poniedziałek, 13 lipca 2020

spokój już był


Naprzeciw mojego balkonu rośnie przepiękny świerk ale tuż za nim jest parking. Do tej pory samochodów zbyt wiele nie było ale od soboty mamy turnus wczasowy, czyli rodziny z dziećmi, a że budynek położony jest na górze, bez samochodu ani rusz.

Nie wiedziałam, że dzieci potrafią tak histeryzować przy wsiadaniu i wysiadaniu. Co jest z tymi ludźmi. Żeby ojciec z matką stali i prosili – wsiadaj, wsiadaj, wsiadaj, proszę, wsiądź. I tak kilkanaście minut.  To ciekawe jak się wożą do pracy i do szkoły. Albo nie, nie jestem ciekawa.

Scenka z rana. Rodzinka pakuje się na wycieczkę. Tata prowadzi za rękę malucha, może trzylatka, na ramieniu ma torbę, ręką przyciska do siebie jakąś dużą zabawkę. Dziecko się wyrywa, po chwili wywraca się na asfalt, płacze. Mama krzyczy, że musi po coś wrócić, i żeby tata przejął też starszą. Starsza znów tak bardzo starsza nie jest. Tata prosi ją, by wsiadła do samochodu. Mała tupie nogami histerycznie wrzeszcząc, że nie wsiądzie bo nie chce jechać.  Mniejsze przestało płakać i woła matkę. Mamo mamo mamo mamo mamo mamo.  Matki nie widać dłuższy czas. Może od nich uciekła do lasu. Ja bym uciekła.
Przed obiadem. Inna rodzina. Wysiadają z samochodu, dziewczynka w wieku  wczesnoszkolnym drze się jak upiór ale to tak się drze że myślałam że ktoś ją bije i wybiegłam na balkon. Nikt jej nie bije tylko ona bije ojca pięściami i wrzeszczy. Ojciec ją przytrzymał, ugryzła go w rękę. Chyba dotkliwie bo zaklął, odsunął dziecko i ogląda dłoń. Matka rozdarła się,  uwaga,  na ojca – co jej zrobiłeś? Dziewczynka rozdarła się na nowo – nie kupił mi, nie kupił! Matka przykucnęła i zaczęła małej  tłumaczyć  że kupią jej jutro ale mała złapała ją za włosy i zaczęła okładać po głowie pięścią. 

Boże, co też współcześni rodzice muszą znosić. 

Po kolacji. Trzy dziewczynki gonią się pod moimi oknami i krzyczą, wyzywają się i kłócą. Nie wiem jak ja wytrzymam końcówkę turnusu, kucharka wie że lubię dzieci ale długo się gotują.


21 komentarzy:

  1. To ja jestem z tych wyrodnych co wsadzają. Raz mi Córa zrobiła aferę na stołówce. Wyciągnęłam za rękę i nie pozwoliłam drzeć japy przy wszystkich. Wróciła, jak jej przeszło, a przeszło dość szybko, bo nie miała audytorium.
    Zawsze w takich sytuacjach myślę kogo walnąć najpierw

    OdpowiedzUsuń
  2. Rodzice nie muszą tego znosić, mają tak na własne życzenie. Koleżanka z mężem mają córkę roczną i właśnie stwierdzili, że chyba za bardzo ją rozpieścili bo absorbuje 100% ich czasu. A wiadomo,że dziecko próbuje poszerzać granice, rodzice są do ich określania.

    OdpowiedzUsuń
  3. Raz, że współcześni rodzice są niewydolni, bo boją się zaufać intuicji i pozwalają, żeby dziecko rządziło. Teraz dzieciom wydaje się, że mogą tyle samo co rodzice i bywa, że mogą nawet dużo więcej. Dwa, że współczesne dzieci różnią się od tych urodzonych trochę wcześniej, bo mózgi tych dzieci zatruwa chemia, smog elektryczny i zbyt mała aktywność fizyczna. Dlatego są bardziej wybuchowe i trudniej nad nimi zapanować.

    OdpowiedzUsuń
  4. Do stuprocentowo słusznych spostrzeżeń powyżej (Abasi :-))dodam jeszcze, że współcześni rodzice boją się, zwłaszcza w miejscach publicznych być stanowczymi wobec dzieci, boją się, że ostrzejsze "przestań" czy przytrzymanie małego terrorysty spowoduje, ze to oni zostaną uznani za "przemocowców". A dzieciątka, jak wiadomo, cwane są a poza tym wyczuwają nas jak najczulsze radary. Nie mówiąc o tym, ze za jakiś czas słodki brzdąc będzie zastraszał ich, mówiąc jak mi nie kupisz/nie dasz... - to cię podam na policję, że mnie bijesz (albo i coś gorszego...). Wiesz, gdzie pracuję - z życia wzięte.
    Pozdrawiam
    MBI
    Czytam cię codziennie, bardzo się cieszę, że wyjechałaś i odpoczywasz, a o nas czytelnikach, pamiętasz.

    OdpowiedzUsuń
  5. Rodzice a dzieci to są bardzo trudne relacje, jak widać.
    Za moich czasów raczej czegoś takiego nie było, a moze po prostu tego nie zauważałam.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Problem jest w tym, ze współcześni rodzice nie oczekują od dzieci szacunku, więc go nie mają. Chcą dziecko partnera, chcą być tacy nowocześnie kolegujący się z dzieckiem, to dziecko ich tak traktuje, jak kumpla z przedszkola. Małe dziecko potrzebuje rodzica przewodnika po życiu,opiekuna, autorytetu, a nie mamy-koleżanki, i potem jest jak jest...

    OdpowiedzUsuń
  7. A mnie sie wydaje, ze pospiech robi swoje. W pospiechu wychodzimy z domu, w pospiechu wracamy. W pospiechu jemy i spimy. Ciagle za malo czasu by ze wszystkim zdazyc. Odkladamy na potem coraz wiecej i wiecej musi poczekac na potem. A dzieczi nie poczekaja one chca naszej uwagi tu i teraz. Zmuszone sytuacja poczekaja raz i drugi a potem wybuchna, bo nagromadzi sie wiele malych wielkich spraw dzieciecych, z ktorymi nie umie sobie, bez wsparcia rodzica, poradzic. I wybucha i krzyczy i żada tu zaraz natychmiast i koniec. Z bezradnosci, braku innych pomyslow. Szkoda, strasznie szkoda mi i dzieci i rodzicow,bo wszyscy sie z tym bardzo mecza i nadziei na spokojniejsze jutro nie widac.
    Nika

    OdpowiedzUsuń
  8. A ja dziś nie wytrzymałam: u sąsiadów przebywają letnicy z dziećmi. Te dzieci znalazły sobie zabawę: strzelały do mnie z pistoletów na kapiszony. Pracowałam spokojnie w ogródku i naprawdę aż podskoczyłam, jak mi pierwszy raz strzeliło nad uchem. Może jestem przewrażliwiona, bo w piątek mieliśmy we wsi trąbę powietrzną. Te dzieci nic sobie nie robiły z moich wymownych spojrzeń, więc zakradłam się pod płot i warknęłam do dziewczynki: Zaraz ci nogi z d* powyrywam! Zadziałało. Uciekły i do wieczora był spokój. Cóż, jestem starej daty, jak prośbą nie można, to.......

    OdpowiedzUsuń
  9. Tych nie gotuj- są ciężkostrawne. A tak na poważnie- im się z dobrobytu w głowach przewraca. Są roszczeniowe, bo rodzice są pobłażliwi i na zbyt wiele dzieciom pozwalają.

    OdpowiedzUsuń
  10. A z doswiadczenia dodam jeszcze, ze niedotrzymywanie obietnic, zlozonyc w pospiechu na odczepne, tych duzych i tych malych bardzo szybko sie msci. Odbudowa zaufania trwa dosc dlugo, bo dziecko pamietliwe. Zas dotrzymywanie obietnic nawet tych malych daje kapitał na silna relacje, na sytuacje awaryjne.
    Nika

    OdpowiedzUsuń
  11. A ja myślę że dzieci zawsze są takie same

    OdpowiedzUsuń
  12. Koleżanka wyprowadziła swoje takie, awanturujące się dziecko że sklepu do samochodu, by się uspokoiło w bardziej sprzyjających warunkach. Widziała to starsza Pani na parkingu. Doniosła na policję, że znęcają się razem z mężem nad dziećmi, efekt dochodzenie policyjne, wizyty u psychologa, długie tygodnie udowadniania, że nie są patologicznymi rodzicami. Czasem warto się zastanowić czy mamy do czynienia z dziecięcą histerią, czy przemocą ze strony rodziców. Dzieci to tylko dzieci, zawsze próbują postawić na swoim, przesunąć granice tego co im wolno. Współczuję Klarko, gdy chce się spokoju, rozbrykane i hałaśliwe dzieci nieźle testują naszą cierpliwość.

    OdpowiedzUsuń
  13. Na wakacjach wychodzi z ludzi co najgorsze, a dziecko też człowiek. ;)

    OdpowiedzUsuń
  14. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  15. Było takie narzędzie o nazwie taciny pas !.
    Nie o to chodzi aby dziecko bic czy katować a wystarczy świadomość, że jest i może być użyty. U mnie w domu był pas dziadka który służył do ostrzenia brzytwy. Po przeżyciu 3/4 wieku stwierdzam, że był, za rzadko używany na moim zadku.
    Dziś największymi bandytami są młodzi ludzie wychowywani bezstresowo, z ADHD, zwolnionych z WF i zażywających psychologa a na to jest doskonałe lekarstwo...........
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  16. Zawsze powtarzam że dzieci nie rodzą się niegrzeczne.To od rodziców zależy jak je wychowają i czego nauczą.Moj syn ma lat dwadzieścia kilka ale nigdy nie było tak żeby się wstydzić iść z nim gdziekolwiek.W rodzinie mamy dwa małżeństwa z dziećmi.Jak przyjeżdża mój brat ze swoimi to żaden problem bo są grzeczne i zawsze pogodne.Jak przyjezdza brat męża że swoim jednym to na odjazd mąż mocno im macha na pożegnanie.... żeby się czasem nie wrócili. Także to od nas rodziców zależy jak wychowamy dzieci.

    OdpowiedzUsuń
  17. U mojej córki w gościach była rodzina 2+2, po ich wyjściu zięć marzący o drugim dziecku nalał sobie whiskey i wypił duszkiem komentując "Qwa co to było?!"

    OdpowiedzUsuń
  18. A ja mam czwórkę i tylko jedno się drze. Każdy potrafi normalnie mówić a ten jakby go podrzucili- o wszystko drze buzię. Więc nie zawsze wina rodziców bo dzieci moje chowane tak samo, czasem poprostu taki element się trafi i wymaga więcej uwagi i dyscypliny ( nie mylić z biciem,karami itp bo ja nie znoszę jak dzieci się boją rodziców i uważam że to porażka wychowawcza jak dziecko się straszy "pasem")

    OdpowiedzUsuń
  19. Klarko świetnie napisany tekst. Uśmiałam się czytając to z dziećmi. Szkoda tylko że to sama prawda, w niektórych oczywiście domach. Myślę że dzieciom trzeba wiele tłumaczyć i mieć dla nich dużo cierpliwości. Jednak trzeba też stawiać granice i zawsze dotrzymywać danego słowa. Pozdrawiam serdecznie Michasia

    OdpowiedzUsuń

Twój komentarz