W tym roku narobiłam sobie zaszczepek z geranium i z pelargonii angielskiej. Z geranium dlatego, że co roku ją odnawiam, taki wielki krzak jak teraz na wiosnę będzie brzydki, wsadzę je więc gdzieś do gruntu i niech rośnie albo nie, a tymczasem na oknie ukorzeniają się sadzonki. I za wcześnie, za wcześnie, już się pchają do światła, już biedne i blade, a gdzie tam do wiosny!
A pelargonia dlatego, że była późno kupiona i coś jej nie pasowało, nie chciała rosnąć i nie. Kwitła niechętnie, postawiłam ją więc na ganku i trzymałam tam głównie dla zapachu. Aż tu w październiku się ogarnęła i pokazała na co ją stać. Cała w kwiatach. I co z tego, takiego wielkiego krzaka do domu nie zabiorę więc tuż przed przymrozkami poucinałam kawałki i wsadziłam do piachu nie mając wielkiej nadziei, bo te angielskie to jakieś takie kapryśne.
A tu niespodzianka. Wszystkie sadzonki się przyjęły a do tego zaczęły kwitnąć. Będę więc mieć na Boże Narodzenie pelargonie. A, begonię też uszczknęłam, i też zakwitła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Twój komentarz