poniedziałek, 22 października 2012

kij ma dwa końce a proca trzy




czyli o ostrożności w przenoszeniu znajomości ze świata wirtualnego  w real, aby się nie skończyło w zaświatach.

Z czytelnikami spotykałam się wielokrotnie i nigdy nie przyszło mi do głowy, że te spotkania mogą mi jakoś zagrażać. Umawiałam się albo w tej kawiarni dla emerytek na Karmelickiej albo jak to w Krakowie – koło Adasia. Nawet, gdy wyjeżdżałam, to nie robiłam z tego tajemnicy i dzięki temu na przykład będąc w Warszawie  poznałam przemiłą dziewczynę, która specjalnie dla mnie przyszła na dworzec.

Przypominam sobie też pewne spotkanie z młodym chłopakiem. Nie znałam go wcale, on przeczytał cały blog i napisał do mnie maila, że będzie w Krakowie i chciałby mnie poznać. Wymieniliśmy się numerami telefonu, ustaliliśmy czas i miejsce spotkania i już. Ubrany na czarno, długie włosy, glany. Przyniósł dla mnie różę, przegadaliśmy spacerując po Krakowie ze dwie godziny. Na kawie również byliśmy. Tomuś, jak czytasz to ściskam i pozdrawiam.

I co z tego? A no to, że byłam ufna i otwarta. Byłam, bo potem  zaczęły się pogróżki, prześladowania, wyzwiska,  jednym słowem stalking i to wszystko trwało bardzo długo aż powiedziałam dość i poszłam na policję. Policji co prawda  nie ufam ale prześladowania się skończyły, skończyło się niestety również umawianie z czytelnikami bo musiałam zachować ostrożność.
Po długiej przerwie po raz pierwszy spotkałam się z nimi przy okazji wycieczki Liptona. Potem znów długo nic, aż wreszcie umówiłam się na kawę z jedną z czytelniczek, z którą prowadziłam korespondencję od dłuższego czasu, ale wiecie jak ja mam z pisaniem listów (tu się biję po łbie za karę w pokorze) odpisuję mało i rzadko.
Spotkałyśmy się w kawiarni dla emerytek i jakoś zaiskrzyło pozytywnie, co lubię bardzo bo tylko wtedy jestem naturalna  i nie zachowuję się jak dzikus, siedząc na brzeżku krzesła i zerkając na zegarek.

Nie tak dawno napisałam w poście o kłopotach z lekami dla kotów i zaraz dostałam maila od tej właśnie czytelniczki – że straciła kota ale ma po nim leki i karmę, jak chcę to mogę sobie zabrać.

I tu zaczyna się właściwa opowieść.

Numery telefonów dawno mamy, adresy też. No ale nie mówcie, że jechać do kogoś do mieszkania, kiedy się go widziało raz na oczy to nic takiego, zwłaszcza po tym wszystkim, co przeszłam. W końcu jak mi ktoś obiecywał odrąbać łeb i wypruć flaki to mógł żartować ale mógł nie żartować. Ale z drugiej strony – ile można siedzieć w domu i w każdym obcym widzieć psychopatę?
Na wszelki wypadek ubrałam się jak pinda, czyli sukienka na szczególnie niemiłe okazje i buty na obcasie, bardzo oficjalnie. Ogoliłam też nogi, no co, jakby mi się co stało to w szpitalu wstyd z takimi z tygodniowym odrostem. Nie ma śmiechu, dawniej baby nie wychodziły z domu w nieświeżych majtkach a teraz nie wychodzą bez depilacji tego i tamtego. Zawsze mnie to ciekawi, jak na to patrzą lekarze – bo chyba jak krew i nieszczęście to na bieliznę czy zarost nikt jednak nie zważa?

Ale do brzegu.

Krzyśkowi również nie powiedziałam, że się boję, w związku z tym wymyśliłam, że będę miała ciężki kosz więc nie pojadę autobusem tylko niech mnie odwiezie i zaczeka. Dla wiarygodności załadowałam do kosza parę słoików z ogórkami i papryką a na wierzch jabłek i był ciężki jak cholera a pamiętacie, ja się wypindrzyłam – sukienka i obcasy!

Krzysiek rzucił robotę bo to dobry chłop i zawiózł mnie na miejsce. Przez całą drogę awanturowałam się jak prze-jędza bo były korki, jechał objazdami a ja nie lubię się spóźniać.

Poprosiłam, aby zaczekał. Z pół godziny. I poszłam na górę z tym koszem. Gospodarze byli mili, zabawni, gościnni i poczułam się tak bezpiecznie, że zapomniałam o tej mojej konspiracji i środkach ostrożności. Prawie po dwóch godzinach opamiętałam się, że Krzysiek czeka na dole. Krzysiek o konspiracji nie wiedział, myślał, że po prostu robi za taksówkę, nie dzwonił więc ani się nie niecierpliwił. Ciekawe, jak długo by tak siedział. Muszę go o to zapytać. Boże, jakiego ja mam dobrego chłopa. 
Chyba, że miał nadzieję, że jak mnie gdzieś tam katrupią to skutecznie i nie ma co przeszkadzać. 

Koty dostały spadek po kocie czyli zapas jedzenia i tabletki na robaki a my zyskaliśmy fajnych znajomych. 

70 komentarzy:

  1. Zawsze jest ta niepewność której powinien towarzyszyć rozsądek
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słusznie, należy uważać bo nigdy nie wiadomo, a w tym wypadku rozsądne było przełamanie obaw, mam wielu fajnych miłych czytelników i to wykręcanie się od spotkań było po prostu niegrzeczne

      Usuń
  2. Oj, Klarka, ja bym na Twoim miejscu wziela meza ze soba. Raz, ze bezpieczniej, a dwa, nie musialby kwitnac samotnie w aucie przez dwie godziny, tylko napilby sie razem z Wami kawki i tez poznal milych ludzi.
    Moj nie bylby taki cierpliwy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ale to nie takie proste, to bardzo długa historia i rozważaliśmy wówczas całkowite zaprzestanie pisania bo kosztowało mnie to bardzo wiele, dlatego nie chciałam pokazać, że ślad został

      Usuń
  3. Klarka, jesteś rozsądną dziewczynką.
    A ja jakoś tak nigdy bym się nie asekurowała... Pewnie do pierwszego niemiłego spotkania :(

    BTW, to mam nadzieję, że jednak i dzisiaj kobitki nie wychodzą z domu w nieświeżych majtkach :D

    A! I ZAPOMNIAŁAM, ŻE DZISIAJ POWINNAM TAK PISAĆ, BO WŁAŚNIE DZISIAJ JEST MIĘDZYNARODOWY DZIEŃ "CAPS LOCKA" :)
    A wiem, że Ty bardzo lubisz właśnie TEN przycisk na klawiaturze :P
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Eee tam! U mnie w ka-ka-kalendarzu stoi, ze ttto Dzien Ludddzi Jakajacych Sssie.

      Usuń
    2. a nawet mi nie przypominaj o tym capsie:D

      Usuń
  4. Dopóki człek na własnej skórze nie doświadczy to ufa i przez głowę mu myśl nie przejdzie, że ktoś z kim myśli wirtualnie często wymienia, może w realu być niebezpieczny. No bo niebezpieczeństwo czyha tylko na randkach w ciemno, czyli na innych portalach. Taa...prawda jest taka, ze trzeba rozsądek do myśli dopuścić.
    Fajnie, ze wizyta udana, bo fajnie jest fajnych ludzi realnie spotykać!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wiesz, to jest trochę jak ze zdradą, potem już bardzo trudno zaufać

      Usuń
  5. Klater miał za to, Klarko, wiele szczęścia przy spotkaniach ze swoimi ulubionymi Komentatorami. Do dziś pozostajemy w zażyłości.
    Pozdrawiam i zapraszam do mego domku na cos dobrego, bo lubię sobie i gościom dogadzać
    serdeczności

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a to zajrzę, skoro tak ładnie zapraszasz, i miło Cię widzieć u nas

      Usuń
  6. Oj tak i ja Cię pod Adasiem poznałam:))))

    OdpowiedzUsuń
  7. Kto nie ryzykuje, ten niema, a od wszystkiego i tak się nie ustrzeżemy, trza po prostu myśleć.. rozsądna z Ciebie kobitka, poradziłaś sobie w tamtym przypadku, i o bezmyślność raczej nie można Cie posądzać.. a żeby spotkać fajnych ludzi, trzeba się spotkać;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a tych niemiłych udało mi się szczęśliwie uniknąć

      Usuń
  8. To Ty jednak Klarko z Krakowa jesteś:) Cieszy mnie to, może kiedyś i ja będę miała okazję Cię spotkać - bardzo lubię poznawać ciekawych ludzi. Jestem tu nowa, więc pewnych oczywistości jeszcze nie przyswoiłam;) Póki co - pozdrawiam wirtualnie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. prawie z Krakowa, kawałeczek za makro,
      miłego!

      Usuń
    2. A tak na temat - wiara w ludzi to także i moja przypadłość:) i mam nadzieje, że nigdy się z tego nie wyleczę..

      Usuń
  9. A NAM SIE JAK NA RAZIE NIE UDAŁO, A MOZE WTEDY TO TEŻ ZPANIKOWAŁAŚ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie krzycz;) naprawdę wtedy miałam gości

      Usuń
    2. ale ja nie krzycze, pisalam CAPSEM bo pisalam z pracy a czesc pisanego tekstu musze wielkimi literami i zapomnialam "odcisnać":)

      Wiem, ze mialas gosci a i ja bym nie dala rady podjechać, ale wiesz ze na powrocie zobaczylam tablicze w obrazkiem dworu, nazwa miejscowości o ilością km to aż mnie scisnelo, ze tak blisko mam a podjechać nie moge, a to z 5 minut od Ciebie bylo

      Usuń
  10. Karioko, ja doskonale to rozumiem, choć - dzięki Bogu - ofiara takiego prześladowania nie byłam, ani żadna poznana przez net osoba, a spotkana w rzeczywistości, nie okazała się nikim niebezpiecznym.

    Ja to robię tak, że nieznajomym podaję maila specjalnie po to utworzonego i podaję "drugi" numer telefonu (na kartę). Jeśli ktoś robi się w niemiły sposób nachalny, to mogę taką skrzynkę porzucić, gdy nie pomagają ostrzeżenia z mojej strony. A karta sim z tym tymczasowym numerem zawsze może zostać wyjęta z telefonu i zastąpiona nową. Dla sprawdzonych znajomych mam stały numer :-)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tosiu Karioka jest moją znajomą ale to nie jej blog:)
      na onecie czytelnik może pisać do autora z ramki "napisz do mnie" wystarczy kliknąć prawym na nick, jeśli współpracuje się z portalami i agencjami reklamowymi to częste zmiany adresu i telefonu nie wchodzą w grę
      Pozdrawiam:)

      Usuń
    2. Ups, przepraszam, tak to jest jak się robi 10 rzeczy na raz z braku czasu.

      A ja nie mówiłam o zmianie stałego adresu czy numeru, ale o posiadanie drugiego "nie stałego" właśnie dla ludzi jeszcze niesprawdzonych. I oczywpiście nie pisze o sferze zawodowej

      Usuń
    3. nic się nie stało,mi też się zdarza pomylic imiona i nicki

      Usuń
  11. Klarka, wcale Ci sie nie dziwie, ze idziesz otwarta do ludkow. Sama mialam tez pare "strzalow". I nigdy doscyc.
    Kiedys poznal mnie po linii blogowej Londynczyk, zafascynowany zyciem na Florydzie. Wybieral sie do swoich znajomych, do Tallahassee, to na polnocnej Fl, ale zakupil bilet do Miami i spotkal sie ze mna w Naples. Podjelam goscia i nawet przenocowalam (w osobnym pokoju :). Kiedy wracal od znajomkow- podobnie, spedzilismy uroczy wieczor na pogaduchcach , ktorym nie bylo konca.
    Na wakacjach odezwala sie do mnie mama Szymona, zaniepokojona jego podroznica pasja. Prosila o jakies "instrukcje" co do USA. Zdzwonilam sie z Szymonem, a potem moj syn przytulil ich w swoim nowojorskim lokum i pokazal miasto. Zas z noclegiem.
    Ilosci spotkan z osobami z sieci nie zlicze. Fakt, dzieja sie w miejscach publicznych.
    Wierze w swoj madry osad i szczesliwa reke do ludzi.
    I jakos ani mnie ani moim dzieciom nikt krzsywdy nie zrobil.
    Oczywiscie, ze jest wiele kontaktow, ktore umieraja. Jakos sie to sypie w trakcie pisania listow czy rozmow. Wtedy na zadne spotkania nie przystaje.
    I po prostu moje niskolatajace Anioly Dobroci sa ze mna.

    Pozdrawiam i gratuluje znajomych. Nowych i starych:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja to nazywam "iskrzeniem", bywa, że mimo obustronnych starań ze znajomości nic nie wychodzi bo albo wyobrażenia albo oczekiwania całkiem inne niż rzeczywistość

      Usuń
  12. ALE TYŚ ODWAŻNA! Podziwiam.
    Całe szczęście,że wszystko się dobrze skończyło!

    OdpowiedzUsuń
  13. hmmm wiesz co? ja to chyba jestem jednak naiwna, w ogóle się ludzi nie boję. Ale, że są psychopaci i popaprańcy to wiem, widuje na cudzych blogach i rozumiem.

    teatralna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. bo Cię nikt przez rok nie straszył to się nie boisz,na szczęście!

      Usuń
  14. hmmmm, dopiszę, że w kontaktach w realu nie brak popaprańców , nawet w bliskiej rodzinie.
    Stalking może dopaść również ze strony najbliższych, jest to przykre, i obym nie musiała korzystać z pomocy policji.
    Takie sytuacje są trudne, zawsze zostawią ślad w codziennym funkcjonowaniu.
    Ufam ludziom, lecz jest ono obwarowane "psim niuhem" :),
    jeśli decyduję się na bezpośrednie spotkanie z osobą poznanej za pośrednictwem bloga, lub portalu społecznościowego, to przejdzie ona przez mój przetak, i nie zawiodłam się jak do tej pory.
    Pozdrawiam .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. poradziłam sobie ale tak jak piszesz, czuję, że nigdy już nie będzie tak samo.

      Usuń
  15. Gratuluję i męża i udanej nowej znajomości. Fajnie napisałaś:-)

    OdpowiedzUsuń
  16. to jaa się cieszę że dane mi było Cię poznać osobiście skoro spotkanie ze mną to był jak piszesz "wyjątek" :)
    lipton_ER
    pozdrawia cieplutko mimo mglistej pogody :***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a tam to już było nas więcej to jakby coś się działo to wspólnie dalibyśmy jakoś radę

      Usuń
  17. Dzisiaj takie dziwne czasy, rzeczywiście trzeba zachować czujność. Rozsądnie, że zabrałaś obstawę, a obstawie ukłony za cierpliwość:))

    OdpowiedzUsuń
  18. Jestes bez watpienia odwazna Kobieta!
    Serdecznosci
    Judith

    OdpowiedzUsuń
  19. Przyznam Ci, że sporo osób poznałam przez net, ale zawsze starałam się słuchać swojej intuicji, co niekiedy owocowało niespotkaniem, albo spotkaniem w miejscu publicznym i 'dezercją' po 10 minutach ;)
    Za to z Tobą bardzo chciałam się wtedy spotkać i cieszę się, że tak się ułożyło, że się udało :)
    Uściski:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A mi się właśnie przypomniało, że zanim się spotkałyśmy, mi się przyśniło, że będziesz w W-wie:) A później napisałaś na blogu :)
      Nie wiem, jak to możliwe, ale się zdarza :)

      Usuń
  20. My mamy swoje cykliczne już Watrowisko i spotkania w podgrupach, w "pomiędzy". Niektórzy gnają przez pół Europy żeby się spotkać z "kompletnie obcymi ludźmi". :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. i nie ma dewiantów i psychopatów ani emerytek z siekierą?

      Usuń
    2. Poza rzeczonym Kneziem Okrutnikiem nikogo o takich morderczych instynktach :D

      Usuń
    3. to już mam muzyczny podkład do zakończenia żenującej historii o Blondynie, od samego początku jej mąż miał zamiar zrobić taki właśnie porządek.

      Usuń
  21. grunt, to cierpliwy mąż, największy skarb :))

    OdpowiedzUsuń
  22. poznałam w realu dzięki pisaniu bloga wiele osób. były takie, że zaiskrzyło i do dziś kontakty są bliskie, ale też i takie, że było nijako. i nie utrzymujemy kontaktu. natomiast pamiętam na jakie wpisy natykałam się jakiś czas temu na wielu blogach. wyobrażałam sobie wtedy jak musisz się czuć...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. było mi przykro, że blogerzy nie sprzątają tego z blogów, o wielu sprawach nie pisałam

      Usuń
  23. Ale co ty sugerujesz?
    Jestem pewna, że wszystkie szanujące się blogerki chadzają w prześwieżych reformach ;)
    Natomiast jeśli chodzi o nogi nieogolone to (na podstawie pewnego pouczającego kryminału) dowiedziałam się, iż owłosioną ofiarę żeńską diagnozuje się w prosektorium w pierwszym rzucie jako SINGIELKĘ.
    :)
    Ku przestrodze!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. miodzio - będę pamiętać;)

      Usuń
    2. Miśka, błagam, Ty nie wierz w to wszystko co piszemy na blogach, my przeważnie zmyślamy! Przypominam, wczoraj malowałaś usta na czerwono a dziś na gwałt chcesz golić nogi, a jak jutro wymyślimy, że prawdziwy facet musi mieć pomalowane paznokcie u nóg?

      Usuń
    3. jak to co?! Pomaluje Sołtysa -mam piękny malinowy lakier;)))

      Usuń
  24. A trzeba było, jak w ,,Szaleństwach panny Ewy'' - niechby kolega Małżonek wkroczył po kwadransie pytając ,,czy tu mieszka główny kanonik od świętego... jakiegoś tam''...

    OdpowiedzUsuń
  25. Ja to bym meza wziela ze soba... :)
    Odwazna jestes! Mialam okazje poznac osobiscie kilka osob z "wirtualnego" swiata, ale nigdy nie zaryzykowalabym pojscia do czyjegos domu. Zawsze umawialam sie w jakims publicznym i gwarnym miejscu. :)

    OdpowiedzUsuń
  26. oj nie wiedziałam że miałaś takie złe doświadczenia... wcale się nie dziwię ze nie masz ochoty błąkać się po Hucie :D Ale w końcu, myślę ze się zbierzemy ;) Wszystko jedno, myślę, że warto :)

    OdpowiedzUsuń
  27. Kuźwa czas na depilację. Nie spodziewam się ataku psychopaty, z drugiej strony kto napadnięty się spodziewał :p
    Miło, że masz nowych znajomych, pozazdrościć :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Martek! Jak dobrze,że Ty tez wierzysz w to, co Klarka pisze! Bo byłabym jedyną naiwną;))))

      Usuń
  28. Nie wiedziałam, że miałaś takie duże problemy. Nic dziwnego, że dmuchasz na zimne.I tak wykazałaś się sporą dawką odwagi.Serdeczności Klarko.

    OdpowiedzUsuń
  29. Jeszcze mi się nie zdażyło trafic na kogoś "złego", a tez niejednokrotnie sptkałam się z ludźmi z bloga:)

    OdpowiedzUsuń
  30. Czy Ty Klarko nie piszesz przypadkiem o osobniku, który umieścił komentarz pod oryginalną koszulką na tamtym blogu?
    W realu spotkałam się kilkakrotnie z wirtualnie poznanymi ludźmi, ale zawsze było to miejsce publiczne. Niestety moja druga połówka o tym nie wiedziała. Wiedział, że spotykam się, ale było niedopowiedzenie z mojej strony, że to ktoś wirtualnie poznany. Źle czułam się ukrywając ten fakt. Tak naprawdę tylko z jedną osobą poznaną w sieci utrzymuję kontakt od 10 lat, ale jakoś i to się powoli kruszy. Może to odległość robi swoje?

    (po 50)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Komentarz zniknął, to dobrze... I chyba miałam 'nosa'.

      (po 50)

      Usuń
  31. Ja jakos wyczuwam ludzi- popaprancow tez:-) Meza masz super, anielska cierpliwosc(bez wzgledu na okolicznosci)- godna podziwu:-)

    OdpowiedzUsuń
  32. Obiecuję, że w razie ewentualnego spotkania nie wyciągnę z Mordkowego pampersa żadnego niebezpiecznego narzędzia :)

    OdpowiedzUsuń

Twój komentarz