Nic nie jest takie samo. W pamięci mam wieś pociętą spłachetkami zagonów z żytem, z równymi rzędami ziemniaków, z krętymi, wąskimi ścieżkami biegnącymi nad wąwozami.
W pamięci mam łąki z kopkami siana, ścieżki pod lasem i sam las, którego się czasem bałam. Szumiał, trzeszczał, był niespokojny, ciemny, mroczny i niebezpieczny. W lesie mogli być źli ludzie. I duchy pokutujące. Te kapliczki na skraju lasu były po coś!
Zwierząt było niewiele. Sarnę, zająca czy dzika widziałam rzadko. Dzikie zwierzęta nie podchodziły do ludzkich siedzib. Tylko lisy przychodziły czasem po kury. Częściej słyszałam krzyk ptaków, dostrzegałam też polującego jastrzębia. W mokre dni na ścieżce w lesie można było spotkać salamandrę.
Dziś zachwyciłam się urodą tej wsi. Wszędzie bujna, nieposkromiona roślinność. Prawie nie ma uprawnych pól. Oszałamiająco pachną łąki. Las wydaje się przyjazny, otwiera się szeroką drogą. Rzadko rozrzucone po wzgórzach domy toną w zieleni. Tak jak dawniej prawie nikt nie ma bram ani ogrodzeń. Wprost z lasu wychodzi się na nagrzaną łąkę pełną ziół i kwiatów.
Żegna mnie przestroga - uważaj na żmije, teraz tego pełno. I dzików, i saren też, sarny to są jak swoje, przychodzą pod sam ganek!
Żegna mnie przestroga - uważaj na żmije, teraz tego pełno. I dzików, i saren też, sarny to są jak swoje, przychodzą pod sam ganek!
Idę pod górę. Ta droga była kiedyś wąziutką ścieżyną. Przychodziłam tu zbierać poziomki. Mijam mały, drewniany domek. Natychmiast przypominam sobie imiona wszystkich osób, które w nim mieszkały. Teraz mieszka tu tylko jedna pani. Jaka pani, przecież to ciocia Zosia. Nie była naszą ciocią ale przecież tam do wszystkich dorosłych kobiet mówiliśmy ciociu albo chrzesnomatko.
koło domku cioci Zosi |
Idę dalej martwiąc się trochę czy dam radę pamiętając, że ostatnie podejście będzie w odkrytym terenie i dość strome. Las przechodzi w brzozowy zagajnik, w którym mignęło jakieś zwierzę.
Ostatnie podejście i ukazuje mi się przepiękny, otoczony kwiatami drewniany dom. W cieniu orzecha ustawiono ławki i stół, pod gankiem rabata róż.
Nie poznałabym tego miejsca. Ten dom był maleńką, drewnianą chatką, podobną do budyneczku mijanego wcześniej.
Widzę znajome, uśmiechnięte twarze i karcę się w myślach - czemu ja tu nie przyjeżdżam częściej.
Zachwycam się urodą miejsca, mówię - macie tu jak w raju i natychmiast zakrzykują mnie, że sąsiedni przysiółek tak się właśnie nazywa, nasza babcia mieszkała w Raju. Wokół nie widać ani jednego zabudowania, nie słychać ruchu ulicznego. Nocą musi tu być bardzo ciemno, a niebo jest pełne gwiazd. Krzyczy jakiś ptak. Buczą bąki. Raj.
Czas wracać. Mijam paryję i robię zdjęcie mówiąc - wreszcie pokażę paryję na blogu!
przez paryję |
Wychodzę na drogę i idę wśród drzew dziwiąc się, że wcale znów nie jest tak gorąco, że jeżyny są słodkie i cierpkie równocześnie, że nie ma studni ani nawet śladu po studni z której nosiłam wodę.
Tata mi powiedział, że ładnie wyglądam. Mama mi powiedziała, że mnie kocha. To był dobry dzień.
i przez las |
Faktycznie, to był dobry dzień. Cieszę się. :)
OdpowiedzUsuń:))
OdpowiedzUsuńNo pewnie, że to był dobry dzień.Wszystko się ogromnie zmienia i to w ciągu niewielu lat. Czasami mam wrażenie, że mieszkam w nieznanym mi mieście- wystarczy rok, góra dwa a wszystko staje się inne.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Czarowne przeżycie. Tak niewiele trzeba, jeśli wszystko jest na swoim miejscu.
OdpowiedzUsuńoby tak częściej :) ja też jeszcze muszę się poszlajać w tym roku...
OdpowiedzUsuńPięknie to Klarko opisałaś i tak prawdziwie...Znam te miejsca i czytając, jak bym się cofnęła do mojego dzieciństwa...Serdecznośc
OdpowiedzUsuńi.
To byl z cala pewnością dobry dzień:-)
OdpowiedzUsuńTaki sentymentalny spacer - piękna sprawa...
OdpowiedzUsuńBardzo piękny wpis. Prawie chciałabym tam być.
OdpowiedzUsuńPrawie, bo cała moja uwaga skupiła się na moich lękach - żmije i wszystko co pełza. Paranoja ta nie pozwala mi cieszyć się lasem czy łąką. To nie tak, że boję się jeśli spotkam. Boję się, że spotkam więc z góry mam stres i gulę w gardle nawet kiedy czytam taki piękny wpis.
I prawie chciałabym tam być...
Dobre miejsce. :)
OdpowiedzUsuńCudowny dzień... Jak pięknie o tym piszesz Klarko :)
OdpowiedzUsuńCoś takiego to najwspanialszy posag, jaki można wynieść z dzieciństwa...
OdpowiedzUsuńPiekny opis. Do takich miejsc zawsze tesknie!
OdpowiedzUsuńpiękne miejsca. wszystko można nadrobić, bywać częściej a kiedyś może tam zostać?
OdpowiedzUsuńpiękne miejsca. wszystko można nadrobić, bywać częściej a kiedyś może tam zostać?
OdpowiedzUsuńMiejsca przepiękne ale tak mieszkać przenigdy..W naszym lesie także masa dzików których się boję więc do lasu przestałam chodzić, a tak lubiłam spacery po lesie..
OdpowiedzUsuńPrawdziwa podroz sentymentalna. :)
OdpowiedzUsuńWszystko bardzo sie zmienia. Za kazdym razem, kiedy wracam do mojej Gdynii, coraz trudniej jest mi rozpoznac to miasto. :(
Uwielbiam takie sentymentalne powroty. Sama ostatnio wzruszyłam się widząc łąkę ze starymi wierzbami i strumykiem (teraz już szumnie nazywanym rowem melioracyjnym), na której bawiłam się z rodzeństwem, i którą często przemierzałam, siedząc z tatą w traktorze. Łąka już dziś wygląda inaczej ale wspomnienia...ach! Piękne zdjęcia Klarko :)
OdpowiedzUsuńMasz takie piękne miejsce na oddech ...... :))))
OdpowiedzUsuńPiękne masz miejsce swojego dzieciństwa, Ja będąc mała dziewczynkąjeździłam do Dziadkówa wieś i pamiętam, że na każdym polu stało po 5-6 krów, jakiś koń, łąki każdy miał pod lasem, zagony zbóż po drugiej stronie drogi, rosły ziemniaki. Pamiętam jak kosiliśmy i suszyliśmy trawę dla krów na zimę, jak były żniwa, zwożenie belek słomy (czasów ręcznych zbiorów zbóż nie pamiętam), sypanie wiadrami ziarna z woza do pak. Zawsze czy to sianokosy czy żniwa był pod gruszą garnek kompotu i placek drożdżowy z kruszonką. Teraz na wsi są tak na prawdę tylko trzy ogromne gospodarstwa, rolnicy, a właściwie to przedsiębiorcy mają w dzierżawie (lub odkupili) pola sąsiadów i obrabiają je hurtowo wielkimi ciągnikami i maszynami. Świat idzie do przodu, zmiany są nieuniknione.
OdpowiedzUsuńWspaniałe wspomnienia. Jest magia w tym miejscu.
OdpowiedzUsuńNo, wreszcie wiem jak ta paryja wyglądała!!!! :D :D :D
OdpowiedzUsuńNormalnie się wzruszyłam ...
OdpowiedzUsuńPrzepiękny ten drewniany domek wśród drzew.
OdpowiedzUsuńPoczułam się jakbyś pisała o moim rodzinnym domu. Te same obrazy, smaki. Obłędny zapach akacji i lip. Na chwilę wróciłam do czasów mojego dzieciństwa. Uśmiecham się do wspomnień. Tak, to był dobry dzień.
Klarko, bardzo wzruszająco to napisałaś. Głęboko, prawdziwie, plastycznie. Uczucia pomieszane z zapachami, kolorami, nastrojem oczekiwania i ...serdecznego spełnienia, które tak jak w dzieciństwie jest jeszcze mozliwe. i to jest w tym wszystkim najpiekniejsze - bo zmieniamy się, wszystko sie mzienia, ale nadal możemy odnajdywać w sobie i wokół krainy szczęścia i spokoju!:-)***
OdpowiedzUsuńA mi łezka pociekła. Ja mogę już tylko swoim dzieciom powiedzieć, że je kocham i że pięknie wyglądają. Co robię często. Widoki z dzieciństwa, jakże to pięknie uchwyciłaś Klarko. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń(po 50)
Sentymentalna ta podróż.
OdpowiedzUsuńI mnie gniecie by w góry... może motocyklem?
Pozdrawiam
Witaj Klarko!
OdpowiedzUsuńTu Ewelina, czytam wciąż archiwum i się zachwycam :-)
I cieszę się, w końcu widząc paryję - cały czas się zastanawiałam, co to - a to po prostu nasza parowa :-D
Pozdrawiam serdecznie!
wzruszyłam się czytając te wspomnienia, tata, siostra..
Usuń