W trzeciej klasie umęczona ciężką pracą na praktykach i dojazdami do szkoły postanowiłam iść mieszkać na stancję. Miałam trochę zarobionych przez wakacje pieniędzy i pewnego dnia oznajmiłam mamie – wyprowadzam się! Na co mama odparła – ciekawe na jak długo?
Zauważcie, jaki miałam w domu luz. Ja nie pytałam, czy mogę się wyprowadzić z domu mając szesnaście czy siedemnaście lat, ja po prostu poszukałam sobie pokoju do wynajęcia, zabrałam swoje rzeczy i tyle.
Pokój mieścił się w starym domu z kilometr od przystanku w miasteczku, gdzie miałam praktykę w tej strasznej knajpie w rynku. W domu tym mieszkała stara kobieta ze swym synem, nie wiem, ile ten człowiek miał lat, mnie wydawał się równie stary jak jego matka. Trafiłam tam, bo na oknie naklejona była kartka z napisem „panienkę na stancję niedrogo przyjmę”.
Do domu wchodziło się od podwórka, należało wejść po schodkach, przejść przez kuchnię, pokój babci i dopiero był pokój, w którym miałam mieszkać. Z pokoju babci można było również wejść do tajemniczego pomieszczenia, które mogło być łazienką bo stała tam wanna. Ubikacja była na podwórku, kran z wodą był w kuchni. Nie zastanawiałam się zbyt długo czy to są dobre warunki czy nie, bo nigdy w życiu nie mieszkałam poza domem. Pani, która kazała nazywać się babcią przekonała mnie, że Józek, jej syn, jest spokojny i chodzi spać z kurami, ona również, nie będziemy więc sobie przeszkadzać. Pokazała mi też owo tajemnicze pomieszczenie mówiąc, że niestety, wody nie ma, ale jak sobie wodę zagrzeję na kuchni i wleję do wanny to mogę się kąpać ile zechcę.
W „moim” pokoju stała wersalka, stół, krzesła, wysoki szafkowy zegar i szafa, pełna rzeczy właścicielki. Na parapetach stały doniczki z kwiatami, na ścianie było pełno świętych obrazów. Czuć było stęchliznę i taki charakterystyczny zapach starego domu, wilgoć, myszy, nic przyjemnego. Zapłaciłam za miesiąc z góry i zabrałam się za sprzątanie. Kiedy wyszorowałam do białości podłogę, umyłam okna i powiesiłam czyste firanki, zrobiło się całkiem miło. Wodę do sprzątania grzałam na blasze, pod którą paliło się węglem. Po tym sprzątaniu chciałam się umyć ale wanna była zajęta. Leżały w niej dwa koguty z obciętymi łbami, czekały na skubanie i oprawianie, bo babcia handlowała tym, co biegało po podwórku i urosło za domem.
Od tamtej pory już zawsze myłam się w swoim pokoju w plastikowej miednicy, którą ukradłam z knajpy.
*
Przestałam się spóźniać do szkoły bo dojeżdżałam pociągiem, nie autobusem czy okazjami. Praktykę też kończyłam punktualnie o piętnastej i nagle się okazało, że mam mnóstwo wolnego czasu. Uczyć się nie musiałam bo wystarczyło mi to, co usłyszałam na lekcjach, całą podstawówkę miałam same piątki więc w tej szkole nie starałam się nic, i tak miałam bez problemu dobre oceny. Dużo czytałam, ale to się akurat właścicielce domu nie podobało, bo szkoda światła. Nie miałam radia ani telewizora, jedynym dźwiękiem było tykanie i bicie tego zegara w kącie, co mnie zresztą doprowadzało do szału.
Babcia na samym początku powiedziała, że mogę sobie zapraszać koleżanki i jej to nie będzie przeszkadzało. Ja się trochę wstydziłam warunków ale tylko na początku, bo przecież to nie moja rodzina! Nieraz babcia siedziała w wannie i skubała koguty albo patroszyła króliki ale co z tego, miałyśmy jeszcze jeden powód do wygłupów. Wkurzał nas Józek, który się strasznie z nami chciał integrować, ale miał przecież ponad trzydzieści lat i dla nas to był po prostu stary dziad, nie mogłyśmy zrozumieć, czego on chce. Miałam trzy fajne koleżanki, ale naprawdę takie super dziewczyny, wesołe, zawsze trzymałyśmy się razem. I te dziewczyny czasem prosto z pociągu przychodziły do mnie a zaraz za nimi materializował się Józek. Przynosił jakieś ciastka, ględził coś o gospodarce, o traktorze, który miał sobie kupić i takie tam, ale tak szczerze mówiąc to my sobie z niego robiłyśmy bezustanne jaja. Wreszcie kiedyś usłyszałam, jak babcia mówi do sąsiadki, że Józuś będzie miał żonę kucharkę i to po szkole gastronomicznej. Byłyśmy wredne i okrutne, bezustannie się go dopytując w której się zakochał i kiedyż ach kiedyż ślub! On był dość nierozgarnięty bo zamiast trzasnąć drzwiami to się czerwieniał i jąkał albo głupio się śmiał.
Wreszcie raz zrobiłyśmy imprezę zapraszając kolegów, ale to była taka libacja, że te doniczki z okien pospadały do ogródka.
Ja chyba cierpię na atak grafomanii, pisać to dalej? Bo nie wiem czy się nie wkurzycie za te biograficzne wątki
Już zdążyłam sobie wszystko w głowie wyobrażać, ciekawa co będzie dalej a tu takie pytanie... To jak dać dziecku czekoladkę, widzieć że je az mu się uszy trzęsą i spytać czy na pewno chce jeszcze.. :) Klarko, oczywiście pisz!
OdpowiedzUsuńpisac dalej !! Opowiesci z cyklu "jak to kiedys bywalo" zawsze sa fascynujace! ;)
OdpowiedzUsuńAnn
oczywiście że pisać - tak rozbudzoną ciekawość może zaspokoić tylko ciąg dalszy opowieści....
OdpowiedzUsuńPisać, czekam z zapartym tchem na dalsza część i pozdrawiam jak zawsze :-)
OdpowiedzUsuńPisz zdecydowanie pisz.
OdpowiedzUsuńpisać! pisać!!! Super. Firelady
OdpowiedzUsuńNo cóż za pytanie? Dawaj tu zaraz dalszy ciąg, bo przecież jest jakiś dalszy ciąg? Temu synowi już źle z oczu patrzy...no i te koguty... wudu jakieś, czy co?
OdpowiedzUsuńA tak w ogóle, to mi się przypomniał fragment filmu "Ścigany" z Harrisonem Fordem. Pamiętasz jak uciekając przed wydziałem pościgowym ukrył się na czas jakiś w pokoju wynajmowanym u Polki i jej syna? Podobne klimaty jak u Twojej "babci"
Pisac, pisac!!!!
OdpowiedzUsuńJasne, że pisać! A grafomania jest super, bo my cierpimy na czytaczo-manię ;p
OdpowiedzUsuńJoanna i Kreska
Pisz Klarko, pisz!
OdpowiedzUsuńA ja bede dzielnie czekac :)
pisać:)Dużo pisać:)
OdpowiedzUsuńCzemu nie , Józkowi też należy sie, i babci i lokatorom....
OdpowiedzUsuńPrzyznam,że temat stancji jest mi dosyć odległy.
Popularne - podnajem najemcy. Tym bardziej w dobie knajpek przyulicznych.
A dziewczę zapewne spokojne, nic z tych awanturnic to i babci taka miła dziewczynka towarzyska - jak znalazł. Czekam na c.d. :)
czekam :-)
OdpowiedzUsuńPisać! Pisać! ;))
OdpowiedzUsuńpisac!! tym bardziej ze ja tez po gastronomiku:DD
OdpowiedzUsuńFantastyczne! Pisać! :)
OdpowiedzUsuńTy decydujesz czy i co pisać, to Twój blog, ale... no właśnie - ale!! jako wierni czytelnicy błagamy: jeszcze! jeszcze! jeszcze!
OdpowiedzUsuńzbudowałaś napięcie jak u Hitchcocka i teraz co? mamy iść spać?
ja jestem wręcz uzależniony od Ciebie! tak,tak, wieczór bez Klarki jest stracony bezpowrotnie hahahaha.....
razem z żoną uwielbiamy Krysię i Rysia i właśnie Twoje gastronomiczne wspomnienia;)
b.go
no jak to czy pisać? Oczywiście, że tak! Tego się nie czyta, to się chłonie :)
OdpowiedzUsuńjeanette
Prosze, Klaro, pisz! :D
OdpowiedzUsuńno nie!!! to juz sadyzm jest.Nie rób mi tego.Jak mozna tak kogos wciagnąć w historię a potem nagle ,bez ostrzeżenia ,ciach i konieć????Co to za pytanie wogóle jest"czy pisać" a co niby zostawic nas w pół historii????JASNE ZE PISAC i na dodatek mam prośbę ,MIGIEM PISAC bo ciekawość mi wątrobę wyjada.
OdpowiedzUsuńpisz Klarko, pisz.......jak czytam , staja mi w oczach moje młode lata, jak mieszkałam na stancji juz jako studentka.....
OdpowiedzUsuńPisz Klarka, pisz. Co dziennie wchodze do Ciebie i wyglądam nowych postów. Teksty biograficzne szalenie wciągające.
OdpowiedzUsuńpisać
OdpowiedzUsuńpisac :)
OdpowiedzUsuńPisać pisać! :)
OdpowiedzUsuńTeraz młodzi ludzie często narzekają na różne rzeczy, może jak sobie któreś przeczyta, jak te stancje wyglądały kiedyś, to coś niecoś im da? :)