(bardzo smutne opowiadanie o miłości)
Zaraz po
śniadaniu ojciec Sławka wyruszał święcić pola. Czasem było jeszcze zimno, padał
deszcz ze śniegiem, wtedy szedł sam. Kiedy święta były późno, pola zieleniły
się, grzało wiosenne słońce, zabierał z sobą Sławka. Zawsze jednak, bez względu
na pogodę, były w domu błagalne prośby – mamo, pójdę z tatą!
Mama
pozwalała wyłącznie wtedy, gdy było ciepło. Jeśli pogoda była paskudna, mogli
jedynie iść z ojcem na podwórko, nie dalej. Ojciec wysypywał kurom skorupki ze
święconych jajek. Dawał Muszce kawałek święconej kiełbasy. Koniom po kawałku
święconego chleba. Potem zabierał palmę i szedł w pola.
Zagony
rozrzucone były w różnych częściach wsi, dlatego wędrówka trwała dość długo.
Ojciec robił krzyżyk z gałązki palmy święconej tydzień wcześniej i wbijał go w
róg pola. Chwilę przystawał, może się modlił a może rozmyślał o swej pracy. Opowiadał.
W ten wyjątkowy dzień odpowiadał na pytania bez zniecierpliwienia w głosie.
Wspominał. Tu kiedyś była wyjątkowo piękna pszenica. Tam bardzo z mamą marzli i
mokli podczas zbioru buraków. Na tamtych łąkach spotykali się z mamą gdy byli
młodzi. To drzewo rosnące na stromym brzegu, latem pokrytym malinowym gąszczem,
było miejscem ich spotkań.
Sławek
wyprowadził się do miasta dość wcześnie ale przyjeżdżał do rodziców na każde
święta. Pewnego wiosennego dnia przywiózł z sobą Anię. Po wielkanocnym śniadaniu
poszli na spacer.
Był piękny,
słoneczny dzień. Ptaki świergotały i dzwoniły, pachniała ziemia. Przybywaj piękna wiosno, uroczy ześlij maj-
zanuciła Ania, a Sławek roześmiał się na głos i dodał -Alleluja!
Poszli na
łąkę, kochali się pod starym dębem. To był bardzo szczęśliwy czas.
Nic nie jest
na zawsze. Tak było i z tym rokiem. Ania ze Sławkiem nie pojechali do rodziców
na Wielkanoc. Lepiej się nie spotykać. Pojechali w lipcu na pogrzeb ojca. To
nawet nie był covid. To serce nie wytrzymało.
Obiecali
mamie, że przyjadą na Boże Narodzenie, na pewno to wszystko się już skończy.
Nie przyjechali. Lekarstwa nie ma ale jest szczepionka, wytrzymajmy –
pocieszali się przez telefon a potem płakali. Tęsknili za sobą. Mamo, zjadłbym
parowców – mówił Sławek. To sobie zrób – odpowiadała przez telefon matka. Albo
sobie kup w Lidlu! Jesteś okrutna – śmiał się wiedząc, że żartuje, aby nie
płakać. Przyjedźcie – prosiła. Andrzej od sąsiada przyjeżdża, jego dzieci przyjeżdżają
i nic nikomu nie jest, a wy się boicie – wypominała.
Jechali pustą
drogą. Padał śnieg z deszczem, było zimno. Zatrzymał się. Nie ma naszego drzewa
– stwierdził. Ktoś je wyciął. W oddali widniała pusta, porośnięta suchymi
badylami łąka.
Ciekawe kto
będzie święcił pola w tym roku –pomyślał. Pewnie nikt, przecież mama wszystko
wydzierżawiła, nie uprawia nic, stodoła pusta, stajnia pusta. W kurniku jest
parę kur, nawet psa nie ma.
Na tablicy
ogłoszeń przy kościelnej dzwonnicy zauważył klepsydrę. Sąsiad. Kolega ze
szkoły. Taki młody!
Nagle
zawrócił, zatrzymał się. Wyjął telefon. Mama odebrała natychmiast – no, gdzie
jesteś, parowce już czekają – wołała radosnym głosem.
Nie
przyjedziemy, mamo, mamusiu, możesz się gniewać ale zmieniłem zdanie.
Wytrzymajmy jeszcze trochę, nie chcę, żebyś trafiła pod respirator, nie chcę,
żebyś umierała w samotności.
Mama
rozłączyła się a potem powiedziała – dziecko, ja właśnie umieram z samotności.
Bardzo smutne, bardzo mądre. Trudne wybory
OdpowiedzUsuńJakże prawdziwe...
OdpowiedzUsuńPięknie Klarko, chwytasz za serce;*
OdpowiedzUsuńMiśka
Spokojnego świętowania 😁
OdpowiedzUsuńSamotni ze strachu przed Covid, samotni przez Covid, samotni po Covid. Bardzo trudny czas nastał.Wiem jedno chorowanie i umieranie w samotności jest straszne.Ja jako personel staram się wspierać jak mogę ale to tylko namiastka.Wiem że tego co widzę na oddziale Covid nie da się odzobaczyc.Niestety.
OdpowiedzUsuńPłaczę...
OdpowiedzUsuńDlatego jesteśmy ostrożni, ale ostrożni po to właśnie, by móc się spotkać, chociaż w święta ...
OdpowiedzUsuńTrudny wybor, ale lepiej miec matke nawet teskniaca za synem, niz ja zarazic.
OdpowiedzUsuńIle jest takich "rozkosznych dzieci", co to do rodziców nie "bo covid", ale po znajomych latają aż tylko gacie furczą...
OdpowiedzUsuńPiękne, smutne i jakże aktualne... Popłakałam się.
OdpowiedzUsuńTak się jakoś w życiu składa, że mądre wybory z reguły nie są tymi radosnymi wyborami.Ale z autopsji wiem, że wszystko da się przeżyć- w ub. roku byłam w Wielkanoc samiutka, bo córka z rodziną była w Szwecji i nie mogli tu przyjechać, a ja w Berlinie naprawdę nie mam osób znajomych.A samotność- to stan umysłu, niekoniecznie stan fizyczny. To trochę jak z ta szklanką- dla jednych jest ona do połowy pełna, dla innych do połowy pusta.
OdpowiedzUsuńWszystkiego dobrego Klarko!
Duży strach, mały rozum.
OdpowiedzUsuńKtoś powiedział: "w czasach, których żyjemy trzeba mieć mózg i jaja. Używać rozumu jak się rozum ma".
Pandemia z ekranu telewizora. Włącz myślenie, to nie boli.
Pozdrawiam
dlaczego to napisałaś, nie czytałaś moich poprzednich wpisów? to przeczytaj, koniecznie, i weź pod uwagę, że nie chcąc straszyć ludzi nie opisałam wszystkiego przez co przeszliśmy
UsuńKlarko
UsuńSzkoda nerw na takich. Przez nich to się tak rozwija...
Ech...
Klarko dobrze ,ze już macie to za sobą .Mąż w lepszej formie i odbywa długie spacery a i Ty się pozbierasz :). Napisz czy smak Ci wrócił? Dużo sił i wszystkiego najlepszego dla WAS .Eliza F.
OdpowiedzUsuńdziś rano zrobiłam sobie pierwszy raz od dawna kawę taką jak piłam przez wiele lat i po paru łykach wylałam ją do zlewu bo miałam wrażenie, że jest wstrętna, ale np czekoladowe ciasto było pyszne :) i nie wiem czemu tak wybiórczo reaguję
UsuńPopłakałam się...
OdpowiedzUsuńBardzo smutny i chwytający za serce wpis...
OdpowiedzUsuńPatrzyłam w święta przez szybę na moje wnuki, które już drugi tydzień w samoizolacji z rodzicami. Dobrze, że mamy naprzeciwko siebie drzwi tarasowe:-) Myślałam, że będzie gorzej, że nie wytrzymam z żalu, ale jakoś pomogły rozmowy przez telefon, zdjęcia, filmiki ...
OdpowiedzUsuńmokro w oczy
OdpowiedzUsuńKlarko! Dreszcze i gesia skorka gwarantowane! Co to sa parowce?
OdpowiedzUsuńNie są to łatwe czasy, nie są....
OdpowiedzUsuń