dla A - nie zawsze samotność jest najgorszą z dróg
Mówili na niego Bronek z Kanady.
Wyjechał do Kanady z ojcem i
matką, matka wróciła po kilku latach sama a Bronek został z ojcem. Kiedy ojciec
umarł, Bronek wrócił do matki do Polski. Był bezdzietnym rozwodnikiem, ponoć
nie mógł mieć dzieci i z tego powodu kanadyjska żona się z nim rozwiodła ale jak
tam naprawdę było to nie wiadomo.
Wybudował ładny dom, dokupił
dwa czy trzy hektary po sąsiedzku i jak to ludzie mówili – bawił się w
gospodarza. W sadzie miał ule, w polu ziemniaki, trochę pszenicy, trochę
buraków i kapusty, za stodołą w równych rządkach stały tyczki z fasolą a pod
folią hodował pomidory i ogórki.
Miał też krowę czy dwie,
kilka królików, parę prosiąt i konia. Kury,
kaczki i króliki nie miały zagrody i można było na nie trafić wszędzie, taki to
był gospodarz. Nie kupował nawozów, kisił w beczkach pokrzywy i z nich robił
opryski ale jak ktoś ma pieniądze to może sobie pozwolić na różne dziwactwa. Do
pracy w polu najmował Staszka od Kołodziejów i nawet mu płacił składki na KRUS.
Matka zmarła, gdy Bronek
miał czterdzieści parę lat. Został sam w swym ładnym domu i coraz częściej
sąsiedzi narajali mu jedną czy drugą kobietę do żeniaczki dziwiąc się, że taki
spokojny człowiek jest sam.
Było to w czerwcu, na pewno
w czerwcu bo wtedy dojrzewają truskawki i w truskawkowym polu Bronek zastał
złodziejkę. Rwała w pośpiechu owoce wrzucając je do foliowej torby. Przyłapana
na kradzieży tłumaczyła się, że robi to, bo nie stać jej na owoce dla dzieci.
Dał jej te owoce i kazał przyjść nazajutrz po kolejną porcję. Przyszła, przyprowadzając
ze sobą dwóch kilkuletnich chłopców – bliźniaków i została.
Chłopcy byli dość zaniedbani
i złodziejka tłumaczyła, że jej patologiczny konkubent znęcał się nad nimi ale
teraz wsadziwszy go do więzienia stara się stworzyć im prawdziwy dom, o jakim
zawsze marzyła. Naprawdę się starała – Bronek poczuł, co to znaczy mieć rodzinę
– woził całą trójkę do różnych specjalistów, wynajął rehabilitanta a w niedzielne południa
prowadzał ich na mszę dla dzieci.
Chłopcy mówili do niego
wujku. Któremuś raz czy dwa wyrwało się tata, ale złodziejka ostro
zaprotestowała - tata nie żyje i Bronek
jest ich wujkiem a tatą nie będzie nigdy. Nie była wdową ani rozwódką i z tego
powodu nie została też Bronka żoną, choć chciał zalegalizować ich związek
choćby ze względu na dzieci. Wiele razy bowiem trzeba było coś podpisać a on
był obcy i nie mógł sprawować władzy rodzicielskiej a złodziejka była w
terenie.
Co to znaczy w terenie?
Znikała na kilka dni, mówiąc, że ma swoje sprawy do załatwienia. Staszek od
Kołodziejów się śmiał, że znów poszła w teren. Możliwe, że coś wiedział, a jak
tam było naprawdę to nie wiadomo.
Po roku zniknęła na dłużej
aż Bronek zgłosił to zaginięcie policji i wtedy ktoś mu doradził, żeby załatwił
sobie wreszcie opiekę nad chłopcami.
Nie znaleźli jej dość długo,
całkiem możliwe, że nie szukali czekając, aż się sama znajdzie.
Tak też się stało.
Przyjechała jakoś tak w czerwcu, na pewno był to czerwiec bo dojrzewały
truskawki. Przyjechała mówiąc, że zamierza po wakacjach zabrać chłopców do
miasta bo przecież od września zaczną chodzić do szkoły a na wsi niczego się nie nauczą. Oni już wówczas chodzili do
pierwszej klasy a Bronek oficjalnie sprawował nad nimi opiekę.
Chciała się nimi nacieszyć,
pozwolił jej zostać na kilka dni ale uciekła nad ranem, zabierając z domu parę
cennych rzeczy. Nie pierwszy raz.
Wujku, a gdzie jest mama?
Wujku, a kiedy mama przyjedzie, wujku, a czy mama będzie na naszej komunii,
wujku, a dlaczego mama to, tamto.
Na pewno was kocha. Nie
wiem. Może nie może. Zadzwoni. Nie odbiera bo pewnie jest zajęta. Przyjedzie,
zawsze wraca to i teraz wróci. Przecież jest waszą mamą.
Wpadała co kilka miesięcy,
za każdy razem burząc z trudem budowany spokój.
Nigdy ich nie zabrała do tego dużego miasta, gdzie mieli chodzić do porządnych
szkół, oglądać mecze na stadionie, jeść codziennie frytki i hamburgery i popijać
colą.
Wujku, powiedziałeś nam, że
możemy zrobić z pieniążkami ze skarbonki co chcemy? Pożyczyliśmy mamie, nie
gniewasz się?
Chłopcy dorastali i Bronek
miał z nimi coraz więcej kłopotów ale kto nie ma kłopotów z nastolatkami? Nie
chcieli się uczyć, wagarowali, jeździli do matki i wracali śmierdząc nie tylko papierosami. Wiele razy padły słowa – nie jesteś naszym ojcem! - aż któregoś razu Bronek nie wytrzymał i
odpowiedział – to jak wam źle to zostańcie u matki!
Będą tam chodzić do liceum.
To było jakoś w czerwcu bo
kończył się rok szkolny.
Związali go i bili, aż dał im wszystkie hasła
do konta, podpisał też wszystko, co chcieli, by podpisał.
Staszek od Kołodzieja znalazł
Bronka nieżywego w kuchni.
Podobno wyszedł z więzienia
ojciec tych chłopaków i z matką tak Bronka załatwili, ale jak tam było
naprawdę, to nie wiadomo.
Strasznie smutna historia/ Szkoda Bronka, ale tez szkoda bliźniaków. Eh coraz częściej mam wrażenie, ze dzieci są przyznawane w drodze losowania, gdzieś tam...
OdpowiedzUsuńMój Boże bywa i tak.....
OdpowiedzUsuńPowialo groza..mam nadzieje, ze to fikcja literacka.
OdpowiedzUsuńOkropna historia..
OdpowiedzUsuńPo raz pierwszy NIE przeczytałam Twojego wpisu;( Udało mi się kawałek tylko!
OdpowiedzUsuńŚciskam
tak czułam, że za długie i przynudzam
UsuńW żadnym wypadku nie za długie i nie przynudzasz, ale aż boli mnie jego krzywda...doczytałam koniec;( I wiem,że to wcale nie fikcja literacka!
UsuńDobry wieczór Klarko. :) To nie to, że (jak już Miśka napisała) za długie i przynudnawe. Tylko nie ten czas na takie historie. Nie dla wszystkich ten okres (świąteczno-noworoczny) jest radosnym i takie (niestety jakże często prawdziwe) opowiastki, nawet z nutą fikcji, powodują jeszcze większe przygnębienie i tzw. "doła". Przepraszam za krytykę, ale jakoś tak mi się to pomyślało. Pozdrawiam jak zwykle serdecznie Was Oboje z duuuuuuuuuuuuuuuuużą porcją "głasków" :) dla futrzaków.
Usuńten pierwszy blog mialam od takich kawalków a teraz już wcale nie piszę opowiadań, wiesz, nie tylko czytelnicy mają kiepski nastroj. A na koniec dnia pzed chwilą rozpłatałam sobie kciuk nożem którym kroiłam surowego kurczaka. No, nic tylko siąść i beczeć
Usuńto nie może być prawda... za dobre serce, taki okrutny koniec...
OdpowiedzUsuńkurde, Ty to umiesz człowiekowi nastrój poprawić;)
OdpowiedzUsuńTeraz, no to ja też nie wiem: jak to było?
OdpowiedzUsuńNajważniejsze, że w czerwcu znów zakwitną truskawki....
(jeden uśmiech, jedna łza)
Nie kazdy koniec roku moze spedzic w radosci...
OdpowiedzUsuńSerdecznosci
Judith
Smutne ...
OdpowiedzUsuńCzegoś zabrakło jednak w tym kontaktach z chłopcami
albo nie każdego da się naprawić...
Kiedy ma sie tak miekkie serce, trzeba miec twardy tylek albo zgola przez cale zycie chodzic w zbroi.
OdpowiedzUsuńMoze by pomoglo...
Na geny to i serce ludzkie nie pomoże. Zawsze w którymś momencie dojdą do głosu i ich posiadacze posłuchają tych
OdpowiedzUsuńzłych podszeptów.
Miłego, ;)
:/
OdpowiedzUsuńO MATKO! Aż gęsiej skórki dostałam. Za dobroć taka zapłata? To niesprawiedliwe!
OdpowiedzUsuńWszystkiego dobrego w Nowym Roku Klarka!
Kto to powiedział że każdy dobry uczynek zostanie przykładnie ukarany?
OdpowiedzUsuńNiestety to się sprawdza.
Pozdrawiam
A na Kleparzu mowia, ze dalej funkcjonuja powiedzenia: Jak sobie poscielisz, tak sie wyspisz i ... ze kij ma dwa konce. Ech! Do siego roku - Binda
OdpowiedzUsuńKlarko,nie pisz Dziewczyno takich rzeczy,nie będziesz ucinać palców......maria I
OdpowiedzUsuńhehe mówisz, że pokarało?:D
Usuńech i tak się kończy pomoc innym :(
OdpowiedzUsuńjeanette