Krzysiek podjeżdża pod szkołę trochę za wcześnie i siedząc w samochodzie coś czyta a ja tymczasem zbieram swoje rzeczy i spoglądam na ulicę. Nie wychodzimy wcześniej choć to praca zadaniowa. Nic nie mówię, firma płaci mi za osiem godzin więc jestem w pracy osiem godzin. I tak się nie wyrabiam ze wszystkim, nie ma sił aby ktokolwiek ogarnął porządnie takie powierzchnie.
Nasz samochód stoi na chodniku po drugiej stronie ulicy koło dużego domu. Zbliża się dziewiąta. Z domu wychodzi wielki, bury kot. Włazi pod auto. Wiem, że za chwilę, gdy zamkniemy szkołę, Krzysiek odpali silnik i cofając, ustawi się równolegle do krawężnika, a wtedy będzie po kocie! Nerwowo piszę sms - uważaj, masz kota pod kołem!
Wychodzimy, koleżanka zamyka budynek a ja patrzę na ulicę. Bury kot biegnie prosto chodnikiem niczym zając przez łąkę, zza rogu uliczki wychodzi młody chłopak, kuca, łapie burasa, przytula i głaszcze a potem stawia z powrotem na ziemię. Zwierzak biegnie do domu a chłopak idzie za nim.
Oni tak codziennie - mówi Krzysiek.
To tak jak my.
Dziś też Cię kocham.
Wczoraj widziałam jak czarny kot omal nie zginął pod kołami, ale przyspieszył w ostatniej chwili...
OdpowiedzUsuńCiekawe czy ktoś robił badania, ile efektywnie człowiek jest w stanie pracować na etacie, na pewno nie 8 godzin, to fikcja...
Piękne!
OdpowiedzUsuńPo moich domorosłych badaniach, którym podlegałam ja i różni ludzie w różnych pracach, jednomyślnie orzekliśmy, że średnio po szóstej godzinie pracy siada nam skupienie i energia. Myślę więc, że 8h to za dużo, szczególnie w fizycznej pracy.
OdpowiedzUsuńSzczęście miał ten kot.
Rozczula taka miłość kocio-ludzka.
OdpowiedzUsuńElla-5
Zwierzątka są mądre, kochają swoich ludzi. Niedawno syn pokazał mi "w internetach" filmik. Polna droga wzdłuż płotu, drogą biegnie zwierzątko, szybko biegnie, nie bardzo widać co to jest. Taki średnio-mały pies? Widać jak na końcu dróżki zatrzymuje się autobus, ktoś wysiada, bierze na ręce dobiegające zwierzątko i niesie. Dopiero jak podeszli blisko kamery widać: nastoletnie dziewczę niesie kurę. Obie uśmiechnięte! Cudne to było.
OdpowiedzUsuńMarysia
Dobrze,że nie trafił ci się na mężą ktoś,kto nie lubi kotów:)A tacy też są - podobno terapia czasem pomaga:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,Klarko,dobrymi ludźmi jesteście
Myślę,że kot nie jest głupi i jak się odpali motor, to zwieje. Trzeba mu tylko dać chwilkę czasu.
OdpowiedzUsuńNo tak..no tak..Te kobietki to tylko o kotach..A o kocurch mężach to nie łaska?
OdpowiedzUsuńJak chodzilam do biblioteki, to kiedy wracalam, na komodzie pod oknem siedzial Miniek. Na poczatku nie wiedzial na kogo patrzy, ale po kilku razach jak na niego zagwizdalam, nauczyl sie mnie rozpoznawzac i potem kiedy widzial ze wracam, to wodzil za mna wzrokiem, a kiedy zwalnialam i patrzylam w gore, on mialczal i biegl pod drzwi. A kiedy wracalam poznym wieczorem z pracy, to w okresie od wiosny do jesieni, jak byl na zewnatrz, czekal na mnie pod bramka i kiedy slyszal, ze sie zblizam szedl w moja strone, a jak zagwizdalam, przyspieszal i mialczal, dobiegal do mnie i kazal sie glaskac, strasznie lubilam te jego powitania.
OdpowiedzUsuńDino, gwizdać na kota?! A gdzie: kici, kici? I kot się na Ciebie nie obraził o to, że gwiżdżesz na niego jak na psa? Nie nafukał, nie syczał, nie uciekł? Świat na psy schodzi jak nic skoro kot przybiega na gwizdanie:-))
OdpowiedzUsuńStrasznie lubię cię czytać, Klarko!
OdpowiedzUsuńvb