Będą
wspomnienia. Niektórzy uważają, że nie warto wracać myślami do wspomnień, nie
warto opowiadać o tym, co było, trzeba żyć dniem dzisiejszym i na tym się
koncentrować.
To,
że opowiadam o swoim życiu, nie znaczy przecież, że teraz już tylko wspominam i
czekam na śmierć. Z opowiadaniem mam tak jak ze zdjęciami – lubię oglądać te
sprzed minimum dziesięciu lat, natomiast aktualne nie bardzo mi się podobają.
Lepiej mi się pisze o przeszłości niż o codzienności.
Będzie
dużo, pewnie kilka rozdziałów.
Szukałam
pracy jak najbliżej miejsca zamieszkania, to było moim priorytetem, i dlatego
zatrudniłam się w mleczarni. Ogłoszenie o naborze pracowników fizycznych
znalazłam w gazecie. Poszłam, zaniosłam podanie i zostałam przyjęta. Był początek
roku, zaczęłam pracę drugiego stycznia.
Budynek
produkcyjny był wielką halą, otoczoną rampami. Na dole znajdowały się maszyny
do nalewania mleka, na górze biuro kierowników zmiany, laboratorium i tanki.
Tanki, czyli ogromne pojemniki z mlekiem, które spływało rurami na dół do
maszyn, gdzie było rozlewane do butelek. W tej samej hali stały urządzenia do
rozlewania jogurtów i serków homogenizowanych oraz pompa do nalewania mleka do
konwi. W innych pomieszczeniach była twarożkarnia i masłownia.
Dostałam
robocze ubranie, biały płócienny garnitur, gumofilce i kufajkę, czepek i rękawice.
Majster postawił mnie przy taśmie obok jakiejś dziewczyny, kazał mi
ściągać z taśmy butelki z mlekiem i układać je w plastikowych pojemnikach. Na
hali panował niesamowity hałas, szczęk szkła i huk maszyn, panowało przenikliwe zimno, mokra
posadzka usłana była odłamkami butelek.
Po
dziesięciu minutach pracy łapiąc butelkę z pękniętą szyjką rozcięłam sobie
rękę. Krew lała się na inne butelki i wkrótce operator musiał zatrzymać taśmę,
bo wszystko było zalane krwią. Zanim nauczyłam się odbierać, przez miesiąc miałam
ciągle poranione dłonie. Mleko z rozbitych butelek często wlewało się nam do
butów i praktycznie cały czas pracowałyśmy mokre.
W
trzeci dzień pracy zginęły mi gumofilce i kufajka, nie mieliśmy zamykanych
szafek i nikt nie odpowiadał za pozostawione rzeczy. Pracowałam więc w gumowcach,
które były całe przez chwilę, potem pocięłam je, chodząc po szkle. Zginęły mi
również bloczki na regeneracyjne zupki. Nikt mi nie powiedział, że należy
pilnować swoich rzeczy i w pierwszym miesiącu pracy byłam ofiarą numer jeden.
Mężczyźni,
pracujący w mleczarni, byli prymitywnymi chamami. Wszyscy bez wyjątku. Dotyczy to
również majstrów, kierowników, wózkarzy i mechaników. Prezesa nie znałam. Bezlitośnie
wykorzystywali każdą okazję, by załapać się do lżejszej pracy. Zarabiali więcej
od kobiet, nie sprzątali swoich stanowisk, odnosili się do nas wulgarnie i
bezczelnie. Wielu z nich było okaleczonych w wypadkach. Mieli poucinane palce a na twarzach blizny od różnego rodzaju urazów powstałych często z nieostrożności lub po pijanemu.
Dziewczyny
przeważnie nie pochodziły z Krakowa. Mieszkały na stancjach opłacanych przez
zakład. Były niezwykle pracowite, dzielne, gotowe do pomocy. Czasem, pomimo hałasu, śpiewałyśmy przy taśmie lub usiłowałyśmy rozmawiać,
przekrzykując nieznośny brzęk butelek. Prawie nie było mężatek. Prawie żadna
nie miała dzieci. Przy tak ciężkiej pracy nawet, jeśli któraś zaszła w ciążę,
traciła dziecko zanim dotrwała do 12 tygodnia, bo dopiero wtedy można było
dostać przeniesienie na lżejszy dział.
O losie...
OdpowiedzUsuńale że nie pisać dalej czy jak?
UsuńAle pytanie zadałaś. No wiesz? Oczywiście, że pisać. Życie to nie tylko kolorowe kwiatki:)
UsuńPamiętam ten absurdalny przepis odnośnie ciąży. Nie mam pojęcia, czy teraz jest inaczej.
OdpowiedzUsuńWspaniała relacja. Czekam na dalszy ciąg.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńTeraz o ciąży dowiadujesz się w 5 tygodniu, a na zwolnienie lekarskie idziesz w 5 tygodniu i 1 dniu ;)
UsuńI prawidłowo!!!
UsuńDawaj! Co prawda fatalnie zaczęłaś, ale dalej może pójdzie lepiej? :)
OdpowiedzUsuńTo tylko pokazuje jak my kobiety jesteśmy silne. Ja mieszkam we Wrocławiu,wszyscy mówią,że łatwo o pracę,ale nie jestt o prawdą. Zatrudniają emerytów,rencistów,studentów(w końcu miasto studentów). W pewnym momencie po 2 miesiącach bezrobocia pracowałam w Tes...o przez agencję pracy za 5 zł za godzinę,w międzyczasie rozglądałam się za czymś innym. Wszyscy mówili,ale po co, za tyle to nie opłaca się jechać itp. Ale musiałam,bo niby kto da mi pieniądze na życie?Przykre jest tylko to,że nikt tego ni docenia. W domu słyszałam "pójdę na ulotki dostanę więcej niż Gośka", "więcej niż gośka nie trudno dostać",a narzeczony uważał,że to normalne przecież,że trzeba pracować.W mężczyznach zaginęła gdzieś ta odpowiedzialność za rodzinę,mój ojciec wielokrotnie też mówi,że pójdzie na bezrobocie i mama będzie utrzymywać rodzinę.
OdpowiedzUsuńPisz,pisz,nie zatrzymuj się!
OdpowiedzUsuńDałabym się pociąć tą butelką za twoje wspominki.Straszne co piszesz ale prawdziwe.Aż tak ostrych wspomnień z pracy nie mam,ale na różnych ludzi trafiałm gdy szyłam rajstopy w zakładzie.Krótko,parę miesięcy.Nie wytrzymałam nocek mając 2-letniego dzieciaczka a i przepychanki z bezczelnymi babami to za dużo dla mnie.
Basiu szyłaś rajstopy? Musisz koniecznie o tym opowiedzieć.
Usuństraszna ta praca.Brat X-mena pracował.Szczury które ogonami przebijały kapsle i zlizywały śmietanę lub mleko...
OdpowiedzUsuńJak opowiadał to potem miałam opory by kupować...
Ja pracowałam w ERGu płyty laminowane znosiliśmy z wytopu ( 4*2 m).Niektore łatwizna bo w 4 osoby piórko.Ale niektore ...myślalam że umrę...I jeszcze kilka innych prac równie "lekkich" - ale ja to aby dorobić przez kilka miesięcy tylko tu albo tam...
tam nie było szczurów bo były koty wielkie jak smoki
Usuńpodobne warunki przy rybach.Jezu te bryły lodu.
OdpowiedzUsuńOgólnie SZACUN !!!
Klarko pisz koniecznie!
OdpowiedzUsuńto już fragment jakiejś niesamowicie wciągającej książki.
OdpowiedzUsuńbardzo czekam na calosciowa autobiografie. ale i tych fragmentow mozna sobie co nieco poskladac.... podziwiam
OdpowiedzUsuńtezMonika
Straszne warunki pracy! Wszystko jakieś nieludzkie. Człowiek jak trybik w maszynie. Jego uczucia bez znaczenia. Byleby się kręciło. Byleby mieć pracę.
OdpowiedzUsuńOgromny szacunek dla Ciebie Klarko, że dałaś radę! Opisanie tego, co przeszłaś to również hołd dla Twoich współpracowniczek, dla tej fali anonimowych kobiet, z ktych przecież każda ma prawo do odrobiny szczęścia, do zaistnienia!*
Zgadza się. Ogromny szacunek dla Klarki. Jak również ogromny dla tych, co nie dali rady.
UsuńWspominaj jak najczęściej. Nawet takie wspominki jak te, co przywołują trudne czasy działają terapeutycznie. Człek czyta i myśli jak ja teraz...nie narzekaj... nie takie ciężary ludzie nosili na barkach i dali radę unieść. pisz Klarciu...pisz...
OdpowiedzUsuńMoje najgorsze wspomnienie pracy to obieranie ziemniaków dla 200 osób, o 6 rano, w zimnej myjni (przy Twoim doświadczeniu to pikuś). Miałam wtedy 17 lat i dorabiałam sobie do kieszonkowego. Pewnie byłoby mi łatwiej, gdybym nie wracała właśnie z całonocnej imprezy ;) Zawsze chciałam mieć własne pieniądze, nie czekałam, aż spadną z nieba. Bardzo miło wspominam moją pierwszą dorywczą pracę - miałam 15 lat i sprzedawałam ziemniaki na targowisku (w pełnym słońcu 10h, dziś bym chyba nie wytrzymała), a jaka radość mnie ogarnęła gdy dostałam awans na stoisko warzywno-owocowe...Właśnie sobie uświadomiłam jak dobrą mam teraz pracę :) nie mam szefa, siedzę sobie w ciepłym pomieszczeniu, zarabiam średnią krajową i mam czas czytać sobie Klarkę Mrozek!!! Bardzo lubię czytać Twoje wspomnienia, te gorzkie też, wtedy można z dystansem popatrzeć na obecną sytuację. pozdrawiam Magda
OdpowiedzUsuńBardzo dobry tekst.
OdpowiedzUsuńCzytając go przypomniała mi się moja praca, przy sortowaniu marchwi. Całe szczęście, że taką pracę mamy już za sobą
Ps pisać, pisać
ciesze się, że ja zacząłam pracę już w trochę innych warunkach, albo raczej przekonaniach
OdpowiedzUsuńPo latach wspomina się takie sytuacje myśląc, skąd człowiek miał tyle siły w sobie. Opowiadaj, co było dalej?
OdpowiedzUsuńJa tez czekam na dalsze losy Klarki Mrozek :)
OdpowiedzUsuńJa to chyba miałam szczęście, bo pracowałam na taśmie w zakładach warzywniczych bardzo podobnie, szkło i woda,
OdpowiedzUsuńale tam była pełna kultura, szafki i nic nie ginęło.
Widocznie to zależy jak zwykle od kierownictwa...
wspomnienia nalezy pielęgnować.. dzieki każdemy najdrobniejszemu wydarzeniu z przeszłości, jestesmy tacy, jacy jesteśmy...
OdpowiedzUsuńbyłas dzielna, Klarko... jak większosć wtedy zresztą... serdeczne
Ja miałam szczęście że fizycznie to właściwie nie pracowałam, bo nie liczę tych wakacyjnych OHP-ów w fabryce przetworów czy szklarniach. Tej fabryki to właściwie nie pamiętam, ale miałam pracę najfajniejszą, bo moje małe ręce mogły się w całości zmieścić do słoików i ogórki były zawsze ładnie ppoukładane. Biedna koleżanka moja, która cały dzień musiała łuskać czosnek...
OdpowiedzUsuńPisz Klarko, jestem stałą podczytywaczką i czekam na dalsze odcinki. Pozdrawiam z Gdyni
OdpowiedzUsuńTo już bym wolała najnudniejszą na świecie,ale biurową:)))
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Goja
Wspominać, pamiętać zawsze należy ale to życie chwilą to raczej przypomnienie tym, którzy ciągle roztrząsają "coby było gdybym...". Wspomnienia, przeszłość to nasza rezerwa na życie dzisiaj :).
OdpowiedzUsuńTakie historie czytałam na forach Holandii (kwiatuszki), Norwegii (rybki) czyli to nie przeszłość nawet z tymi ciążami (ciąża to nie choroba i najlepiej planowana z głową? przetrwa)
Rano przy drzwiach obok wycieraczki stała butelka mleka z żółtym kapslem. Nawet nie trzeba było iść do sklepu. Dzięki Klarko, że pierwszy raz w życiu zobaczyłam skąd się wzięła pod moimi drzwiami. Zobaczyłam Twoje mokre i zmarznięte nogi w pociętych gumowcach. Usłyszałam Twój śpiew niknący w gwarze brzęczącego szkła. Dzięki za lekcję z życia. Dziś lubię Cię baaardzo, bardzo, jeszcze bardziej. Zaczytuję się. Psiara zw.
OdpowiedzUsuńKlarko , jak ciezka mialas prace.Prosze napisz co dalej.
OdpowiedzUsuńA dawniej, przed rozpoczęciem studiów wymagane było zaliczenie tzw praktyki robotniczej, miesięcznej, również w jakichś zakładach przetwórczych. Można było trafić na sezon groszku, truskawek, fasolki albo ogórków - wszystko przy taśmie. Trzy zmiany a jakże, daleko od domu, uczelni, najlepiej na drugim krańcu kraju. Na początku było ciężko szczególnie w relacjach z innymi pracownikami ale pod koniec to ho, ho. Lepsze to było niż siłownia, jakieś tam kursy przetworów, wyrobienie zaufania do słoikowych sklepowych słoików, nabierało się też motywacji do nauki ... W życiu powinno się różnych prac popróbować :)))
OdpowiedzUsuńO losie okrutny, jakie szczęście ze mnie to ominęło .... Pisz pisz proszę
OdpowiedzUsuńPrzeczytalam od konca, czyli tasmy nr 4. Doszlam do tego wpisu i zamarlam. Doslownie szczeka mi opadla. Szacunek dla Ciebie i wszystkich pracujacych tam kobiet. Pracuje juz 21 lat a ani dnia fizycznie. Kiedy wybieralam szkole, rodzice powtarzali "praca fizyczna cie zabije, ucz sie by miec lepiej niz my mielismy". Tak wiec fizycznie nigdy sie nie zmeczylam, ale bywaly dni kiedy psychika wysiadala. Jakies 10 lat temu przezylam blisko 3 tygodnie intensywnej pracy umyslowej po 15-20 godzin co dzien. Potem przez kilka miesiecy snily mi sie cyferki. Zamiast stolu snila mi sie np 4 itp. Od tego czasu pamiec mi mocno siadla. Chyba juz nigdy sie nie zregenerowala na 100%. Czego bym nie zniosla w Twojej pracy? Chamstwa, zlodziejstwa, wyzwisk, macanek i zimna. Szczerze, ta praca by mnie zabila. Joanna-Jo
OdpowiedzUsuń