ganek zarósł całkiem |
Moja znajoma była dość
lekkomyślną i roztrzepaną osobą. Brawurowo i ryzykownie prowadziła samochód,
nie bała się ciemnych uliczek, chodziła z zapaleniem oskrzeli do pracy i nie
gardziła imprezami „z piątku na poniedziałek”.
Aż zaszła w ciążę i
urodziła córeczkę. Zmieniła styl jazdy, zaczęła nosić czapkę, bawiła się tylko
w gronie znajomych i co roku robi profilaktyczne badania.
Bo jej córeczka musi
mieć zdrową mamę.
Dziecko odmienia każdą
z nas i potrafimy zrobić dla niego bardzo wiele. Nie chcę tu pisać o heroicznym
poświęceniu lecz o takich zwykłych,
codziennych radościach.
Kiedy byłam młodą
kobietą, miałam jasne włosy przetykane rudymi nitkami. Może nie wszyscy wiedzą,
że z wiekiem włosy ciemnieją a na koniec siwieją to się właśnie dowiedzieli.
Pewnego dnia z powodu
jakiegoś święta (mój synek mając kilka lat składanie życzeń zaczynał od słów „z
powodu”) dostałam od dziecka prezent. Odpakowałam. Była to farba do włosów.
Czarna. W czarnym wyglądam smutno i ponuro. Ale dziecko miało z siedem lat i
poszło samo do sklepu po prezent dla mnie, samo zapakowało w papier zdarty z
ćwiczeń szkolnych to co było robić?
Farba na łeb!
Rozczarowani byliśmy
wszyscy a syn najbardziej. Mamo, myślałem, że będziesz wyglądać tak pięknie jak
ta pani na pudełku.
Wtedy nauczyliśmy się
asertywności i do dziś potrafimy powiedzieć – nie, dziękuję. I się nie obrażać. Bo najbliższym odmówić
najtrudniej.
Taaa, pamietam, jak kupilam mamie jakis tandetny naszyjnik (bo jako dziecku mi sie podobal). Udawala, ze sie cieszy, ale na szczescie nigdy nie zalozyla :))) Ale czemu nie chciala korzystac ze specjalnej patelni do jajek sadzonych, to juz nie wiem :) Bogna. P.S. Czemu u Ciebie nie mozna sie logowac przez FB?
OdpowiedzUsuńczy to trzeba coś zmienić w ustawieniach? Jeśli ktoś wie to proszę o podpowiedź.
UsuńWcale nie jestem :-( dopiero po fakcie wiem co należało powiedzieć i co zaproponować. Może trochę mnie usprawiedliwia fakt posiadania trójki dzieci ;-) Kiedyś rozmyślałam nad jakimiś kursami alboco... Ale żyję więc jakoś sobie radzę a i bliscy nie wykorzystują za bardzo.
OdpowiedzUsuńNie wiń się Klarko za brak asertywności. wzięłaś udział w doniosłym eksperymencie o dużej wartości edukacyjnej, zwłaszcza dla 7 latka.
OdpowiedzUsuńReklama ogłupia i tego się trzymajmy i jej się nie poddajmy
Tu jak najbardziej się z Tatulem zgadzam..
UsuńMyślę czy mamie kupiłam jakiś taki prezent, ale niestety nie pamiętam. Cóż z moją asertywnością jest tak, że jak dostaję milionowy bukiet rumianków/stokrotek/traw czy żyta to przyjmuję z niesłabnącym entuzjazmem, ale jak raz wzięłam od Martyny wyciętą z papieru serwetkę kolejną tego dnia i po prostu ją odłożyłam, to była zawiedziona i mnie też się przykro zrobiło.
OdpowiedzUsuńja była okrutna i nie zachwycałam się każdym rysunkiem siostrzenicy a teraz dziewczyna chodzi do artystycznej szkoły, czyli nie znam się!
UsuńAni trochę nie jestem asertywna:( sama dostałam taki prezent kilka lat temu od siostry- biiżuterię, której nigdy nie założyłam, ale i nie wyrzuciłam do tej pory.
OdpowiedzUsuńA co do prezetów od Dzieci to bywa różnie jak dostaję trzeciego mlecza urwanego tuż za kwiatkiem, to tłumaczę, że lepiej jest kwiatkom rosnąć w trawie niż ginąć w małych łapkach, bo przecież nawet gdybym chciała to do wazonu nie ma ich jak wrzucić.
Na poważniejsze sprawy też sie to przenosi niestety, np dziś zadzwoniła pani z gminy z pytaniem czy nie pójdę do sąsiadki, no i co odpowiedziałam? wiadomo
pani się Tobą wyręczyła, ech
UsuńA ja chyba jestem i staję się coraz bardziej.
OdpowiedzUsuńNo Klarko ja nie wiem czy to nie jest heroiczne...czarna farba na łeb...ale ja się nie znam, dzieci nie mam, może jak będę miała, to też będę musiała się farbnąć;)
OdpowiedzUsuńprzed trzydziestką oszpecić się jest bardzo trudno ;)
Usuńale da się czarną farbą
Faktycznie wielce się poświęciłaś, akurat Ciebie nie wyobrażam sobie z czarnymi włosami. Ale dziecko to dziecko, sama bym chyba tylko na blond się nie zrobiła mimo wielkiego poświęcenia. Córkę starałam się uczyć uczciwości od małego, takiej zwykłej ludzkiej też, dlatego nie zmuszałam się do udawania nawet przed dzieckiem niczego, czego bym się potem musiała bać albo wstydzić. Ale łatwo nie było, bo dziecko się kocha bardzo i nie jest łatwo mu odmawiać.
OdpowiedzUsuńAle to właśnie zdolność m.in. do odmawiania nazywam mądrą miłoścą, a starałam się i staram nadal być mądrą mamą. :)
Asertywność to moje drugie imię - i świadomość tego faktu pozwala mi bez lęku przyjmować wszelkie sygnały o potrzebie pomocy. Staram się nie odmawiać, bo lubię być pomocny; gdy jednak oczekiwania przerastają moje możliwości, po prostu o tym mówię...
OdpowiedzUsuńodmawianie przychodzi mi z trudem........ :(
OdpowiedzUsuńSzkoda, że cichcem nie wymieniłaś tej farby w sklepie:)).
OdpowiedzUsuńMnie również (jak Alis) trudno jest odmawiać...szczególnie bliskim. Ale widzę, że powoduje to czasem więcej broblemów niż przyjemności. Bo nie da się dogodzić każdemu.....
OdpowiedzUsuńkupiłam kiedyś tacie kufel do piwa w kształcie trupiej czaszki. Byłam wtedy nastolatką
OdpowiedzUsuńmama mnie opitoliła.
tata nie, i do dziś nie wiem, co on na to?
Asertywna jestem aż do bólu. Pierwsze co mówiłam to było "nie!' Zapewne pognałabym w tajemnicy przed dzieckiem do sklepu, kupiła bardziej odpowiednią farbę i podmieniła zawartość tego pudełka.
OdpowiedzUsuńPewnie jestem dziwnym egzemplarzem, ale bardzo nie lubię prezentów-niespodzianek. U nas jest zwyczaj, że każdy wymienia kilka rzeczy które chciałby dostać, no a potem jedną z nich
dostaje.
Lubie takie zarośnięte ganki, ładnie wyglądają.
Miłego, ;)
Dostałam kiedyś pod choinkę od Teściowej obrzydliwy pomarańczowy golf! Nie dość, że kolor straszny, to jeszcze materiał paskudny, sztuczny, pociłam się w tym, jak w saunie po pięciu minutach. Dwa razy zmusiłam się, by go ubrać na wizytę u rodziców ślubnego, po czym wyrzuciłam...
OdpowiedzUsuńOd teściowej dostawalam golfy na każde imieniny. Ładne nawet, tyle że ja w golfach nie chodzę, duszę się. Wstydziłam się powiedzieć. Myślę że z dziesięć dostałam na pewno :-)
UsuńOj moja Mama dostała chyba miliony takich prezentów, zaczynając od wszystkich korali z makaronu. Och, nie mogę się doczekać, aż dziedzic zacznie znosić takie cuda :-)
OdpowiedzUsuńTeż zaczęłam jeździć wolniej ;-)
Zdjęcie urody przecudnej
cóż,zrobiłaś,wszyscy zobaczyli i wyciągnęli wnioski.
OdpowiedzUsuńNie wiem co ja bym zrobiła.
Rysunków córki w pewnym momencie nie byłam w stanie chwalić bo....przynosila co 10 minut...taśmowo.O jej...byle co...
Wtedy to się na mnie bardzo,bardzo obraziła ale tempo zwolniła;).
Asertywna jestem do pewnego stopnia.
Nie zawsze.
Oj, to ja jestem asertywna az do bolu :)
OdpowiedzUsuńDzieci zawsze trafiaja w prezenty, bo one proste sa:)
Ksiazki albo bizuterua, czasem ze wskazaniem :)
(O, jakie ladne, kiedys sobie kupie:))
Wszelkie inne prezenty, typu kosmeetyki czy ciuchlanidia po rpstu wedruja dalej, zawsze komus sprawia radoche a mnie nie beda zalegac w szafie.
AAA, kiedys ktores dziecko przywioslo mi z wycieczki paskudny portret naszego Papieza. I od razu powstal pomysl, ze z wycieczek przywozimy sobie obrazki malowane rekoma artystow, a przedstawiajace zwiedzana okolice. Tradycja trwa do dzis, a sciana sie zageszcza obrazkami nie tylko z Polski.
Do prezentów i nie tylko- mam wielkiego pecha: rzadko są trafione;a skutek; mam po kilka sztuk ekspresów do kawy; kilka kompletów serwisów kawowych; cukierniczki, mleczniki itp. każda z innej "parafii"; efekt- graciarnia w domu;
OdpowiedzUsuńasertywna nie jestem - jak się tylko raz sprzeciwiłam szwagierce, że więcej nie pozwolę sobą manipulować i na jej życzenie imprezy organizować [a ona u siebie nigdy ich nie robiła] to teraz mam przerąbane; zapowiedziała, że jak tylko mnie spotka to mi z tego powodu oczy wydrapie; a ja chciałabym jeszcze trochę popatrzeć na ten "cudny" świat, zwłaszcza, że choroba troszkę poluzowała; jest lepiej, a więc mam nadzieję, że idzie ku dobremu; pozdrawiam :)
Niestety, zamiast asertywna bywam wredna. Ale czy to mój problem...? :D :D
OdpowiedzUsuńA mi kiedyś moje 7-letnie dziecko z okazji dnia matki przyniosło kwiatki z akcji-myślałam, że skonam, bo uczulona jestem. Było bardzo smutne, bo widziało jak się męczę. Kwiatki stały na parapecie w kuchni aż do czasu, kiedy zwiędły. Dziecko mówiło co by wyrzucić, ale miało przy takie wieeeelkie oczy, że nie dałam rady. Po zwiędnięciu jak chciał co z kwiecia mi dać, to pytał czy może:-))
OdpowiedzUsuńJaki kochany synek! :) Ciekawe czym mnie kiedys Potwory obdaruja? :D
OdpowiedzUsuńA clematis piekny! Moje w tym roku juz raczej nie zakwitna. :(
Syn przywiózł mi kiedyś z wycieczki szkolnej wazonik na kwiaty, goła baba z cyckami na wierzchu, coś jakby obcięta trochę Venus z Milo; nie wyrzuciłam, stało to gdzieś za szklankami, a teraz stoją w nim długopisy w jego pracowni; kiedy zapytałam, dlaczego akuratnie to, to powiedział, że wszyscy kupowali; nie umiem być asertywna, a jeśli nie mogę sprostać prośbie, gryzie mnie to potem okropnie; pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń