Jeśli ktoś potrafi
zrobić dobre drożdżowe to zrobi każde ciasto. Drożdżowe jest
najtrudniejsze.
Mama zarabiała ciasto
na pączki w emaliowanej wanience. Fascynowało mnie wyrabianie, przeobrażenie z ciągnącej się brei w elastyczną, gładką, błyszczącą kulę. Mama stawiała ją na nalepie, przykrywała cienką ściereczką
i zabraniała się zbliżać. Bo opadnie. Byłam strasznie ciekawa tego wyrastania,
czekałam, kiedy mama wyjdzie na chwilkę z kuchni, żeby choć odrobinkę uchylić
ścierkę i zajrzeć, czy ciasto już się
rusza. Dlatego pamiętam poirytowany maminy głos mówiącej do babci – weźcie ją
stąd bo wreszcie nie wytrzymam i jej coś zrobię.
Babcia zabierała mnie
do swojej izby, znajdując jakieś zajęcie. Jeśli dziadek Fabian akurat robił miotły,
pozwalał mi z resztek brzozowych gałązek robić malutkie miotełki i nawet
zawiązywał je drutem tak, jak prawdziwe.
Tymczasem ciasto
wyrosło, mama lepiła w dłoniach niewielkie kulki z marmoladą w środku i
układała je na stolnicy. Kolejny raz musiały rosnąć, a na blasze rozgrzewał się smalec. I znów
stanowczy zakaz zbliżania się do pieca – dzieci,
od smażenia daleko, tłuszcz pryśnie i się zapali, albo wystarczy, że się dotknie
i nieszczęście gotowe! Jak to straszliwie boli, jakie z tego są blizny!
W ciasnym, pełnym
dzieci domu te środki ostrożności były konieczne i do dziś jestem bardzo
wdzięczna mamie za tę troskę. Dzięki temu nauczyłyśmy się przewidywania i
wiedziałyśmy, jak chronić swoje dzieci
przed wypadkiem, czego nie należy trzymać w zasięgu małych rączek a z czym
należy po prostu dziecko oswoić.
Wielkie, brązowe kule z
chrupiącą skórką były tak puszyste, że można ich było zjeść naprawdę dużo.
Wiaderko pączków na taką rodzinę to jest nic, a jeszcze kuzyni, koleżanki
dziewczynek, ciotka i sąsiadka? Dom mojej babci był zawsze otwarty i mimo
ciasnoty przewijało się tam mnóstwo przesympatycznych ludzi. W odwiedziny wpadali, lubiliśmy się.
Czasem mama robiła
parowce, czyli kluski z ciasta drożdżowego gotowane na parze. Jedliśmy je z
przepysznym sosem z królika. Tych klusek nikt w górach nie znał, mama „przywiozła”
je z Zachodu.
Moja teściowa z
Podlasia robiła podobne ale na słodko, z dżemem.
Piekłam często byle
jakie ciasto drożdżowe, gdy koło domu ganiała chmara wakacyjnych dzieci. Byle jakie
czyli mało cukru, mało jajek, jakieś owoce na wierzch, na to kruszonka i już, a
lepiej jeszcze bułki albo rogaliki. Na blachę wchodziło 20 a znikały
błyskawicznie. Dzieciarnia łapała po kilka i biegli dalej – do bazy, na rower
albo do dziś nie wiem gdzie.
W tym tkwi tajemnica
drożdżowego – tym lepiej rośnie im mniej obciążone. Musi też mieć ciepło i
wymaga długiego, energicznego wyrabiania. U nas w wakacje bywały dzieci w różnym
wieku i pamiętam dwie dziewczynki, które rwały się do pomocy. Dziś, dorosłe, świetnie sobie radzą z każdym wypiekiem i
słyną ze znakomitych drożdżówek.
Pączków i faworków nie
lubię smażyć bo przeraża mnie oblepiający wszystko tłuszcz. Ale robiłam,
wychodziła mi nawet ta jasna obrączka, świadcząca o tym, że ciasto jest dobrze
wyrobione. Poza tym – teraz nie ma kto ich jeść, wszyscy skrupulatnie liczą
kalorie.
A co u Was?
Czy te parowce to nie czasami poznanskie pyzy???
OdpowiedzUsuńA tak poza tym zjadlabym paczka ...nawet dwa...:)
tak, pyzy, ale w Małopolsce pyzy to są kluski z ciasta ziemniaczanego, dlatego nazywam parowcami tak, jak mówiła teściowa
UsuńU mnie się mówi: pampuchy. Moje dzieci bardzo je lubiły na słodko.
UsuńA u mojej babci mówiło się parzuchy :-) na słodko, ze śmietaną albo same, próbowałam przepis wziąć od babci, ale zawsze potem okazywało się, że jeszcze sypnęła tego czy tamtego :-D
UsuńTe "parowce" w poznańskim nazywaliśmy pyzami. W niczym nie przypominają tych, które tak są przez całą resztę zwane. Jako dziecko nie mogłam się nadziwić, co ludzie widzą w tych szaroburych "gniotach". Nadal tak jest. Nasze poznańskie to dopiero rarytas:-))).
OdpowiedzUsuńpowiem mamie, ucieszy się:)
Usuń"Parowce" u mnie w domu nazywają się "pyzy". Dość często jadamy je na obiad z sosem, ale rzadko sama je robię, kupuję gotowe i tylko odgrzewam na parze. Pączki robię pyszne, ale jutro kupię. Nie mam czasu :)
OdpowiedzUsuńsmacznego!
UsuńKlarko, jak to nie ma kto jeść? Ogłoś tylko, że na sobotę na pączki zapraszasz a zobaczysz jaki będziesz miała tłum!
OdpowiedzUsuńMoja mama też robiła kluski parowane - pampuchy, z sosem śmietanowym na słodko, pyycha:)
Nie robiłam nigdy sama, ani drożdżowego, ani pączków, pewnie kiedyś jak już będę "u siebie" to się zmieni:)
Klarko a mogłabyś podzielić się swoim przepisem na pączki? Akurat siedzę w domu chętnie bym spróbowała zrobić coś dobrego dla mojej drugiej połówki :)
OdpowiedzUsuńteż poproszę o przepis, u mnie w domu nie ma tradycji pieczenia, staram się robić pączki od czasu do czasu ale wychodzą "glamzowate" w środku. robie bardzo małe aby być pewną, że nie będą surowe
UsuńJestem całkowitym antytalentem kuchennym, ale te pączki nawet mnie wychodzą z jasnym paseczkiem i full wypas. Polecam zdecydowanie!
Usuńhttp://www.mojewypieki.com/przepis/paczki-przepis-i
nie podam przepisu bo zawsze robiłam pączki "na oko" i musiałabym każdy produkt przed użyciem ważyć. Mogę tylko, jesli można, poradzić - w kuchni musi być ciepło, każdy produkt musi być ciepły, mąka również - ogrzana i przesiana, wyrabiać trzeba ręką, z gotowych surowych pączków omieść mąkę, aby się nie paliła w tłuszczu.
UsuńJa właśnie skończyłam smażyć faworki ;-)
OdpowiedzUsuńMoja mama kiedyś zarabiała ciasto na pączki,pyzy na parze.Teraz piecze tylko placki drożdżowe.Pączki smażyła na oleju,a do pyz przeważnie była kaczka i goście.Ja jadłam tylko suche pyzy.Mama w tym roku skończy 79 lat,gotuje dwa obiady ,dla siebie i dla taty,,jak robi pierogi to hurtowo ,makaron też całe życie robi sama.Ma jeszcze dużo siły i energii.
OdpowiedzUsuńBardzo lubię czytać Twoje wspomnienia,bo sama wracam do swoich wspomnień.
Wanda z W.
Taa, kluchy pyzy na parze,(moj ex to poznanskapyra)ciemny sos w ilosciach zgola przemyslowych i modra kapusta.pychotka Malgosia
OdpowiedzUsuńJa z podlaskimi korzeniami
OdpowiedzUsuńU nas nazywalo sie te parowce parzakami:))
a ja robię faworki, otoczenie uważa że wyśmienite i nie mam tego tłuszczu o którym mówisz po usmazeniu odsaczam je na papierowych recznikach
Będę smażyć w sobotę :)))
Dla mnie ciasto drozdzowe jest najlatwiejsze do zrobienia.Ja wszystko szykuje wyrabianiem od zawsze zajmuje sie moj maz..Tak jak u Ciebie w domu moja babcia piekla tak samo paczki.Ja od zawsze robie paczki ,faworki i te poznanskie pyzy .Raz na jakis czas warto zaszalec warto zaszalec.
OdpowiedzUsuńpewnie bym się nie odezwał w tym temacie, ale ...... właśnie wyciągnąłem moje trzy blaszki z drożdżowym z pieca. Pachnie zniewalająco. I zawsze musi mieć dużo rodzynek a to dzisiejsze ma jeszcze skórkę pomarańczową. Co do obchodzenia się z drożdżowym jak z przysłowiowym jajkiem, to też byłem tego uczony przez matkę. I tak mi już zostało. Teraz piekę również a może przede wszystkim dla niej - bo bardzo lubi a nigdy już nie upiecze. Nie chwaląc się da się to moje drożdżowe zjeść nawet za tydzień, jeśli oczywiście dotrwa.
OdpowiedzUsuńwitaj u nas, rozgość się:)
UsuńCzyżby tłusty czwartek się szykował jutro? :)) Bo ja to nigdy nie wiem kiedy on a w kalendarzu wiszącym nie znaczony jest. :) To tak, lubię drożdżowe bardzo, piekłam pączki, ale tłuste brr córka się mi otrząsała mąż nie jadł, więc zaprzestałam. A teraz nad chlebem się nawymyślam sposobów uatrakcyjnościowych :))) Hi ale słowo czasem lubię tworzyć w słowie.:)
OdpowiedzUsuńSmacznego i dobrego smacznego ciasta drożdżowego.:))
a ja sobie zjem wafla ryżowego
OdpowiedzUsuńbuuu :(
Buuuu
Usuńmoże chociaż pudrem posypcie? biedne my, ja po czwartku ograniczam słodycze, oj, ograniczam, nie jem :-)
UsuńNigdy nie smażyłam pączków i raczej nigdy nie będę tego robić, bo naprawdę marna ze mnie kucharka. Ale moja Mama ma ciekawą teorię w kwestii ciasta drożdżowego, więc się nią podzielę. Pewna jej starsza ciocia powiedziała jej kiedyś, że ciasto drożdżowe zaczyna wychodzić kiedy się zostaje babcią, więc żeby się wcześniej za nie nie zabierała. No i odkąd pojawiła się Oleńka moja Mama ma w planach zrobić wreszcie to drożdżowe - a dla mnie drożdżowe zawsze będzie kojarzyć się z Babcią :)
OdpowiedzUsuńSmaczna notka.
OdpowiedzUsuńWłasnie ukończyłem Kneziową Golonke Watrowiskową - wyszła.
Pozdrawiam
Onet ludzi chciał namówić by się myli ale oni wolą pisać głupoty miast iść się i umyć, czy wyprać ciuchy. :)
OdpowiedzUsuńKlarko mój blog założyłam WordPress po to by mnie Onet nie przedstawiał na pierwszej ani żadnej stronie. Z "ludźmi" miałam do czynienia i nie jedną noc przepłakałam, chyba nie miałabym siły czytać i usuwać komentarzy. Dlaczego ludzie są tacy jacy są? Na to pytanie nie umiem sama sobie odpowiedzieć, tym bardziej oczekiwać odpowiedzi. Więc tylko już pozdrawiam ciepło.
dawno przestałam zwracać uwagę na hejt, albo wyrzucam albo doprowadzam ich do furii edytując komentarze
Usuńczasem z głównej onetu trafi na blog ktoś, kto czyta calutki blog a potem drugi, wiele osób poznałam tak właśnie
Ślinie sie na sama mysl ;-) Jednak drozdzowe mi wychodzi a babka piaskowa ni w zab ;-)
OdpowiedzUsuńmieszasz obydwie mąki dokładnie z sobą?
UsuńUmiem i lubię piec ciasto drożdżowe a jeszcze gdy mam drożdże takie piekarnicze ,z dużej kostki to aż chce się wyrabiać. Drożdżowe ciasta musi się wyrabiać dłońmi aby oddać mu swoje ciepło,pozytywne myśli i miłość np.do dzieci,którym zawsze piekłam różnego rodzaju drożdżówki.Pączki "swojskie"nie ociekają tłuszczem,dodatkowo kładę je na papierowy ręcznik i dopiero wkładam do foliowego woreczka z cukrem pudrem,potrząsam kilka razy i mam bielusieńkiego pączka .Duża oszczędność i wkoło porządek.
OdpowiedzUsuńKalorie będziemy liczyć w piątek. Ano dzisiaj, ani jutro - NIE. To tak dla lepszego samopoczucia.
OdpowiedzUsuńtak, kluski parowane, albo pampuchy u mnie jadło się na słodko, tzn. z przetopionym masełkiem i cukrem. Teściowa robiła kiedyś pyszne z serem i miętą w środku, ja nie robię, nie umiem, ani pączków ani pampuchów. Faworki robiłam 100 lat temu podobnie, jak ciasto drożdżowe z kruszonką. Siostra piecze pyszne pączki, Blikle niech się schowa:)))
OdpowiedzUsuńTakie domowe ciasto jest pyszne...
OdpowiedzUsuńAle muszą być warunki odpowiednie,
tak jak piszesz ciepło...
Co u mnie? czekam na pączki. Z ajerkoniakiem.
OdpowiedzUsuńpzdr
Ja tez już "nie mam komu" piec.Jadę na te pączki do mamy:) Jeden Uśmiech
OdpowiedzUsuńW moim zyciu drożdże odegrały wazna rolę chociaż nie przypominam sobie abym robił ciasto drodzowe, bo jak sobie przypominam to to sie drzewie inaczej nazywałem i raczej było konsystencji płynnej a także cuchnacej. Wtedy jednak wszyscy kochali drożdże i ich pochodne.
OdpowiedzUsuńDzis juz nie ma takiej zabawy.
Pozdrawiam bezdrożdżowo.
Drożdż pracuje, drożdż sie męczy - co byś chciał, żeby po takiej harówie jeszcze leżał i pachniał? :D :D :D
UsuńNooo Panowie, świat bez drożdży??? Nie istnieje! Wiwat drożdże! Wiwat zupa drożdżowa!
Usuńa bo ten świat tak pędzi..
Usuńmój tata też tak pędził kiedyś...
Usuńpędzący Tata;) mój jest Królem Nalewek
UsuńA u nas funkcjonuje powiedzonko "pączki, że gołębie zabijać" Skąd? co? jakie gołębie? Już wyjaśniam. Powiedzenie dotyczy - jak się zapewne domyśliliście - nie takich cudeniek jak piekła Mama Klarki, a raczej zwykłych gniotów. A wzięło się stąd: kiedyś poszliśmy w odwiedziny do kolegi, który niedawno się ożenił i zamieszkał u teściów. Na 10 piętrze warszawskiego wieżowca. Przywitała nas od progu oczywiście wścibska teściowa. Oooo Mareczku masz gości! Może ja herbatki zrobię albo kawki? Nieee, nie ma potrzeby, dziękujemy, Tak naprawdę przyszliśmy na piwko czy wódeczkę, a nie kawkę... Ale niezrażona teściowa za jakieś 15 minut wparowała do pokoju (już nie pamiętam czy chociaż zapukała do drzwi) z tacą pełną pączków. Z radością oznajmiła - własnej roboty! To chyba było jej hobby, bo rzecz się działa w czerwcu więc o tłustym czwartku nie było nawet mowy. Jakiegoś specjalnego entuzjazmu z naszej strony nie było, ale grzecznościowe "dziękujemy" padło. Kiedy tylko teściowa zamknęła drzwi, Marek chwycił jednego pączka i pizgnął nim przez otwarte okno mrucząc " w dupe se wsadź". Pączek w dupę nie wlazł, ale niefartem jakimś walnął przelatującego gołębia, który poleciał jak kawałek szmaty 10 pięter w dół i rozbił się o chodnik. Wiem, wiem co powiecie - niewinne zwierzę... No macie rację, ale absurdalność i w sumie komizm całej sytuacji wyzwolił w nas pokłady niepohamowanego śmiechu. I od tamtej pory, po wsze czasy funkcjonuje przytoczone wcześniej powiedzonko.
OdpowiedzUsuńAle niektóre teściowe robią naprawdę fantastyczne pączki. I jeżeli nie są natrętne, pączki znikają w oka mgnieniu pochłaniane ze smakiem.
Bon apetit na jutro!!
:D:D to dobrze, że okno było otwarte bo mógł tym pączkiem okno wybić
Usuńno przecież nie celował w gołębia, wypadek po prostu
i tak się śmieję,
takie nieprawdopodobne rzeczy trafiają się raz w życiu i potem nie bardzo je można opowiadać bo nikt nie wierzy,
Mógł jeszcze kotem cisnąć, to wtedy miałby dublet - okno i ptaka - może nawet triplet, bo i rękę poranioną! :D :D :D
UsuńOooj Kneziu, wkroczyłeś na grząski grunt... Jak to KOTEM??? Kotem ciskać nie godzi się...
UsuńCzytam ten wpis i się zastanawiam...kobieta przyjmuje pod swój dach-źle (powinna się wyprowadzić czy umrzeć?), otwiera drzwi -źle, bo wścibska! (do cholery jest u siebie), miło wita gościa i woła do zięcia -też ironia (powinna umknąć czym prędzej?), proponuje kawę czy herbatę-ironia bo jaśnie państwo inne trunki piją, wreszcie częstuje tym co ma -i niech "w dupę se wsadzi"...a wam się to podoba, jeszcze poklask wielki bo to w końcu zła teściowa jest? Ogarnijcie się ludzie. Trochę logiki, rozsądku i kultury.
UsuńAga bo wścibstwo jest wkurzające, jeśli młodzi mają się dobrze czuć to niechże mają swoje klucze i sami sobie otwierają, a gościom sami robią poczęstunek
Usuńsynowa czy zięć to dorosły człowiek, nie wymaga bezustannej kontroli a tak to wyglądało z opisu
Jestem teściową, potrafię śmiać się z samej siebie, ale jestem też leniwa, co nadgorliwością mi nie grozi :D :)))
UsuńAaaa , doskonale wiem, jak kończy się rzucanie kotem przez okno ! ;)))
Aga, generalnie miałabyś rację, ale... Nie chciałem tu już opisywać całej historii "od poznania do rozstania" więc wyszło jak wyszło. Daleki jestem od generalizowania i wrzucania teściowych do jednego worka (a potem worka do Wisły), bo są naprawdę różne jak różni są po prostu ludzie. Ale ta pani była wyjątkowa, bo była wścibska, despotyczna, próbowała młodym organizować czas i wybierać znajomych, nawet próbowała Markowi narzucać jakie ma założyć dzisiaj spodnie i koszulę. No sorry! To nie jest typ, który daje się lubić. My - znajomi młodych - mieliśmy wrażenie (ba! było to widać gołym okiem), że szanowna teściowa robi wszystko na pokaz, jaka ona dobra. Przy tym, jeżeli chodzi o pączki i w ogóle jedzenie, baba była antytalentem kulinarnym, ale przekonanym o swoich niezwykłych umiejętnościach. W tamtych czasach wielu naszych znajomych mieszkało z rodzicami (teściami) i tylko Marek miał taką cholerę! U niektórych znajomych teściowie czasem siadali z nami przy stole, rozmawiali, popijali herbatkę czy naleweczki i była świetna atmosfera. I cieszyli się naszym szacunkiem. Ta baba była po prostu nie do zniesienia. Czy teraz już darujesz mi taki ton pierwszej wypowiedzi?
UsuńPozdrawiam, Bogusław
Kotem się jak najbardziej godzi ciskać, gorzej się godzić ze skutkami miotania takim pociskiem - kotu się krzywda nie stanie - gorzej z oknem i ręką, która miotała kota. :D :D :D
UsuńB.go - daruję;). Twoje wyjaśnienia dają pełniejszy obraz całej sytuacji, która wcześniej wydawała się nie do przyjęcia. Obserwuję jakiś dziwne zachowania części młodzieży I myślałam, że to takie zwykłe czepianie się życzliwej starszej pani.
UsuńMiłego dnia wszystkim.
Wiedząc, że jutro nie będzie czasu, faworki smażyłam w sobotę, bardzo je lubię, chociaż trzeba przewietrzyć dom po smażeniu, bo jak przyjeżdżałam do Babci, to zawsze był na stole chrust /tak się to ciasto tam nazywało/. Pozdrawiam wszystkich pączkożerców!!!
OdpowiedzUsuńM... i znów chyba zniknę na dłużej, bo pracuję i się rehabilituję jednocześnie.
Powiedzmy, że traktuje ciasto drożdżowe bez specjalnych ceregieli - owszem, ma być wszystko w miarę ciepłe, ale tropików z tego powodu w domu nie robię - w razie czego można wstawić do wyrastania do piekarnika z gorącą wodą na dole. :D
OdpowiedzUsuńNatomiast zakwasowe rośnie tak czy inaczej w każdych prawie warunkach, co najwyżej dłużej.
Ja traktuję ciasto drożdżowe bez żadnych ceregieli, po prostu zjadam i już :-) Jak się trafi. Jestem zdania, że nie należy na siłę pchać się do robienia czegoś, co inni zrobią lepiej :-)
OdpowiedzUsuńAleż smaczny post! I jeszcze wywołal u mnie mnóstwo wspomnień z wakacji u babci, bo to babcia robiła pyszne drożdżowe, pączki i bułeczki drożdżowe - w sezonie z jagodami a potem z marmoladą sliwkową wlasnej roboty. I my to ciasto drożdżowe jedliśmy np. z ciepłym mlekiem na podwieczorek - pycha!
OdpowiedzUsuńJa niestety nie robię ciasta drożdżowego, jedynie rogaliki drożdżowe, bo dzieciaki bardzo lubią:) i nie wymagaja długiego wyrabiania.
Pozdrawiam
A moje ciasto drożdżowe na pączki rośnie w lodówce,ot tak na przekór. I w sumie jedyne takie które mi wychodzi, bo generalnie drożdże z tradycyjnych przepisów mnie nie lubią i rosnąć nie chcą mimo wszelkich starań.
OdpowiedzUsuńKlarko, co się stało z Twoimi linkami do innych blogów? Czy to celowo ich nie ma na Twoim blogu, czy to jakaś awaria, że ich nie widać?
OdpowiedzUsuńLubiłam je. Jeśli tak chciałaś - ok, jasne, ale jeśli to awaria, to może można coś zrobić?
Ella-5
niestety, nie ma możliwości odtworzenia tej ramki
Usuńoch, to chyba nie jest tak zle z moim pieczeniem:), bo mi zawsze drozdzowe wychodzi i często robię, bo domownicy uwielbiają. Robię również parowańce, które znam pod taką śliczną nazwą pampuchy:) Nie robię nigdy pączków i prawie faworków.
OdpowiedzUsuńkalorii nie liczę tylko potem wyję jak pies do księżyca gdy załaduję się na wagę :) odkąd zaczęłam gotować (i ostatnio piec czasem) dla siebie i męża to się mi rozmiar zmienił, a że zawsze byłam jak szkielecik to się niektórzy nadziwić nie mogą (ja zresztą też)
OdpowiedzUsuńjeanette