nie gwarantowało zakupu. Teściowie tak stali, ale nie udało się nic kupić, bo zabrakło. Mieszkaliśmy w hotelu asystenta, łazienka była w piwnicy i mieszkały w niej szczury. Prusaki były wszędzie. Prócz siebie, dzieci, książek i płyt, paru ciuchów oraz wielkiej maszyny do pisania, nie mieliśmy nic. Mimo tego wspomnienia mam fajne. Najważniejsze, że zawsze spotykałam wokół siebie dobrych i życzliwych ludzi. Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńEch Klarko, Ty jak już coś napiszesz to człowiek ma o czym myśleć przez tydzień.
OdpowiedzUsuńW 89 miałam 8 lat. Co z tamtych czasów pamiętam? Kolejki, bo jak padło hasło że cukier jest to wszyscy cała wieś leciała do sklepu, bo czasem było tak że był wydział "na osobę" i jak "sklepowa" miała dobry humor (a może racze zależało to od ilości jaką miała na stanie? ) to wystarczyła jedna osoba w kolejce, żeby sprzedała tyle, ile osób w rodzinie, a czasem trzeba było stać cała rodziną, czyli wszystkie dzieci targać ze sobą bo inaczej nie sprzedała i już. Chyba jednak częściej trzeba było stać rodzinnie skoro pamiętam te kolejki. Tata pracował wpiekarni, więc chleb mieliśmy zawsze, a czasem zimą to i torbę węgla przywiózł, jak nie było gdzie kupić. Mieszkaliśmy wtedy w jedym pokoju, w tym jednym pokoju była kuchnia, sypialnia, łazienka, wszystko razem, wody bieżącej nie było, ze studni targało się w wiaderku, a zimą potrafiła zamarznąć.
Chleb z wodą i cukrem pamiętam jak sie jadło i jakie to było dobre, a jak był ze śmietaną i cukrem to już był taaaki luksus. A telefon tylko u sołtysa był.
Czy mnie było wtedy źle? Raczej nie, byłam dzieckiem, nie na mojej głowie było zamartwianie sie o to wszystko, ale wiem, że to nie były dobre czasy i dziś bardzo mnie wkurza, jak ktoś z tego pololenia, które w tamtym czasie byli właśnie 25+ wspomina z rozrzewnieniem jak to wtedy było dobrze: bo wszycy pracę mieli, bo mieliśmy taaaakie fabryki, bo wszystko było "państwowe" a teraz rozkradli. Niestety dość często słyszę od tamtego pokolenia, jakie to były dobre czasy....
każde czasy mają swoje plusy i minusy, na szczescie dla kazdego 40-50 latka wspominanie jego 25ciu jest przyjemne, jakiekolwiek ciężkie by nie było,bo bylismy wtedy młodzi!! i Ci co dzis mają 25 i narzekają, za 20 lat będą wspominac je z rozrzewnieniem... i tak było jest i będzie!
OdpowiedzUsuńnie miałas lekko Klarko, ale dzięki temu jestes jaka jesteś! Czyli super babka ;-)))
Jedyna pozytywna rzecza byla dla mnie wtedy moja mlodosc.Nie tesknie do kartek na mieso, do kolejek, do pustych polek.
OdpowiedzUsuńNie tesknie do "zalatwiania" do "organizowania".
Z nostalgia wspominam jedynie solidarnosc.Jak ktos dostawal paczke to dzieli sie zawartoscia z innymi.
Wspomnienia chowam dla siebie. Z reszta kto uwiezy tu we Francji ze podciagalo sie oczka w rajstopach , ze przedluzalam zycie pisakom wstrzykujac w nie wode kolonska:)?
I tak na poczatku uchodzilam za dziwolaga bo pomarancze dzielilam na czastki i proponowalam obecnym gosciom."A co ty wyprawiasz? mozesz przeciez zjesc sama cala." -mowila do mnie moja kolezanka;
Cala? sama? Zwariowala dziewczyna!
Oj Klarko :) to nie zwykla fala wspomnien ale jak widac ze wszyskich wpisow -tsunami:)
Z wielkim sentymentem wspominam tamte czasy.Nie było źle.Skończyłam studia,dostałam bardzo dobrą pracę.Nie stałam w kolejkach, z większośći dóbr,jakie wtedy oferowały nasze nędzne sklepy - po prostu rezygnowałam.Jacy chudzi i zdrowi byliśmy!:))
OdpowiedzUsuńStać mnie czasem było na zakupy w Peweksie:))) Nie bedę klamać, nie doświadczyłam nigdy biedy.
Ja w 89 miałam trzynaście lat i pamiętam jak mama szła do pracy na kolei a ja zamiast z rówieśnikami nad wodę jechać musiałam stać rano i po południu (bo rano dla mnie zabrakło) po wędlinę. Pamiętam te puste półki sklepowe i pamiętam ...... smak pierwszej w życiu mandarynki :)
OdpowiedzUsuńTo były inne czasy i nie można ich porównywać.
Czasy gospodarcze były straszne,lecz wszystkie inne,sądzę że dla większości z lat 70-80-tych,były po prostu fajne.Jak pachniały,smakowały pomarańcze,chałwa,prawdziwa czekolada.Jakie były piosenki,zabawy.Jakie były tanie książki,nawet te w ładnej okładce.A jak smakowały pocałunki gdzieś w ukryciu ,bo było nie do pomyślenia całować się tak jak robią to teraz młodzi.Najważniejsza,najpiękniejsza była nasza młodość i dlatego tęsknimy do tamtych czasów,pamiętamy to co w nich było najlepsze.
OdpowiedzUsuńNie tylko dwudziestopięciolatki słabo orientują się w tym wszystkim, jak wyglądało życie w tamtych czasach. Moja 38 letnia córka też ma blade pojęcie o życiu w tamtych latach. Jak nawiedzona starałam się, by jej dzieciństwo było zupełnie inne niż moje, choć moje wcale nie było złe- nie znałam bicia, straszenia, byłam kochana, choć zapewne najmniej przez rodziców- nie oni mnie wychowali. Dzieciństwo kojarzy mi się z pasmem chorób, naprawdę chorowałam poważnie.W ramach tego "wam było łatwiej" czekałam 9 lat na mieszkanie spółdzielcze-lokatorskie, miałam zle płatną pracę a po urodzeniu dziecka wiele lat siedziałam w domu. Ale tego wszystkiego już nie przećwiczyła moja córka. Uwielbiam jej jedno pytanie gdy ona została mamą; "mami, a co robiłaś z pieluchą gdy była ubrudzona kupką? jak to- prałaś???ooo, to okropne!!!" Drugie też było niezłe; "jak to, sama robiłaś zupki? przecież nie miałaś gwarancji, że ta marchew jest nie skażona!!!"Chciałabym być ponownie być młoda, ale właśnie dziś.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Myślę, że każde pokolenie ma swoje problemy dla danego pokolenia największe. Tak było i będzie. Nigdy nie powiedziałabym, że moi rodzice mieli łatwiej, ale też i ja nie mam. Życie. :)
OdpowiedzUsuńUściski!
W 80. miałam 18 lat. Zatłoczony Sklep obuwniczy, buty zimowe na kartki, nie ważne jakie, byle kupić. Zabrakło. Wracałam do domu i płakałam. W 83. moje wesele. Dobrze, że rodzina tez na wsi, bo nie byłoby co na stół postawić. W 85. zostawiałam o świcie niemowlę samo w domu żeby w mięsnym postać godzinkę i "coś" dostać... Po 3-4 latach nie lepiej - od 12.00 w ogromnej kolejce przed zamkniętymi drzwiami tegoż sklepu, bo dopiero o 15.00 wykładają towar i otwierają. Mija pół godziny, półki i haki puste... Sklep z tkaninami - pusto. Nagle przywożą 3 wałki materiału, który w ciągu kilku minut znika (do dzisiaj mam taki kawałek na grubą spódnicę, chyba na jesień wykorzystam). Przez wiele lat szyłam sama ubranka dla moich dzieci (szycie kocham do dzisiaj - odprężam się wtedy i mimo woli zaczynam coś nucić i spiewać, ąż córka ze śmiechem woła z pokoju: Mamuś, szyjesz?) przerabiając co się dało, spodnie z prochowca dziadka, sukienki z farbowanych pieluch tetrowych. Pamiętacie farbowane pieluchy???
OdpowiedzUsuńZa to wszyscy tutaj i teraz jesteśmy chyba bardziej zaradni i samodzielni. Nie czekamy na mannę z nieba, tylko - jak widzę - sami o siebie się staramy.
Ale tak wówczas, jak i teraz, najważniejsza jest pogoda ducha i optymizm. Nawet wtedy, kiedy rozwiązujesz Klarko ten przepastny worek ze swoimi wspomnieniami, które dotyczą w tak dużej mierze nas wszystkich.
Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za wszystko co piszesz...
eM.
A ja w '89 pierwszy raz wyjechałam na zachód ... i stwierdziłam, że niby tam sklepy pełne ale ludzie oglądają towar dziesięć razy i wydany grosz ważą jeszcze bardziej. Zatkało mnie, gdy kupowaliśmy sok z marchewki i kupujący wcześniej, przy płaceniu nagle poprosił o odlanie połowy soku... i dopiero zapłacił. Ja z Polski spaliłabym się ze wstydu lub sama nie wiem co bym sobie zrobiła, gdyby się okazało, że nie mam na pełną szklankę soku ... zamieszkałam po dwóch latach na stałe w tym 'marchewkowym państwie' i ... uważam, że żyję oszczędniej niż w roku 89 w Polsce :). Czy musi się mieć to wszystko co proponują, oferują, kuszą? Jak się na coś uprę (rozsądnie) to mam ale wyrzekam się czegoś innego. Narzekających na biedę wysłałabym do jakiejś północnej korei lub tym podobnej części świata :/ eM (inna eM :).
UsuńDlaczego my zawsze musimy porównywać się do tych co mają gorzej? Jakbym słyszała męża własnego gdy tylko mówię, że chciała bym to kupić czy tamto, zmienić coś - on zawsze to zamień się z X ( X ma dużo gorzej niż ja), a przecież wielu ma o niebo lepiej i nie ma z tego powodu wyrzutów sumienia....Jesteśmy z Waszego pokolenia , zaznaliśmy wszystkiego po trochę z każdego komentarza i to chyba jest nasza trauma na wieki...
Usuń@anonimowy (ten bez em) :)!
UsuńDlaczego porównujemy się do tych, którzy mają gorzej? Aby uświadomić sobie, że nie mamy tak źle :). Porównywanie się z milionerami to głupota :).
Dlaczego się nie umiemy cieszyć tym co mamy? Dlaczego?
W 89 miałam 12 lat i bardzo dużo pamietam. Z wcześniejszych lat też.
OdpowiedzUsuńZimny chów jaki był stosowany wobec naszych rodziców przelożył się niestety na nieumiejętność okazywania uczuć przez nich wobec nas.
Moja matka nosiła ciążę ze mną jakby miała kamień w brzuchu a nie dziecko (taka była opinia rodziny).
Pamiętam, że sporo ojców moich kolezanek piło, widywałam ich wracających z pracy pijanych i to było ... normalne. Moja matka też wracała pijana (imieniny, urodziny, rózne święta).
Pamiętam, że mąż bijący od czasu do czasu żonę to też było "normalne". A bicie dzieci to już w ogóle. Za złe oceny w szkole - pas. Za rozbitą szybę - pas. Za niegrzeczne zachowanie wobec sąsiadów (np. jak się nie powiedziało 'dzień dobry' i sąsiad się poskarżył rodzicom) - pas. Za ucieczkę z lekcji, albo z mszy - pas. Za dziurę w spodniach - pas.
Prawie wszyscy w mojej klasie dostawali pasem albo kablem.
(mnie matka rzadko biła, bo generalnie miała wyjebane na to co robię, a ja byłam mistrzem w ukrywaniu swoich przewinień).
Bili też nauczyciele - linijką. Ciągnęli za włosy, za uszy, szarpali i stawiali do kąta albo kazali zostawać po lekcjach i pracować w szkole społecznie. Normą było skazywanie chłopców na sprzatanie klas, wynoszenie ciężkich stołów i krzeseł, wynoszenie gruzu i popiołu. Dziewczynki zamiatały podłogi, myły stoły, krzesła, parapety i naczynia ze szkolnej stołówki.
I to czasem były całkiem małe dzieci 2-3-4 klasa.
W domu strach się było przyznać, że nauczyciel kazał zostać po lekcjach bo to tylko wróżyło - pas. Wiadomo = po lekcjach się zostawało za karę więc się coś przeskrobało, czyli ojciec miał prawo zbić pasem jeszcze.
Nie było wiele w sklepach. Trzeba było umieć przeszywać i przerabiać ubrania. Trzeba było umieć gotować i zrobic coś z niczego (np. zupę szczawiową ze szczawiu zebranego na łące, hehe, albo pokrzywową). Kompoty, przetwory...
Te czasy miały także wiele zalet.
A to pokolenie teraz jest strasznie niesamodzielne. Są oczywiście wyjątki - jednak młodzi dostaja same gotowce i nie potrafią wiele zrobić sami. Wszystko można kupić a to zabija kreatywność i zaradność.
Ja miałam też przemoc w domu psychiczna i fizyczna trochę mniejszą niż mój mąż bo byłam dziewczynką. ulubioną zabawą było udawanie że jestem w domu dziecka , o którym marzyłam. Teraz po latach jestem najukochańszą córką taty.Jest stary a ja nie chcę pamiętać,że miałam mu nie podawać szklanki z wodą..Na filmie Mój rower w kinie było słychać szloch - nie tylko mój...Nie wiem skąd nam się to bierze?
UsuńA mnie tam tak źle n ie było. Byłam młoda sprawna. Rodzice mieli dom na wsi to i zaopatrzenie było. Żyła babcia i dziadek. Pieniędzy było sporo więcej niż teraz i życie w domu kwitło. Mnie było dobrze, choć i teraz specjalnie nie narzekam...
OdpowiedzUsuńmoja mama dobrze wspomina tamte czasy, miały swoje minusy ale uważa, że teraz zycie jest szybsze i cięższe. może nie było takiego wyboru w sklepach, nie miało się wszystkiego co się chciało. teraz można kupić wszystko ale nie ma za co. pracuje po 14 godzin dziennie, mam 27 lat i jestem na skraju załamania jak widzę co się dzieje, mimo wykształcenia nie mam szans na lepszą pracę. awansują osoby z kontaktami, po znajomości. nawet nie myslę o emeryturze bo do niej nie dożyję.
OdpowiedzUsuńKlarko, te osoby 25+, które wytykają Twojemu pokoleniu, że Wam było lepiej, to chyba zwykłe marudy są. Sama mam 26 lat i wychodzę z założenia, że zamiast tracić energię na marudzenie, to lepiej coś zrobić, a przynajmniej spróbować. Dziś warunki są zupełnie inne, ale ja osobiście wolę być bardziej odpowiedzialna za swoje życie i pracę, niż wpisywać się w z góry ustalony scenariusz i czekać aż ktoś da mi pracę. To ja sama mam ją znaleźć, a nie marudzić i czekać aż ktoś mnie wyręczy :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Natalia
Fakt. Ja tam bym się w ogóle do tamtych czasów nie chciał cofnąć. Do ponurej listy dopisałbym jeszcze : zgrzebne marzenia i brak globalnych perspektyw
OdpowiedzUsuńDokladnie! Inne czasy, inni my:)
UsuńJa w 89 roku kończyłam 18 lat, szykowałam się do matury. Jestem kolejkowym pokoleniem. Pamiętam wszystko z lat osiemdziesiątych. Nie wspominam tego miło, niestety. Matką zostałam w 93 roku, nie było wcale łatwo, choć towaru już w sklepach było sporo. Pampersy dopiero wchodziły na rynek i używało się ich tylko na długi spacer albo do lekarza. Jak córka miała roczek, musiała mieć operację usunięcia guza i pierwszy szok - nie wolno byc z dzieckiem na oddziale. Nie i koniec. Jak tu oddać takie maleńkie dziecko? Wydaliśmy wszystkie nasze oszczędności z wesela na prywatną operację, nie wiem ile tych milionów wtedy było, ale dla nas studentów całkiem sporo. Za pieniądze można bylo wszystko.
OdpowiedzUsuńPo latach często zastanawiałam się jak radziła sobie moja mama z tym wszystkim, z trójką dzieci, kiedy nie było słodyczy, zamiast czekolady na kartki brało się cukier a mleko w proszku dla dzieci było reglamentowane, kto wtedy słyszał o Bebiko? Nie było szamponu, pasty do zębów, podpasek... Po mięso na święta stało się całą noc w kolejce. O owocach można było pomarzyć, dobrze że wujek miał parę drzew na wsi, to zawsze parę jabłek dostaliśmy. Jak radziła sobie moja mama z trójką dzieci, pełnym etatem, kolejkami i ojcem który zaglądał do kieliszka? Podziwiam tamte kobiety z całego serca, choć sama też lekko nie miałam. Nigdy w życiu nie chciałabym wrócić do tamtych czasów.
- Wiesz jak ciężko było za okupacji
OdpowiedzUsuń- Szesnaście filmów o tym zrobiłem
- No to z samych filmów wiesz jak było (Miś)
Wam było łatwiej to chyba element z tzw konfliktu pokoleń
Pozdrawiam
a jak ciężko było w czasie pierwszej wojny...
Usuńmożna się tak cofać i cofać. tylko po co?
Różnie było, jestem starsza w 89 roku córka miała 12 lat. Pamiętam jeszcze takie czasy, choć mgliście na ulicy głównej w moim mieście wisiały w witrynach sklepowych,duże zdjęcia przywódców. :))
OdpowiedzUsuńAle nie pamiętam by wtedy czegokolwiek do jedzenia brakowało. Pamiętam pełne sklepy w 1960 roku miałam 10 lat i to ja robiłam zakupy, bo mama tak jakoś nie mogła wyjść, margarynę czekoladową :) mleko, herbaty warzywa, chleb i wędliny. Później były już kolejki po mięso czy wędliny, ale zawsze dostałam to co potrzebowałam dla rodziny. I było mleko w proszku dla dzieci. Pracowałam nie było lekko, dom, praca dziecko, zanim poszła do przedszkola nie było łatwo, ale ojciec przyjeżdżał i pilnował bo my pracowaliśmy i był super zadowolony, bo miał obiad naszykowany.
Pamiętam pranie i gotowanie w kotle i prasowanie pieluch, szczerze nienawidzę do dziś prasowania. Wywalczyliśmy mieszkanie zastępcze, maż chodził co drugi dzień do urzędu wyprosił wymusił, bez wody z piecem na węgiel, pamiętam gdy gotowałam dziecku jedzenie, trzeba było najpierw napalić w piecu. rok 1980. Wodę zakładaliśmy tam sami, cała naprzeciwna :)) kamienica nam pomagała. Na przeciwna, bo my w takim jednopiętrowym dostaliśmy mieszkanie. Były wczasy. Mąż zapisał się do klubu jachtowego w pracy. W latach 80 z małym trzyletnim dzieckiem, pływaliśmy po mazurskich jeziorach zakładową wańką wstańką. I później aż do 18 roku jej życia. Ale pracowało się bardzo ciężko, pamiętam z wysiłku krew z nosa mi nieraz poleciała. Nie pamietam żadnej bliskości z rodzicami i bicie linijką w szkole też pamiętam. Mimo tego że było trudno ale nie głodno i chłodno. I wakacje u dziadków i owoce co prawda nie banany czy pomarańcze ale zwykłe wspaniałe owoce, Renklodę złotą pamiętam och co za smak. :). Dziadkowie mieli gospodarstwo i pomagali mamie z wszystkim co mieli. Było różnie i czasem bardzo niewesoło. Może to dzięki ludziom którzy byli jacyś strasznie obrażeni ciągle, żadnego uśmiechu a żarty w szkole nie były w ogóle do pomyślenia. Tak to było myślę że różnie w różnych miejscach w tym kraju..
Od strony zaopatrzenia w sklepach, najgorzej wspominam rok 80 ty. Byłam w ciąży z córką i nawet raz stojąc w kolejce po chleb zemdlałam..A w rok później, stojąc w kolejce za mięsem z dzieckiem płaczącym w kolejce ,zamiast mnie obsłużyć ekspedientka kazała mi wyjść z tego sklepu bo płacz dziecka jej przeszkadza i nie potrafi w takich warunkach pracować. Kolejka jej brawo za to biła..
OdpowiedzUsuńPo raz pierwszy jestem zakłopotany, bo nie podoba mi się Twoja notka.
OdpowiedzUsuńWróć do "siebie" chociaż wiem że nie każdego dnia świeci słońce !!.
Pozdrawiam
Piotrze, ale wiesz, że dziś też Cię kocham;)
UsuńPrędzej na Kamczatce wygasną wszystkie wulkany niż moja miłość do Ciebie - hawk !!
UsuńBywało różnie ,trudno porownywać wszystko z dzisiejszymi czasami.Jeśli w przeciętnej rodzinie było 2 lub 3 dzieci i oboje rodzice pracowali - nie było źle.Nieźle w tamtych czasach działały w zakładach pracy fundusze socjalne, były darmowe kolonie dla dzieci,duża dopłata do wczasów.Ludzie na wsi byli prawie samowystarczalni,jesli mieli kawałek pola,sadu.Jakoś wszystkim sie "opłacało" hodować krowy,kury..itd.
OdpowiedzUsuńZależy co porówywać.Np.jakość kształcenia była o wiele wyższa niż dziś.Nie produkowaliśmy na kopy magistrów,ludzie po maturze w ogólniaku byli o niebo lepsi od dzisiejszych abselwentów wyższych uczelni.No i nauka była bezpłatna.We wszystkich typach szkół.Najbardziej chyba nam brakowało "okna na świat",podróży,mozliwości zwiedzania świata czyli paszportu w szufladzie :)Nikomu się nawet nie sniło podróżowanie z dowodem osobistym.W tych sprawach zmienilo się zasadniczo.Na lepsze;)
Beta
........własnie Klarko - musze dokonczyć dlaczego mi się notka nie podoba, bo wywołałas do tablicy upiory tamtych lat - vide wyżej BET.
OdpowiedzUsuńOna dalej nie rozumie że kolonie nie były za darmo i nauka bezpłatna tez nie tylko za to płacili nie ci którzy tego "używali".
"Jakość kształcenia była wyższa" - majtasy opadają !!!.
Ciekawe ile jeszcze w nas będzie siedział homo sovieticus.
Przepraszam, że krytykuje kogoś nie na swoim blogu ale ja chyba tez nie mam dziś za wesołego dnia.
Jesli sie nie wie,co dokładnie znaczy jakiej określenie, np."homo sovieticus",lepiej go nie używać:))) I może trochę grzeczniej, jesli łaska:)) ONA (coż za poufalość ! ) wie i rozumie więcej niż się ONEMU wydaje:))) Przepraszam cie Klarko.
UsuńBeta
Za "Ona" przepraszam, nie było moją intencją kogoś obrażać.
UsuńMoja rodzina zbyt wiele wylała łez, męska cześć rodu zbyt wiele przesiedziała w pierdlu a ja zbyt wiele czasu spędziłem w domu dziecka i zbyt wiele znieśliśmy upokorzeń aby dziś zdecydowanie sprzeciwiać sie tym którzy piszą "oboje pracowali......" z których pracy nic nie wynikało bo cały ustrój szlak trafił, "były darmowe kolonie dla dzieci,duża dopłata......" bo dopłacał kto inny który z tego nie korzystał, "No i nauka była bezpłatna...... " bo może nikt nauczycielom nie płacił, darmowy były media ???? itd.
Nie ma takiej opcji abym zaakceptował takie rozumowanie. Przykład mam nawet w rodzinie z moja dalszą krewną która wszelkiego zła upatruje w "Solidarności" i chwali tez że kiedyś posyłała za darmo swoje dzieci na kolonie a nawet na Krym do Portu Artek oraz nad Balaton. Oczywiście nigdy nie dodawała że była żona generała wojska polskiego.
Szanowna pani Beto - nie ma takiej opcji aby zaakceptował Pani sposób rozumowania w którym jedynym pozytywem jest możliwośc podróżowania z dowodem osobistym.
Proszę o definicję "homo sovieticus"
Nie chodzi o to,by się licytować.Nie urodziłam się wczoraj:))
UsuńMogłabym napisać epopeję o tamtych czasach,okresie Solidarności, upadku idealów i nie tylko:) Nie czas,ani miejsce ku temu.
Niech każdy zatem zostanie ze swoją "prawdą"
pozdrawiam
Beta
darmowe kolonie? no halo! to chyba w latach 70-siątych... bo w 80-siątych po prostu można było ubiegać się w pracy o dofinansowanie z ZFŚS - nadmienię, że fundusz ten do dziś obowiązuje wszystkich pracodawców zatrudniających ponad 20 osób! różnica polega na tym, że wówczas pracodawca dawał dofinansowania na to na co miały być, a dziś... zwłaszcza prywaciarze, kombinują jak to wciągnąć do własnej kieszeni prywatne!
Usuńpo drugie, przypomnę, że przedszkola kosztowały masakryczne pieniądze, dlatego gro matek siedziało w domu bo mając kilkoro dzieci, idąc do pracy, mogły by posłać do przedszkola 1 lub 2, a co z resztą (znowu lata 80-te)
po trzecie, urlopy macierzyńskie i wychowawcze to nie to co dzisiaj - to tak zwane bezskładkowe okresy zatrudnienia, czyli - do lat pracy ci się liczy, do wysokości emerytury już nie, a dlaczego? ... bo nie były od nich odprowadzane składki, a nie były, bo taki np. wychowawczy był BEZPŁATNY i prawie że bez możliwości podjęcia dodatkowej pracy... bo jak chcesz pracować to wracaj na swoje stanowisko, a nie szukaj szczęścia gdzie indziej...
więc szczerze - Panie Piotrze, nikomu nie było kolorowo, bo to nie były kolorowe czasy, a licytowanie, że Panu było gorzej bo więzienie, bo bidul... cóż... może nie warto patrzeć na życie z perspektywy takich, a nie innych wyborów dokonanych przez naszych rodziców, bo choć wiele rzeczy nadal boli, to nie czas, ani miejsce na licytację i przerzucanie się w tym kto miał gorzej.
W roku 89 bylam mniej wiecej w polowie podstawowki i jako dziecku nie zylo mi sie zle. Najbardziej denerwowalo mnie wtedy stanie w kolejce do sklepu kiedy "rzucili" kawe. Odstalo sie swoja kolej raz, ale nie bylo zmiluj, mama na szybko zmieniala nam fryzury, albo zakladala czapki i kazala stac jeszcze raz. Przeciez kawy zawsze malo... ;)
OdpowiedzUsuńDaleka jestem zeby twierdzic, ze Wasze pokolenie mialo latwiej. Oczywiscie ja jestem blisko dekade starsza od tego pokolenia +25. Napatrzylam sie wiec na mame i babcie piorace we "Frani", na gotowanie i prasowanie pieluch. Na te ceratki zakladane na tetrowe pieluchy, ktore i tak malo co dawaly i jak dziecko sie posikalo to i tak cala garderoba byla do wymiany. Napatrzylam na jedna babcie noszaca wegiel z piwnicy, a druga wiadra pelne wody ze studni. Na kuchenke, w ktorej trzeba bylo palic drewnem. Nie, zdecydowanie fizycznie teraz mamy znacznie lepiej...
Z jednym sie jednak nie zgodze. Moje babcie, chociaz przezyly wojne, byly obie wspanialymi, cieplymi osobami. Dbaly, kochaly, rozpieszczaly. To juz chyba zalezy od osobowosci, a nie wychowania...
Rozmawiajac ostatnio z mama uslyszalam od niej, ze wolalaby powrot do lat komunistycznych. Oczywiscie nie tych najgorszych gdzie w sklepie krolowala ekspedientka i ocet. Dla niej wazne jest, ze kiedys nie czekalo sie w nieskonczonosc do lekarzy, nikt w przychodni nie umarl.Praca byla dla wszystkich w kraju a rodzina nie izolowala sie tak jak ma to miejsce dzisiaj. Moj tata wyrabial tzw 300% normy i krzyze odmowily mu posluszenstwa zanim przeszedl na emeryture po 30 latach pracy na nocki na dole w kopalnii. Ale wspomina i takich ktorzy przychodzili do pracy pospac. Fakt pijanstwo bylo bardziej akceptowalne wsrod normalnych rodzin. W pracy, po pracy, na spotkaniach rodzinnych byl alkohol (najczesciej czysta wodka). Mojej mamie nie zdarzylo sie przyjsc "pod wplywem", ale to zasluga i jej charakteru i rodzaju wykonywanej pracy. Zaz moja ex-tesciowa czesto pila z kolezankami pracujac jako kadrowa w ZOZ-ie w szpitalu.
OdpowiedzUsuńPamietam, ze towar jakos sie zalatwialo. Pierwsza mebloscianka "Kama" zostala zdobyta przez mame po kilku nocach oczekiwania pod sklepem. Nie bala sie jezdzic tramwajem do miasta obok i stac cala noc na ulicy! Cale dnie (mama i ja z bratem) spedzalismy na "spacerach" po glownej ulicy handlowej w poszukiwaniu towaru. Kiedys nie mowilo sie "co tu sprzedaja?", a "co tu daja?" Czasem koczowalismy pod miesnym od 4 rano by zalapac sie na jakies ochlapy. A pozniej gdy rodzice kupili samochod jezdzilismy na wies po swiniaka. Telefon otrzymali rodzice na "chwilke" przed era komorek. Moja ex-tesciowa niedlugo po moim slubie (rok 93) mowila: "(...) ze nie chcialaby byc juz mloda. Dla mlodych nie ma dobrej przyszlosci. Tylko praca, stres, zero perspektyw...". A przeciez dzis nie kazdy ma prace! Mysle, ze pamiec mamy wybiorcza. Ja nie chcialabym wrocic do miernoty tamtego zycia. Choc od urodzenia znam dobrobyt w postaci kanalizacji, biezacej cieplej wody, elektrycznosci, pralki, telewizora. Rodzice byli zwyklymi szarakami, ale dobrze sie gospodarowali. Dorobili sie wszystkiego od lyzki. Rodzice mnie nie bili. Szkola rowniez. Ale pamietam rodzenstwo ktore matka lala czym i gdzie popadnie. Najczesciej jakims kablem. Fioletowe pregi (ona i on) nosili na okraglo a nikt na rodzicow nie doniosl na policje za znecanie sie nad dziecmi. Bylo wieksze przyzwolenie spoleczne na bicie i dzieci i malzonki. Moje zycie bylo raczej godne i pogodne. Mialam szczescie, ze urodzilam sie na Slasku w duzym miescie gdzie bylo latwiej. W roku "okraglego stolu" (89) bylam w liceum. Zaczely powstawac pierwsze butiki z ekstra ciuchami. Drogie ale za zlotowki a nie jak w PEWEXIE za dolary. Knajpy byly pelne szkolarzy. Dla mnie ten czas byl kolorowy i radosny. Najwiekszym stresem byl przymus "meldowania sie" w domu do godziny 21:30. Dyskoteki i zycie nocne mnie ominely.
Dzisiaj jest jeden duzy minus. Praca i jej latwosc utraty. Tydzien roboczy ma tylko 5 dni a potrafi mnie wykonczyc psychicznie i fizycznie tak bardzo, ze nie potrafie sie zregenerowac w dwa dni weekendu. Praca w stresie i pod presja po minimum 10 godzin dziennie to za duzo dla zdrowia psychicznego. Ale czlowiek to silne zwierze, zniesie wszystko. Zas do dobrego szybko sie przyzwyczaja. I choc nie jest idealne to moje zycie to na pewno duzo latwiejsze niz moich rodzicow. Joanna-Jo
Nikt w Przychodni nie umarł? Umarł w pracy kolega, który zszedł na dół gdzie była Przychodnia Zakładowa, lekarka (imię - Taisa) stwierdziła, że nic mu nie jest, przy wejściu jeszcze do gabinetu kazała wchodzić na boso albo zakładać kapcie, aby w gabinecie miała czysto. To samo było z tym człowiekiem, najpierw opeer bo wszedł w butach, potem jak zdjął buty stwierdziła, ze nic mu nie jest, po wyjściu człowiek usiał na krześle przed gabinetem nie mając siły iść i zmarł. Miał zawał!
Usuń(po 50)
Cała gorycz z powodu braku pracy,i życia w ciągłym stresie.W 89 r miałam 29 lat, dwie córki i byłam szczęśliwa.Klarko urodziłam się chora, i moim rodzicom mówili lepiej ochrzcić i niech umrze.Pomimo choroby cieszyłam się życiem .Jak mi jest ciężko ,to sobie myślę,że inni mają gorzej i żyją ,a jak była bym zdrowa to czy była bym tolerancyjna?Klarko nie płacz .że młodzi nie rozumieją ,tylko ciesz się z ukochanego MOPA i z wielu innych rzeczy.
OdpowiedzUsuńWanda z W.
Podobno wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma :) Ja tam nikomu nie zazdroszczę, bo i czego? Kiedy moja mama miała 25+ pracowała na trzy zmiany, a gdy wróciła z pracy, leciała do pola. By wrócić do pracy po macierzyńskim musiała oddawać mojej babci część pensji. Dzieckiem byłam co prawda rozpieszczonym, ale wątpię by poświęcano mi wiele uwagi. Puścili między buraki i tyle :)
OdpowiedzUsuńPrzytulam.
OdpowiedzUsuńLata 90-te to dla mnie początek szkoły średniej. Rozumiem Twoje rozgoryczenie lekcewarzeniem ze strony młodych ludzi. Ja jestem pokoleniem przełomu. Gdy zaczynałam szkołę średnią wszystko było jeszcze trochę jak za komunizmu - można było wybrać szkołę biorąc pod uwagę pracę w przemyśle, w kopalni- gdy 4 lata później kończyłam szkołę średnia już wszystko było inaczej. Tylko nieliczni z nas po zakończeniu średniej szkoły znała języki obce i wybierała się na studia- nagle okazało się, że w hutach i kopalniach nie ma pracy i zaczyna się era nowobogackich pracodawców i coraz więcej mówi się o bezrobociu. I mogłabym wymieniać plusy i minusy tamtych i tych czasów- jednak mając kontakt z młodymi ludźmi przestałam ich opinie brać do siebie. Pamiętam jak sama miałam 25 lat to myślałam, że "diabłu łeb ukręcę" i pewnie zrobię to lepiej niż moi rodzice, dziś już tak nie myślę. Dzisiejsi 25+ mając 35+ i więcej na pewno zmienią zdanie i docenią trudy życia swoich rodziców. Wydaje mi się, że młodość jest porywna i większość rzeczy jest dla młodych czarno-biała- i trzeba dojrzeć do szerszego spojrzenia nawet na życie i przeszłość własnej rodziny.
OdpowiedzUsuńWidzę jedna zasadnicza różnicę :) Gdy w 1982 urodziłam moją córkę, spokojnie poszłam na trzyletni urlop wychowawczy...wiedziałam, ze nikt mojego miejsca nie zajmie...cudowne lata spędzone z dzieckiem:) teraz nikt nie ma takiego komfortu...
OdpowiedzUsuńw 1989 roku miałam 40 lat. skończone studia (wieczorowo), dwóch synów. wtedy jeszcze miałam męża.bardzo dobrą pracę o którą nie musiałam drżeć. do lekarza nie czekałam bóg wie ile.
OdpowiedzUsuńjestem pokoleniem powojennym, nigdy nie odczułam, że jestem gorsza.
i nie ma co się licytować. jeden miał lepiej, drugi gorzej - jak teraz.
dla mnie tamte czasy były w pewnym sensie lepsze niż obecne i to co napisała beta, to cała prawda.
Ja tamtych lat nie wspominam źle,fakt w sklepach niewiele było,ale życie było jakieś spokojniejsze,każdy miał pracę,ludzie starali się sobie pomagać.Dzisiaj nie dość że pracujemy za grosze to w każdej chwili możemy tą pracę stracić,mamy wiele udogodnień,ale w tym wszystkim jesteśmy coraz bardziej samotni.Mój syn nie długo kończy studia i nie widzi tutaj żadnych perspektyw. miki
OdpowiedzUsuńJejku, jak ja Cię dobrze rozumiem... Chociaż moje dziecko to 19-tka, a więc ja chyba ciut później, jednak to co napisałaś bardzo jest moje... Tak właśnie było...
OdpowiedzUsuńps. i pamiętam swój start w dorosłość... czasami... bo zwykle wolę nie pamiętać...
UsuńPodziwiam Cię , Klarko, że piszesz o tamtych czasach i o swoich przeżyciach z tamtych czasów.Ja- nie mam jeszcze takiej odwagi wewnętrznej, żeby napisać o swoich...Może kiedyś..Inni mają ci za złe, że o tym piszesz i dziwnie wyszło, ze to polityczne, bo związane z socjalizmem, a nie o to ci chodziło- tak myślę!Było bardzo ciężko- no, nie wszyscy tak mieli.Wystarczyło się własnie zapisać do partii- i na pewno byłoby nam lepiej.ale nie tak nas matka wychowała.A wpis akurat nie jest polityczny, jak niektórzy odczytali.Ale to fakt- dlatego jedni mieli gorzej, a inni- lepiej.Trzeba o tym pisać.Młodzi piszą o kupkach niemowlęcia i o krostkach na dupce- bo nie wiedzą, co z tym zrobić- a my nie mieliśmy Internetu- no to piszemy o "tamtych czasach".
OdpowiedzUsuńdziwnie wyszło, napisałam o tym, co było, gdy miałam 25 lat, a że był to rok 1989 to wyszło jak wyszło.
UsuńUrodziłam się w 49 r. Wychowywałam dwoje dzieci w tych trudnych czasach. Doskonale pamiętam kolejki za wszystkim. Ale wtedy byłam piękna i młoda i jakoś dawało się radę. Dzisiaj są inne czasy , życie jest znacznie łatwiejsze (o ile ma się pracę) ale moja młodość i
OdpowiedzUsuńuroda gdzieś sobie uleciały , a i mąż już w innym lepszym świecie. Takie to życie.
Miałem się nie odzywać, bo mi tez ta notka się nie podoba. Nie podoba mi się, bo dobrze te czasy pamiętam i są w mojej pamięci prawie takie same jak w Twoich wspomnieniach.
OdpowiedzUsuńCo do wypowiedzi Piotra, to trzeba ją widzieć przez pryzmat współczesności i takiego państwa, jakie mamy. Tamto było dziwne i ciągle za nie płacimy - wspomnieniami, nawykami, mentalnością i zwichrowana psychiką - miejmy nadzieję, że tego osadu nie przekażemy potomkom.
Jest jednak coś, co każe wracać - to rodzaj przestrogi, to już było i nie wchodźcie tam, bo tam czeka pustka.
Piotr jest w porządku gość, chciałby dobrze, czasami mu nie wychodzi, a czasami nie rozumie, tak jak i my wszyscy. Bo czy to jest do zrozumienia?
A homo sovieticus? Cóż, jest w każdym z nas, którzy wtedy żyliśmy w tym systemie - tkwi w psychice, w podświadomości, w ograniczeniu wizji i wyobraźni - kto tego nie czuje jest albo naiwnym bardzo, albo z innego świata.
skończyłam dyskusję w chwili, gdy zobaczyłam, że poszła nie w kierunku "gdy miałam 25 lat" tylko "w 1989"
Usuńbo co mam napisać
Klarko, napisz, że mimo tych, Twoich rzeczywistych lat, czujesz się jakbyś miała ciągle tych 25+ :). Zbijesz z tropu nawet homo sapiensów :)
Usuńno popatrz.Masz rację.jakoś ludziom ROK skojarzył się mocniej niż ach BYŁAM MŁODA !
OdpowiedzUsuńMnie też;)
A przecież kiedy miałam 25 lat...Cóż....byłam taka młoda,życie było takie lekkie - wszystko przed nami,świat u stóp...
Kończyłam studia,nie pracowałam, staraliśmy się z X-menem o wizę do USA...
Pamiętam że bała się tylko jednego - że nie dostanę waty/ligniny czy też tych pokracznych podpasek;)
Pamiętasz ?
Był maj,wszystko kwitło i tak pachniało...Gdzie tam Junior...gdzie Młoda ? nawet w planach nie byli;))))
Byłam taka....spokojna że będzie dobrze...To był dobry czas...
I chciałam napisać że to TY JESTEŚ DZIELNA !!!
Dałaś sobie radę w tak trudnych warunkach,o których ja tylko z opowiadań....
Twoje małżeństwo przetrwało i trwa nadal.masz swoje miejsce na ziemi i dumę z młodego pokolenia;)
Jesteś fantastyczną kobietą:).Dziewczyną :)
Ściskam;)
W wieku 25 lat poczułam się staro i to bardzo. Miałam juz męża i 2 letnie dziecko i problemy z pracą. Chciałam sie uczyć w Medycznej Szkole , żeby się przekwalifikować ale mi odmówiono bo przyjmowali do 25 roku życia a ja już skończone miałam...koleżance w USA nie robili problemów dużo później i jest taraz pielęgniarką.
UsuńGdy miałam 25 lat? Córka miała roczek, byłam na urlopie wychowawczym. Kilka nocy na zmianę z koleżankami mieszkającymi tak jak ja, tzn. w hotelu pracowniczym, poświęciłam na to, aby kupić dziecku buciki. Kolejki za wszystkim i puste półki, nie no nie puste, stał ocet!. Był to rok 1982 stan wojenny, okres chyba najbardziej ponury w Polsce. Co było optymistyczne? Zajęcie 3 miejsca w świecie w Piłce Nożnej.
OdpowiedzUsuń(po 50)
w '89 miałam 10 lat, mało pamiętam, ale nie chciałabym wrócić do tamtych czasów, chociaż nam było łatwiej, bo mieszkanie w bloku. W życiu bym nie oddala dzisiejszych wynalazków. Ciesze sie, ze mogę głośno mówić co myślę, że mogę kupić Dziedzicowi ubranka, zabawki, ze mogę z nim przesiedzieć cały dzień, a w domu palcem nie kiwnąć, a Pragmatyk wróci zrobi obiad albo przejmie opiekę. Kocham swoje zycie takie jakie jest.
OdpowiedzUsuńAaaaaaa mi też mówili odłóż, bo się przyzwyczai, popłacze chwile to nic mu nie będzie. Twardo mówiłam NIE, chcę, żeby moje dziecko wiedziało od początku, że może na mamę czy tatę liczyć zawsze, nawet przy najbardziej błahym (dla nas) problemie.
nieco młodsza w prawdzie jestem, ale też z czasów kolejkowych - tyle, że częściej ciągnięta w kolejki lub, jako kilkulatka, zajmująca miejsce w tych kolejkach... albo zostająca w domu pilnować młodszych braci... dziś chyba nikt nie zostawiłby pod opieką 4 latki 2 latka ... mało tego, ile 4 latek nie zmajstrowałoby w tym czasie problemów i dopilnowało młodsze dziecko?
OdpowiedzUsuńto inne czasy były - kiedy było się najstarszą i jeszcze dziewczyną to ... stawało się dorosłą i samodzielną z chwilą przyjścia na świat młodszego rodzeństwa
pamiętam jak mi się w drodze do sklepu rozbiła butelka na mleko - ta szklana, litrowa... co ja się napłakałam, bo bałam się, że w sklepie, jeśli nawet mleko będzie, to bez butelki na wymianę mi nikt nie sprzeda
inny płacz - to ten za czekoladkami, które na kartki były, a których nigdy nie miałam okazji zjeść, bo bez względu na to gdzie je mama ukryła, najmłodszy brat, niczym z lokalizatorem, zawsze je wynukał i sam zjadł... a my, z drugim bratem obchodziliśmy się smakiem :(
... a pralka frania - najlepsza do pieluszek była, dopierała o wiele lepiej niż automat :) wiem - testowałam w połowie lat 90 kiedy sama syna urodziłam :) i choć więcej roboty (nalanie wody do niej, trzymanie żeby nie odjechała na drugi koniec łazienki, spuszczanie wody, płukanie i RĘCZNE wykręcanie) ... to było coś, i jak Nielat mnie pyta czasem dlaczego nie postarałam się o rodzeństwo dla niego to mu mówię, że wykończył pralkę i nie miałabym w czym prać pieluch ;)
Miło się czyta post i komentarze prawie równolatków. Każdy ma trochę inne wspomnienia i opinie na czasy gdy mieliśmy lat 25+. Mimo różnorodności poglądów, odczuwam jakąś więź ze wszystkimi piszącymi.
OdpowiedzUsuńPewnie różnice w spojrzeniu na tamten czas(25+), wynikają z miejsc i sytuacji, w jakich każdy z nas się wówczas znajdował. Wracają emocje, które widać tu gołym okiem. Ale to dobrze, że wpis wywołał je, choćby nawet miały być negatywne.
Jedno jest jednak według mnie wspólne dla wszystkich piszących: że mimo przemian, jakie przyszło przeżywać naszemu pokoleniu poradziliśmy sobie jakoś w życiu, czego najlepszym chyba przykładem są powyższe wypowiedzi.
I myślę sobie czy dzisiejsi dwudziestopięciolatkowie nie mają czasem trudniej niż my w naszych siermiężnych nieco czasach? Mają inne kłopoty i stresy. I cała nadzieja w tym, że odziedziczyli po nas, tę czasem nadludzką moc i wytrwałość by też sobie poradzić......
pozdrawiam autorkę i komentujących.... dzięki!
Dzisiejszym młodym zazdrościć nie ma czego ,poza samą młodością,oczywiście:) Start w dorosłe życie mają o wiele trudniejszy - mówię o przeciętnym młodym człowieku, kończącym studia,szukającym pracy.Nie mówiąc o szansach na mieszkanie.
OdpowiedzUsuńChyba,że ktoś ma majętnych i szczodrych rodziców ,wtedy zawsze mniej się odczuwa niedogodności systemu i otaczającego świata.
Pozdrawiam gospodynię i dyskutujących
Zula
25 lat temu miałam 25 lat:)))
OdpowiedzUsuńChodzę z tym postem i chodzę.Napisałaś wszystko,prawdę i tylko prawdę.Nie ma co dopisać.Jakieś szczegóły z własnego doświadczenia.
OdpowiedzUsuńJak ja bardzo chciałabym wrócić do tych trudności jakie miałam mając 25 lat ! :)
OdpowiedzUsuńKochana Klarko!
OdpowiedzUsuńSkoro w 1989 mialas 25 lat to jestesmy rowiesniczkami! O jak dobrze pamietam, kolejki, kartki (nawet na buty i proszek do prania!) Moje wspomnienia nie sa az tak trudne, moze dlatego ze wtedy mieszkalam w Warszawie, z rodzicami i bracmi a dodatkowe zaopatrzenie przywozilismy od Dziadkow. Pamietam farbowane spodnice z tetry i zazieleniona miednice do gotowania pieluch mlodszego brata... Jak pisze Piotrem: kazdy ma jakies swoje doswiadczenia i wspomnienia. i to jest w nas cenne. to wszystko nas uksztaltowalo. Moze dzieki temu dzisiaj potrafie ugotowac cos z niczego, zrobic dzem albo sok, przerobic spodnie, uszyc co nieco, a nawet przykrecic srubke;)
Pozdrawiam bardzo!
tez Monika
Gdy miałam 25lat byłam w ciąży, pracowałam i wierzyłam w swoją świetlaną przyszłość. Teraz jestem 21 lat starsza, wiem że świata nie zmienię, nie szarpię się już bez sensu, smakuję życie, trochę martwię nie-świetlaną przyszłością...Kocham mojego Michałka( to syn) i Krzysia( to mąż). Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuń