niedziela, 3 marca 2019

pusta godzina

Dziękuję za wszystkie ciepłe słowa, którymi mnie w tych dniach wspieracie. Mam godzinę, z którą nie wiem co zrobić i czuję, że zapadam się coraz głębiej w smutek. Pisanie pozwoli mi przetrwać ten czas, samochód już gotów do drogi, w bagażniku białe kwiaty wplecione w zielone jodłowe gałązki, na wieszaku wisi czarna sukienka. Została ta godzina, wszystko spakowane, wszystko przygotowane.

Nie wiem, jakie będzie to popołudnie. Myślę, że najtrudniejsza chwila już jest za mną.
Kilka dni temu.
Mama, czekająca na wymianę zastawki w krakowskim szpitalu. Ledwo żywa. Tak łatwo zamieniłam się rolami. Teraz moja kolej. Pielęgnowanie, tulenie, głaskane po głowie i po ramieniu. Mamuś, ja tu jestem, nie bój się, to jest bardzo dobry szpital, wspaniali lekarze. Dasz radę, będę przy tobie. 
I wszystko złagodniało, na buzię wróciły kolory, i następny dzień już nie wydawał się taki straszny, nawet słońce przedarło się w ten ostatni lutowy dzień i wyglądało, że już po zimie.

Cieszy się starzec gdy przeżyje marzec - mawiał już od paru lat mój tata przy każdym naszym spotkaniu. 
Wyszłam od mamy i zanim doszłam na przystanek, zdążyłam opowiedzieć siostrze, że jest troszkę lepiej. A jak tam tata - zapytałam, bo tata leżał w szpitalu w Tarnowie. A wczoraj było lepiej a dziś nie wiem - odparła siostra. Zadzwonię jak coś będę wiedzieć. 

Zajechałam do domu. Zadzwoniła. 
Tata umarł. Musimy się zastanowić jak o tym powiedzieć mamie. 

Wzięłam to na siebie. Niech ma spokojną noc. 
Wyspana i uśmiechnięta mama czekała na mnie w szpitalnym pokoju. Mamuś, muszę jeszcze porozmawiać z lekarką i zaraz tu będę. 

Lekarka - pełna empatii. Będę z panią. Niech pani siedzi przy mamie do wieczora a ja będę do was zaglądać. I tak zrobiła. 
Stanęła dyskretnie przy oknie. a ja usiadłam przy mamie, objęłam ją mocno przytulając i szepnęłam do ucha - mamuś, muszę ci coś powiedzieć, tata nie żyje. 

Kiedy byłam dzieckiem, nigdy nie widziałam mojej mamy płaczącej, nie miała na to czasu. Zawsze była taka stanowcza i opanowana jak ja w tych dniach. Nie płaczę, nie rozpaczam. Podejmuję decyzje, słucham przez telefon głosów nabrzmiałych łzami i pocieszam, uspokajam. 

Trzymałam w ramionach rozpaczającą mamę, przytulałam, głaskałam. Rozmawiałam z lekarzami, z pielęgniarkami. Wszystkie dyskretne, gotowe do pomocy. Czuję ogromną wdzięczność. 

Mama podjęła decyzję - musi być na pogrzebie, chce wracać do domu. 

Nie wiem czy to przeżyje. 

Wczoraj miałam cudowne lekarstwo na smutek. Dzieci zostawiły mi na cały dzień Hanię. Boże, jakie to było dobre z ich strony. Słoneczko najradośniejsze na świecie, biegające za mną po domu ze słowami baba baba, wspinające się na kolana. Nasza dziewczynka, słodka, rozczulająca w swej dobroci i łagodności. 
A dziś została mi pusta godzina przed spotkaniem z tatą i dlatego piszę.