Buty sobie kup, co w takich rozczłapanych chodzisz –
powiedziała do Andżeliki koleżanka z
pracy. Po wypłacie, nie teraz – odparła Andżelika,
zarzuciła plecak na jedno ramię i pobiegła do tramwaju. Zawsze biegiem, zawsze
czekająca na wypłatę, często zapominająca kupić sobie mleka czy cytryny.
Częstują ją. Jest
sympatyczna, pomocna i pogodna, nie ma co żałować plasterka cytryny czy mleka
do kawy. Nie ma o czym opowiadać. Choć jest.
Andżelika jest matką trójki dzieci, najmłodsze ma dwa lata,
najstarsze 15. Ona sama ma 35 ale wygląda na dużo więcej. Kiedy opowiada o
swojej rodzinie, jej twarz jaśnieje, ramiona się prostują a oczy lśnią. Tak
samo gdy mówi o mężu. Zawsze z dumą, zawsze dobrze.
Kiedy opowiada o swoim rodzinnym domu, odwraca głowę,
zaciska dłonie. Mówi szybko ale zacina się.
Nie pamiętam dzieciństwa. Nie wiem jak to możliwe ale prawie
niczego nie pamiętam. Tylko jak siostra się wyprowadziła z domu to długo
płakałam i nie chodziłam do szkoły. Matki ani ojca to nie interesowało, oni
byli alkoholikami i dla nich najważniejsze było picie od rana. Tak myślę. Bo
nie pamiętam za bardzo. Dopiero kiedy miałam 16 lat udało mi się wyrwać od
nich.
Zamieszkałam u siostry i jej męża. Potem się wyprowadziłam, wynajmowałam
pokój, uczyłam się i pracowałam w kuchni
więc miałam co jeść, jak miałam mieć jakieś wolne to kradłam kotlety na zapas.
Poznałam Tomka i pobraliśmy się. Powiesz że wcześnie,
stanowczo za wcześnie ale wiesz co? Na ślub i na dzieci nigdy nie ma dobrego
czasu, zawsze można szukać wymówek. A my nie szukaliśmy wymówek tylko miłości.
Pierwszy raz w życiu czułam się bezpieczna, pierwszy raz
poczułam, że nie muszę wszystkiego robić sama. Jakie to szczęście. Miałam dwadzieścia
lat kiedy urodził się Jakub. Rok spędziłam w domu a potem Kubuś poszedł do
żłobka a ja wróciłam do pracy. Ciułaliśmy na wkład własny żeby dostać kredyt na
mieszkanie i wiesz, nie wiedzieć kiedy zrobiła się piąta rocznica ślubu.
Dokładnie w tym dniu umarła moja siostra.
Była dla mnie mamą i tatą, była dla
mnie jedynym oparciem przez wiele lat. Rodziców nie było na pogrzebie.
Wiedzieli ale nie było ich.
Matka nie interesowała się ani mną, ani siostrą, zadzwoniła
do mnie dopiero wtedy, kiedy ojciec
umarł i nie wiedziała jak się załatwia pogrzeb, potrzebowała pieniędzy.
Czy miałyśmy jakąś babkę, dziadka, ciotkę? Tak, ale cała ta
rodzina nie chciała mieć z nami i z moimi rodzicami nic wspólnego bo wstyd, bo
kłopoty, bo nie oddane pieniądze, dużo pieniędzy.
Zajęłam się tym. Załatwiłam co trzeba było. Wtedy też
załatwiłam matce odwyk. To było tak – ona płakała, przepraszała i prosiła, żeby
ją wziąć do siebie bo nie ma gdzie mieszkać. Mój mąż powiedział, że najpierw
odwyk a potem zobaczymy. Wiesz, nawet pomyślałam sobie, że fajnie byłoby,
dzieciaki miałyby babcię, a może i ja matkę, kto wie.
Nie piła pół roku a potem związała się z jakimś człowiekiem
poznanym na leczeniu i znów wszystko się zaczęło. Nie chciałam żeby moje
dzieci na to patrzyły. Na co? Na zasikaną babcię leżącą na klatce. Na babcię,
która przychodzi pijana do szkoły i płacze, bo woźna nie chce jej oddać wnuka.
No wiesz, takie rzeczy się zdarzają.
Wyprowadziła się do tego kochanka ale był z nią krótko.
Kiedy dostała wylewu, wyrzucił ją na ulicę. To znaczy wyrzucił rzeczy i nie
odebrał jej ze szpitala. Była w kiepskim stanie. Załatwiliśmy dom opieki bo co
mieliśmy zrobić. Dlatego tak chodzę do kadr i załatwiam te zaświadczenia o
zarobkach bo muszę jako jedyne dziecko dopłacać do tego domu opieki.
Prawdziwe aż za bardzo.
OdpowiedzUsuńJa bym nie dopłacała ani grosza, można się z tego wyplątać. Polecam. Nie warto marnować życia sobie i swoim dzieciom dla idei wsparcia takiej "matki".
Formalnie można. Ale czy psychicznie się da? I czy się chce?
UsuńTak.
UsuńGdy przeczytałam, wyrwało mi się "k-wa". Ale tak to właśnie jest, rodzice piją, czasem biją, (rzecz jasna, nie wszyscy), w ogóle ich własne dzieci nie obchodzą. A te dzieci, gdy uda im się wyrosnąć na porządnych ludzi i tak potem mają obowiązek alimentacyjny i "zajmuj się mną na starość". Niejeden raz się z tym spotkałam i zawsze mnie szlag trafia.
OdpowiedzUsuńNie wiem co bym sama zrobiła... I z kolei wiem, że nie łatwo się z tego wyplątać, Beata. Bo jak?
Ella-5
Najpierw jest badanie sytuacji życiowej zstępnych i wstępnych, potem odwołanie od decyzji, potem zostaje już tylko rozprawa administracyjna lub sądowa.
UsuńU mnie badano tylko wstępnie co by było gdyby, w momencie kiedy przydzielano opiekuna z Mops. Od razu mówiłam, że kontaktu nie mam i złotówki nie dam. Ale dowiadywałam się też u prawnika co zrobić w razie czego.
Też mi się wyrwało niecenzuralne!
OdpowiedzUsuńTo największa niesprawiedliwość na świecie!!!
Czasami wydaje mi się, że Boga nie ma !.
OdpowiedzUsuńPonoć nas kocha, jest miłosierny...............
To nie Bóg jest winny, tylko ludzie.
UsuńNa kurs w hospicjum chodziła kobieta opiekująca się swoją matką.Ona wychowywała się w domu dziecka,nie pamiętała matki,odnalazł ją MOPS gdy kobieta była po wylewie.Jak słuchałam jak opowiada omatce,która nie mówi,nikogo nie poznaje.nie ma świadomości,że mieszka u córki,to mi się płakać chciało.
OdpowiedzUsuńW niej była taka ogromna potrzeba posiadania rodziny że zgodziła się na opiekę. Mówiła o niej mamusia
Mam znajomą a ona ma "psychopatycznego Tatusia który traktuje ją jak skarbonkę" to słowa zainteresowanej.
OdpowiedzUsuńOna się na to zgadza bo to Tatuś przecież.
Jaka jednak optymistyczna i piękna historia. Że można się wyzwolić i zbudować swoje życie po swojemu. I jeszcze być tak wielkoduszną, by umieć wybaczyć.
OdpowiedzUsuńTo jest straszne, jak niektórzy budują rodziny, z których wychodzą tak nieszczęśliwe dzieci. Po co w ogóle ktoś decyduje się na rodzinę, skoro nie umie sobie sam z sobą poradzić i są inne ważniejsze dla niego rzeczy? Okropne...
OdpowiedzUsuńKlik dobry:)
OdpowiedzUsuńDziękuję za wizytę i u mnie i wspomnienie dawnych - onetowych czasów.
Pozdrawiam serdecznie.
Bo u nas wychowuje się dzieci w bojaźni bożej i szacunku z urzędu, czyli piją, biją, gnoją, ale kochać matkę i ojca trzeba:(
OdpowiedzUsuńSerce płacze ,co za nieszczęście, może moja skromna modlitwa o pomoc dla tej kobiety i jej rodziny choć trochę pomoże?
OdpowiedzUsuńCzłowiek nie docenia tego szczęścia, które ma. Wyrastać w normalnej, szanującej się rodzinie - wydaje się, że to tak niewiele, a są ludzie, dla których to jest szczytem marzeń.
OdpowiedzUsuńA co do butów - może któraś z koleżanek nosi jej rozmiar i "akurat te ją cinsą"? Tak tylko wspominam, bo wiem, że niektóre Panie mają całą szafę butów, ale nie mam pojęcia, po co.
Żeby się nimi dzielić w takich wypadkach, oczywiście! :-)
UsuńPozdrawiam
MBI
/nie wiem, jak to jest, że na każdą zbiórkę charytatywną wynosi się z domu sporą paczkę, a niczego nikomu nie brakuje... Może właśnie dlatego!:-) Dziadkowie tak nas uczyli: kto na kościół/pomoc drugiemu łoży ten się nie zuboży. - święta prawda ze szczyptą rozsądku oczywiście ;-)
Znam podobną historię. Przyjaciółka mojej córki dorastała w podobnej rodzinie. Jednak kiedy jej matka zachorowała na raka to E. otoczyła ją taką opieką jakiej można tylko pozazdrościć. Poza tym, E to bardzo dobra i wartościowa dziewczyna. Cieszę się, że zaszczyciła mnie swoją przyjaźnią. Ludzie tacy jak E przywracają mi wiarę w ludzi.
OdpowiedzUsuńDysfunkcyjność to nie tylko alkoholizm.Generalnie - nieodpowiedzialność,niedorośnięcie do roli, wielodzietność,zyciowa niezaradność,bieda.Bardzo często dysfunkcyjność rodzinna jest dziedziczona.
OdpowiedzUsuńUlka
Nic tylko podziwiać Ją i szanować i jeszcze coś...."dobre" rady "życzliwych" mieć w głębokim poważaniu!! nikt Jej nie zrozumie dopóki Jej butów nie założy!!! taka prawda!!
OdpowiedzUsuńSystem ustrojowy kraju. Też się tu wychowywałam, ale nie zdarzyło mi sie ukraść komuś żywności/ jedzenia. Ost kradzież - cyrkonie rubinowe z podłogi dziecięcego , w którym nigdy nie widywano dzieci-chyba jedynym dzieckiem w domu "win" bywałam ja. Dziwny kraj i dziwny system.
OdpowiedzUsuńNie uciekałam z domu, nie wyszłam za mąż z lęku czy dla wygody - i mam andzieje, ze juz moje dzieci nie skojarzą , ze kiedyś to były takie czasy-niemiłości Państwa. Iza
W Polsce nagminne było wynoszenie czyli kradzież"niczyjego",bo z zakładu pracy.Wynosili ludzie,co się dało,zalezy przy czym pracowali.:)I nie musieli to być biedni.
Usuń