niedziela, 17 sierpnia 2025

o truciznach i dobrej energii

 

Będzie o szukaniu nadziei. W pewnych kwestiach nie słucham nikogo i nie dam sobie wmówić żadnych suplementów, diet, ziół, paraleków, witamin, grzybów, kadzideł i czarów. Dawno temu od dwuletniej Hani się nauczyłam czarodziejskiego zaklęcia które zresztą działa we wszystkich dziedzinach życia – NIE I KONIEC.

Leki przepisują mi lekarze.

Pewnie jeszcze niektórzy pamiętają Harrisa. Przyjeżdżał do Polski na początku lat 80 w ubiegłym wieku i uzdrawiał w kościołach. W tych seansach brały udział tysiące ludzi przekonanych o nadprzyrodzonych zdolnościach uzdrowiciela. Były rozprowadzane specjalne wejściówki i oczywiście zbierano datki. Nie znam nikogo, komu się po zbiorowej terapii poprawiło na zawsze ale pamiętam te opowieści pełne euforii o natychmiastowym lepszym samopoczuciu.  Nastała wtedy moda na różnych znachorów, biopreparaty, energetyzowaną przez telewizor wodę. Nie wiem czy to opisać bo to teraz aż żenujące. Należało postawić przed telewizorem butelkę wody a energoterapeuta mówił hipnotyzującym głosem coś, co miało zmienić zwykłą ciecz w leczniczą wodę. Chyba ten program nazywał się „ręce które leczą”. Czasy były ciężkie, ludzie bardzo potrzebowali otuchy, chcieli wierzyć w poprawę życia i zdrowia. Nie mieli prawie nic to chwytali się i tej nadziei.

Czasem sprzeczam się z osobami mającymi skłonność do wiary w takie cuda. Obalam argument, że ktoś wstał z wózka. Na wózku nie jeżdżą wyłącznie paralitycy! Z wózka korzystają osoby niepełnosprawne w różnym stopniu, mające problem z poruszaniem się. Często dadzą radę przejść kilka kroków i to właśnie można zobaczyć. To nie cud.

Nie tak dawno pani z niezłośliwym guzem nie została zakwalifikowana do leczenia bo przed terapią piła ziółka, zalecane przez kogoś znajomego. Okazało się, że spowodowały one gwałtowną niewydolność wątroby. Dodam, że picie tego specyfiku zataiła przed lekarzem prowadzącym. Może nie tyle zataiła, co nie zdawała sobie sprawy z ich działania.

Tu akurat wtrącę wzmiankę o wrotyczu, który stał się bardzo popularny, a do tego jest po prostu ładny. I toksyczny. Nie pijcie tego, proszę.

Choroba stanowi ogromne wyzwanie w każdej sferze człowieka, dotyka całą rodzinę i w jakiś sposób cierpią wszyscy, dlatego szukają nadziei, a chorzy czasem robią coś wbrew sobie, aby pokazać bliskim że doceniają ich starania.

Zakończę jak w pamiętniku – wczoraj dostałam wspaniałe lekarstwo – kuzyn, którego prawie nie znałam, odwiedził mnie przywożąc do nas moją kochaną siostrę. To było takie dobre, miłe, radosne spotkanie. Pełne wzajemnej akceptacji, pełne wspomnień, śmiechu i opowieści. Krótkie, ale wszyscy wiedzieliśmy, że nie możemy się zbyt męczyć. Ale chyba tak jest najlepiej – żeby został niedosyt, żeby obiecać sobie kolejne spotkanie, żeby się szczerze uściskać na do zobaczenia. Takie leki działają na mnie doskonale.

16 komentarzy:

  1. Ten od rąk które leczą to Zbyszek Nowak. Nawet ma stronę na Wiki (niezweryfikowaną) https:/pl.wikipedia.org/wiki/Zbigniew_Nowak_(bioenergoterapeuta) . Był też Kaszpirowski ..

    OdpowiedzUsuń
  2. Od kilkunastu lat walczę jak mogę z pseudoleczeniem. Z wiarą, że inżynier wyleczy zawał wykałaczką. Kiedy chorowałam wstydziłam się dobrym ludziom mówić w oczy że są idiotami i żeby się ode mnie z radami w stylu, "tylko lewatywa z kawy i cieciorka cię uleczą", żeby się odpinksztolili
    Teraz mówię wprost, że nie wierzę w takie rzeczy. I pytam czy jak złamią nogę to idą na ostry dyżur czy na adrorację? A jak boli ich ząb to szukają bioenergoterapeuty czy dentysty?

    OdpowiedzUsuń
  3. Pamiętam czasy uzdrowicieli ( przez ekran i przez dotyk). I też nie znam nikogo, komu by te praktyki pomogły. Myślę Klarko, że dobre myśli, radosne spotkania, wsparcie Bliskich pomaga wykrzesać w sobie siłę do walki z chorobą. Bliska mi osoba walczy z nowotworem - widzę jak cieszy ją każde spotkanie, rozmowa , wspominki ...

    OdpowiedzUsuń
  4. Człowiek to nie tylko ciało i to co je wypełnia ale również psychika, która ma szalone znaczenie dla funkcjonowania jego organizmu - oczywiście nie można określić w ilu procentach stan zdrowia i zdolność "zdrowienia" zależy od naszej psychiki - to wielce "osobnicza" sprawa. Niektórym do wyzdrowienia wystarcza placebo i organizm w sposób dość niezrozumiały ulega samonaprawie- czasem na krótko, ale zdarza się że też i trwała - taka zupełnie niezrozumiała dla lekarzy samonaprawa organizmu.

    OdpowiedzUsuń
  5. No właśnie wrotycz jest teraz wszędzie...każdy szuka, zbiera, robi jakieś cuda na kiju...nie weszłam w to, ale znam wkręcone osoby.

    OdpowiedzUsuń
  6. Tzw. homeopatia tez namieszala ludziom w glowach i wyrządziła wiele szkód.

    OdpowiedzUsuń
  7. W czasie pracy na Winnicy notabene ekologicznej używaliśmy wywaru z wrotycza. Wiosną oprysk wrotyczowy zniszczy zimujące na drzewach i krzewach formy szkodników, z kolei latem zastosowanie takich preparatów pozwoli skutecznie chronić uprawy przed mszycami, stonką czy żarłocznymi gąsienicami.

    OdpowiedzUsuń
  8. Bo wszystkie leki działają lepiej, gdy są wspomagane przez czyjąś Obecność :) A cuda...? tylko w bajkach.
    Uściski, IzaBela

    OdpowiedzUsuń
  9. Lubię wrotycz, nawet bardzo. Jesienią nazbierałam nasion, posiałam po całej działce. Wzszedł, niektóry nawet zakwitł. I fajnie jest, o kleszcze go nie lubią, poszły sobie. Tyle z niego dobrego, pić bym się nie odważyła.

    OdpowiedzUsuń
  10. Pamiętasz! Adin ,dwa ,tri i butelki z wodą u niektórych...... Niewiele różni się to od zamawiania wszelkich chorób i tym podobnych.............Jest to nieszczęście,że ludzie wierzą w te atrakcje...Bez dobrej diagnozy , operacji i leków ,pewnie już by mnie nie było...........I żadne cuda i wiara w nadprzyrodzone by nie pomogły...........

    OdpowiedzUsuń
  11. sprawa jest złożona i zgadzam się z jedną z przedmówczyń, że człowiek to nie tylko zestaw śrubek, sworzni, łożysk, czy innych dreblinek, tylko ma jeszcze psychę generowaną przez ruch elektronów i ona ma coś do powiedzenia w procesie leczenia, albo też psucia tego leczenia... oczywiście samą potęga woli, własnej, czy też jakiegoś wujka, który wypowie jakąś formułkę lub wykona kilka tajemniczych gestów trudno kogokolwiek z czego kowiek wyleczyć, ale okazuje się, że z dwóch lekarzy (przykładowo) mega specjalistów kardiologów ten wyleczy więcej serc, który lepiej umie rozmawiać z pacjentem...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Wiara, modlitwa pomaga - można wierzyć, byle nie dać się omamić szarlatanom wyciągającym kasę.
    Miałam kuzynkę, która dała się omotać takiemu oszołomowi, zrezygnowała z terapii onkologicznej, bo modlitwy i wsparcie ich grup modlitewnych miały ją uleczyć. Majątek zapisała zakonowi. Zmarła po roku, nie dając sobie szansy na wyleczenie...
    Pozdrawiam serdecznie!
    Dorota L.

    OdpowiedzUsuń
  13. Jak to mówią - chory i truciznę połknie, tylko dlaczego najpierw do znachora, a potem do doktora?

    OdpowiedzUsuń
  14. Kilka lat temu byłam w ogromnym szoku gdy dowiedziałam się że znajomi, ludzie wykształceni, zawieżli chorą mamę do szeptuchy.
    Kobieta miała zaawansowanego raka, leczyła się onkologicznie.
    Jak można się domyślić szeptucha nie pomogła.

    Cóż, tonący brzytwy się chwyta. Pomóc może nie pomoże , byle nie zaszkodziło.

    OdpowiedzUsuń
  15. A ja nie wiem ale...lat temu pewnie już ze 30 moǰ ojciec zachorował na raka prostaty. Rak nie dał się leczyć operacyjnie, PSA ponad 100. Wypisali do domu częściowo sparaliżowanego, z cewnikiem. Życia dawali na kilka tygodni, no góra miesięcy. Żadnej chemii, raz na kwartał (jak dożyje) zastrzyk. No i wtedy moja siostra zakupiła jakieś amazońskie zioła. I kapsułki z jakimś olejem. Tych ziół po zmieszaniu była cała miska. Zaczęła się kuracja. Na początku coś zaczęło się z moczem dziać. Wychodziło z niego okrutne szambo. Krew. Ropa. Zatykało cewnik. Potem złuszczyła się cała skóra ze stóp. Pięty miał jak dziecko a chłop pracował w polu wcześniej i pięt delikatnych nie miał. Ręce to samo. Całymi.płatami. Potem cewnik sam wypadł a mocz zrobił się czysty. Zamówili do domu rehabilitanta bo ojciec powiedział, że on chce wstać. Powolutku najpierw o dwóch kulach, potem o jednej zaczął chodzić. Paraliż ustąpił całkowicie. Badania kontrolne za jakiś czas wykazały...brak raka...Żył jeszcze 10 lat. Zmarł na zawał. Co to było? Do dziś nie wiemy. Może to wiara? Bo jak dowiedział się, że zostało mu niewiele życia to powiedział, gówno tam lekarze wiedzą. Ja muszę jeszcze las zasadzić. No i zasadził. Rośnie do dziś. Może diagnoza nie była trafiona, może zastrzyki, ziółka a może ta chęć życia? Sorki za błędy ale ten srajfon jest uartu a ja nie mam nerwów poprawiać bo całego tekstu nie widzę. Mnemo.

    OdpowiedzUsuń

Twój komentarz