Czuję wdzięczność.
Powiecie mi, że to nic takiego, że kobieta ma taką pracę. Ale i tak chcę o tym
napisać. Kiedy szłam do dentystki, martwiłam się. Kto by się nie martwił, mając
uczucie, że niby nic się nie dzieje, ale jednak coś z zębem jest nie tak, jak
należy. Więc może trzeba będzie otwierać i leczyć kanałowo, ból, koszty,
kłopot. Kiedy więc lekarka stwierdziła, że ząb jest w porządku, odetchnęłam.
Tego rwania korzenia się nie boję, serio. A czemu czuję wdzięczność? Bo
płukanie dziąsła szałwią i smarowanie żelem to jednak nie to samo, co leczenie
kanałowe. Ludzie są różni i dawno przestałam ufać wiedząc, że przeważnie lepiej
zarobić kilkaset złotych niż kilkadziesiąt. Zwłaszcza, gdy jest się nie
pacjentem lecz klientem.
Staram się Was niezbyt
często martwić i wolę nie pisać o swych kłopotach. Ale jest mi zwyczajnie miło
i dobrze ze świadomością, że dzielicie ze się mną swoimi doświadczeniami,
wspieracie mnie i dodajecie mi odwagi. A to tylko ząb.
To buduje wiarę. Mam
nadzieję i wierzę, że nie nadużywam Waszego zaufania i cierpliwości i kiedy
naprawdę będę potrzebować otuchy, będę mogła na Was liczyć.
Kilka tygodni temu
zginął Zbójca i nic o tym nie napisałam. Już mi tyle osób wytykało, że nie
dbam, że wypuszczam, i że to moja wina. Wolałam więc nic nie pisać. Ale dziś
zginął również Kiciul i całe popołudnie przepłakałam i nic na to nie poradzę. Wyobrażałam
sobie najstraszniejsze rzeczy, wołałam, pytałam sąsiadów. Uświadomiłam sobie,
że wszyscy wokół traktują mnie poważnie i są mi przychylni. Nikt by nie
skrzywdził Kiciulka, sąsiedzi znają go i lubią. Mówili, że owszem, nie widzieli go cały
dzień, ale czasem, kiedy mnie nie ma w domu, śpi u nich na balkonie na fotelu.
I żebym się nie martwiła, wróci.
Wrócił późnym
wieczorem. Gdzieś musiał spać, śmiertelnie zmęczony, bo rano upolował
zaskrońca. Ale nigdy nie znikał na cały dzień, dlatego się martwiłam. Jeszcze
raz proszę – zrozumcie, moje koty nigdy nie były zamykane w domu, swobodnie
chodzą, gdzie chcą. Leczę je i karmię, noszę na rękach, śpią z nami, ale nie
chcę ich zamykać.
To nie są trudne,
skomplikowane sprawy ale dobrze, że mają szczęśliwe zakończenie. Niejeden powie
– nie masz większych zmartwień? Mam. I boję się, że szczęśliwego zakończenia nie będzie.
dobrze, że o tym napisałaś. dużo jest tu osób życzliwych tobie. ja też. zbójca też się może znajdzie, sama wiesz, że przepadał. tylko czy na tyle?
OdpowiedzUsuńwspółczuję ci klarko bardzo.
Klarko, proszę Cię, nie wątp w nas! zrozumiemy...
OdpowiedzUsuńNiewesoło się zrobiło po dwu ostatnich zdaniach....
♥
Dobrze, że Kiciulek się znalazł!
OdpowiedzUsuńI przykro mi bardzo..:(
Zawsze licz na moje wsparcie. Świetnie, że zęba nie stracisz. Żaden ząb to wcale nie TYLKO ząb. TO nasz własny, rodzony ząb:-))).
OdpowiedzUsuńKotami się nie przejmuj, zawsze wrócą, u kogo im będzie lepiej:-).
Filemon też łazi gdzie chce ,koty maja swoje drogi,są nieszczęśliwe w zamknięciu :)
OdpowiedzUsuńTak mi przykro z powodu Zbójcy. Koty mojej mamy też chodzą swobodnie ale śpią z nią,mama dba o nie jak o dzieci i też nie ma serca ich zamykać.Są wysterylizowane i dzięki temu inne koty ich nie męczą. Wiemy jaki to strach gdy kot nie wraca.... Mój to blokowy kociak,nie zna dworu i może to dobrze ale czasem mi go szkoda. Uwielbiam Pani bloga,od lat 2 lat czytam,jednego dnia przeczytałam całe archiwum :) Czekam na kolejne wpisy,codziennie zaglądam ale baaaardzo rzadko komentuje. Pozdrawiam Kasia z Oławy
OdpowiedzUsuńKlarko, wieli smutek wyczytałam i współczuję Ci bardzo. Rozumiem doskonale Twoje podejście do kotów, gdybym mieszkała na wsi, też nie miałabym serca ich zamykać (moja kota niestety żyje w niewoli, ale mieszkamy w centrum miasta, w bloku). Mam nadzieję, że Zbójca wróci wkrótce jako ten syn marnotrawny.
OdpowiedzUsuńI życzę Ci z całego serca, żeby Twoje zmartwienia zakończyły się jednak szczęśliwie.
Pozdrawiam serdecznie
Moni
Klarko,nie wiem co napisać...
OdpowiedzUsuńjestem,mam wiele życzliwości dla ciebie,wiesz...
Mam teraz 5 kotów,przypadkowych raczej.Nie przywiązuję się już,młodszych nie nazwałam.Wczęśniej był Kłopot,Kocio,itd.Te ginęły pierwsze z gromadki.Psy miałam teraz 3.Parę dni temu wpadł pod koła ten najbardziej do mnie przwiązany,posłuszny.
Usuńmoja babcia kiedyś miała kota, Kubę, był absolutnie niezwykły, pisałam nawet historie o nim
OdpowiedzUsuńraz zaginął
długo go nie było
wszyscy mysleli, ze to juz koniec
a po 3 mieciącach wrócił!!!
wymizerowany, ale w dobrym zdrowiu
bardzo jestem ciekawa, gdzie był...
Klarko,może Zbójca poszedł za jakąś cudną koteczką - wszak wiosna i marzec, a w marcu koty "marcują". Mojej sąsiadki pies, gdy tylko udało mu się urwać ze smyczy przepadał na wiele dni- wracał zmęczony, brudny, głodny. Raz nie było go dwa tygodnie - sąsiadka go już opłakała, a on się jednak przywlókł.
OdpowiedzUsuńDo płukania stanów zapalnych w buzi lepszy jest Corsodyl- do nabycia bez recepty.
Miłego, ;)
Szkoda kota może jeszcze wróci...
OdpowiedzUsuńMoje koty też łażą wolno...bo mimo mieszkania w bloku, okolica raczej spokojna i oddalona od bardziej ruchliwych ulic. Izydor wiele razy wracał po kilku dniach, nieraz poharatany w bojach o panny albo rewir... leczyłam, a potem wypuszczałam znowu, aż któregoś razu nie wrócił...
OdpowiedzUsuńIzydę już wysterylizowałam, ale się okazało, że ruję też przechodzi, bo jeden z jajników był zrośnięty z nerką, więc został i dalej nadaje.
Izyda, jak to kotka - bardziej trzyma się domu, ale też lubi się powałęsać, choć na noce wraca. Kilka razy zabalowała dłużej i też się martwiłam, czy wróci. Jakoś tak pusto w domu, jak kota dłużej nie ma.
Zbójcy szkoda... ale tak sobie myślałam, tracąc nadzieję, że Izydor wróci - że lepsze kocie życie z takim ryzykiem niż niewola w mieszkaniu i że to był szczęśliwy kot, choć krótko się tym życiem cieszył.
Pozdrawiam
Jem w.
A co znaczy szczesliwe zakonczenie?
OdpowiedzUsuńMoze wlasnie bedzie?
A kocurki chadzaja wlasnymi drogami, widac wiosna!
Znam kociaki, ktore nie moga wyjsc z domu, kiedy jednak jest cieplo, maja kiczowaty namiot do swojej dyspozycji, ze niby tam fajnie im jest na tarasie. Chetnie w taki sposob potraktowalabym wlasciciela.
Trzym sie, dobrze bedzie:)
Zbójca z pewnością wróci, może tylko z poszarpanym uchem albo bez kawałka ogona. Pewnie na panny poszedł, marzec przecież! Dobrze, że Kiciul wrócił:-)
OdpowiedzUsuńNasza domowa kicia wychodzi na chwilę na ogród, gdy jest ładna pogoda. Ale ona nie jest obeznana ze światem zewnętrznym, boimy się, że może być nieostrożna. A to taka kotka do przytulenia, do pościeli, wszyscy ją kochają.
Pozostałe cztery koty (też kochane przez wszystkich) właściwie mieszkają na dworze, czasem tylko bywają w domu, zimą częściej. Wiosną i latem im się w domu nudzi! Ale wszystkie nasze to kastraty, nie walczą o terytorium, nie łażą na panny. Mogą rozejść się po okolicy, ale gdy wychodzimy z kawą na ganek - stopniowo się złażą, a nuż coś wrzuciliśmy do miseczki?
Nie martw się, dwa tygodnie to nic, Zbójca wróci!
Są koty, które wolą dom, a są i takie, których trzymać się w nim za długo nie da, bo są strasznie nieszczęśliwe. Inna sprawa, że warto koty sterylizować, żeby nie zwiększać ilośćci kociego nieszczęścia na polskiej prowincji.
OdpowiedzUsuńmoje koty są kastrowane
UsuńKocina to kocina i chodzi własnymi ścieżkami. Miej świadomość że Ty im te ścieżki otwierasz to cos takiego jakby tez były w swojej Kociej Unii - "Kine Grenzen".
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Czasem człowiek nie potrafi, nie chce napisac o tym, co go boli najbardziej. Nie wszystko nadaje sie do opisu, do pokazania na forum internetowym, mimo iz wie sie, że jest tu grono szczerych, zyczliwych osób. Mysle, ze niekiedy przezycia sa tak mocne i kaleczące naszą duszę, ze aż zamykamy sie w sobie i nie sposób opowiadać o tym nikomu, aż do czasu gdy ból choć troche zelzeje, stanie się przeszły...
OdpowiedzUsuńKlarko! Moje koty też chodza swobodnie. Wieś to wieś i na tym polega szczęsliwe zycie kocie, ze nie trzyma sie ich w domu jak w więzieniu. I znikaja czasem na parę dni, bo taka jest kocia natura, ale zawsze wracają.Są szczęsliwe a jakieś ryzyko zawsze jest wpisane w zycie. Nasze przecież też.
Ściskam Cię mocno***
Klarko, mam nadzieję, że wróci.
OdpowiedzUsuńCokolwiek jednak by się stało, to dałaś mu wolność, więc wiódł szczęśliwe życie.
Pozdrawiam ciepło
jest tu wiele osób które za smutki Cię nie potępią... ale niestety wiem również z doświadczenia, że bywa wręcz odwrotnie więc rozumiem lakoniczność postów o smutnym wydźwięku. Trzymaj się ciepło... życie toczy się kołem i tyle ile smutku tyle bywa radości :*******
OdpowiedzUsuńKlarko,wiem jak to jest,ja opłakiwałam 3 koty.Swego czasu mieliśmy kocią aferę.Wszystkim ginęły koty,okazało się,że taki jeden strzelał do tarczy i do kotów.Sprawa trafiła na policje.Nic nie mogli mu zrobić,bo nikt go nie złapał na gorącym uczynku,ale od tego czasu przestały masowo ginąć koty.Obecnie mamy kota Maciusia, który jest z nami 6 lat,i też już go parę razy opłakiwałam ,no bo nie przyszedł nawet się najeść.
OdpowiedzUsuńKlarko,wierzę,że te inne,też poważne problemy zakończą się pomyślnie,czego życzę Ci z całego serca.
Wanda zW.
Niestety i koty i ludzie giną i umierają.
OdpowiedzUsuńNiestety nie jesteśmy wieczni...
Jakoś umrzeć trzeba, oby tylko lekką śmiercią...
Przykro mi z powodu Zbójcy,współczuję.
OdpowiedzUsuńBardzo chciałabym zaczarować, by Zbójca się odnalazł.
OdpowiedzUsuńNajgorsza jest niepewność.
Ze trzy lata temu, w naszej szopce dla kóz, zakończył żywota kocur sąsiadki, mieszkającej pięć domów dalej na naszej ulicy. kosisko wielkie i kudłate kręciło się często w naszym i sąsiednim obejściu. Być może, u tego obok gołębiarza podjadł coś zatrutego, bo takie praktyki stosował .
Miałam wątpliwości, czy powiedzieć właścicielce kota o tym smutnym fakcie. A jednak była mi wdzięczna, że mogła swego pupila pochować na własnym podwórku.
Trudno utrzymać koty w domu jak się mieszka w domu z ogrodem, czy na wsi.Normalne,że będą chodzić, mają swoje ścieżki, lubią wędrować,i ryzyko zaginięcia jest wtedy duże.
OdpowiedzUsuńOby wrócił, nie trać nadziei.
Wiem jak kochasz te twoje sierściuchy, więc domyślam się jak to przeżywasz...
OdpowiedzUsuńJa ma zawsze wielki dylemat kiedy oddają koty do adopcji, czy wybrać bezpieczny dom niewychodzący, czy jednak dom z możliwością wychodzenia. Staram się jednak dawać koty do domów nie przy ruchliwych drogach. Tyle tylko mogę...
Przeżywam takie przyziemne niepokoje prawie co dzień, kiedy Garfield nie wraca na noc. Sierściuchy to część naszego życia. Znam też osobiście paru lekarzy i dentystów w swojej okolicy, którzy są po prostu lekarzami. Mówią, że coraz trudniej na takiej fali się utrzymać. Ale są. Małe, ludzkie gesty cieszą bardziej niż wygrana w Totka. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńmój poprzedni kocur - ŁATEK,kastrowany też kiedyś zaginął.
OdpowiedzUsuńOn tolerował tylko mnie....Co ja się go naszukałam,napłakałam...
Po trzech ,coś około,po trzech miesiącach wrócił.Tuż przed Wigilią!!!
I prosto do michy, i zaraz spać !
Złachany,wychudzony,zmęczony takie biedne zdarte łapki...połamane pazury ale wrócił !
Podejrzealiśmy że zaplątał się gdzieś w jakieś rzeczy robotników - typu styropian,belki,no wiesz, robili coś koło bloków,a ten pewnie tam się zdrzemnął i go wnieśli razem z ,na pakę a potem wywieźli gdzieś...
dobrze, że wrócił!!
OdpowiedzUsuńKlarko to jest cena jaka placimy za milosc do kotowa; Dajemy im wolnosc , no bo jak tu meczyc siersciucha siedzeniem w domu?
OdpowiedzUsuńA potem sie martwimy i placzemy i z radoscia witamy powrot "kota marnotrawnego":)
Tak to juz jest z ta miloscia do ludzi , do zwierzat...
Gdybysmy nie kochali to by nic nie bolalo..
Trzymaj sie , moze jeszcze Zbojca wroci.
Moje koty są wychodzące, jeden jest z nami dwanaście lat, kicia osiem. Teraz więcej czasu spędzają w domu niż w ogrodzie, ale latem czasami nie ma ich kilka dni i jest wtedy strach i poszukiwania po wsi. Najdłużej kota nie było przeszło dwa tygodnie, też jest wysterylizowany. Może jeszcze wróci, no bo gdzie by mu było lepiej niż u Cibie. Trzymam za to mocno kciuki. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńKlarko, Zbójca poszedł teraz pewnie pomieszkać do innej rodziny, nieść im kocie szczęście, albo psuć krew, zależy czego im potrzeba akurat. Ale może mu się tam nie spodoba i wróci? :*
OdpowiedzUsuńKlarciu, co by nie było ze Zbójcą, pomyśl o tym, że dałaś mu cudowną opiekę i WOLNOŚĆ, przez co uczyniłaś go Szczęśliwym Kotem. Niewiele kotków tego doświadcza.
OdpowiedzUsuńPosyłam dobre, ciepłe myśli do Ciebie, przykro mi przez to, co przechodzisz, bo wiem, jak to przeżywasz - pamiętam Twój smutek, jak Zbój poszedł w tango latem. Wtedy wrócił i teraz też wierzę, że wróci. :*
Klarko siostry kot wrócił prawie po roku, różnie z kotami wychodzącymi bywa. Teraz też w domu "bywa", czasem go nie ma kilka tygodni, łajza taka i już. Co nie znaczy, że się o te koty nie dba, wręcz przeciwnie. Ja Cię rozumiem i gdybym mieszkała na wsi też bym kotom pozwoliła wychodzić. Koty lubią łazić swoimi ścieżkami, taka ich natura. My w mieście nie mamy wyboru muszą mieszkać w 4 ścianach.
OdpowiedzUsuńPrzecież zmartwień nie można mierzyć jedna miarką. Dla jednego dane wydarzenie będzie błahostką, dla drugiego tragedią. Koty, psy, to przecież domownicy. Jak można nie zrozumieć zmartwienia, obaw, lęku kogoś, komu domownik się straci?
OdpowiedzUsuńWierzę, że kotek się odnajdzie. Teraz ma szaleńczy okres. Zapomniał się gdzieś, ale wróci.
Jakie tam zmartwienie? To zaskroniec miał powód do zmartwienia, choć krótko!
OdpowiedzUsuńBardzo współczuje i rozumiem - też jestem trochę "dzika" jeśli chodzi o uzewnetrznianie uczuć - jak cierpię to się nikomu nie wypłakuję tylko "chowam w leśnych ostępach" w obawie przed kolejnym zranieniem. mam nadzieję, ze koty "przyjdą po rozum do głowy" i nie będą przysparzać zmartwień ucieczkami i cieszę się że ząbek może się da uratować bez kosztownych zabiegów - polecam dentosept, tylko uwaga! osiada na zębach, bo to ciemny wyciąg z ziół.Pozdrawiam serdecznie, M.
OdpowiedzUsuń<3 <3
OdpowiedzUsuńNiedawno zginęła moja kotka którą miałam kilkanaście lat. Zaliczyłam po tym wypadku pilną wizytę u kardiologa , tak bardzo to przeżyłam..
OdpowiedzUsuńWroci, wroci. Nasze wychodza i tez czasem dlugo ich nie ma. w sylwestra czekalismy do 3 rano! a mowilam: po toascie zaraz do lozek;)
OdpowiedzUsuńa co do innych zmartwien: nie na wszystko mamy wplyw ale mozemy wybrac JAK o tym myslimy. Pozytywnie. Ty to potrafisz.
tez Monika
Napisz,jak już wróci ten twój kot marnotrawny:))
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Beta
Klarko, dbasz o koty. Masz mozliwość ich wypuszczania, bo nic złego im się nie stanie ze strony innego człowieka. To także miejsce o tym przesądza. Ja mojej kocicy nie wypuszczę, bo na osiedlu sporo takich co zwierzę skrzywdzić mogą. Ot tak, dla zabawy. U rodziców, w domu, kot także swobodnie wychodzi na zewnątrz. Tam go wszyscy znają. To zupełnie coś innego.
OdpowiedzUsuńKot może zmienić życie człowieka i nie jest czymś dziwnym, że traktujemy go jak członka rodziny. Polecam książkę "Kot Bob i ja". Coś wspaniałego.
Dex
Mam podobna postawe wobec kotow- nigdy ich nie zamykalam. mysle, ze bylyby nieszczesliwe. Przykro mi z powodu Zbojcy..sciskam!
OdpowiedzUsuńMoja kocica znika czasami na trzy, cztery dni i ja wtedy łażę po polach i się drę "łacia, łacia" i sąsiedzi też mnie rozumieją i okazują pomoc.
OdpowiedzUsuń"Nie masz większych zmartwień?" - co to za pytanie! Każde zmartwienie, które dotyczy żywej istoty jest wielkie. Przez całe życie w moim domu były koty - czasem jeden, a w porywie i trzy. Zawsze podrzutki albo przybłędy. I zawsze były traktowane jak równoprawni członkowie rodziny. Zawsze chodziły wolno (mieszkam w okolicy miejsko-wiejskiej). Dawniej kotów się nie kastrowało, więc niestety wypadki były na porządku dziennym - zawsze właziły nie tam gdzie potrzeba i wdawały się w awantury z innymi, a okazji nie brakowało bo w okolicy było pełno kotów (też nie kastrowanych). Majątek szedł na weterynarzy, chociaż na forsie nie siedzę. Potrafiłam nie iść do pracy, bez względu na konsekwencje, gdy trzeba było czekać na weterynarza, bo kot był zbyt poturbowany, żeby go do niego dowieźć. Ale nigdy nie pomyślałam, żeby je zamknąć w domu gdy się mieszka tak jak ja. Zawsze się pocieszałam, że może nie żyły zbyt długo, ale za to szczęśliwie. Ostatniego kota pochowałam w 2009 roku. Teraz nie mam żadnego bo zostałam sama i cały dzień mnie nie ma w domu, ale jak tylko przejdę na emeryturę to zaraz się pojawią. Bez kota dom wydaje się zimny i pusty.
OdpowiedzUsuńPS. mój ostatni znikał czasem na 2 tygodnie, po czym pojawiał się zmarnowany, pobity i ogromnie głodny. Niestety do czasu.
Tak, że jest szansa, że Zbójca też się odnajdzie, czego ci serdecznie życzę.
Grażyna
Klarko, ale to przeciez naturalne martwic sie o wlasne zwierzaki! I kiedy znikaja albo choruja czlowiek cierpi jak gdyby chodzilo o czlonka rodziny...
OdpowiedzUsuńA w Twoim poscie wyczytalam jakis glebszy smutek, koty to chyba tylko pretekst... Przykro mi i mam nadzieje, ze wszystko sie ulozy...
Klarko, zaglądam do Ciebie często, za to rzadko się odzywam (nie tylko u Ciebie). nie dlatego, że mi się nie chce, tylko sprawy się mają tak, że brakuje mi albo czasu, albo sił. ale chcę Ci powiedzieć, że masz we mnie wierną czytaczkę, która jest Ci wdzięczna za te wszystkie wzruszenia, których doświadcza dzięki Tobie, i która ma dla Ciebie mnóstwo sympatii, i którą boli, kiedy Tobie jest źle. trzymaj się! mam nadzieję, że sprawy się dobrze ułożą.
OdpowiedzUsuńWitaj Klaro. Trzymam kciuki aby Zbujca wrócił cały i zdrowy.
OdpowiedzUsuńPo to jest wieś by koty mogły przemierzać ścierniska.
OdpowiedzUsuńA marzec jest marzec. Taka natura.Poza tym nie ma chyba szczęśliwszego kota niż wolny kot.
Pozdrawiam
Zbójca wróci, gdzie mu będzie lepiej;)
OdpowiedzUsuńkot mojej cioci wrócił po kilku miesiącach, gdy już ciocia straciła nadzieję;)
Witaj Klaro. Od kilku dni czytałam oba Twoje blogi bo bardzo mnie wciągneły. Jestem pod wielkim wrażeniem stylu i humoru z jekim piszesz. Zaskoczyło mnie pare rzeczy. Przypominasz mi moją sąsiadke zarówno z wyglądu jak i z harakteru. Ona mieszka z mężem w domu na przeciwko. Mają z 6 psów i nie umiem policzyć ile kotów :-) A przypominasz mi ją ze względu na dobroć serca. U nich zwierzęta mają uchylone cały czas drzwi garażowe więc psy swobodnie biegają po ogrodzie a koty gdzie chcą. Każdy kot ma swoje imie i sąsiedzi o każdym są w stanie coś powiedzieć. Zwierzęta są szczęśliwe, wolne, najedzone i pod opieką weterynarza. Niestety co jakiś czas kotki giną pod kołami samochodu bo choć u nas jest ograniczenie do 40 to i tak ludzie pędzą chociaż wiedzą że tak jest tyle kotów. Czasami koty znikają na pare dni i sąsiedzi się martwią. Jakiś czas temu była afera bo ktoś szczelał do tych kotów z wiatrówki i kilka zabił. Dla sąsiada nie liczyły się wtedy koszty i zlecił sekcje kotą. Było śledztwo i przesluchania. Okazało się że każdy w domu ma wiatrówke i tylko u mnie w domu nie przeszkadza ten zwierzyniec. Dramat. Niestety nikogo nie ukarano bo nie było świadków. Pisze to dlatego żebyś wiedziała, że czytelnicy rozumieją co przeżywasz. Ja po stracie psów, chomików, świnek morskich pare dni dochodze do siebie. Jak moja kotka wychodzi na ogród to co pare .inut sprawdzam gdzie jest. Na szczęście on chociaż wysterylizowana to pilnuje mocno naszej działki i nie zapuszcza się za ogrodzeenie. Pozdrawiam i trzymam kciuki za Zbujce.
OdpowiedzUsuńAnia.