I bardzo dobrze, że wczoraj pochwaliłam się ogrodem, bo dziś już w nim nie ma nic ładnego.
W pracy byłam, a raczej w piekle. Dwie dziewczyny chore, jedna na urlopie czyli zamiast ośmiu jest nas pięć. Hotel pełen gości.
Straszny upał a ja myłam okna przygotowując kolejne pokoje studenckie pod hostel. Myłam okna, szorowałam łazienki, odkurzałam i myślałam o tym, że każdy ma swoje piekło a moje tak właśnie wygląda.
O drugiej skończyłam. O drugiej, bo zaczęłam o szóstej. Celowo przyjechałam wcześniej, żeby umyć korytarze i windę zanim goście wstaną. Wyszłam z budynku, przegrzana i odwodniona. Nie użalam się, każda z nas tak ma po dniówce. Wyszłam i poczułam na rozgrzanej skórze krople wody. Ludzie zaczęli chować się pod zadaszenie a ja miałam do przejścia zaledwie kilkadziesiąt metrów więc wolno, spokojnie, poszłam w tym ciepłym, letnim deszczu. Zanim jednak doczekałam się na windę i wyjechałam na górę, pogoda gwałtownie się zmieniła. Zaczęło coś huczeć i trzaskać, zrobiło się prawie ciemno.
Gwałtowna nawałnica łamała drzewa, grad walił w szyby, w wielu pokojach hotelowych goście zostawili pootwierane okna więc wszystko natychmiast zostało zalane. Mamy dużą grupę zagranicznej młodzieży, trzeba było zbierać wodę, zmieniać pościel (łóżka stoją blisko okien) i uspokajać, bo przecież im się nic nie stało, mieli po prostu dodatkową atrakcję. Rosyjski mi się jednak bardzo przydaje! Kto by to pomyślał.
Burza ustała na tyle, że mogłam pójść na przystanek. Bardzo zmęczona. Ulice zalane, samochody jechały niczym amfibie. Cały czas miałam nadzieję, że skoro nawałnica rozpętała się nad Krakowem to nas ominęła. Myliłam się. Dotarłam do domu a tu wszystko usłane liśćmi, gałęziami i kwiatami. Połamane, poszarpane. Na hortensje spadła gałąź z czereśni. Motyle krzewy w strzępach. Nawet ten nędzny plastikowy basen szlag trafił.
I teraz proszę mi nie pisać, że inni mają gorzej bo im pozrywało dachy bo ja o tym wiem.
Ale jesteś Ty! I niedługo wszystko będzie wyglądało jeszcze lepiej i jeszcze piękniej. Trochę smutku, trochę nerwów, załamanie rąk, nawet przekleństwo może się wyrwać. Ale potem? Powoli, spokojnie, z sercem zabierzesz się za porządki. I dasz radę - wiem to.
OdpowiedzUsuńU mnie zniszczyło ogródek w skrzynce na oknie, ale też żal, innego nie mam. Byłam na Królewskiej i w okolicach przed godziną, wszystko zasłane liśćmi, gałęziami, tramwaje jeszcze nie wszędzie jeżdżą, bo pospadały drzewa na torowiska, za to aut całe długie szeregi, wszędzie korki.
OdpowiedzUsuńNie miałaś dobrego dnia, przykro mi 😥 Ale tak jak pisze Nitager - to minie. Ogród będzie jeszcze piękniejszy - postaracie się o to. Przytulam.
Przykro mi, współczuję. DTCK.
OdpowiedzUsuńPodobno wódka daje poczucie szczęścia przez chwilę, małżeństwo znacznie dłużej, a ogród - przez całe życie.
OdpowiedzUsuńNawałnica ciężko doświadczyła twój ogród, ale on ci jeszcze nie raz da chwile szczęścia.
Najważniejszy zawsze jest człowiek!
OdpowiedzUsuńDobrze, ze zrobiłaś zdjęcia. I taka jest natura - żywioły. Gorzej, że pracę masz taką ciężką w tym upale. Pozdrawiam Cię serdecznie.
OdpowiedzUsuńWspółczuje, bo ogród to twoja duma. Nie jestem ogródkowa, ale rozumiem ból utraty. Przytulam.
OdpowiedzUsuńKlarko, tak mi przykro. Ale bardziej współczuję Ci tej ciężkiej pracy- ogród się podniesie, krzewy i byliny odrosną, a nerwy trzeba szanować, oddychaj głęboko. DTCK
OdpowiedzUsuńO mateńko kochana!!❤❤❤❤❤
OdpowiedzUsuńTez wspolczuje pracowac w takie upaly, jestem tylko w domu i robie proste prace,a stale sie ze mnie leje.pozdrawiam i zycze dobrego odpoczynku
OdpowiedzUsuńNatura pokazuje nam jak mali jestesmy.U nas tez kilka tygodni temu przeszedl silny huragan z tropikalna ulewa..Najbardziej ucierpiala wschodnia czesc Victorii i Melbourne.Drzewa w buszu lecialy jak zapalki burzac domy i zrywajac kable elektryczne.Wyschniete strumyki zamienialy sie w jeziora.Male miasteczko mialo wszystkie ulice zamienione w rzeki,zalalo elektrownie, rozdzielnie i setki tysiecy ludzi nie mialo pradu tygodniami.W ciagu 2 dni na jednej tylko drodze przez gorzysta dzielnice Melbourne usunieto 400 drzew aby droga byla przejezdna.Ziemia w buszu tak namokla, ze jeszcze po 2-3 dniach przewracaly sie 30- metrowe eukaliptusy .
OdpowiedzUsuńMoja dzielnica nie ucierpiala prawie wcale,nie bylo tylko pradu pol dnia.
Natura tez ma Covid i tu nie pomoga szczepienia.
Wazne, ze Wam nic sie nie stalo.Smutno patrzec na zniszczone rosliny ale powoli uprzatniecie ogrod i wszystko odrosnie.ZCK Klarko!Przytulam .
Bardzo wspolczuje kochana, nas na razie takie atrakcje omijają.
OdpowiedzUsuńWspółczuję, Klarko! Zachwycał mnie Twój ogród na zdjęciach. Patrząc na to, co się obecnie dzieje w naturze, odnoszę wrażenie, że nasza planeta próbuje otrząsnąć się z ludzi i ich wytworów jak pies z pcheł. To daje do myślenia.
OdpowiedzUsuńA wiesz, że ja tak samo pomyślałam, że jak nad Krakowem, to Cię ominie. Szlag! W moim DM podobnie... kolejny raz.
OdpowiedzUsuńPrzykro, smutno, bo nawet jeden krzaczek uszkodzony, jedno drzewko złamane to ból w sercu...
Przytulam.
Oj biedna Ty. Czytałam o tej nawałnicy w Krakowie i jakoś nie skojarzyłam. Trzymam kciuki za ogród, żę dojdzie do siebie. Przytulam mocno, Tymotka
OdpowiedzUsuńKażdego krzaczka szkoda, każdej gałązki, bo to ogrom pracy i starań. I po takim czymś nawet się nie chce robić na nowo... Trawników przecież nie niszczy 😔
OdpowiedzUsuń