Są łagodniejsze i bardziej
pobłażliwe, mają więcej cierpliwości. Zajmują się własnym sprawami, swoją pracą
zawodową, czują się młode i takie w istocie są, deklarując wprost, że swoje
dzieci odchowały więc nie mają obowiązku zajmować się cudzymi.
Czy babcia mieszkająca
osobno kocha wnuka tak samo mocno jak babcia mieszkająca razem z nim w jednym
domu? Sądzę, że nie, bo się po prostu nie znają. Sama pamiętam uczucie smutku,
gdy o moim synu żadna babcia nie mówiła „nasz”. Bo „nasze” były wnuki
mieszkające pod jednym dachem.
Nie zbuduje się prawdziwych
uczuć okazjonalnie – czekolada za laurkę, pieniądze na urodziny, kwiatek na
imieniny, raz do roku kolędowanie i deklaracja o jednakowym traktowaniu wszystkich
wnucząt.
Coś za coś – kto nie miał z
kim zostawić dziecka w najbardziej prozaicznych chwilach to wie, o czym piszę. Jeśli
potrzebujesz wyskoczyć do apteki, jeśli skończy się mleko, boli cię ząb albo
zwyczajnie chcesz iść do koleżanki na kawę – albo wszędzie bierzesz z sobą
dziecko albo wynajmujesz kogoś do opieki. Chyba, że matka jedna czy druga
mieszka w pobliżu i się deklaruje z pomocą.
Trwałej bliskości nie
zbuduje się na odległość. Kto biegał nad ranem do babci grzać nóżki pod
pierzynką? Komu babcia gotowała lane kluseczki do rosołku? A no właśnie – te słodkie
chwile z dzieciństwa, przytulenie, ukochanie, szorstka, ciepła dłoń na głowie i
słowa pełne czułości i miłości, budujące poczucie wartości i pewność, że
wszystko będzie dobrze zostają w pamięci na zawsze.
Nie ma obowiązku pomagania
dorosłym dzieciom, nie ma obowiązku niańczenia wnuków i słusznie mówicie, moje
równolatki – koleżanki, że swoje dzieci macie odchowane i dorosłe a same
jesteście młode i nie zamierzacie wracać do pieluch. Zapytam dyskretnie – a kto
wam te dzieci odchował? Czy przypadkiem nie matka, babcia i teściowa? Wiem,
było trudno bo nie było jednorazowych pieluch, pralek automatycznych i kuchenek
mikrofalowych. Ale za to były babcie, z którymi można było bez obaw zostawić
pociechę na cały dzień i dłużej. Co to znaczy dłużej? Na kilka miesięcy lub
nawet na kilka lat – i nie było to niczym niezwykłym, nie trzeba było
formalności, aby babcia stała się rodziną zastępczą bo po prostu była rodziną.
Prawdziwą, kochającą i oddaną.
Ze smutkiem stwierdzam, że
coś bezpowrotnie się skończyło. A najbardziej, jak zwykle, ucierpią na tym
dzieci. Kto miał dobrą, kochającą babcię, ten wie, o czym mówię.
Klarko dosłownie wyjęłaś mi to z ust! Nie dalej jak dwa dni temu poruszyłam ten temat z rodziną. Szkoda mi tych "dawnych" czasów" beztroskiego dzieciństwa kiedy to człowiek mógł się godzinami gapić jak babcia lepiła pierogi, a dziadek reperował kosę... Ehhh...
OdpowiedzUsuńJa tam lubię po staremu:)
OdpowiedzUsuńA mój wnuk czasem mówi do mnie mama!(bo malutki i jeszcze mu się myli)
Święte słowa Klarko, znałam tylko jedną babcię, ale do dziś pamiętam jej piosenki, krzątaninę po domu i pomarszczoną w tysiące fałdek twarz. Moi dorośli synowie mieli szczęście - jedną babcię mieli przy sobie kilka lat, a z drugą choć mieszka 100 km od nas, mają kontakt niezwykle bliski. Odległość nie przeszkodziła w nawiązaniu pięknych relacji. Czasem się udaje.
OdpowiedzUsuńWczoraj były imieniny Waldemara i przeszly bez echa... nawet tu... :-)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że moja mama nie czyta pani bloga, pani Klarko! Moja babcia wychowała nas swoje wnuki troską i miłością codzienną, moja mama musi mieć powód szczególny by spotkać się z wnukami... szkoda.
Ewa.
w najbliższym czasie napiszę o tym, jak Waldemar świętował imieniny
UsuńOdpowiem na twoje pytanie - a kto wam te dzieci odchował?
OdpowiedzUsuńNiestety, nasze dzieci "chowaliśmy" sami, babcia była od wielkiego święta i czasami w wakacje. Nic się nie zmieniło do teraz. Takie czasy. Bo zawsze mieszkaliśmy z dala od domu. Moje dzieci kochają swoje babcie i dziadków, może nawet bardziej niż kiedyś, może właśnie dlatego że są z nimi tak rzadko i nie ma czasu na konflikty.
U mnie Babcie były daleko, ale co roku całe wakacje u jednej na wsi spędzaliśmy. Piękne wspomnienia. I byliśmy "nasze" bo tylko dwoje wnuków miała.Jenyy wstyd mi teraz, ze tak rzadko do Niej na cmentarz zaglądam.
OdpowiedzUsuńA ja jestem babcią, która po pracy biegnie do wnuczki/zmienić nianię/, robimy to na zmianę z drugą babcią. A do emerytury jeszcze daleko....
OdpowiedzUsuńCzasami sie udaje mimo odleglosci nawiazac piekne relacje.Nie mialam tego szczescia.Ani mamy ,ani babci dla naszych dzieci.Nie chce mi sie wchodzic w szczegoly bo temat smutny.
OdpowiedzUsuńWiedz ze na nigdy nie moglam zostawic dzieci z babcia ale na szczescie byly takie chwile gdzie przyjaciele wyciagali przyjazna dlon.Kiedys moja kolezanka zaplacila mi za tygodniowy pobyt dzieci w swietlicy .Nigdy jej tego nie zapomne:)
Nasze dzieci w pewnym momencie pytaly czy nie mozna by zaadoptowac jakiejs babci:)
Teraz sa dorosli ale brak dziadkow odczuwaja do tej pory jak "sieroctwo".I jest mi tym bardziej przykro ze ja w dziecinstwie mialam babcie (jedna taka bardziej szorstka bo mieszkala ze "swoimi" wnukami) a druga ukochana od poglaskania ,wskoczenia pod pierzyne itd.
Ale one mieszkaly w tym samym miescie co ja....
Dlatego jesli zostaniemy dziadkami i "Dobry Bog uzyczy nam zycia " bedziemy pomagac naszym dzieciom i opiekowac sie wnukami.Pod warunkiem ze nas nie rozlacza kilometry.:)
Klarko czyżbyś do roli babci sie szykowała?
OdpowiedzUsuńBAbacia Storkroci daleko ale jak trzeba ( jak np teraz) to mała u niej zostaje, prawie wszytskie weekendy też u niej spedzamy.
Ja obie babcie pamiętam, jedna domowa- ta moja ukochana, wychowujaca, utulająca taka prawdziwa babcia i druga- babcia od swieta. I nie prawda ze obie babcie z zasady kocha sie tak samo- zapewne z kochaniem wnuczat jest zuepłnie podobnie.
ile tylko będę mogła to pomogę
UsuńBardzo trafny wpis.
OdpowiedzUsuńPodpisuję się obiema rękami.
Nie zbudujesz bliskości z wnukami bez bezpośredniego kontaktu.
Wpadłam do Ciebie,ponieważ od jakiegoś czasu zaczytuję się Twoimi komentarzami u Niki i bardzo podoba mi się Twoje spojrzenie:)))Weszłam aby poznać Cie lepiej i już pierwszy post mnie zadziwił i sprowokował do zadumy.Już się boję co będzie dalej:)))Bo to co piszesz to prawda,mimo,że moje obie mamy pracowały zawodowo,pomagały mi w wychowaniu szczególnie córek które urodziłam będąc studentką.Zawsze mogłam na nie liczyć,choć jedna z nim miała"swoje"wnuki w domu.A ja?Nie wyobrażam sobie abym miała wychowywać wnuki,przecież młoda jestem,praktykująca zawodowo i jeszcze tyle chcę zrobić.Kurcze...jakiś wstyd mi się wdarł w duszę,straszna wredota ze mnie.Muszę to przemyśleć:)))I szybko zmienić swoje nastawienie:)))Pozwolisz,że dalej poczytam i poobserwuję Cię bo mądrze gadasz:)))
OdpowiedzUsuńmiło Cię widzieć, rozgość się:)
UsuńCóż Kalrka, nie mogę Ci nie przyznać racji. A jako komentarz zacytuję moją Teściowa (która opiekuje się Małą kiedy ja jestem w pracy): "Dzięki Martynie odmłodniałam z 10 lat".
OdpowiedzUsuńNo niestety więzi dość ciężko jest zbudować i jak nie zbuduje się ich w dzieciństwie, to potem jest bardzo ciężko. Jakiś czas temu koleżanka na jednym z forów napisała, że jej teściowa doszła do wniosku, że z dzieckiem będzie rozmawiać dopiero jak będzie trochę starsze i będzie w stanie się jakoś bardziej racjonalnie wypowiedzieć. Pytanie czy jak to dziecko będzie starsze to w ogóle będzie chciało z tą babcią rozmawiać, nie czując żadnej więzi?
OdpowiedzUsuńPamiętam moją cudowną babcię a moi synowie zachowali w sercu swoje 2 babcie. I tak powinno być. Nie zawsze jednak babcia może zająć się wnukiem czy wnuczką na co dzień. Ja mieszkam na tyle daleko, że codzienna opieka odpada. Robimy co możemy, odwiedzamy tak często jak się da i wnusia tu przyjeżdża jak tylko jest możliwość ale to i tak za mało jak dla mnie. Gaja jest jeszcze malutka ale liczę na to, że w przyszłości będzie u nas częściej. Serdeczności Klarko.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJa nie miałam babci takiej prawdziwej - ale Macocha mojej Mamy dała mi i mojemu rodzeństwu tyle miłości, że nie do uwierzenia. Pamiętam te pierożki, kluseczki,placuszki, odpusty (jedna gałka lodów przed mszą, druga po :)), wędrówki po cmentarzu, wieczory pod domem na ławce i opowieści, opowieści, opowieści. Prawie niepiśmienna (pisała koślawo i z okropnymi błędami) kobieta (rocznik 1909)- czytać umiała dość dobrze, znała zadziwiającą ilość wierszy, piosenek, bajek. Tematyka od patriotycznych poprzez nabożne do "zbereźnych". Hihi! Mieliśmy ogromne szczęście, że to ona była naszą Babcią, Babcią przez duże B. A co najdziwniejsze nie miała własnych dzieci - więc skąd tyle miłośći do ... właściwie obcych ... ?. Niech Bóg da jej wieczne szczęście za to. Zmarła w dniu pierwszej komunii mojej córki mając 97 lat. Anna
OdpowiedzUsuńmnie dzieci nikt nie chował, bo nie miał kto, radziłam sobie sama. babci swojej żadnej nie pamiętam, umarły zbyt wcześnie.
OdpowiedzUsuńa jeśli chodzi o moje wnuki, to, wybacz klarko, ale zupełnie się z tobą nie zgodzę.
z moja najstarsza wnuczka, spędzająca ze mną jedynie ferie, wakacje i okazjonalne dni wolne (ona na sląsku, ja w warszawie), mam lepsze relacje niz ona z matka. zawsze bylysmy razem choc na odleglosc.i do tej pory, a ma 19 lat, z kazdym problemem dzwoni do mnie. tak bylo zawsze.
moj wnuk, wychowywany przez zlobek i przedzszkole (niestety babcie musza pracowac), uwielbia byc u mnie od zawsze.
mysle, ze to kwestia relacji, spedzania czasu wolnego i uczuc - nie odleglosci.na odleglosc mozna kochac bardzo mocno.
przepraszam za brak polskich liter ale klawiatura w moim laptopie pisze je przez chwile a potem pada.
pozdrawiam
Oj bliski mi ten temat... Przez krótki czas moi rodzice mieszkali ze mną malutką u Dziadków, tam nawet przez tak krótki czas bardzo się z nimi zżyłam. A potem... moja mama zamieszkała ze mną i moim mężem "na jakiś czas" - od chwili, kiedy wróciłam do pracy aż do momentu kiedy Jula skończyła roczek. Za daleko miała żeby dojeżdżać, więc jeździła do siebie "od czasu do czasu" i była z nami. Jula ją uwielbia. Druga babcia też opiekowała się wnuczką, ale kazała sobie za to zapłacić... ale o tym chyba wiesz. Mimo, ze mieszka bliżej kontakty wcale nie są częstsze niż te z moimi Rodzicami mieszkającymi 200 km od nas. Wszystko zależy od człowieka, nie od kilometrów. Jak zwykle mądrze tu u Ciebie :)
OdpowiedzUsuńJa Klarko miałam ukochaną babcię, która gotowała mi kakao i budziła do szkoły. Opiekowała się mną gdy moja mama pracowała na trzy zmiany. Ale dopiero kilka lat temu dowiedziałam się ze brała za to pieniądze. Troszkę wtedy poczułam się oszukana, choć nikt nie powiedział, ze powinna to robić za darmo czy robić w ogóle. Bez względu na to czy za kaskę czy za darmo - byłam ukochaną i najbardziej rozpieszczaną wnuczką. Gdy chorowała na alzheimera i tłukła wszystkie moje ciotki i mamę po łbach, mnie jedna zawsze poznawała. Dziś miałaby setne urodziny :)Kiedy ja się urodziłam miała 70 lat!
OdpowiedzUsuńMoja teściowa chętnie zaopiekowałaby się Mili i nie mam wątpliwości, że rozpieściłaby ją ile tylko dałaby radę :) Ale musi pracować, a gdy osiągnie wiek emerytalny Mili będzie miała własne dzieci :)
Choć u mnie obie Babcie w innym mieście, to jednak na tyle blisko, by kontakt był częsty:) Wiem, jakie to istotne i to dla obu stron - i dla Babć i dla moich dzieci:)) Ale coś w tym jest, czasy się zmieniają...
OdpowiedzUsuńUściski!
A ja nie lubiłam swojej babci. Miałam jedną, drudzy dziadkowie zmarli przed moim urodzeniem. Nie wiem do dziś dlaczego jej nie lubiłam chociaż wiem, że mnie bardzo kochała i była gotowa wiele dla mnie zrobić. Była płaczliwa i histeryczna. Taką ją zapamiętałam. Nie lubiłam też jak mnie przytulała i całowała. Na całe szczęście nie widywałam jej zbyt często, bo dziadkowie mieszkali kilkaset kilometrów od nas. Za to uwielbiałam dziadka i jak przyjeżdżał do nas (zawsze sam) na kilka, kilkanaście dni to przed jego odjazdem zawsze chowałam jakąś istotną część jego garderoby, żeby nie mógł wyjechać.
OdpowiedzUsuńDo dziadków nie lubiłam jeździć, bo całe dnie przebywałam tylko z babcią. Dziadka widywałam tylko wieczorami, bo pracował bardzo intensywnie.
och, bardzo mi się wpisałaś tą notką w ostatnie przemyślenia. mam naprawdę dużą rodzinę, z której dzieci nie znają nawet 1/4. córka zna jeszcze mniej, bo za mała by pojechać na tydzień w wakacje do dziadków i więcej zapamiętać. czasem czuję, że nikogo po prostu moje dzieci nie obchodzą (poza nami)i robi mi się bardzo przykro. a potem trzeba skoczyć do apteki i ciągnę ze sobą Małą, tak jak musiałam ciągnąć jej brata, gdy był młodszy. z konieczności.
OdpowiedzUsuńMiałam babcię za ścianą i bardziej mnie rozumiała niż mama. Druga babcia już nie była taka kochana. Moje dziecko nie było wychowywane przez babcie, bo chodził do przedszkola, ale zawsze mogłam liczyć najpierw na pomoc mojej mamy, a po przeprowadzce na teściową. Nie musiała, ale jak wracała z pracy odbierała syna wcześniej z przedszkola, a potem ze świetlicy, żeby nie siedział zbyt długo. Do dziś jak wyjeżdżamy na kilka dni to zaprasza go na obiadki, żeby nie jadł "paskudztw". Moja mama pomagała wszystkim siostrom chować dzieci, siostrzenica nawet mieszkała z nami kilka lat a do domu jeździła na weekendy. Też uważam, że babcie to było dobrodziejstwo. Jak tylko zostanę babcią (na razie nie ma widu i słychu) to w miarę możliwości będę pomagać młodym jeśli tylko tego zechcą.
OdpowiedzUsuńMoi Synowie mieli obydwie Babcie-Ich babcia mieszkała z nami,czytała bajki,śpiewała do snu piosenki ,które znała z "ochronki",znała wszystkie Ich tajemnice-kochała bezgranicznie.Druga Babcia pewnie też Ich kochała,bo była bardzo dobrym człowiekiem,ale mieszkała z Wnuczkami,którym zmarł Ojciec ,gdy miały -jedna 4 lata,druga 10m-ce ,nie widziała światu poza nimi,ale moi Synowie to rozumieli ,nawet uważali,że mają lepiej ,bo mają i Babcię i Tatę,a tamta babcia "musiała" kochać kuzynki za siebie i za Wujka:))Nie będę pisac o braku swoich Wnuków i o tym,że oszalałabym z radości,bo już wiele razy o tym wspominałam,a poza tym,mam KOGOŚ:))maria I
OdpowiedzUsuńMiałam 2 babcie,jedną najkochańszą na świecie,nie wychowała mnie,ale często do niej jezdziłam,każde wakacje,ferie. Zawsze będzie mi jej brakować.
OdpowiedzUsuńDruga babcia wciąż jest, nie widzialam jej od lat i nie chcę widzieć. Mama mojego ojca, mieszkała z nami. Bardzo podła osoba. Wyrządziła wiele zła mojej mamie i mnie. Nie wiem dlaczego tak nas nienawidziła. Ta babcia kochała tylko mojego młodszego brata, ja i moje kuzynki byłyśmy zawsze przez nią odpychane.
Odległość nie ma wpływu na relacje, można mieszkać tuż obok i nie czuć nic.
Monika
Czytam ten tekst i tak jakoś łezkę uroniłam:) Miałam dwie babcie - mama taty rzadko nas widywała, raz na parę lat. Zabrakło chęci do kontaktu z jej strony - miała "swoje wnuki" a my mieszkaliśmy daleko, nawet na list 7-letniej dziewczynki nie miała ochoty odpisać. Taka przykra sprawa. Z kolei druga babcia... cudna:) Taka nie standardowa-to jej oknem uciekało się na dyskoteki, od święta pozwoliła spróbować swojego likieru:) Nikt nie mógł złego słowa na jej wnuki powiedzieć(choć ona sama w słowach nie przebierała gdy coś zmajstrowaliśmy),walczyła o nas jak lwica.a miała nas siedmioro przy sobie i pięcioro dalej. To ta babcia pomimo sprzeciwu rodziców dopingowała mój związek z teraz już moim mężem:) Jej opowieści o czasach wojennych i przedwojennych słuchałam co wieczór i każdego popołudnia oglądałyśmy "Mode na sukces"-babcia nie dowidziała i czasem musiałam wytłumaczyć co się dzieje na ekranie... To ona codziennie wnusi-niejadkowi szykowała kogla-mogla, na okrzyk z piętra "Baaabciuuu" biegła po stęsknioną wnusie. Chciałabym, żeby kiedyś jak będę miała swoje dzieci doświadczyły one takiej babcinej miłości:) Żałuje, że moja Helenka(mogłam do babci po imieniu się zwracać-ale tylko ja jedna) nie pozna swoich prawnuków. Tęsknię za nią bardzo... Babcia to taka niezastąpiona instytucja... ale nikt nie może wymagać aby babcie na siłę zajmowały się wnukami. Chociaż zgadzam się, że trzeba częstego kontaktu aby taka relacja się utworzyła. Kiedyś też było inaczej, wielopokoleniowe rodziny w jednym domu a teraz młodzi uciekają na swoje.
OdpowiedzUsuńZ przyjemnością zaglądam na bloga każdego dnia a dzisiaj poprostu nie mogłam się powstrzymać aby nie skomentować:) Pozdrawiam
Kasia z Oławy
To nie do końca jest tak Klarciu. Bo tak naprawdę liczy się jakość relacji. Z mamą mojej Mamci mieszkaliśmy lat kilka właściwie pod jednym dachem. W jednym domu, choć w osobnych mieszkaniach. A pozostała dla prawie obcym człowiekiem. Nie było między nami właściwie żadnej więzi poza pokrewieństwem.Była na wyciągnięcie ręki ale byłam jej zupełnie obojętna. Nie obchodziłam jej.
OdpowiedzUsuńZa to Babcię Janinę, mamę mojego Tatki widywałam dwa razy do roku. Mieszkaliśmy oddaleni od siebie prawie 300 kilometrów. Jeździłam do niej kiedy tylko miałam sposobność, ale mogłam tylko w ferie i na wakacje. To były zawsze najpiękniejsze wakacje mojego dzieciństwa.:)Przez kilka tygodni ferii i miesiące wakacji nadrabiałyśmy cały ten czas kiedy byłyśmy daleko od siebie.Z nawiązką:) Babcia była wspomniała. Poświęcała mi 100% uwagi kiedy byłam u niej. Kiedy sprzątała, piekła, gotowała, paliła w piecu ZAWSZE robiła to ze mną. Wszędzie, chodziłyśmy razem. Do sklepu, do lasu, do piwnicy po drewno, do kościoła.Uczyła mnie piosenek bo pięknie śpiewała i wierszy, bo uwielbiała deklamować, nawet kiedy czytała to na głos. A wtedy kiedy robiła coś czego ja, małe dziecko nie mogłam z nią robić to mówiła przy tym do mnie.Wspominała i opowiadała mi życie. Poświęcała mi całą swoją uwagę i okazywała miłość i troskę w każdym geście i słowie. Babcia Janina, moja babunia na odległość to był najukochańszy Ktoś:)
Według mnie nie ilość kontaktów, a ich jakość jest w relacjach najważniejsza:) Więź się liczy:)
ja bylam wychowywana tylko i wylacznie przez mame, moje siostry rowniez, mimo ze mama mojej mamy mieszkala kilka kilometrow dalej-takie miala zasady, ze swoje odchowala, cudzymi sie nie zajmuje. drugiej babci nie znalam. wiec teraz tym bardziej podziwiam moja mame ktora naprawde poswieca duzo czasu swojej jedynej wnuczce-mojej siostrzenicy-mloda spedza tam praktycznie cale wakacje/ferie i wiekszosc weekendow. do 3 roku zycia poki nie mogla isc do przedszkola mieszkala praktycznie z nia, pozniej kazda chorobe tez tam spedzala... a ja sie zastanawiam czy to aby napewno w porzadku jest takie wyreczanie rodzicow we wszystkim? to mimo wszystko wasze dziecko jest... ale moze lekka zazdrosc przeze mnie przemawia? poki co nie mamy i nie planujemy dzieci ale kto wie co to bedzie za pare lat... my mieszkamy w wielkiej brytanii obie babcie w polsce wiec wiem ze nasze dzieci nie beda mialy juz takiego kontaktu z babciami, bo coz to jest jeden krotki urlop w raz na rok. no trudno jakos bedziemy musieli sobie poradzic z wychowaniem bez babc, nie my pierwsi, nie ostatni
OdpowiedzUsuńMoje dzieci wychowałam sama, bez pomocy babć, a po śmierci męża dosłownie sama.Nie do końca jestem przekonana, że jeżeli dzieci nie doznały opieki babci, to cierpiały. Nie wszystkim ludziom jest potrzebna bliskość wszystkich. Czasem nawet lepiej, że babcie się nie wtrącają, a rodzice mogą jednolicie wychowywać swoje dzieci. Nawet mit i roli wielopokoleniowej rodziny chwieje się. Nie zawsze w takich rodzinach dobrze wychowawczo się działo.
OdpowiedzUsuńMoje dzieci twierdzą, że kontakty, jakie miały ze swoimi babciami w zupełności im wystarczały.Może właśnie dlatego, że nie były one zbyt częste i traktowały je jak święto, a nie swoisty przymus, co nierzadko odczuwają dzieci, które często muszą przebywać w towarzystwie babć, bo one zapewniają im doraźną opiekę.
Miałam to wiem :)
OdpowiedzUsuńAle nie dlatego jestem na każde zawołanie rodziców, a właściwie Tuśki gotowa zaopiekować się Pyziolkiem, i nie dlatego prawie codziennie do Niego wpadam choćby na chwilę. Robię to, bo Go kocham, bo potrzebuję mieć z Nim kontakt, a to, że blisko siebie mieszkamy bardzo mi go ułatwia.
Ale gdybym mieszkała od nich daleko to niemniej bym kochała ;)Pewnie tę szczególną więź faktycznie łatwiej się tworzy poprzez bliskość i codzienne albo prawie codzienne uczestnictwo w życiu wnuków. Ale babcie na odległość również są kochane, bo gdy przyjeżdżają do wnuków lub na odwrót potrafią tę bliskość stworzyć i być oddane. Oj babcie potrafią zwariować na tle wnucząt ;)
I powiem Ci tak: moje dzieci miały babcie od strony OM za płotem, ale to moja mama jest ich tą najlepszą babcią pod słońcem, mimo, że dzieliło ich 120 km. Ale kochają obie :)
I powiem Ci jedno, bycie babcią jest cudowne!!! A gdy własne dzieci są odpowiedzialne, samodzielne, to pomoc nawet na zawołanie( w sensie zawsze uprzedzają, ale zdarzają się nagłe sytuacje)jest samą przyjemnością :) I nie ma zgrzytów gdy nie mogę się zaopiekować, bo w planach miałam coś innego, bo to inne musi być bardzo ważne, a niewiele rzeczy jest ważniejszych od bycia z Pyziolkiem ;)
I tak sobie myślę,że to duże szczęście móc i chcieć uczestniczyć w życiu wnuków i ich rodziców, czyli naszych dorosłych dzieci. Nie każdy tego doświadcza...z różnych powodów.
Dzięki Babci nauczyłam sie gotować, mama pracowała i nie miała czasu uczyć mnie takich życiowych spraw, zresztą ja wg mamy po prostu "miałam umieć" to co trzeba i już. Więc i to warto wziąć pod uwagę - jako swoistą "wartość" babci i kontaktu z nią na codzień. A o uczuciach piszecie pięknie, więc się nie powtarzam
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
M.
A ja bym polemizowała z teorią. Swoje wnuki widuję niezbyt często, zwłaszcza teraz, a relacje są całkiem fajne. Mimo że nie na każde spotkanie lecimy z podarkami...
OdpowiedzUsuńA ja dokładnie wiem o czym piszesz. Miałam prababcię, która kochała mnie najbardziej na świecie i gdy odeszła bardzo brakowało mi tego uczucia. Nikt mnie potem już tak nie rozpieszczał, nie pozwalał przebierać się w najpiękniejsze szlafroczki gdy byłam królewną, nikt nie opowiadał bajek do snu i tulił tak czule. Moje dzieci wychowywały się bez babć, bo pracowały, miały swoje sprawy. Moja mama użyła dokładnie tych samych słów, które ty cytujesz - ona już się dzieci naniańczyła, więc wystarczy. Ok, nie była czułą matką, to i babcią dla moich dzieci była kiepską. Marzę, że będę miała jak najwięcej sił i zdrowia, by móc niańczyć moje wnuki jak najdłużej. Ściskam Klarko, znowu poruszyłaś czułą strunę
OdpowiedzUsuń: )
Kochających rodziców na co dzień a kochających dziadków jak tylko to możliwe to od święta. Ale nie odwrotnie. Mam sześcioro wnuków. Ten najstarszy studia kończy, a wnuczka szykuje się do matury. Tylko w awaryjnych sytuacjach pomoc wzajemna. Kocham wnuki po równo i one mnie kochają bo przecież to się czuje. Ale do wychowania nigdy się nie wtrącałam bo to obowiązek rodziców.
OdpowiedzUsuńPamiętam te babcie powojenne, które spełniały po domach swoich dzieci role darmowych służących. Moja mama zresztą także swoją matkę podobnie traktowała. Wyręczała się nią jak tylko mogła. Nawet do szkoły na wywiadówki chodziła babcia.Babcia się jednak na to godziła. Do dziś budzi to we mnie pewien niesmak jak o tym to sobie wspominam. Także to przytulanie nas pozostawiała babci .Jednak sama już na taka rolę sobie nie pozwalała. Zresztą nie musiała. Bratowa, i ja same sobie z rola rodzica dawałyśmy sobie rady. Nasze dzieci jednak zawsze z szacunkiem się do niej odnosiły, a babcia je po swojemu ale kochała.
OdpowiedzUsuńJestem babcią "na odległość" i na dodatek taką , która sama, bez pomocy jakiejkolwiek babci, cioci czy kogoś w tym rodzaju wychowała dziecko. Oczywiście, że wszędzie brałam ze sobą dziecko. Jasne, nie bywałam na rozrywkowych imprezach u moich znajomych. I wiele czasu spędzałam z nią zupełnie sama, bo gdy była malutka to mąż był więcej poza domem niż w nim, bo taką miał pracę. I dałam radę, choć nie było pampersów, zakupów na internecie, możliwości dostawy zakupów "pod drzwi". Oczywiście miałam udogodnienia w postaci pralki automatycznej i samochodu, mieszkałam w stolicy. Po prostu musiałam zawsze wszystko bardzo dokładnie zaplanować i ten plan realizować.I najgorsze dla mnie były wyjazdy z małą samochodem, zwłaszcza zimą, gdy było ślisko, a opon zimowych to chyba jeszcze nikt wtedy nie znał. Moje wnuki są o te drobne 1200 km stąd, widuję je rzadko w realu, często na skype. To cena kariery naukowej mojej córki, jej wybór, nie mój. Druga babcia też ma do nich daleko, choć tylko 600 km i też widzi ich rzadko.
OdpowiedzUsuńMnie z kolei wychowali dziadkowie, bo rodzice się rozeszli gdy byłam niemowlakiem. I wcale nie byłam z tego powodu szczęśliwsza - całe dzieciństwo marzyłam o normalnym domu, z rodzicami. I nikt ani nic mi tej straty nie wynagrodził, choć niewątpliwie babcia mnie rozpieszczała. Ale w mojej świadomości i wspomnieniach tkwi wciąż żal, że była babcia a nie mama, dziadek a nie tata. I choć inaczej na to wszystko spojrzałam gdy już dorosłam, jestem zdania, że to matka i ojciec są dla dziecka najważniejsi, babcia może być tylko miłym dodatkiem, rodzajem wisienki na torcie, a nie jego bazą czy codziennym posiłkiem.
Miłego, ;)
nie ma już takich Babć i nie będzie...((((( a ja oczywiście wychowana z babcią w domu ale... to nie było do końca fajne, każdy ma swoje traumy...
OdpowiedzUsuńmoja Babunia była najlepsza, szkoda że nie ma jej już tyle lat...traktowała nas z welką miłością, cierpliwością, szacunkiem i równo i sprawiedliwie, kocha nas wszystkich to się odczuwało mocno, ale przede wszystkim rozumiała nas, wszystkie swoje wnuki...
OdpowiedzUsuńmoja Mamunia dla mojego syna też jest najlepsza, tak jak jej Mama dla mnie była, rozumie go, wysłucha, szanuje jego zdanie, mimo, że młody ma zaledwie 8 lat, kocha i okazuje to...jest tylko trochę nadopiekuńcza, inaczej niż jej Mama w stosunku do mnie, ale wiem, że nie robi tego złośliwie, ma wielkie pokłady miłości i nie starcxa jej pola żeby ją rozdzielić ;-)
Ania
Babcia to po prostu skarb...
OdpowiedzUsuńSerdecznosci
Judith
Już tyle wypowiedziało się osób tutaj, że może i ja dorzucę słówko…
OdpowiedzUsuńMoja babcia - jedna - nieznana w ogóle, zmarła duuużo przed moim urodzeniem, Druga i dziadkowie mieszkali tuż obok, przez drogę. Nie czułam żadnego ciepła z ich strony, nie pamiętam abym kiedykolwiek była u nich na kolanach. Byli, ale jakby ich nie było, nie to, że jakoś źle mnie wnuczkę traktowali, ale nie było tych więzi typowo babcinych i dziadkowych.
Nie pamiętam aby kiedykolwiek opiekowali się mną.
Moje dzieci (2) – miały babcie obydwie i jednego dziadka. Drugiego nie znały – nie żył zanim się urodziły. Dzieliło ich 100 km. Babcie inne zupełnie, bardzo różniące się od siebie. Jedna cichutka, ale nie potrafiąca okazać miłości, druga, moja mama, potrafiąca okazać miłość, ale przyrżnąć porządnego klapsa też potrafiła, i powiedzieć do słuchu także. Wszystkie wnuki wspominają babcię, ale nie zawsze w superlatywach, za to wspominają mojego tatę, a swojego dziadka, jako ciepłego człowieka. Może tu czytacie: Krzysiek, Małgosia, Tomek, Ania, Kasia, Ewa…. Dziadek, który nigdy nic złego nie powiedział o swoich wnukach, opowiadał im bajki, bawił się z nimi w chowanego, kochał, głaskał, przytulał. Ileż miłości w Nim było.
Ja teraz też jestem babcią. I kocham tych małych bąków (2). Staram się dawać im to co ja dostałam od Taty, a moje dzieci i dzieci moich sióstr od swojego dziadka.
(po 50)
Ja wiem, chociaż moje babcie zajmowały się mną tylko podczas wakacji lub ferii. Nie miały wyjścia. Przyjeżdżałem i mówiłem "przyjechałem i zostaję do końca wakacji"
OdpowiedzUsuńMyślę, że bardziej kochane są te babcie i wnuki, które widują się rzadko.
A ja powiem przewrotnie - dużo, jeśli nie wszystko, zależy od charakteru. Mnie i brata praktycznie wychowała babcia, była u nas w domu codziennie, przez wiele lat. Moja mama powiedziała - chcę oddać twoim dzieciom to, co moja mama dała wam - i też przychodziła codziennie. A mimo to ani ja, ani chyba moje dzieci, nie czujemy jakiejś szczególnie serdecznej więzi z babciami. Kochamy je, owszem, ale nie ma jakichś ciepłych wspomnień. Ot, ciepły obiad na stole i opieka, by dziecko nie siedziało samo w domu i nie biegało z kluczem na szyi - tylko tyle i aż tyle, wiem. Od kochania, zabaw i psot był dziadek. Ja będę babcią na odległość - tak się ułożyło życie mojej córki, 700 km od domu. Martwię się tym właśnie, że nie będzie przy niej nikogo w sytuacjach awaryjnych. Ale choć nie na codzień, jednak spróbuję być najukochańszą babcią na świecie. Czy się uda, czas pokaże.
OdpowiedzUsuńMiałam kolegę w liceum, który podobnie jak Anabell, wychowywał się u dziadków.
OdpowiedzUsuńZawsze był jakiś taki trochę zaniedbany emocjonalnie.
Dlatego między innymi i ja uważam, że od wychowania są rodzice. Dziadkowie odgrywają bardzo ważną rolę w ich życiu, jeśli są w nim obecni czasami, mogą to być wspólne wyjazdy czy wakacje.
A życie układa się różnie, ja sama nie wiem, na ile będę mogła pomóc córce. Życie pokaże!
Miałam cudowną, "domową" Babcię... Kochała mnie bardzo, dbała, była ze mnie dumna... Pamiętam, jak marzyła tylko o tym, żeby zobaczyć mnie w sukni ślubnej. I "doczekała"... Równo w cztery soboty po moim ślubie był Jej pogrzeb. Dziesięć lat później pojawił się na świecie mój syn. I na szczęście ma taką samą Babcię jak ja kiedyś:) Ze spokojnym sercem zostawiam z nią dziesięciomiesięcznego Malucha na czas, kiedy muszę wyjść do pracy. Oboje są dla siebie wyjątkowi:) A Mama... dopiero teraz śmieje się szczerze od czasu śmierci mojego Taty. Po siedmiu latach odzyskała chęć i siłę do życia:) Babcia to genialny "wynalazek" :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńPrzyjaciółką....Nie taką co musi, taką co ma ochotę odwiedzić te same miejsca, powspominać, udzielić rad...
OdpowiedzUsuńZa często stawiamy bariery, wiekowe. Bo babcia powinna...Z innej strony:bo ma doświadczenie, zna życie...
PS MOja Mama byłaby w wieku babć moich rówieśników, może dlatego łatwiej mi sie rozmawia z kobietami starszymi.
Nie szukałam niezależności. Niezależność to samotność.
Dzieckiem bym nie obarczała pokoleniowo. Ono jest dla Nas. Chyba dobrze jest mieć partnerkę dosyć nieźle zarabiającą, a jednak nie stawiającą tego faktu na piedestale. Umiem sporo,ale nie za to zdobywam uczucia? Czy za to właśnie?
jr (dostrzeżona)
Jeden z milszych dni, dziękuje.
UsuńNiestety babcie XXI wieku są nowoczesne. Aż do bólu. Przyjeżdżają od wielkiego dzwonu i nigdy ich nie ma gdy są potrzebne do przypilnowania pociechy. Nie mówię już o Sylwestrze, na którego chciałabym pójść (ale nie mam z kim dziecka zostawić), ale o zwykłym wieczorze spędzonym gdzieś na mieście tylko z mężem...
OdpowiedzUsuńI w tej chwili nachodzi mnie pytanie- jaką babcią będę ja?
Tak, na pewno się skończyło. Coś się kończy, coś innego się zaczyna. Nie ma powrotu do tego, co przeminęło. Warto wyciągnąć daleko idące wnioski.
OdpowiedzUsuń