Lubię, kiedy w hotelu nocują koleżanki umawiające się w Krakowie na zakupy. W ich pokoju są porozrzucane torby z różnych sklepów a na stoliku i w koszu walają się metki. Czasem panie wychodzą rano z kluczem w dłoni i opowiadają, że znakomicie im się spało. Wtedy ja z uśmiechem zapraszam ich do ponownych odwiedzin a potem idę sprzątać ich pokój i okazuje się, że koło kosza stoją jedna czy dwie butelki po winie i już wiadomo skąd ten znakomity sen i szampański humor. Myślę sobie nawet, że to jest dobry pomysł - zamiast zapraszać koleżanki do domu to warto zadekować się w hotelu i wtedy żaden domownik nie będzie podsłuchiwał (albo coś).
Zawsze nazywam gości gośćmi, mówię też na przykład "pani z pięćset cztery" lub "pan pięćset osiemnaście".
Mogłabym oczywiście mówić "baba z pięćset cztery" ale nie robię tego, albo bardzo rzadko, na przykład kiedy baba zostawi pod narzutą brudne majtki a pod prześcieradłem podpaskę. Cóż, bywa i tak, ale częściej goście wychodzą uśmiechnięci nie zostawiając takich przykrych niespodzianek.
Najzabawniej jest, gdy muszę sprzątać pokoje zamieszkane, czyli takie, w których ktoś mieszka. Z jedną z pań już się prawie zaprzyjaźniłam bo mieszka u nas od kilku tygodni. Musi być bardzo samotna, tak długo mieszkać w hotelu!
Generalnie wygląda to tak - staję pod drzwiami z całym kramem czyli wózkiem załadowanym środkami czystości i pukam w drzwi. Puk puk puk! I nasłuchuję. I potem znów puk puk. A potem wkładam klucz i otwieram drzwi bo prawdopodobnie gość wyszedł. Albo nie wyszedł tylko stoi przy drzwiach w samych gaciach i zaspanym głosem mówi, że niczego nie potrzebuje.
Warto powiesić na klamce informację "nie przeszkadzać".
Dziś po pokojach socjalnych chodził Mikołaj i zostawiał nam czekoladowe cukierki. Czasem goście też coś zostawią ale przeważnie my to wyrzucamy albo wylewamy, choć gdybym wypijała resztki alkoholi zostawione w butelkach to codziennie wracałabym z pracy na rauszu!
Jutro mam dniówkę ale za to w niedzielę jedziemy wygrzać stawy do siarki.
Był Mikołaj?
No to udanego wygrzewania Ci życzę!
OdpowiedzUsuńO fajnie mieć w perspektywie taki miły wyjazd, miłego odpoczynku. A Mikołaj był, widocznie jednak byłam grzeczna😜😀
OdpowiedzUsuńKlarko, a propos notki n fejsie: ten Mikołaj, któremu byś walnęła w celu odarcia go z kurtki, byłby pewnie tak zaskoczony, że nawet by słowem nie pisnął i nie ruszyłby się z miejsca przez długi czas. Mogłabyś się spokojnym krokiem oddalić w stronę wschodzącego księżyca. Zwizualizowałam to sobie i prawie pękłam ze śmiechu. Pozdrawiam mikołajowo. U mnie był, ale go nie nakryłam :)
OdpowiedzUsuńBył! A jakże! Jeden kierował tramwajem, drugi mknął przez miasto na hulajnodze, a trzeci przechadzał się dostojnie po supermarkecie. Niestety, żaden nie znał mojego adresu!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Klarko!
Klarko...tak jak mówisz...nie jesteśmy na "taśmie robieni" i dzięki Bogu...to mogłoby być "ciekawe doświadczenie... Mikołaj był...nawet dzwoneczki słyszeliśmy jak sanie na dachu parkował, ciasteczka zjadł ze smakiem, mleczko wypił...marchewkę dla Rudolfa zabrał...zostawił list...i podarki różne...i najważniejsze...zostawił wymarzoną "pozihihe" czytaj pozytywkę :) Pozdrawiamy Mikołajkowo...
OdpowiedzUsuńBył 🎅, razem z urodzinami💝
OdpowiedzUsuńPracusiem, tak już mają🤗
Pozdrawiam cieplutko 😀🏵️
Przydałoby mi się takie wygrzanie kości w siarce!.
OdpowiedzUsuńUważajcie, topiona siarka jest dosyć gorąca!!! ;-)
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy opis. Interesujące jest spojrzenie na hotelowych gości.
OdpowiedzUsuń„Jesteśmy różni, ale nie wiemy, jak bardzo. Optymistycznie zakładamy, że trochę”.- cytat z noblistki.
OdpowiedzUsuńJa też zaglądam codziennie w nadziei na nowy tekst. Bardzo lubię, podziwiam lekkość pióra, pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńGrażyna, która bywa Hesią
Nie było Mikołaja! Niech ja go dorwę.
OdpowiedzUsuńAle muszę czekać cały rok :(