O pudrach, szminkach i urwanych guzikach…
…z perspektywy
pracownika sieciowego sklepu odzieżowego
Temat obszerny, z
czego zdałam sobie sprawę popełniając ten tekst… Co innego opowiadać coś w
formie anegdotki znajomym, co innego spróbować zebrać w jednym miejscu
wszystkie aspekty dotyczące zagadnienia.
Słowem wstępu,
defekty towaru w sklepie odzieżowym dzielą się na dwie kategorie; część jest
zwyczajnie wadą producenta, część wynika z niewłaściwego traktowania towaru
przez klientki. Ponieważ będzie o tej drugiej grupie, do najpowszechniejszych
zaliczają się:
- plamy
(z kosmetyków: pudrów, szminek, ale i tłustych balsamów do ciała itp. oraz
zabrudzenia wynikłe z zalegania towaru na podłodze – pojedyncze zrzucenie
nie spowoduje zaplamienia, dbamy o czystość podłogi w sklepie),
- dziury
(również te od zabezpieczeń antykradzieżowych),
- zaciągnięte
nitki,
- rozprute,
albo raczej pęknięte szwy,
- brakujące
akcesoria (guziki, paski),
- zepsute
zamki błyskawiczne.
Jakie są możliwości
rekompensaty klientkom uszkodzeń? Najczęściej udzielenie rabatu w kwocie
uwzględniającej stopień uszkodzenia, widoczność/wpływ na użytkowanie, koszt
ewentualnej naprawy (inaczej traktowany jest rozpruty szew czy mała dziurka w
mało widocznym miejscu, inaczej konieczność wymiany zamka błyskawicznego lub
wszystkich guzików). Ponieważ sama nieco szyję, osobiście mam w tym temacie
pewne rozeznanie. Ale uwaga; na poszczególne defekty mamy przydzielone limity i
jesteśmy z tak udzielonych rabatów rozliczani! W sklepie, w którym pracuję,
udzielenie takiego rabatu jest równoznaczne z utratą prawa do zwrotu/wymiany
towaru oraz jego reklamacji z tytułu wady, na którą został udzielony rabat.
Nieco inaczej wygląda
to w przypadku plam: klientka może wybrać między rabatem, a opisaniem
paragonu. Na paragonie piszemy wówczas, że towar w momencie sprzedaży jest
zabrudzony i klientka może dokonać zwrotu po jego wypraniu – jeśli zabrudzenie
nie zniknie.
Najpowszechniejszym
„defektem” są właśnie plamy od kosmetyków. Będzie na przykładzie.
Swego czasu zaglądała
do nas pewna bardzo roszczeniowa „klientka”, która – niestety – miała wymiary
poza dostępną u nas rozmiarówką. Raczej zdawała sobie z tego sprawę, niemniej
niestrudzenie regularnie próbowała się wbić w jakąś sukienkę. Wszystko było by
w porządku gdyby nie to, że każda przymierzona przez nią rzecz miała mocno
upudrowany dekolt. Z tego, co kojarzę, pani nie wydała u nas ani złotówki, a
liczba upudrowanych dekoltów w przełożeniu na rabaty udzielone na owe
zabrudzenia daje całkiem pokaźną sumkę…
Niestety w sklepie
sieciowym nie możemy klientom zwracać na to uwagi, bo… jest nas, pracowników,
za mało. Pewne jest, że nie wychwycimy każdego przypadku – a wyciąganie
konsekwencji wobec co którejś klientki było by nie w porządku.
Spora jest grupa
klientek, które zupełnie nie zwracają uwagi na to, co dzieje się z towarem,
dopóki nie upolują jednej konkretnej rzeczy, którą przynoszą do kasy i tu
zaczynają się pretensje. Bo brudne (z pudru, szminki, lub zwyczajnie kurzu z
podłogi), bo zaciągnięte nitki, bo dziura. A co dzieje się wcześniej? Towar
spadł z wieszaka na podłogę? Jak w piosence zespołu Elektryczne Gitary: „niech
leży! cały luksus polega na tym, że nie muszę go podnosić będę się potykał
czasem”. Podczas mierzenia można dowolnie towar ubrudzić, zrzucić na podłogę i
podeptać, zaciągnąć, nie przejmować się rozpinaniem guzików. Jak jest niczyje –
nie ma się co przejmować; jak chcę kupić – „JAK TO TAK MOŻE BYĆ???!! TO JEST
BRUDNE / ZACIĄGNIĘTE / DZIURAWE / NIE MA GUZIKA / PASKA!!!” (niepotrzebne
skreślić). Nieprzypadkowo piszę wielkimi literami. Są i wyjątki – rzadko, ale
trafia się klientka, która podchodzi do nas np. z towarem i guzikiem,
który od niego odpadł.
Osobna kategoria to
dziury po zabezpieczeniach antykradzieżowych. Tu obrywa się nam – pracownikom
srodze, bo „Po co to wpinamy, jak taki cienki materiał? Dlaczego w apaszkę, a
nie tylko w metkę?”. Hmm. To są zabezpieczenia ANTYKRADZIEŻOWE, wystarczy nieco
wyobraźni… Tak się składa, że my doskonale potrafimy się z tymi
zabezpieczeniami obchodzić – wbijamy szpilki tak, by nie uszkodzić towaru. Ale
o uszkodzenie nietrudno, jeśli tkanina jest delikatna – wystarczy
szarpnąć, np. podczas mierzenia i dziura gotowa.
Nie sposób pominąć
tematu kradzieży, bowiem znikają nie tylko poszczególne ubrania, ale i
akcesoria, w szczególności paski. Sukienka jest zabezpieczona, pasek sukienki
już nie? Pasek znika. Klientka, która zechce kupić sukienkę denerwuje się, że
nie ma paska…
O
mierzeniu butów na gołą stopę nie będzie, bo butów nie mamy w ofercie. Mamy za
to zapis (w widocznym miejscu przy kasie), że ze względów higienicznych nie
wolno mierzyć biżuterii (oczywiście dotyczy to przede wszystkim kolczyków).
Taka zasada jest jednak dla klientek tak nieoczywista, że w trosce o własne
zdrowie psychiczne już dawno przestałam zwracać im na to uwagę. Nauczyłam się
natomiast prać wszystkie kupowane ubrania przed pierwszym założeniem.
Szaleństwo? Nie sądzę!
Tekst nadesłany przez A.J. w nawiązaniu do komentarzy STĄD
Autorce dziękuję za rzetelne opisanie zagadnień widzianych z drugiej strony kasy.
Wreszcie mam okazję napisać pierwszy komentarz - ja również zawsze piorę nowe ubrania ale się tym nie chwaliłam myśląc, że to dziwactwo.
OdpowiedzUsuńJa tez zawsze piore nowe ubrania - od bluzek po skarpetki. Mnie uczulila na to znajoma, ktorej tesciowa pracowala w wielkim zakladzie krawieckim. Jak poopowiadala co sie dzieje z balami materialu oraz samymi ubraniami i przez ile rak one przechodza zanim trafia do sklepu, to szybko stwierdzilam, ze nie naloze NIC nowego bez prania. Co sie dzieje w samych sklepach pomijam, opisane zostalo trafnie w powyzszym poscie...
OdpowiedzUsuńTrzeba prać tak czy siak, bo większość ciuszków produkują w Chinach i innych krajach tego typu, przed przywozem podobno pryskają czymś grzybobójczym. Świetnie napisane!
OdpowiedzUsuńZawsze pralam nowozakupione ciuchy. I wcale tego nie uwazam za dziwactwo. U mnie wrecz namawiaja wszyscy do tego, bo procz zakurzonej czy wydotykanej odziezy moze przyniesc do domu robactwo.
OdpowiedzUsuńA to juz grozi powaznymi konsekwencjami dla domu I zagrody:)
Tak jak klientka nakłada szpachelką makijaż to i nie ma się co dziwić, że potem ślady na ubraniach pozostawia.Co gorsza nie na swoich, a na sklepowych.
OdpowiedzUsuńA co do tych zabezpieczeń antykradzieżowych, kiedyś z mamą kupiłyśmy spodnie na przecenie. Wszystko fajnie, do póki co nie wlazłyśmy do sklepu to za nami piszczało, bo nie ściągnięto zabezpieczenia. Do dzisiaj mam uraz psychiczny jak wchodzę do sieciówki i przechodzę przez bramkę. :p
UsuńA ja nie piorę nowo kupionych... ale się nauczę, o!
OdpowiedzUsuńGratuluję A.J. debiutu! Konkretny, rzeczowy, sensowny i interesujący. Poproszę częściej. :)
OdpowiedzUsuńKlarka wie, że to wcale nie z tego powodu, że nieciekawie pisze. :D
wiem:) udźwignięcie dwóch blogów jest..dość trudne i jak się trafia taka perełka jak A.J. to sama radość
UsuńTeż nowe piorę. Tak, poruszony problem jest bardzo istotny. Ja widzę, ze nie tylko w sklepie z odzieżą są niechlujni klienci. Bardzo często widzę, kiedy komuś towar spadnie na podłogę, ale osoba ta nie podniesie go, nie wstawi na półkę. Zupełnie jakby to nie ona zrobiła. Ja mam nawyk podnoszenia,nawet za innymi, ale czasem mnie już to wkurza. Ostatnio szedł facet i wózkiem strącił stertę koszyków wiklinowych, która potoczyła się pod koła mojego wózka. Myślicie, że podniósł ją?! Popatrzył i polazł dalej. Nie ma tupetu wrzasnąć, żeby wrócił si posprzątał, a powinnam.
OdpowiedzUsuńW Castoramie często brakuje części w wystawionym sprzęcie. Ktoś idzie i bierze sobie, bo mu się zepsuła. W drogerii połowa flakonu perfum wypsikana, wstawiona za inne buteleczki...szkoda słów:(
Nigdy nie prałam nowych ubrań, bo przychodzą mi zafoliowane i myślałam, że są bezpieczne (baaardzo rzaaadko kupuję w normalnym sklepie), ale skoro mogą być pryskane, to chyba zacznę...
OdpowiedzUsuńAha, ostatnio mi bramki dzwoniły we wszystkich sklepach, bo jak się okazało, w ubrania wszywane są magnetyczne metki i one mogą wzbudzać alarm w bramkach antykradziejowych. Teraz pierwsze co robię po otrzymaniu ciuchów, to wycinam WSZYSTKIE metki.
No ale się naczytałam i dobrze bo będę bardziej uważała i np. prała nowe ciuchy czego dotąd nie robiłam...
OdpowiedzUsuńa ja myślę, że jednak 'sklep' powinien być wstanie ogarnąć swój towar,
OdpowiedzUsuńjeśli chciałabym coś kupić z 'defektem' to poszłabym do ciuchlandu a nie sklepu,
i żaden rabat nie jest tego wstanie zmienić
(zresztą nawet w secend. wybieram rzeczy niezniszczone, bez najmniejszej skazy)
Też jestem tego zdania, jednak jak wspomniałam - w sklepie sieciowym na ogół jest za mało pracowników, by mieć pełną kontrolę nad tym, co dzieje się z towarem. "Pozbycie się" z powierzchni sklepu uszkodzonego towaru to cała skomplikowana procedura... póki się da, mamy dawać rabaty i już. Taka polityka firmy...
UsuńTrzeba sobie jednak zdawać sprawę, że gdyby np. nas - pracowników było zatrudnionych więcej, inne byłyby ceny towaru w sieciówkach, prosta kalkulacja.
Wniosek nasuwa się sam - gdyby nie było niechlujnych klientów, problem by nie istniał.
Pozdrawiam - autorka, A.J.
Jeszcze tylko o niekompetentnym personelu,gdzie sprzedawczynie oszukują właścicieli pseudouszkodzeniami czy pseudoplamami. Jest rabat? Jest.
OdpowiedzUsuńA klient jest taką ofiarą rozliczen:) pomiedzy "cwaną" sprzedawczynią a interesem sklepu.
PS Przy tym szacunek za cierpliwosc i kompetencje pozostalym.
PS1 Czy rybaczki nadają sie na jesień? Bez rabatu za to z paseczkiem i wolne od
rzekomych wad,w tym "upudrzen";)
Iza R
Mnie osobiście do szału doprowadzają ciuchy uszkodzone niby przecenione, naderwane rękawy, wyszarpane zamki, dziury po guzikach. Przodują w tym sklepy tak zwane factoury outlet.Oczywiście,że te typy sklepów mają sprzedawać rzeczy ze starych czy koncówki kolecji, wybrakowane, uszkodzone ale nie ciuchów do kosza:). Co można zrobić np, ze swetrem, który zamiast rękawa ma dziurę ? Zrobię antyreklemę. Desigual tak robi.
OdpowiedzUsuńNiestety, bardzo duży procent klientów nie szanuje tego, co na półkach leży, stoi, wisi.I to wcale nie ma znaczenia, jaki to towar - każdy klient uważa za swój obowiązek pomacać towar, niezależnie od tego czy ma go zamiar kupić czy też nie. Większość ciuchów kupuję albo on line albo w małych sklepach. Ale zawsze dostaję szału, gdy widzę jak klient/ka maca w spożywczym wszystkie brzoskwinie, pomidory, ogórki , bułki. Po kilku godzinach brzoskwinie są "posiniaczone", podobnie jak pomidory, ogórki miękną a bułki wyglądają jak placki- małe i okrągłe placki.
OdpowiedzUsuńUnikam jak ognia polskich wyprzedaży - szkoda na ogół forsy- nigdy ten towar
nie jest bez wad.Zauważyłam,że na "posezonową wyprzedaż" sklepy pchają wszystko co im magazyn zalega- i te uszkodzone towary jak i te które są po prostu zle skrojone- już spotkałam spodnie z dwiema lewymi nogawkami i takież rajstopy. Byłam teraz w Berlinie - na posezonowej wyprzedaży. Naprawdę fajnie rzeczy sprzedawali, tyle tylko, że jeśli się wezmie przelicznik to dla mnie było za drogo.Ale i tak musiałam nabyć koszulę nocną- bawełna 100%, drobne paseczki różnokolorowe, 7euro, cena przystępna.
Miłego, ;)
Poszalałem sobie na FB, może nawet za bardzo, ale mam nadzieję, ze będzie o czym podyskutować. :)
OdpowiedzUsuńMusze zacząć prać nowe ubrania. Te plamy z pudrów są straszne, nie wiem, sama nakładam makijaż a chyba nie zdarzyło mi się zabrudzić przymierzanego ciucha, ileż one muszą mieć tego nawalone?
OdpowiedzUsuńWidzisz, piszesz, ze dopóki niczyje (czyli sklepu) można nie szanować. Znowu wyłazi, ze Rodzice mnie źle wychowali :p zawsze byłam uczona, dopóki nie Twoje, szanuj 10 razy bardziej
ojj ja też muszę zacząć prać nowe ubrania bo tego dotychczas nie robiłam.
OdpowiedzUsuńa ja nie mierze ubran, nie chce mi sie... i troche sie brzydze...
OdpowiedzUsuńjesli nie pasuje moge ( w UK) bez problemu oddac
zawsze piore nowe ubrania !
Ja też mieszkam w UK i problemu z oddaniem nie ma jak coś nie pasuje. Ale raczej na wyprzedażach nie kupuję, właśnie dlatego że tylko ten towar z wyprzedaży jest podeptany, najczęsściej też nie można mierzyć w sklepie takiego towaru. No chyba że w lepszych sklepach, ale to już za inną cenę. Nigdy natomiast nie widziałam żeby ktoś mierzył biżuterię.
OdpowiedzUsuńJako iż zazwyczaj milczę (tylko czytam) tym razem postanowiłam się odezwać. Przez pół roku pracowałam w sklepie odzieżowym dość dużej polskiej sieci. Fakt, klienci ubrań nie szanują, a wręcz czasem sami potrafią coś zniszczyć byleby tylko zapłacić mniej. Jednak u nas uszkodzony towar nigdy nie wracał na wieszak, jeśli coś się dało naprawić robiła to nasza zatrudniona w sklepie krawcowa, jeśli nie, towar wracał do producenta. Zauważyłam również, że klienci mają przekonanie, że pracownik jest od wszystkiego, również od chodzenia za klientem i odwieszaniem rzeczy które on z wieszaka zrzuci. Proszę mi uwierzyć, że pracownik będący w sklepie pracuje często po 12 godzin dziennie na nogach i zazwyczaj każdego ranka ma przydzielane zadanie do wykonania. W związku z tym taka ignorancja klientów sprawia, że czasem taki pracownik, który chodzi za klientem i poprawia porozwalany przez niego towar musi zostawać dodatkowo po godzinach aby dokończyć swoje zadanie. Ludziom wydaje się, że my pracownicy sklepów traktujemy źle klientów, ale niech każdy z nas czasem zastanowi się jak traktuje pracowników i jakie ma do nich podejście. Byłoby zupełnie lepiej i przyjemniej gdyby nie tylko pracownicy (czasem nawet z przymusu) uśmiechali się do klientów ale gdyby to działało również w drugą stronę. W sklepie już nie pracuję, ale wiem, że jeżeli zajdzie taka konieczność to wrócę tam z uśmiechem na ustach, ponieważ praca z klientem (kulturalnym) daje wiele satysfakcji. Ufff... skończyłam, dziękuję za uwagę.
OdpowiedzUsuńApreel
Chociaż post był zamieszczony dość dawno to mam nadzieję, że uzyskam odpowiedź :) Co w sytuacji gdy przy normalnym zdejmowaniu odzieży dojdzie do lekkiego rozerwania szwu?(możliwe, że było słabo zszyte i przy każdym mierzeniu mogło się to zdarzyć) Czy konsument ponosi za to odpowiedzialność?
OdpowiedzUsuńnie wiem, osoba która pisała ten post pewnie już dawno tu nie zagląda, pozdrawiam
Usuń