Zupełnie niespodziewanie ktoś przypomniał mi o stancjach. Myślałam, że współcześnie dzieci już nie mieszkają w internatach i na stancjach, ignorantka ze mnie, przecież niedawno kuzynka opowiadała, że jej córeczka już nie mieszka w domu bo chodzi do liceum. Ech, co to za życie, ledwo skończy gimnazjum i już koniec życia rodzinnego?
Nie wiem, jak Wy, ale mnie by chyba serce pękło z niepokoju, gdybym w tych czasach musiała dać dziecko do internatu albo na stancję. Wiem, kwestia zaufania, i do tego są telefony, czyli można w każdej chwili się kontaktować, nie to, co dawniej, ale zagrożenia i pokusy są, moim zdaniem , o wiele większe. Dzieci chyba za to są mądrzejsze, choć nie wiem, co powiedzieć o tych odwożonych codziennie przez matki na różne zajęcia, jakby same nie mogły jechać autobusem.
Tymczasem przypomniała mi się własna młodość, miałam okazję rozmawiać o stancji z siostrą i pytam jej – a wiesz, dlaczego ja nie chciałam od babki żadnego rosołku? Bo widziałam, jak w tym rosole pływają głowy królicze i kurze pióra. A siostra jest niemożliwa śmieszka i się śmiała i śmiała, a gdy wreszcie się uspokoiła i otarła łzy to całkiem poważnie opowiedziała mi coś strasznego, ona to widziała a ja nie.
Pewnego razu ta pani, u której mieszkałam, robiła pierogi. A pod kuchnią palił się ogień i trzeba było pilnować, aby nie zgasło. I tak – pani nakładała palcami ser na kwadraty ciasta, potem dołożyła rękami węgiel do pieca i spokojnie wróciła do lepienia pierogów. W sumie to nic takiego, ale ja tego nie widziałam i nie wiem, czy nie jadłam tych pierogów bo ja strasznie lubię ser!
Zarazki się wygotowały;)
OdpowiedzUsuńAle takiego rosołku też bym nie ruszyła;)
No cóż , pewnie danie miało swoisty smak nie do podrobienia :-)))
OdpowiedzUsuńTo mi przypomniało, jak sąsiadka mojej Cioci robiła ciasto na makaron i przez rozwałkowane na stolnicy dostojnie przeszedł wiejski, zmorusany Mruczuś, zostawiając ślady łapek. Brudnych dość. Sąsiadka wygoniła kota, rozwałkowała ciasto do końca, pokroiła w paski, uczyniła makaron i dodała go do zupy. Do niedzielnego rosołku.
OdpowiedzUsuńCośmy się z ciotką w domu z tego uśmiały to nasze :-))))
Dzisiaj szybciej się dorasta, to fakt. Ja gdyby mi pozwolono w liceum też poszłabym do Szczecina do liceum, a nie u mnie na końcu świata. Byłam strasznie nie zadowolona z tego liceum i przez większą część czasu tam spędzonego czułam się źle. Teraz po latach stwierdzam, czy kto wie czy na tym lepiej bym nie wyszła. Może nie uczyłabym się wcale lepiej, ale byłabym szczęśliwsza. W praktyce jest tak, że to jak daleko od domu się koś uczy, nie sprawi, że będzie szczęśliwszy.
OdpowiedzUsuńhmmmmm a ja tak lubię pierogi, no popatrz bym się nacięła jako i Ty )))
OdpowiedzUsuńAle pierożki pewnie potem były poddane obróbce termicznej, więc nic nie groziło ;)
OdpowiedzUsuńJa też w wieku lat 15-tu wyprowadziłam się z domu. Najpierw do bursy, a po 1,5 roku do własnego mieszkania (niepełnoletnia, jakby poszło info gdzie nie trzeba...). Mama dopiero później przyznała, że jest zdziwiona, bo była pewna że w narkotyki wpadnę, a ja nawet szkoły nie zawaliłam.
...bo dzieci trzeba nauczyć, jak mają o siebie dbać i jak najszybciej pozwolić im się usamodzielnić. Nie wiązać butków za 5-latka, nie dorabiać lekcji za pierwszoklasistę, nie sprzątać w pokoju nastolatka...
Usuńtak się tylko mówi, a zdarza się, że mamusia sprząta i za 30latkami
UsuńSzkoda byłoby mi dziecko oddać gdzieś daleko na stancję, ale gdyby od tego zależała edukacja, lepsza szkoła to trudno. Tylko bym tęskniła bardzo. Węgiel, kocie łapki to nic.....byleby włosa nie było...fuj. A ja znam opowieść o bardzo grubym rzeźniku, który jak robił wyroby ze świnki to się tak pocił, że mu pot z nosa ( nie wiem czy tylko pot) kapał do tych wyrobów....
OdpowiedzUsuńJak to dobrze że nie wiemy z czego tyjemy. za to u mnie jak zjem to wiem że żadne pierze w rosole nie popłynie.
OdpowiedzUsuńnapiszę o tym osobno, Uleczko, przesyłam pozdrowienia!
UsuńNie ma reguły co do usamodzielniania się dzieci. Wszystko zależy od wychowania. Słusznie zauważa Mych problem samodzielności. Ponadto, sprawa bardzo ważna, zainteresowania. Jeżeli dzieci mają swoje pasje, które absorbują ich czas i nie pozostawiają czasu na nudę, to nie ma problemu. Głupoty do głowy nie przyjdą.
OdpowiedzUsuńWięzy rodzinne to co innego. One jeszcze przed wysłaniem na stancję muszą być wykształcone tak, aby się tęskniło za powrotu do domu na niedzielę lub święta.
ALEF
Byłam w internacie dwa lata i było okropnie. Mój syn był 3 lata, bo chodził do leśnej, jedynej w województwie, daleko od domu.
OdpowiedzUsuńNie mam pojęcia, jak obecnie funkcjonują internaty. Może lepiej?
Pierogi z węglem? Może opatentować przepis jako oryginalny, regionalny?
Witaj
OdpowiedzUsuńOj tam, oj tam...węgiel zdrowy dla żołądka przecież :)
A o stancjach słyszy się i fajne i smutniejsze opowieści.
Samodzielności każdy z nas szybko oczekuje, tylko czasem trudno jej sprostać.
Pozdrawiam na dobrą noc :)
Przynajmniej Ci sraczka nie groziła, a pierożki były pewnie pyszne. Nie wiem, co to stancja. Wstyd się przyznać, ale ja całe życie mieszkam w obrębie paru ulic, najpierw w domu rodzinnym, potem w swoim. Ech
OdpowiedzUsuńMoje dziecka w domu były do końca edukacji. A co do higieny w kuchni: kiedyś na moich oczach mały syn szwagierki wraził do bańki z mlekiem całą pełną petów popielniczkę! L. oniemiała i postanowiła mleko wylać. Na to nadeszła sąsiadka. - Co ty, głupia? Przecedź przez pieluchę i sprzedaj! - doradziła. Na szczęście L. nie posłuchała...
OdpowiedzUsuńKiedyś w ósmej klasie zabrano nas do zakładów mięsnych. To było coś na wzór - decyduj kim chcesz być w przyszłości i jaką masz wybrać szkołę. Była tam wielka kadź, podobna do betoniarki, tylko dużo większa i nie szła na skos, tylko wlot był u góry. Mieszała się tam breja na wątrobiankę, czy pasztetową. Niby nic takiego. Jednak hałas jaki zrobiliśmy całą hałastrą spłoszył szczury mieszkające w fabryce. Osobiście WIDZIAŁAM jak szczur stanął na brzegu kadzi i wleciał do środka. Zmieliło go, zmieszało i ktoś go zjadł na kanapce. Z ogonem i futrem. Nikt nawet nie myślał o oczyszczeniu kadzi i wywaleniu tego co było zabrudzone. Koszty! Do dziś nie jadam pasztetowej, ani wątrobianki, a lubiłam.
OdpowiedzUsuńPostaram się nie pamiętać tego, co napisałaś!Bo też lubię!
UsuńI mam nadzieję,że to nie nasze zakłady mięsne!!!;)
A poza tym to była dawno i teraz NA PEWNO tak nie robią;)))
hmmmm przypominając sobie siebie z lat liceum raczej by m nie dała dziecka na stancję heheheh :D
OdpowiedzUsuńKto używa jeszcze słowa stancja? Kiedyś tak popularne
OdpowiedzUsuńwłasnie wczoraj znajomy użył tego określenia i stąd post, też się zdziwiłam
UsuńJa na szczęście miałam średnią szkołę w mieście, w którym mieszkałam, ale jednocześnie cieszę się, że nie można tam było studiować :) Zaliczyłam akademik i to była prawdziwa szkoła życia. któregoś pięknego dnia trzeba odciąć pępowinę inaczej się nie dało ;) A co do gotowania... widziałam program o piekarniach - teraz staram się piec własny chlebek :D
OdpowiedzUsuńWłaśnie- czy to odpowiednie miejsce dla dziecka. Jakiś pokoik/stancja gdzie warunki jakie są...wiadomo.
OdpowiedzUsuńStarsze kobiety z mnóstwem dziwactw, gdzie płaci sie za nic....-daszek nad głową....Urocze.
Historii mnóstwo- przygód z "zarządcami".
Kuriozum: mieszkanie oglejtowane namiarami wynajmujące:nr tel, adr - ułożone wg jej danych personalnych.Nie dziwi to "niani" uchodzacej za właścicielkę....
Zresztą 1z3. bo to 3 starsze bliźniaczki.Jedna zmarła na pocz. 10-latki stołecznej,kolejna po 5-u latach i została ostatnia,która pragnie sie podawać za pozostałe.
Mozna dostać kota od ich kłamstw.A staruszki potrafią bajać , oj potrafią
melodycznie:http://www.youtube.com/watch?v=SGkfRcyBNbA
PS NIe jem mięsa- przez nieznajomość jego pochodzenia zgodnie z zasadą- "Wiem,co jem" a jeśli już to porcje przez które W-wę widać;) i z tego powodu zwiększona ilość białka....W wersji light to są sery i serki.
Ost. np. Gorgonzola- z orzechami. Polecam.
I pozdrawiam Halszkę.Pomiędzy matkami...agencyjnymi....(takim synonimem ich stylu jest jajeczna (Kogel mogel) Wiśniewska z recepcji)
jr(dostrzeżona)